Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

20 lat później...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 22:47, 22 Sie 2013    Temat postu: 20 lat później...

20 lat później....

Przepisałam pół. Jak się spodoba, przepiszzę resztę. Proszę o szczerość. Przepraszam za literówki.

Jak zawsze w ten dzień grupa osób spotykała się przed grobem Janka Markiewicza, aby uczcić kolejną rocznicę śmierci, w tym roku już dwudziestą. Jako pierwsza pojawia się Lena. Zmieniła się bardzo w ciągu tych dwóch dekad. Po kilka ciążach nie zrzuciła kilku nadprogramowych kilogramów, co dodawało jej uroku. Na twarzy jednak nadal miała swój delikatny uśmiech, co sprawiało wygląd ciągłej optymistki. Zapaliła znicz, starła zeschnięte listki z pomnika, pomodliła się przez chwilę, i jak zawsze zaczęła rozmyślać o tym, co by było, gdyby Janek przeżył. Wyobrażała ich sobie jak nieziemsko szczęśliwą rodzinę z trójką dzieci w małym mieszkanku gdzieś w USA. Obydwoje byliby wziętymi architektami, projektującymi domy i ogrody. Razem stawiliby czoła wszystkich przeciwnościom losu, gdyby tylko nie dostał kuli od Wasilewskiego…, ale nie może narzekać, ponieważ dla niektórych jej teraźniejsze życia wydawałoby się snem. Jej wystarczy świadomość, że to nie koszmar. Ma dzieci, które kocha ponad wszystko i męża dającego poczucie bezpieczeństwa oraz tego, że jest kochaną. Kiedy za niego wychodziła, nie czuła do niego zbyt wielkiej miłości, był dla niej bardzo bliskim przyjacielem, któremu mogła powiedzieć najskrytszą myśl oraz była mu wdzięczna za opiekę, jaką roztaczała wokół niej i Jasia. Wyszła za niego, bo tak było łatwiej, nie lubiła ciągłej samotności, współczujących spojrzeń przyjaciół. Chociaż Bronek z Wandą wtedy się rozstawał i tak sądziła, że obydwoje urządzą sobie życie. O siebie nie była już taka pewna. Dopiero po urodzeniu Antka zrozumiała, że pokochała Grzegorza miłością może nie tak płomienną, namiętną i romantyczną, jaka łączyła ją z Jankiem, ale dojrzałą, ciepłą i troskliwą, taką, która kazała wstawać wcześnie rano, razem z mężem, przygotowywać mu śniadanie, uważać, by się nie przeziębił i czekać na niego do późnych, nocnych godzin. Jednak nigdy nie pozwalała sobie na spontaniczne gesty, takie jak pocałunki. Wydaje się, że Grzegorzowi z natury spokojnemu i lekko wycofanemu człowiekowi, to odpowiada. Kocha Lenę całym sercem, sam chciałby zapewnić jej całkowicie sielankowe życie, ale sam nigdy nie wymagał od niej takich poświęceń. Sam fakt, że darzyła go ciepłym uczuciem wynagradzał mu wszystkie ciche dnie, pełne jej pustego spojrzenia i skrywanych łez w poduszce.
Odgarnęła kilka liści z nagrobka, które dzisiaj wyjątkowo natrętnie nie dawały spokoju przez wiatr. Właśnie na ścieżce cmentarnej pojawili się Bronek z żoną oraz Władek z Rudą. Lena nie mogła powstrzymać ogromnego uśmiechu, który rozlał się na jej twarzy. Wszyscy zaczęli się witać z byłą Sajkowską bardzo ciepło i nieśmiało, jakby każde głośniejsze słowo miało ją zranić. Mimo, że spotykają się regularnie raz na miesiąc, dzisiaj jest dla nich wyjątkowa chwila, więc patrzyli na siebie jeszcze serdeczniej i bardziej opiekuńczo.
- Przepraszamy, ale Tosia z Kamilem nie przyjdą. Wiesz, jak zachowywali się w zeszłym roku – mówi Izabela, żona Bronka. Lenka kiwa głową ze zrozumieniem, bo sama w mieszkaniu zostawiła swoją czwórkę z Haliną. Na cmentarz przyjdą tylko Grzegorz z Janem. Bronek dyskutuje o czymś zawzięcie z Władkiem I Rudą, która jeśli to możliwe, jeszcze bardziej schudła, co pozwala Lenie pogrążyć się w rozmowie z Izą. Jest najmłodsza z ich grupy, ma tylko 41 lat, ale nie przeżyła całej okropności wojny, co pozwala sądzić, że ma 35 lat. Od 1937 roku przebywała w Londynie ze swoją rodziną. Do kraju wróciła w 1947, właśnie podczas powrotu poznała się z Bronkiem, ale do bycia razem była jeszcze długa droga. Są naprawdę szczęśliwi, szczególnie on. Z Wandą próbowali bardzo długo, ale uczucia się wypaliły, pozostało lekkie przywiązanie, sentyment, wspomnienia i pewien dług wdzięczności z Wandy strony, która nigdy nie zapomni wybawień Bronka podczas wojny. Nawet narodziny ich wspólnego dziecka nie zdołały nic załatać. Gdy Aleksander miał pięć lat, aktorka postanowiła razem z dzieckiem i Heleną wyjechać do Krakowa a załamany Bronek przez tęsknotę za Olkiem, układać życie w stolicy. Ma dobry kontakt ze swoim pierworodnym synem, ale przez dużą odległość nie jest to głęboko więź. Jest to jedyna prywatna sprawa, która nie poszła po jego myśli, więc Bronek każdego dnia zastanawia się jak można to naprawić, ale gdzieś w sercu zdaje sobie sprawę, że na to już za późno. Mimo to Woyciechowski wydaje się być bardzo szczęśliwy z Izabelą i dzieciakami.
- Spotkałem Ketlinga na ulicy. Myślałem, że zginął w powstaniu. Pamiętałem, że podczas przebiegania przez ulicę dosięgła go kula. Powiedział, że dostał tylko w udo. Po opatrunku wycofał się do Kampinosu, nie mógł wytrzymać tej pożogi – odzywa się Bronek trąc w zakłopotaniu nieogoloną szczękę, co po raz kolejny wybudza Lenę z zamyślenia. Nie przypomina sobie tego człowieka, ale zawsze miło posłuchać o niespodziewanie odnalezionych znajomych z tamtych lat. – Przyznał się, że żałuje swojej ucieczki do lasy, ale…
- Nie ma czego. To była jedna z mądrzejszych decyzji, o jakich wtedy mogłabym usłyszeć – przerywa mu Ruda a jej wzrok sprawia, że każdy zaczyna czuć się niezręcznie, tylko Władek gładzi swoją żonę po ramieniu. Na szczęście na ścieżce pojawiają się następni Konarscy oraz Jasiu z Grzesiem.
- A Guzik zawsze na ostatnią chwilę. Nigdy się nie zmienisz – uśmiecha się brat do Michała ściskając dłoń Celiny. W tym, co powiedział znajduje się tylko trochę prawdy, bo nikt nie wyszedł z wojny taki sam. A nawet jej echa pozostawiły trwały ślad. Czasem ich nawyki wojenne doprowadzały ich do pasji. Na przykład Bronek po przebudzeniu chciał wstawać meldować dowódcy i ich dzisiejszym stanie, a Michał przez sen często nawoływał swoich przyjaciół, gdyż dość często śnił o akcjach powstańczych i jego samotności przez kilka dni w kanałach.
- Jesteśmy na czas. To wy zawsze przychodzicie wcześniej – żachnął się Michał z uśmiechem witając wszystkich. Celina z córką trzymają po wiązance kwiatów. Są prawie identyczne, tylko Zosia odziedziczyła po ojcu błękitne oczy. Lenie często się wydaje, że Michał i Celina z roku na rok stają się coraz więcej wpatrzeni w siebie i po prostu zakochani. Pamięta, jak po wojnie przez trzy lata siłowali swoje poglądy, kłócili o najdrobniejszą głupotę. Nawet po ślubie ich pierwsze miesiące były jedną, wielką awanturą. Przyjaciele radzili im odpoczynek od siebie, ale im więcej dostawali tych rad, tym mocniej ciągnęło ich do siebie. Wszystkie niesnaski skończyły się, gdy mężczyzna trafił na rok do więzienia. Sama Celina była ciągnięta przez sznur przesłuchań. Po odbiciu, gdy spotkał się pierwszy raz z żoną, płakali obydwoje. Tak się stęsknili za swoim towarzystwem, rozmowami o literaturze, bliskością ciał, że pragnęli spędzić w swoich ramionach wieczność. Następne wypadki tylko pogłębiły tę więź. Zrozumieli, że mimo różnic charakteru, są stworzeni dla siebie. Po tylu latach, tylko Michał, z całej grupy, potrafi cielęcym wzrokiem wodzić za swoimi kobietami, co powoduje wiele zabawnych sytuacji między nim a chłopakami.
- Myślę, że już czas. Jest godzina trzecia po południu – powiedział Bronek. Izabela kładzie ogromny znicz na płycie nagrobka, Celina z Zosią składają wiązankę, a Michał z Władkiem przymocowują do niej kilka biało-czerwonych wstążeczek. Lena nie może powstrzymać łez, przytula Jasia, który jak zawsze jest pod wrażeniem atmosfery tego dnia. Wszyscy ustawiają się wokół pomnika i zaczynają snuć wspomnienia. Każdego roku starają powiedzieć coś nowego. W tym czasie Grzegorz subtelnie cofa się, a za to młody Markiewicz zbliża się i słucha w napięciu, gdyż nigdy nie ma dość opowiadań o swoim ojcu.
- Minęło już dwadzieścia lat a ja ciągle pamiętam jego radosne i pełne niedowierzania spojrzenie, gdy oznajmiłam mu nowinę o ciąży – ciężko wzdycha Lena patrząc czule na swojego najstarszego syna, który sam odwzajemnia uśmiech.
- Pamiętam. Gdy wróciliśmy do lasu, przez tydzień nie nadawał się do pracy, taki był przerażony bez wieść od ciebie. Dopiero bitewka z niewielkim, niemieckim oddziałem otrzeźwił i sprowadził go na ziemię – dopowiada Hrabia, bezwiedni dotykając blizny za lewym uchem. – To wtedy kula minęła jego głowę o dziesięć centymetrów – prawdziwy cud. Zupełnie jak ciebie, Cela, w powstaniu.
Celina wyrwana z zamyślenia szybko kiwa głową i ociera łzy, które wszyscy widzą.
- Dokładnie, ale teraz właśnie przyszło mi do głowy, jak pierwszy raz spotkaliśmy się po wojnie w Biurze Odbudowy Stolicy – przerywa na chwilę i wzrokiem szuka Michała, który przytula Zosia. – Boże, jaki był zdziwiony i w pewnym stopniu rozgoryczony, gdy usłyszał, że nie szukam z wami kontaktu, mimo że miałam kilka wizyt Michała.
- To były trudne czasy. Nikt nie wiedział, co jest słuszne – wtrąca się Władek.
Po godzinie spędzonej na takiej rozmowie, wolnym krokiem ruszają do domu Grzesia i Leny, gdzie czeka na nich skromny poczęstunek, a także siostra Grzegorza z resztą ich dzieci. Władek i Ruda szli najszybciej, bardzo blisko siebie, ale nie dotykając się w ogóle. Iza trzyma Bronka pod ramię, obok nich szedł Grzegorz, który wdał się w ciekawą rozmowę odnośnie warunków w szpitalach. Dalej szła Lena otoczona przez swojego syna i Zosię, którym po raz kolejny opowiada o wysłanym przez Janka portrecie do getta. Na końcu szli młodzi Konarscy, jak wszyscy lubili ich nazywać. Trzymali się za ręce i rozmawiali szeptem, jakby nadal byli w konspiracji. Celina, mimo swoich 45 lat, była nadal szczupłą i piękną brunetką. Każdemu wmawiała, że to miłość, a nie geny. Pewnie ubrania robiły też dużo dobrego wrażenia. Idąc ulicą, większość uśmiechała się na jej widok, ponieważ w jej szafie było pełno kolorowych, eleganckich, ale niepozbawionych uroku ubrań. Nikt nie wiedział, ile czasu spędzała u swojej koleżanki krawcowej, u której szyła większość rzeczy. Natomiast Michał ubierał się jak zawsze. Na twarzy miał kilka blizn, które dodawały mu męskości, ale nie pozbawiły chłopięcej zadziorności. Kiedy chciał, to potrafił być nadal zgrywusem i dowcipnisiem. Od kilku lat zdarzało mu się to coraz częściej. Właśnie powiedział coś zabawnego swojej żonie, bo ta parsknęła śmiechem, chociaż w oczach miała łzy. Pewnie starał się ją pocieszyć lub sprawić, aby zapomniała.
- Już jesteśmy – odezwała się Lena, wchodząc do kamienicy, która sama zaprojektowała lata temu. – Jestem pewna, że Antek ze Sabinką nie dały Halince żyć. Naprawdę nie wiem, jak mogą się tak bardzo różnić od Ali.
Grześ nic nie powiedział, ale po minie można wnioskować, że za nic na świecie nie oddałby tych nicponiów, jak i cichej Alicji, a także małego Romka. Z kuchni wybiegła jedenastoletnia Alicja, która szybko przytuliła się do Jasia i zaczęła skarżyć, co złego zrobił Antek podczas ich nieobecności. Zosia szybko pobiegła zajmować się Romkiem, który miał tylko cztery latka. Było bardzo widoczne, że pragnie mieć rodzeństwo, jednak to marzenie już nigdy się nie spełni. Przyjaciele przenieśli się do drugiego pokoju, gdzie był już ustawiony stół z jedzeniem.
- Ile musiałaś się napracować, żeby coś takiego zrobić. Przecież nie musieliście, czasy są ciężkie, nie warto na nas tyle wydawać – zmartwiła się szczerze Izabela, która nie miała pojęcia, jak Mazurowie zdołają wykarmić tak dużą rodzinę. Reszta gorliwie pokiwała głowami, ale nie odzywała się, bo wiedziała, że jest to bezcelowe. Lena przyniosła z kuchni herbatę i zawołała Halinę, która mimo usilnych chęci, nie mogła polubić tej grupy. Sama w czasie wojny bała się przez większość czasu a akcje dywersyjne podziemia sprawiały, że bała się częstszych łapanek. Do tego same ich postawy powojenne… traktowali to, jak coś normalne. Nie było mowy o przechwałkach, ale sam nastrój, gdy razem przebywali w pomieszczeniu, sprawiał, że do Haliny znów wracał paniczny strach. Tak więc szybko pożegnała się i wyszła.
Dzieciaki bawiły się w drugim pokoju, z którego dochodziły przytłumione krzyki i częste wybuchy śmiechu. Dorośli siedzieli przy stole, zajadali się i rozmawiali w najlepsze. Czuli się zupełnie swobodnie w swoim towarzystwie. Znali się bardzo dobrze, wiedzieli o sobie prawie wszystko, a większość poznała siebie w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.
- Celina, znalazłaś już pracę? Pewnie musi być ciężko – rzekł Grześ, który był pracoholikiem i nienawidził bezczynności.
- Tak, od dwóch tygodni pracuję w nowo otwartym wydawnictwie, jako tłumacz, ale było naprawdę trudno. Jestem naprawdę zła, że zwolnili mnie z gazety kulturalnej, ale wiecie, jak to wyszło. – Kobieta odgarnęła włosy z twarzy, co ukazała długą bliznę ciągnącą się od płatka ucha do karku. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, która wiedziała dużo więcej o kulisach dostania tej pracy. Jakoś podczas tego wieczoru, nie chciały się tym dzielić. – Nie mogę narzekać, tłumaczę tylko zmarłych klasyków, na nic więcej się nie zgadzam i po prawdzie nawet nie muszę, bo mój szef to rozumie.
- Ciekawe, czemu? – wtrąca się ironicznie Michał. Długo nie mógł się pogodzić z wyborem ścieżki zawodowej żony i nawet były czasy, że Celina nigdzie nie pracowała. Dopiero ciągłe kłopoty finansowe i dorastające dziecko zmusiły mężczyznę do zweryfikowania swoich poglądów, co nie znaczy, że pozwalał jej na pracę w każdym szmatławcu. – My go znamy, Władek. To Marian Kądzioleski, był z nami w celi 52. Rozmawiałem z nim i niestety, niewiele się zmienił, ale wisiał mi przysługę, więc to wykorzystałem.
Władek nie dał po sobie poznać, że znał kiedyś takiego człowieka. Gdy ktoś wspominał o czasach więziennych, jego wzrok mówił wszystko. Razem z Rudą przecierpieli najdłużej w zamknięciu i pewnie najwięcej doświadczyli, chociaż Michał miał krótsze wyroki, trafiał na większych sadystów. Dopiero, gdy Gomułka doszedł do władzy i nastąpiła wolność starsi Konarscy wyszli na wolność. To dlatego Ruda, mimo swoich 47 lat ma większość siwych włosów, szarawą cerę i jest tak chuda, że każde ubranie na nie wisi. To dlatego nie mają dzieci, gdyż ciągłe wycieńczenie organizmu stało się powodem jej bezpłodności. Razem z Władkiem pracują w jeden firmie przy produkcji samochodów. On jak robotnik fizyczny, a ona jest sekretarką.
- A co ostatnio spotkało Antka w szkole… - szybko zmienia temat Lena, która nie chce widzieć Władka w najgorszym ze swoich możliwych humorów. – Na polskim przerwał recytowanie rosyjskiego, iście propagandowego wiersza. Myślałam, że nauczycielka dostanie apopleksji, gdy znowu zobaczyła mnie w klasie.
Grzegorz westchnął cicho. Od dawna próbował wytłumaczyć synowi, że milczenie popłaca, ale na nic zdawały się kary i groźby. Nie chodziło o to, że Grześ był przeciwny prawdzie, albo wierzył w te bzdury. Po prostu uważał, że lepiej dla każdego by było, gdyby raz na jakiś czas po prostu nie odzywał się. Iza słuchała uważnie, bo sama miała dziecko w szkole, które już teraz zaczyna dostrzegać, że wersja usłyszana w szkole znacząco różni się od domowych opowieści. Tylko Bronek był tym zmartwiony, bo Tośka przychylała się lekko w stronę podręcznikowej prawdy, która była nic nie warta. Wyrzucał sobie, że gdzieś musiał popełnić błąd, gdy pokazywał, co sądzi o tych książkach. A jeszcze więcej był zły na siebie, że nie pokazał swoja postawą, co jest słuszne. Najwięcej w szkolnych awanturach doświadczenia mają Michał i Celina, których Zosia posiada po tacie niewyparzony język, skłonność mówienia, tego co myśli i zbyt żywiołowy charakter. Właśnie to spowodowało zwolnienie Celiny z pracy. Michał był dumny z córki i często to okazywał, ale nocami zastanawiał się z małżonką, jaka przyszłość, w takim razie, czeka ich dziecko. Jego serce mówiła, że Zosia wybrała właściwą ścieżkę, ale rozum podpowiada, że zbyt wiele dobrego jej nie czeka, gdy za rodziców ma dwójkę AK-wców.
- Ostatnio Zośka wstała na lekcji, gdy mówiona o 17 września i po prostu chciała wyjść z sali. Na szczęście jej stary profesor zócił ją na miejsce. Podobno, na lekcjach, gdy mówi o dawnych wydarzeniach zgodnie z podręcznikiem, to całym jestestwem daje młodzieży do zrozumienia, gdzie to wszystko ma.
- On sam nie wierzy, w co wykłada – podsumowuje Ruda dopijając herbatę. – Teraz trzeba tylko czekać na spektakularne zwolnienie, bo pewnie znajdą się jakieś przyjemniaczki.
- Dziwię się tylko, że wytrzymał tak długo. – Odezwał się Grzegorz.
- Podobno dopiero od miesiąca okazuje swoje prawdziwe poglądy – mów Michał, który ma nadal kontakty na całym mieście, przez co wie więcej od innych. – Zmarła mu żona, dzieci nie ma, więc nie ma nic do stracenia.
- To ma sens. – wtrąca się Bronek i patrzy wymownie na swoją żonę, która dobrze odczytuje znaki.
Atmosfera zagęszcza się, każdy czeka aż ktoś w końcu się odważy i powie te cztery magiczne słowa, które nie odmienią niczego: „ Lepiej było przed wojną”. Michał wzdycha i nalewa wszystkim kolejkę. Nie chce, żeby popadli w rozpacz i użalali się nad sobą. On sam żałuje tamtych chwil i czasem tęskni za brakiem odpowiedzialności i ciągłą zabawą, ale przeżyli piekło wojny i czas gorszy po niej. Ale trzymają się razem, założyli rodzinny, zszyli rany, starają się trzymać normalności… to o wiele więcej, niż niejeden Akowiec, zwłaszcza cichociemny, mógłby wymarzyć. Dlatego on woli się uśmiechać, żartować i czasem myśleć, że nie ma przeszłości.
- Za… wiadomo, za co… - wszyscy podnoszą kieliszki, wiedząc, że nie chodzi mu o Janka.
Rozmawiają o niczym, kobiety wymieniają się nowymi plotkami o modzie a mężczyźnie rozprawiają o ich wspólnej pasji – sporcie. Nikt nie domyśliłby się, że to ludzie, którzy stracili młodość. Ponad dziesięć lat nie żyli dla siebie, poświęcili wiele i zostali ukarani. Nikt nie powiedziałby, że przeszli piekło, choć czasem, gdy popatrzy im się w oczy, to widać, że jakaś cząstka po prostu umarła.
Około godziny 19 Woyciechowscy szykują się do wyjścia, jutro Tosia ma przedstawienie w szkole, na którym musza się zjawić, a mały ma wycieczkę do teatru. Zresztą nie mogą zostawiać dzieci na długi czas u rodziców Izy, gdyż oni nie posiadają już tyle sił i energii, co kiedyś. Gdy stoją na korytarzu i zakładają buty pośród okropnego krzyku dzieci, Lena odciąga Bronka na bok.
- Masz jakieś wieści od Wandy?
- Od dwóch miesięcy nie, utrzymuję kontakt tylko z Olkiem, który zresztą przyjeżdża do nas na całe wakacje. – Informuje ją rozpromieniony. Na pierwszy rzut oka widać, że bardzo tęskni za pierworodnym, który tylko z wyglądu jest podobny do ojca. – Ale wiesz, jaka ona jest…
- Rozumiem i wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby nie obiecała mi, że tym razem na pewno przybędzie. Widziałam się z nią kilka tygodni temu, gdy byłam w Krakowie na jej sztuce i wydawało mi się, że tęskni za naszymi spotkaniami… za tobą też.
- Może wypadła jej premiera – odpowiedział jej zirytowany Bronek. – Na pewno niedługo się tutaj zjawi, a jak nie, to zawsze masz nas gdzieś kręcących się w pobliżu.
- Wiem, wiem – przytula Bronka z całej siły i stara się powstrzymać napływające do jej oczu łzy. Zamyka za nimi drzwi wejściowe i wraca do salonu, gdzie Zosia stojąc na środku pokoju, recytuje wiersz Norwida, którego nikt, z wyjątkiem Celiny, nie rozumie. Nagle Lena zauważa coś niepokojącego: spojrzenie Jasia w stronę młodej Konarskiej. „To się nie skończy zbyt dobrze” – myśli Mazurek, ale nie chce z nikim się dzielić tym spostrzeżeniem, zwłaszcza z Michałem, który jest przeczulony na punkcie swojej jedynaczki. Cóż to była za ciąża… Właśnie wtedy Lena zaczęła spotykać się z Grzegorzem, Michał został, nie wiadomo czemu, zwolniony po roku. Władek z Rudą siedzieli w lesie i młodzi Konarscy mieli do nich dołączyć, ale minęły trzy miesiące załatwiania wszystkich spraw i powoli nadchodził dzień wyjścia, Celina mu oznajmiła, że jest w ciąży i jest duże prawdopodobieństwo, że jej nie utrzyma. Michał zatrzymał całą machinę, poinformował Władka, naraził się na kolejne aresztowania, znalazł pracę na budowie i starał się spędzać każdą wolną chwilę przy żonie, starając się przychylić jej nieba. Celina promieniała wewnętrznym blaskiem, ale była bardzo osłabiona. Poród był bardzo trudny i kobieta musiała wiele wycierpieć, tak samo jak Michał, który oszalał w ten dzień, ale widok zdrowej córki wynagrodził im wszystkie żale.
- Lena! – krzyknął Grześ lekko potrząsając swoją wybranką. Ta otrząsa się z zamyślenia i nieprzytomnie patrzy po ich twarzach. Dzisiaj myśli o wszystkim z przeszłości, tylko nie o nim, o którym chciałaby marzyć przez cały czas. – Gościa nas opuszczają, trzeba ich pożegnać.
- Tak, tak, oczywiście – potwierdza Lena i nadspodziewanie szybko znajduje się w przedpokoju, gdzie żegna się z Konarskimi, szczególnie przypatrując się Zosi, która z dziecka przeistacza się w kobietę.
- Musimy się zbierać tak szybko, bo jeszcze spotykamy się z mamą, a ona nie powinna zostawać zbyt długo sama… rozumiesz… - jakby tłumaczy się Władek, miażdżąc Lenę w objęciach. Ona zawsze znajdywała tam ukojenie, jakby część jej trosk przechodziła na jego silne barki. Wszyscy się z nią czule żegnają, bo wiedzą, że ona nadal nie oddała całego serca Grzegorzowi. Konarski wychodzą na dwór, a Mazurowie zajmują się sprzątaniem całego bałaganu i cieszą się przebywaniem ze sobą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mondler
Marszałek



Dołączył: 15 Sty 2013
Posty: 1935
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:59, 23 Sie 2013    Temat postu:

Troszkę niezrozumiałe jest zdanie: "Chociaż Bronek z Wandą wtedy się rozstawał i tak sądziła, że obydwoje urządzą sobie życie.". I mieszasz czasy. Raz jest przeszły, a raz teraźniejszy. Ale poza tym bardzo ładnie. I ciekawie Wink Chociaż... tak, tak, muszę się przyznać! Nie lubię Wandy, ale jakoś nie widzę, aby miała się rozstać z Bronkiem! I szkoda mi Władka i Rudej Sad Oni powinni mieć dzieci. Też mi się wydaje, że przed i w trakcie wojny było lepiej. Dlatego wolę IV pierwsze sezony od V. Czekam na ciąg dalszy i cieszę się, że wstawiłaś jednak Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Pią 10:04, 23 Sie 2013    Temat postu:

Pewnie, że się podobało Smile Proszę o drugą część.
Literówki, faktycznie są, ale to nie problem, przecież każdy pisarz ma od nich korektora Smile
Przygnębiło mnie trochę to opowiadanie. Grzegorza i jego siostry zdecydowanie nie lubię. W ogóle nie pasują do tego towarzystwa.
I bardzo podoba mi się wątek Janka i Zosi Smile Powinni zostać parą Very Happy I razem działać kontynuując misję rodziców. Dwadzieścia lat później, to 1965 rok, więc będą mieli okazję już za trzy lata Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lilka1234
Marszałek



Dołączył: 17 Sie 2013
Posty: 2449
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:09, 23 Sie 2013    Temat postu:

Bardzo mi się podobało, czytałam z takim zapałem, że tych literówek wcale nie zauważyłam Smile Ciekawa historia, podoba mi się scena wspominania nad grobem. Tylko jakoś się tak smutno zrobiło, ale o to chodzi żeby umieć wywoływać w czytelniku różne emocje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Nie 20:31, 01 Gru 2013    Temat postu:

Znalazłam następną część, która zawieruszyła się podczas przemalowywania mojego pokoju. Miłego czytania!


- Dziwna była ta kolacja, nie uważacie? – spytała Ruda wszystkich, gdy wchodzili do małego samochodu Władka.
- A mi się bardzo podobało. – odezwała się Zośka usadowiona między rodzicami. – Uwielbiam bawić się z Romkiem. Jest taki mały i zabawny.
- Wiem, o co ci chodzi, Wiktorio. – odzywa się Celina głaszcząc czule córkę. – Jakby coraz mniej było Janka. Nie zapomnę nigdy piątej rocznicy, gdy byłam w ostatnich miesiącach ciąży.
Władek powoli ruszył i swoją miną dawał do zrozumienia, co o tym wszystkim myśli. Zbyt wiele minęło lat, każdy ma swoje życie, w które się angażuje, pojawiają się problemy… zresztą nikt nie chce żyć ciągle przeszłością. Wystarczy, że prawie każdego dnia ktoś wymyśli nowy scenariusz tamtych lat. Mijali mieszkania, aż w końcu dotarli na spokojne obrzeża, gdzie na samym końcu stał malutki domek młodych Konarskich z ogrodem. Dzisiaj wszyscy będą tam spać, gdyż Władek od bardzo dawna nie widział się z matką, która właśnie wyszła na ganek. Maria miała już ponad siedemdziesiąt pięć lat a życie w obozie podczas wojny dawało się we znaki. Bycie babcią dawało jej jednak energię, więc każdego dnia wszędzie było jej pełno i jak zawsze służyła pomocą.
- Władek, Wiktoria, jak dawno was nie widziałam! – Maria przytulała ich na zmianę podczas gdy Michał z Celiną i Zosią usiedli na jednej z ławek przed domem. Na stoliczku były już uszykowane lemoniada i ciasto własnej roboty.
- Ale powtarzałam mamie, żeby mama się nie przemęczała i nie piekła już więcej. – rzekła z lekkim wyrzutem Celina patrząc na wypieki. Michał wzniósł tylko oczy do nieba i poczęstował się ciastkiem. Czasem trudno mu było mieszkać z trzema kobietami, które miały mocną osobowość, co powodowało napięcia.
- Cela, daj spokój i jedz. – powiedział mąż podając jej szklankę ze sokiem. Ta ugryzła się w język i upiła łyk, wpatrując się w Rudą starając się mentalnie przekazać, że chciała dobrze.
- Wiktoria, opowiadaj, co u was. Nadal w waszym mieszkaniu jest tak tłoczno? – spytała była pani doktor spoglądając na wnuczkę, która bawiła się na schodach z psem – Kmicicem, którego dostała od Władka na urodziny.
- U nas po staremu – odpowiedziała – Niektórzy po tylu latach nadal nie potrafią odnaleźć się w tej rzeczywistości. – Przy tych słowach zaczęła tak świdrować spojrzeniem Władka, że zaniepokojona Maria sama odwróciła wzrok. „Czyli z Władkiem, jak zawsze” – pomyślała. Minęło dwadzieścia lat od końca wojny, dziesięć od wypuszczenia z więzienia, a on czasem zachowuje się jakby nadal żył w podziemiu, mając nadzieję na odmianę, odzyskanie czegoś, co umarło 1 września 1939r. I Marii serce mogło się łamać za każdym razem, gdy patrzyła na starszego syna, ale nie może mu pomóc, ponieważ Władek tego nie chce. Jednego, czego pragnął to szczęścia Rudej i świętego spokoju. Tego drugiego nigdy nie osiągnął.
- Ostatnio na ulicy zobaczyłam Kamę – odezwała się Celina. Wszyscy zrobili zdziwione miny, bo nie znali takiej osoby, a Cela nigdy nie wspominała o swoich dawnych znajomych. – Kama była moją przyjaciółką na studiach w Berlinie. Nie widziałam się z nią przez cały okres wojny. Okazało się, że jej mąż jest wysoko postawionym członkiem w partii, a ona żyje jak królowa… nie mogę uwierzyć, że przed wojną się tak lubiłyśmy… - zamilkła na chwilę, przypominając sobie wspólne chwile spędzone razem. – Jej ojciec była tak oddany sanacji… gestapo go zatłukło…
- Los pisze dziwne scenariusze – podsumowała jej teściowa, która była dziwnie poruszona tą historią, które była podobna do tysiąca innych.
- Nie ma czym się przejmować. – powiedział Władek obejmując wiktorię. Obydwoje wyglądali na bardzo zmęczonych, mimo że nie ma jeszcze 22. – Trzeba zacisnąć zęby i żyć dalej.
- Od tego kiedyś dostaniemy szczękościsku. – uśmiechnął z goryczą i lekką ironią Michał. – Mała, już pora na ciebie, jutro kolejny dzień w szkole. Pożegnaj się z wujkiem i ciocią.
- Już idę, tylko jeszcze coś zjem. – wzięła kilka ciasteczek, pocałowała wujostwo, babcię, po czym tanecznym krokiem weszła do domu, odprowadzona zachwyconym spojrzeniem ojca i babci.
- Ale ona szybko rośnie. – powiedziała Ruda, zazdrośnie patrząc na drzwi, z którymi zniknęła Zosia. Od kilku dni zauważyła, że instynkt macierzyński odzywał się głośniej, niż zwykle. Siadając w długie, jesienne wieczory z Władkiem słuchając ciszy mieszkania, chciało jej się płakać, ale nikomu nie powierzyła swojej tajemnicy, z wyjątkiem Celiny, gdy poroniła drugi raz.
- I sprawia coraz więcej problemów. – dopowiedział Michał. – Na przykład ostatnio zaczęła zadawać się z ludźmi starszymi od niej o kilka lat. Rozumiem, że jest dojrzała i teraz są zupełnie inne czasy, ale bez przesady…
- Sam powinieneś posłuchać swoje rady. – poradziła mu jego mama. – Z wami też nie było nam lekko. Sam wiesz, jaki byłeś, a Zosia, na szczęście, jest bardzo podobna do Celiny, co daje nam dużo dobrego.
- Dobrze, wszyscy przeciwko mnie… - naburmuszył się Guzik. Popatrzył na Władka palącego papierosa, ale ten pokiwał przecząco głową. Podczas jednego z przesłuchań płuca Michała zaczęły szwankować, więc musiał znacząco ograniczyć palenie.
- Chyba czas się położyć – zawyrokowała Celina, patrząc na ziewnięcie Rudej – Mamo, idż pierwsza się myć, a wam Władku, przygotowałam w tym malutkim pokoiku, co się wchodzi przez kuchnię.
- Dzięki wielkie za gościnę, po raz kolejny. – rzekła Ruda uśmiechając się ciepło i zaraz potem znikając za Władkiem. Na tarasie zostali tylko młodzi Konarscy, którzy siedzieli przytuleni i wsłuchiwali się w odgłosy czerwcowej nocy.
- Powinienem zamontować tu huśtawkę, zamiast tej ławki – odezwał się końcu Michał, całując swoją żonę w głowę.
- Zastanawiałeś się kiedyś, jakie mamy szczęście? – spytała go, bez związku, ale on odgadł sens pytania, gdyż sam zastanawiał się nad tym na cmentarzu.
- Tak… dla mnie Zosia wydaje się snem… - przyznał cicho. – W ogóle sam fakt, że nam udało się przeżyć… i że my… my…
- … jesteśmy razem, wiem. – Celina uśmiecha się tak tylko przy Michale. – Myślałam o czasach w Monachium, gdzie przez kilka dni godziłeś się ze śmiercią Janka, moim tłumaczeniem procesów. Do dziś w głowie pozostają mi te okropności.
- A potem powrót do Polski, nasze kłótnie o błahostki. Nie mam zielonego pojęcia, jak wtedy wytrzymaliśmy razem. Kochałem cię, ale doprowadzałaś mnie do szaleństwa twoimi decyzjami.
- Chyba bardziej tym, że nie miałeś na mnie zbyt dużego wpływu, co?
- Pewnie tak, w większości przypadków. – roześmiał się mężczyzna. Nikt z przyjaciół nie wierzył, że wytrzymają ze sobą, a gdy usłyszeli o ślubie, starali się odwieść ich od tego pomysłu. Wyjątkiem była Wanda, która doświadczyła pierwszych uroków bycia matką. Celina pozostawała głucha na głosy rozsądku i szukała białego materiału na sukienkę, poinformowała swoich rodziców mieszkających w Łodzi. Tylko wieczorami, przed zaśnięciem pozwalała sobie na chwile zwątpienia. Co było dziwne, kobieciarz – Michał postanawiając związać się na życie z jedną kobietą, trwał w tej decyzji twardo jak skała. Gdzieś głęboko czuł, że nie pożałuje tego, chociaż w każdej kłótni miał ochotę kogoś zabić. I tak 26 czerwca 1948r w malutkim, drewnianym kościele na obrzeżach Warszawy, w obliczu rodziny i przyjaciół stali się małżeństwem. Wesele odbyło się w rodzinnym Domie Michała, czyli tutaj. Mimo malej ilości jedzenia, wszyscy bawili się tak dobrze, na ile ich było stać. Zresztą to była ich pierwsza prawdziwa potańcówka od 8 lat, gdyż Ruda z Władkiem wzięli cichy ślub w ’46, gdzie obecni byli tylko najbliżsi.
- Ostatnio Zosia powiedziała mi, że weźmie ślub w mojej sukience. – opowiedziała Celina. – Pamiętam, ile biegałam za tkaniną.
- Wyglądałaś olśniewająco. Na chwilę przestałem oddychać, co było bardzo głupie.
- Miło wiedzieć, że kiedyś zapierałam dech w piersiach. – odgryzła mu się wesoło żona, za co została pocałowana tak mocno, że przez chwile nie mogła złapać tchu. Siedzieli wtuleni w siebie coraz bardziej, nie chciało im się wstawać, mimo że mama krzyknęła o wolnej łazience. Ostatnio przez pracę Michała nie mieli zbyt dużo czasu dla siebie, a potem Celina aklimatyzowała się w nowym wydawnictwie. Nie mogli narzekać na swoją sytuację materialną, bo wystarczało im na podstawowe potrzeby, a większych luksusów nie pragnęli.
- Nie mogę przestać myśleć o Rudej. Wydaje się być taka zagubiona – wyznała Konarska.
- Może z Władka przeszło na nią. – odrzekł z przekąsem Guzik, gładząc jej ramię dla uspokojenia. – Gdy gadałem z nim wczoraj, wyglądał na naprawdę spełnionego. Nawet wyznał mi, że od dawna nie czuł się z Rudą tak młodo. Może nastrój tego dnia, gdzie każdy myśli o tym, co przeżyliśmy… Przecież my też wspominamy od rana.
- Dobrze, zgadzam się z tobą, ale… - nagle Celina zamilkła, gdyż uświadomiła sobie, że Wiktoria wyznała jej to w tajemnicy. Szybko zmieniła temat, ale mąż przyglądał się jej podejrzliwie. – Na którą jutro masz?
- Na dziewiątą, więc zostaję śpiochem. – roześmiał się radośnie, za co dostał ręką po udzie. Celina obdarzyła go jeszcze jednym pocałunkiem i wstała, aby zebrać naczynia ze stoliczka.
- Masz fajnie. Ja zaczynam normalnie, ale trzeba dać wszystkim śniadanie, więc wstaję o szóstej. Otwórz mi drzwi. – Michał posłusznie wykonał polecenie i ruszył za żoną do kuchni. – Władek podwiezie mnie do pracy, więc nie spieszę się na autobus, hurra! – spojrzała na zegarek ścienny, który dostali od jej rodziców, a który wskazywał jedenastą w nocy.
- Idź się myć, a ja to zrobię jutro, bo dzisiaj nie mam już siły. – poinformował ją Michał i ruszył do sypialni.
Gdy po 20 minutach wchodziła do łóżka, myślała, że Michał już śpi, ale on objął Celinę w pasie i wtulił się w jej włosy.
- Właśnie doszło do mnie, że Janek nie żyje od dwudziestu lat. – szepnął jej do ucha, a ona znieruchomiała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Nie 20:46, 01 Gru 2013    Temat postu:

Coś jest w tym opowiadaniu, że zostaje w pamięci.
Niby jest u nich spokojnie i bezpiecznie, ale wcale nie dobrze. Czuć smutek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin