Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Czas Honoru - Lenka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
KamiLea
Harcerz



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Czw 11:15, 14 Lut 2013    Temat postu: Czas Honoru - Lenka

Zatrzymuje się przed szeroką bramą. Nie zauważam dosyć dużego, wymalowanego czarną farbą napisu "Halt!". Wykrzyknik ostrzeżenia jest przerośnięty, wyraźnie wystaje znad liter wyrazu. Chce jakby ostrzec, zaalarmować. Sili się na przestrogę. Rampa przypomina mi przejście do całkiem innego świata. Świata jęku, rozpaczy, bólu, zgryzoty.. i śmierci.

W getcie nie da ci się jej uniknąć

Odsuwam od siebie mroczne myśli, zaciskam dłoń na rzemyku torebki i idę przed siebie. Mijam za sobą zaskoczone, albo otępiałe twarze ludzi; jedne są rozciągnięte w zdziwieniu, a drugie pozostają niewzruszone, nie posyłają mi ani jednego współczującego spojrzenia. Ale czy ja potrzebuję współczucia?
Idę tam z własnej woli. Idę bo chcę, wreszcie uściskać moją kochaną kuzynkę, o której już prawie zapomniałam. Jakiś cudownym trafem udało mi się uzyskać adres jej mieszkania. Z tego co wiem, to wiedzie się jej tam całkiem dobrze... Czy mam wierzyć ludziom? Trudno ufać, skoro prawie wszędzie widzę akty strasznego, nieprzewidywalnego zezwierzęcenia.
Widzę przed sobą pociągłą, znużoną twarz kontrolera, który bez słowa wyciąga rękę w moją stronę. Wiem, że żąda dokumentów i pozwolenia na wejście. Pośpiesznie wyciągam, co trzeba i podaję. Kiedy on uważnie przegląda te sfabrykowane świstki papieru, badawczo rozglądam się w okół siebie. Słyszę pokrzykiwania kupców, słyszę tęskny płacz skrzypiec i przebijającą radość akordeonu. Jak można tutaj grać takie pogodne, wesołe śpiewki? Przecież.. przecież tutaj jest strasznie. Ludzie leżą na ulicy porozciągani jak psy. Matki z dziećmi wyciągają drżące ręce w stronę przechodniów. Ale oni zawsze się spieszą. Widzę mężczyznę, który pospiesznie wskazuje na dwie marchewki, wciska zwitek banknotów w dłoń kobiety i znika. Ludzie są zaszczuci, chodzą przygarbieni i wiecznie wpatrują się w ziemię.

Ci ludzie, to Żydzi.

Żydówką jest też moja kuzynka, Lena. Dziadek jej ojca był, jak dobrze pamiętam, Żydem. Przed wojną dla nikogo nie było zaskoczeniem, że wśród zegarmistrzów, piekarzy, jubilerów byli Żydzi. Byli oni cząstką naszego narodu, którzy - chcąc czy nie chcąc - zapisali się w naszej kulturze. Żydzi byli od zawsze, odkąd pojawiłam się na świecie, w czasie młodości moich rodziców, a nawet jeszcze wcześniej.

No właśnie, byli.. - pomyślałam z goryczą.

Teraz ich tak naprawdę nie ma. Widzę stado zastraszonych zwierząt, wyrywających sobie jedzenie z rąk. Widzę twarze malutkich dzieci, które przypominają mi małe, mysie pyszczki. Widzę śliczne dziewczęta, ślicznych chłopców, z których oczu zionie zwierzęcy lęk i prawdziwy smutek.
Nie chciałam nawet myśleć, że moja kuzynka stała się taka jak oni. Że stała się zastraszonym, wątłym, garbiącym się wśród tłumu i wiecznie spieszącym zwierzątkiem. A ciocia i wujek?
Teraz już drżę z niepokoju.

Tak naprawdę moment sprawdzania moich papierów przebiegł gładko. Strażnik skinął głową, puszczając mnie wolno. Wypuściłam z ust, drżące, ale pełne ulgi westchnienie.

Teraz tylko pozostaje mi znaleźć tę ulicę i mieszkanie kuzynki

* * *
Stoję przed niewielkim, osmolonym brudem i sadzą budynkiem. Wpatruje się w niego w zamyśleniu. Któreś z tych okien należy do mojej kuzynki. Byłam pewna, że znajduję się pod wskazanym adresem. Teraz tylko pozostawało mi wejść na klatkę schodową i zatrzymać się pod odpowiednim numerem mieszkania. Przez głowę przeminęło mi się wiele wzruszających scen spotkania. Widziałam, jak każdy mięsień twarzy mojej kuzynki się śmieje, ale i widziałam jej ból, niezrozumienie i żal na widok mojej osoby. Bałam się tego, że moja wizyta nie spotka się z entuzjazmem. Bowiem ciotka i wujek, z Leną na czele, chcieli mnie trzymać z dala od getta. Do chwili, kiedy sami w nim się nie znaleźli.
Biorę głęboki wdech, liczę do dziesięciu, później jeszcze do pięciu. Głupia jesteś - myślę. Nagle przed oczami wyrasta mi dziewczyna z rudymi puklami włosów i szerokim uśmiechem. Moje brwi ściągają się w geście zdziwienia.
- Kogoś szukasz? - pyta dziewczyna, wycierając dłonie o swoją podartą, brudną spódnicę. Wydaje mi się serdeczna i radosna. A co najważniejsze, głowę trzyma zadartą wysoko do góry i nie garbi się. Moje serce łomoce radośnie.
- Taak.. to znaczy.. - do mojej głosy, jak stado przestraszonych ptaków, przypływa jedna, zasadnicza myśl: Czy mogę zaufać tej dziewczynie? Przecież jej nie znam. Może ona tylko udaje taką pogodną i weselutką? A co, jeżeli się zorientowała tam, przy bramie i chce się wzbogacić na mojej śmierci? Moje ciało wzdryga się rozpaczliwie.
- Możesz mi zaufać, ja nie z tych.. - to mówiąc wskazuje w stronę wysokiego, ubranego w czarną skórę i kapelusz z wielkim rondem tajniaka. Dziewczyna czyta w moich myślach! - wrzeszczę w duchu.
- Szukam Leny Sajkowskiej - wyrzucam z siebie.
Usta dziewczyny rozciągają się w jeszcze szerszym uśmiechu, a jej dłoń wędruje w moją stronę.
- Rutka jestem - mówi - Pokażę Ci mieszkanie, w którym mieszka Lena.

Jej dłoń jest ciepła, a spojrzenie ufne i głębokie.

Ona naprawdę jest Żydówką?

* * *
Rutka, wlokąc mnie za sobą, energicznie przeskakuje ze stopnia na stopień. Serce podchodzi mi do gardła, gdy ta przystaje i w zdenerwowaniu spogląda na jedno z mieszkań. Po tobie, już po tobie.. - mówi jakiś wewnętrzny, a ostrzegawcza lampka zaczyna jaśnieć krwawym blaskiem. Zaraz po tym, dziewczyna gna przed siebie i wreszcie - nie wiedzieć kiedy - zatrzymujemy się przed mieszkaniem, z obdartym numerem 18.
- To tutaj - wypluwa z siebie, dysząc.
- Dziękuję - szepcę, czując jak kąciki moich ust drżą w zdenerwowaniu. Jak mam jej podziękować? Zawsze, w najzwyklejszym zdenerwowaniu, mogłam zapomnieć numeru mieszkania. Wtedy, podejrzanie, plątałabym się od mieszkania do mieszkania. Wzbudziłabym tylko wątpliwości mieszkańców kamienicy. A na pewno znalazłby się taki, który ochoczo wydałby mnie któremuś z żołnierzy.
Nagle przytomnieje i zaczynam grzebać w torebce. Dziewczyna z zainteresowaniem przygląda się moim ruchom.
- Proszę - mówię, wciskając jej pół laski kiełbasy zawiniętej w gazetę.
Widzę jak oczy Rutki błyszczą dziwnym blaskiem.
- Nie.. nie mmogę tego przyjąć - mówi tak, jakby nie jadła takiego rarytasu od wielu, ciężkich miesięcy.
Ze współczuciem patrzę, jak dziewczyna usiłuje w sobie odnaleźć chęć wymówki. Ale nie potrafi. Cały czas przełyka ślinę, splata dłonie, po czym je rozplata. Walczy z niesamowitą chęcią porwania kiełbasy, a grzecznym odmówieniem.

Ale teraz, a zwłaszcza tutaj, nikt nie odmawia.

Nie dziwię się więc, jak Rutka wyciąga pośpiesznie rękę w stronę zawiniętej kiełbasy. Kilka centymetrów od nieosiągalnego rarytasu, cofa się. Cały czas walczy. To niesamowite.
- Rutka, weź, proszę. Nie wstydź się, to dla ciebie - podchodzę do niej i wciskam jej w dłonie kiełbasę. Dziewczyna ma łzy w oczach, zaczyna mnie ściskać, dziękować. Odchodzi. Przez ramię rzuca słabe "Do zobaczenia". Słabe, może dlatego, ze powiedziała kłamstwo, albo dlatego, że wyczerpała ją ta rozmowa. Która, bądź co bądź, wystawiła ją na trudną próbę.
Teraz się zdziwiłam, że nikt nas nie usłyszał. A co jeżeli ich tutaj nie ma? Drżę.
Pukam pośpiesznie, bez opamiętania, nie ważąc na to, że tuż obok mieszkają inni ludzie.
Po dwóch minutach, które były dla mnie wiecznością, drzwi się otwierają. Nie na oścież, jedynie na tyle, by objąć wzrokiem gościa. I wtedy zauważam nieco zakrzywiony nos, ściągnięte w zaciekawieniu, szeroko osadzone brwi mojej kuzynki. Wsadzam dłoń w przerwę i jak rozbójnik wpadam na zdziwioną kuzynkę, niemalże ją przewracając. Moje dłonie wciskają się w jej kościste ciało. Obejmuje ją morderczo, zaborczo. Nie zauważam cioci i wujka, którzy w osłupieniu przyglądają się tej scenie.

Słyszę nasze pociąganie nosami i szaleńczy śmiech cioci.

- Lenka! - krzyczę, po czym gryzę się w język - zaraz mogą zapukać zaniepokojeni sąsiedzi. Kuzynka jeszcze raz do mnie przylega, a jej ściskam ją z całych swych sił.
Później ściska mnie wujek i ciocia, nie potrafię powiedzieć, ile te wzruszające spotkanie trwało. Grunt, że spełniła się pierwsza wizja naszego spotkania.
- Jak tu się dostałaś? - Lena zniża głos do teatralnego szeptu, nadal jeszcze drży z emocji. Wujek z ciocią z uwagą wpatrują się w moje trzęsące z podekscytowania ciało.
- Janek załatwił mi te papiery, nie mógł przyjść, miał.. miał coś ważnego do załatwienia na mieście - kłamię, bo wiem, że Janek nie mógł przyjść. Po co miał przyjść? Po to, by powiedzieć, że nie da załatwić czterech kennkart?
W całym zacietrzewieniu zapominam o Romku. Gdzie on może być?
- Ciociu, gdzie Romuś? - pytam, zbywając trudne pytania Leny.
- W pracy. Wróci w nocy, nie spotkacie się dziś - mówi smutnie, głaszcząc mnie po włosach.
- Aha... - rzucam, z nieudawanym żalem.
Wyciągam ze swojej torby jedzenie, które udało mi się zapakować. Jest tam świeży chleb, dwie poskręcane laski kiełbasy, ser i kilka jajek.
- Wiem, że to mało, ale.. - wskazuje na średniej wielkości torbę i wzdycham żałośnie.
Lena przysuwa swoje krzesła do mojego i opiera swoją głowę, na moim ramieniu. Moja kuzynka nie zezwierzęcała! - moje serce pęka z zachwytu.

Kiedy ciocia z wujkiem wychodzą do synagogi na modlitwę, a my zostajemy same, pytam Lenę drżącym głosem:
- Spotkamy się wszyscy tam, po drugiej stronie?
Lena zastyga w zdziwieniu. Trwa to tylko kilkanaście sekund, ale zauważam to. Zaraz po tym kuzynka sięga po moją dłoń, oplata ją w swojej ciepłej i drobnej, i szepce.
- Oczywiście. Jak mogłaś w ogóle o to pytać? - zaśmiała się, tuląc mnie do siebie.

Nie mogłam zauważyć jej drobnych łez, które spływały po jej policzku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KamiLea
Harcerz



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Czw 11:17, 14 Lut 2013    Temat postu:

Przed godziną policyjną wychodzę. Cicho zamykam drzwi, aby nie obudzić cioci i wujka, którzy wcześniej położyli się spać. Lena odprowadza mnie wzrokiem, ściskając szalik, którym wcześniej starannie oplotła szyję. Widzę jak jej policzki błyszczą nienaturalnie. Teraz jestem pewna, że to były łzy.
- Uważaj na siebie - szepce, a jest to przestroga jeszcze większa niż ta widniejąca przy rampie.
- Nie martw się o mnie - rzucam i zaraz potem żałuję, że zgrywam taką bohaterkę.
Zamykam za sobą drzwi, pozostawiając w korytarzu smutną, żałośnie wyglądająca kuzynkę. Chcę ją raz jeszcze uścisnąć, wrócić się, ale już za późno. Muszę szybko przedostać się na drugą stronę i porozmawiać z Jankiem. Muszę jeszcze dziś go spotkać i powiedzieć mu jak bardzo ona cierpi.

* * *
W mieszkaniu jestem dziesięć minut przed godziną policyjną. Zasłaniam pośpiesznie okna, nastawiam wodę na herbatę i siadam przy stoliku. Dotykam miękkiego swetra cioci, który Lena zarzuciła na mnie, kiedy jeszcze przebywałyśmy w pokoju. Sweter jest czysty, zadbany i przesiąknięty zapachem cioci. Zabrałam ze sobą ten sweter, by móc - w takie noce, jak ta - zanurzać w miękkości tkaniny i czuć znajomy zapach. Moja ciocia, z tego co wiem, nigdy nie używała drogich perfum, choć wujka, profesora Sajkowskiego, stać byłoby na wiele kosztowności. Ciocia zawsze była skromna, a teraz w getcie jeszcze bardziej oszczędza - to oczywiste.
Siedzę na krześle podkulona, oczekując Janka. Mieszkamy razem. Przyznam szczerze, że chcę go mieć na oku - wtedy widziałam w błagalnym spojrzeniu tę rozpaczliwą prośbę Leny: "Strzeż go jak oka w głowie!". To było wtedy, kiedy powiedziałam, że nie mógł przyjść, bo miał do załatwienia sprawę na mieście..
Pocieram dłonią zmęczone oczy i już chcę ułożyć się do snu, kiedy ktoś puka. Nie delikatnie, nie subtelnie, jak na tę porę, ale wali, łomocze, chcąc jak najszybciej dostać się do środka. Lękliwie podnoszę się z krzesła i mknę do korytarza. Mam na stopach miękkie, filcowe pantofelki, które kiedyś podarowała mi Lenka.. Do oczu napływają mi łzy, z nostalgicznych wspomnień wyrywa mnie coraz natarczywsze walenie.
Otwieram drzwi na oścież. I wtedy do głowy napływa mi gorąca fala krwi. Nogi mi miękną, a świat wiruje dookoła. Przede mną stoi Janek, z zakrwawioną twarzą. Czuję, że zaraz zwalę się na ziemię. Jakaś tajemnicza siła, utrzymuje mój umysł w trzeźwości. Prowadzę go pośpiesznie do korytarza, zamykając za sobą drzwi. Sadzam na krześle i w nerwach szukam bandażu.
- Nie trzeba.. - szepcze, przytrzymując mnie za rękę.
- Janek, nie zgrywaj, proszę.. - jego dłoń zaciska się bardziej, zmuszając mnie do tego, bym usiadła.
- Powiedziałaś jej? - pyta, a jego wzrok beznadziejnie błądzi po mojej twarzy.
- Co miałam jej powiedzieć? - pytam zdezorientowana. Czuję, że zawiodłam.
- Że nie wydostanę ich z getta - tłumaczy, starannie artykułując każde słowo.
- Nie.. przecież.. nie mogłabym - szepcę przez łzy.
Janek zdenerwowany patrzy w dal. Upuszcza moją dłoń, a ja daję upust swoim łzom. Nie kryję się z nimi. Przecież nie mogłam jej tego powiedzieć. Nie mogłam. Miałam pozbawić ją nadziei?
- Uważasz, że lepiej utrzymywać ja w nieświadomości? - warczy słabo i powoli. Chcę mu pomóc, opatrzyć go, powiedzieć co u nich słychać, ale on mi na to nie pozwala.
- Uważam, że każdemu z nich należy dać nadzieję - mówię.
- Nadzieję? Dla nich nadzieją jest kennkarta. W getcie nie przeżyją.

Uderza we mnie jego bezpośredniość, lodowatość i pewność. Przestał ją kochać? Stała się dla niego przykrym obowiązkiem, obciążającym sumienie? Robił to tylko dlatego, by żyć w zgodzie z samym sobą? Gdzie jest miłość.. Gdzie?

- Ona nadal czeka i wierzy, a ty pozbawiasz ją i wujostwo nadziei. Co się z tobą

Patrzę na niego; siedzi teraz, z dłońmi nałożonymi na twarzy. Widzę bezradne ruchy głowy, jakby przeczenia moich gorzkich myśli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KamiLea
Harcerz



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Czw 11:18, 14 Lut 2013    Temat postu: cz. III

Tego ranka jestem wyjątkowo słaba i przygnębiona. Janka nie ma w domu, zapewne zaszył się gdzieś na mieście. Jestem chora; mam temperaturę, do tego wrzeszczę i bezsilnie osuwam się na łóżko, przy drobniejszym wysiłku. Jestem całkowicie wyczerpana wczorajszą rozmową i tym, że nie potrafię im pomóc. Nie mam już łez - myślę - Nie potrafię już płakać. Zdaje się, ze wypłakałam już całe morze łez i teraz nie mam jak dać upust swoim emocjom...
To apogeum niemocy osiągnęło swój szczyt przed południem, kiedy do drzwi zapukała sąsiadka, chcąc uciąć sobie pogawędkę.
- Nie mam dzisiaj czasu - mówię chamsko, zatrzaskując drzwi niemalże przed nosem kobiety.
- Wstała dzisiaj pani z łóżka lewą nogą czy co? - pyta skrzekliwym głosem.
- Droga pani, nie mam naprawdę czasu.. źle się czuje. Jestem umówiona do doktora - cedzę, zatrzaskując drzwi.

Jak mogłam być dla niej taka opryskliwa? - pytam siebie.

Moje "humory" wynikały z poważnej, a jednocześnie beznadziejnej sytuacji w jakiej się znalazłam. Kuzynka wraz ze swoją rodziną była uwięziona w getcie, bez żadnej nadziei na przeżycie, bez żadnych perspektyw, a szalenie kochający ją narzeczony nie był w stanie załatwić czterech kennkart dla niej i pozostałych członków rodziny. To niedorzeczność! W dodatku, myśląc, że rozwiąże tym problem, wyniósł się z mieszkania. Zapewne błąka się teraz po mieście szukając kennkart wgłębi kieliszka.

I wygląda na to, że ja muszę ich stamtąd wydostać.

Mając przy sobie zwitek banknotów ruszam na karcelak. Miejsce gdzie wszystko można kupić i wszystko - podobno - załatwić.
* * *
Kręcąc się wśród tłumu, obijając w wrzawie potężnych, damsko-męskich głosów, poszukuję pożądanego tragarza - spryciarza od fałszywek, który w swoim "asortymencie" posiadałby cztery, czyściutkie, gotowe do wypełnienia kenkarty.
Po obu moich stronach rozciągają się szerokie stragany przekupniów, walczących o każdego potencjalnego klienta. Wrzeszczą nawet za dzieckiem, które posłusznie drepcze za matką. Malec posyła jedynie tęskne spojrzenia w stronę dużych, jak wrzeszczała staruszka "lizaków domowym sposobem wyrabianym". W gąszczu handlarzy bydła, owoców, mięsa, artykułów kuchennych i licznych gratów nie dostrzegam żadnego spryciarza z stosem dokumentów. Przynajmniej tak wyobrażam sobie szmuglerów od tego typu spraw. Z nimi trzeba uważać - mówiła mi kiedyś Joanna, przyjaciółka ze szkoły. Podzielałam jej zdanie.
Moją uwagę przyciąga niski, krępy mężczyzna w dziwnej czapeczce na głowie. Na szerokiej ławie spoczywają stosy cieniutkich książeczek, śpiewników, reszta towaru poprzykrywana jest gazetą - pewnie w ochronie przed deszczem. Handlarz zachowuje się dziwnie, cały czas się kręci, podkręcając wąsa. Tuż przed nim stoi mężczyzna, w dużym, beżowym kapeluszu.
Jestem pewna, że handlarz jest szmuglerem. Szmuglerem od fałszywek.
- Panie, albo pan bierzesz wszystkie, albo żadną!
- Mam tylko na trzy - mówi tamten.
- Cztery banie i są pańskie. Wszyściusieńkie - dodaje.
- Panie - mówi tamten - Za cztery banie, to ja mogę sobie pięć takich kupić. Dobrego dnia.. - już ma odejść, w przeciwną stronę, kiedy odruchowo odwraca się.

Mam przed sobą Janka.

Patrzymy na siebie w osłupieniu, jakby zastanawiając się czy mamy siebie demaskować. Jego twarde, chłodne spojrzenie mówi wszystko - nie znamy się, jasne? Odprowadzam go wzrokiem, aż do bramy, za którą znika z mojego pola widzenia.
- A dla pani szanowanej co? - pyta, z nonszalanckim, obrzydliwym uśmiechem. Dziwnie się mi przygląda.
- Cztery kennkarty, ma pan?
- Dla takiej paniusi, to nawet i dziesięć by się znalazło - mówi, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ile płacę?
- A, to zależy - dalej wierci mnie wzrokiem.
- Daję panu cztery pięćset, więcej nie mam - rzucam twardo, trzaskając pieniędzmi na stolik.
- Gdzieżbym śmiał brać od damy tak wiele.. - patyczkuje się ze mną.
- Proszę pana - syczę - Nie mam czasu na romantyczne pogaduszki. Proszę mi dać te kennkarty.
- Proszę bardzo. Całuję rączki i zapraszam ponownie - chce już dotknąć mojej dłoni, ale odsuwam ją szybko.
Co za pajac - dodaje w myślach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Czw 16:25, 14 Lut 2013    Temat postu:

Bardzo ładne opowiadanie, bo takie nieprzewidywalne. Znani nam bohaterowie w troszkę zmodyfikowanych rolach Wink
Super, czekam na ciąg dalszy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin