Inka
Marszałek
Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: małopolska
|
Wysłany: Nie 20:11, 27 Sty 2013 Temat postu: Karol |
|
|
Siedzę w tym aucie i myślę. To mi się akurat dobra pora na filozofię trafiła. Pokomplikowało mi się trochę życie, a zapowiadało się bardzo ładnie, muszę przyznać.
Zawsze chciałem być kimś. Głównie dlatego, że mój ojciec nie znaczył zbyt wiele. Matka harowała, a on siedział i pił. Jak byłem młody, byłem idealistą, a potem poznałem sprawczą moc pieniądza. Po co oni mi to pokazywali? Najpierw poznałem Martina- Niemiec, nie Niemiec, ale klasę miał! Mundur elegancki, zawsze cygaro, drogie alkohole, piękne kobiety...na początku jednak nie robiło to na mnie wrażenia. Jak zaproponował mi bycie jego agentem to nie zgodziłem się póki nie porozmawiałem z kolegą ze szkoły. Bo ja tego kolegę, to uważałem za patriotę. I słusznie. Ciekawe czy jeszcze żyje. No i ten kolega, to mi powiedział, żebym się zgodził. On był oficerem dwójki. I wykorzystali mnie jako podwójnego agenta. Co to było za życie! Elita, byłem E L I T Ą! A potem wszystko zaczęło się walić. Wanda ode mnie odeszła i zaczęła się zadawać z tym chłopcem- Woyciechowskim. Przeklęty Konarski, stwierdził, że szkoda im pieniędzy na moją misję. A na końcu mnie wrzucili do więzienia.
Może to śmieszne, ale na początku wojna jawiła mi się wybawieniem. Wydostałem się z więzienia, odnalazłem swoją siostrę...a potem siostra zniknęła a kilka tygodni później zgarnęli mnie w łapance. Stałem nad tym rowem i zastanawiałem się, czy to już. Czy to koniec. Ale doszedłem do wniosku, że życie, jest chyba wartością najwyższą. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to wymieniać nazwiska. Nazwiska wszystkich znajomych niemieckich oficerów. I powiedziałem, że znam Halbego. Potem zastanawiałem się po co? Po co? Ten obrzydliwy typ od akordeonu bił mnie, torturował...
Rozwaliliby mnie od razu i byłoby po problemie. Prawie bezboleśnie.
Wtedy Halbe mi zaproponował, żebym sypał. Może i miałem jakieś opory, a może chciałem tylko zagrać na zwłokę, żeby sobie nie pomyślał, że błagam go o litość, albo coś. Ale jak mi powiedział o Irenie, o tym, że mogę ją uratować, to się zgodziłem. Może nigdy nie byliśmy szczególnie blisko, ale zawsze czułem się za nią odpowiedzialny.
I znowu się wszystko zaczęło układać. Miałem pieniądze, odzyskałem zaufanie Wandy myślałem, że może nawet się do mnie wróci? Ale potem znowu się wszystko posypało. Przestałem być potrzebny Niemcom, podziemie wydało na mnie wyrok. Nie tak to miało wyglądać.
Zostali mi jeszcze czerwoni. Komunista wprawdzie ze mnie żaden, ale kto inny mógł mi pomóc? Liczyłem na to, że ja coś dla nich zrobię, oni coś zrobią dla mnie i tyle. Zniknę. Będę bezpieczny. I jak to zwykle bywa-pomyliłem się. Jak raz z nimi zacząłem, tak zostałem do teraz.
Po wojnie znowu zacząłem coś znaczyć, ale co z tego, jak jakaś banda z lasu i tak może mnie terroryzować kiedy chce? Nie mam na świecie nikogo. I w zasadzie, służę tylko do tego, żeby mój szef się mógł na mnie wyżywać.
Napiłbym się wódki.
Albo nie. Alkohol nie rozwiąże moich problemów. Ale wiem, co zrobić, żeby zniknęły.
Nie wahałem się. Nacisnąłem za spust i już.
To oczywiste, że nieistnienie, jest prostsze niż istnienie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|