Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Opowiadanie świąteczne

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pią 20:03, 24 Sty 2014    Temat postu: Opowiadanie świąteczne

Trochę może po świętach, ale... Very Happy Kontynuacja losów. I trochę dzieci już jest... Very Happy

Święta 1953

Maria siedziała na stołku obierając ziemniaki. Nie przykładała się do pracy, oglądając zdjęcia rodzinne poprzyczepiane do tabliczki wiszącej na ścianie. Kilka zdjęć było już nieaktualne, bo robione przed wojną, ale Maria z przyjemnością patrzyła, jak na powojennych zdjęciach z każdym rokiem znajduje się coraz więcej osób. Tu zdjęcie z '46 , przyjaciele bez Wandy i Bronka – jeszcze nie wrócili z Londynu po tym, jak wyemigrowali, ale już na zdjęciu z '47 wszyscy w komplecie, plus mała Marta w wózku. O takiej chwili marzyła przez całą wojnę i tylko to dawało jej przeżyć w obozie – to, że kiedyś będzie mogła bez żadnych zmartwień przyglądać się zdjęciom rodziny, i to nie pustym zdjęciom, z których smutek wręcz promieniuje.
- Mamo, przepraszam, że pospieszam, ale została tylko godzina, a chcemy jeszcze pojechać po Michałów – Ruda wpada do kuchni, naprawdę stresuje się tymi świętami i chce, żeby wszystko wyszło jak najlepiej – nic dziwnego, przecież to pierwsze święta z Norą.
- Spokojnie, dziecko, odpocznij chwilę – śmieje się Maria. Nigdy nie widziała jej takiej w coś zaangażowanej i takiej rozemocjonowanej – podobnie jak Władek, nigdy nic po sobie nie okazywała.
- Odpoczywać to sobie będziemy po Wigilii – odpowiada Ruda, pakując do torby szklaną miskę z jakimś z wielu świątecznych dań zapakowanych w ściereczkę.
------------------------------------
Zaproszenie wszystkich bliskich na Wigilię do Dobrzan było pewnym wyrazem buntu; po powrocie do Polski Bronek postanowił wziąć sprawy z ojcem w swoje ręce i, jak to sam kolokwialnie określił, ,,mieć z tym spokój” - czyli nie chodzić wiecznie z wyrzutami sumienia i złością na ojca jednocześnie. Wydawało mu się, iż pokaże mu, że jako dziedzic dworku może z nic robić, co mu się żywnie podoba, ale było to bez sensu – stary Woyciechowski na wszystko kiwał głową i wydawał się bardzo cieszyć z nadchodzących wspólnych świąt.
- W tym roku nie chcę służby – mówi niespodziewanie Bronek przy obiedzie – jeżeli sami przygotujemy święta, będzie przyjemniej.
- Z pewnością, ale spójrz; po wojnie dużo ludzi potrzebuje pracy, a my za niewielką robótkę moglibyśmy im zapłacić, a jak zapłacimy, to pomożemy – odpowiada spokojnie Stanisław.
Racja, myśli Bronek. To nieprzyjemne uczucie, że ojciec pomyślał o tym pierwszy, wyszło na to, że to Bronek jest egoistą.
- Masz rację – musiał to powiedzieć. Zauważa, że nie przyznał mu racji od kilkunastu lat – przecież miał powody!
Nic się nie zmieniło.
-----------------------------------
Ruda uwija się wokół tej Wigilii ze względu na Norę; ona już i tak przeżyła wojnę jako dziecko i chce, żeby chociaż w święta poczuła się dobrze, chociaż będąc wśród obcych ludzi. Nie, Bronka widziała w październiku, jak przyjechał . Co roku o tej porze myśli o tych, którzy spędzają Boże Narodzenie zupełnie sami i nie potrafi się cieszyć tym, że ona ma koło siebie ludzi, których kocha. Te kilka lat koszmaru wbrew pozorom bardzo wyczuliło ją na ludzką krzywdę (a konfidenci? To też ludzie, i co?) Konfidenci to nie ludzie.
- Mamo, nad czym znowu myślisz? Chodź, nie chcę sama wybierać sukienki na Wigilię, a pan Stanisław musi mnie zobaczyć w jak najlepszej odsłonie.
- Martuś, o czym ty mówisz?
- No, wiesz – córka robi taką minę, jakby strojenie się przed ojcem Bronka było tak naturalne jak to, że w święta stawia się choinkę – wszyscy cały czas powtarzają, że to, no, że to szlachcic i w ogóle. Mamo, jak ty czasami nic nie rozumiesz, a dzisiaj to już naprawdę! - irytuje się Marta. Ruda chciałaby jej opowiedzieć, że to ze szlachcicem to takie żarty, ale zastanawia ją inne zdanie wypowiedziane przez Martę: ,,Mamo, nad czym znowu myślisz?”. Czy to aż tak bardzo widać? Chwila konsternacji, ustal plan działania. Dobrze, teraz pójdę przystroić to drzewko, żeby wszystko poszło tak, jak ma być w święta, potem zadzwonię do Celiny, czy są gotowi, potem jedziemy. Jak bardzo chciałaby przestać udawać, tylko że Ruda, którą chce być, istnieje tylko wtedy, kiedy ucieka się od przeszłości.
-----------------------------------
Wanda stała na mrozie, wyczekując gości. Zapowiadało się wspaniale: najpierw pojadą po drzewko, oczywiście tylko służba z dziećmi, bo tylko wtedy będą mogli porozmawiać. Nie za bardzo się to Wandzie podobało, bo kiedy nie ma dzieci, zazwyczaj porusza się takie tematy, od których chciałoby się uciec. Potem, jak wrócą, przystroją choinkę. Potem będą ozdabiać pierniki. W tym czasie będzie można pójść na strych po prezenty. Dobrze, że niektórzy zapowiedzieli, iż ,,nie życzą sobie prezentów”, bo miało być tyle gości, że gdyby dla wszystkich miały się znaleźć prezenty, pod choinką by się najprawdopodobniej nie zmieściły. Zaprosili wszystkich, wszystkich. Bronek znalazł nawet jakąś dziewczynę z jego oddziału z '41. Większość trzeba było zaprosić, bo zostali sami... O, widać już furgonetkę!
-Wanda! - już z daleka słychać donośny głos Michała. Nic się nie zmienił, doprawdy!
-Witaj! Jak tam u Was? Bronek, przyjechali!
- Michał, jak dobrze, że przyjechałeś – Bronek już w progu zauważył jasną czuprynę przyjaciela. -Skłamałbym, gdybym powiedział, że zapraszam w skromne progi, ha, ale w każdym razie serdecznie zapraszam.
- No, zacnie mieszkasz, już wiem,czemu akurat u Ciebie cała świąteczna feta. Rodzinka, chodźcie, bo tu luksusy nie na nasze progi!
- Widzę nowego gościa – uśmiecha się serdecznie Wanda. Nora się zaczerwienia, jaki to musi być dla niej stres.
- Nora Wajurowicz, bardzo mi miło – jaka dzielna dziewczyna, jednak się przemogła.
- To moja siostrzenica, córka Renaty – wyjaśnia Ruda.
- Mi też bardzo miło. Wchodźcie wszyscy do środka, nie będziemy stać na mrozie – zaprasza gości Wanda.
Dobrze, teraz dzieci z Achmatowiczem pojadą do lasu, potem wieczerza, potem trzeba przygotować sanie, żeby było czym dojechać na Pasterkę. Trzeba jeszcze dopilnować, żeby dla każdego starczyło miejsca przy stole, bo stary, mahoniowy mebel nie był chyba przygotowany na taką ilość osób.
- Ciociu, a to prawda, że będzie bardzo duża choinka? - pyta Marcelina, a raczej ,,Marcysia” (bo Michał mówił do niej tylko w ten sposób) , kiedy są już w domu.
- Będzie wielka, mogę Cię zapewnić – mówi Wanda – jeszcze większa niż ta, która stoi w teatrze.
- Nie byłam w teatrze – tu Marcysia robi marszczy nosek i robi zamyśloną minę – ale fajnie jest mieć w znajomych kogoś, kto tam pracuje. Niesamowity prestiż, nie uważa pani?
Wszyscy, bez wyjątku, tłumi śmiech, nawet piegowata twarz Nory się rozweseliła– Marcysia zawsze rozbawiała ,,towarzystwo” , jak lubiła nazywać przyjaciół rodziców, swoimi udawanymi, wersalskimi manierami.
- Słyszę, że ktoś znowu rozpoczął iście elegancką dyskusję – wchodzi Michał do pokoju, na jego twarzy gości ten wyjątkowy uśmiech, który pojawia się tylko wtedy, kiedy widzi swoją najstarszą córkę.
- Tato, Marta uczesała mi taki ładny warkoczyk, a to zobowiązuje.
- Zobowiązuje czy nie, po choinkę ktoś musi pojechać – no już, kto jedzie z panem łowczym?
--------------------------------------
Wszystko tu było takie piękne i takie obce. Nic nowego, na wojnie zdążyła się już przyzwyczaić, że co piękne, to obce. Dwór jak z książki, duży, bogaty. Jak oni go utrzymywali? Tyle obcych twarzy, najczęściej młodzi mężczyźni z bliznami. Przecież ona nikogo nie znała! Dlatego była taka cicha i nic się nie odzywała, a wszyscy tak serdecznie się do niej zwracali! Wstyd, jakby powiedziała ciotka Ksenia. Ciotka Ksenia! Ciekawe, czy wypuścili ją z Pawiaka. Chociaż taka zaradna kobieta pewnie sama się wypuściła.
- A panienka nie jedzie? - zaczepia ją jakiś starszy jegomość, chyba ten łowczy.
O Boże, co ona ma powiedzieć?
-Panienka chyba nie dziecko – zauważa niewysoki młodzieniec, podchodząc do Achmatowicza – jeśli można zauważyć.
- No, dwadzieścia dwa skończone ujuż taka blada z tego stresu, że bardziej się nie da. Nigdy nie miała łatwości w kontaktach z ludźmi, ale nie była chorobliwie nieśmiała. Nie ma się czego bać, przecież to tylko obcy ludzie, w tym jeden, który chce ją wyciągnąć nie wiadomo gdzie po świąteczne drzewko.
- Jak tam panienka chce, ale dzisiejsze pokolenie to już wkrótce nie będzie potrafiło ognia rozpalić, jak tak dalej pójdzie.
- Achmatowicz nie jest groźny, nie przejmuj się – czy to do niej? A, ten chłopak.
- Nie muszę, skoro już panienkę poznałem – śmieje się ciągle chłopak -Kamil.
- Nora – wcale nie ma ochoty dłużej rozmawiać, to ją już przerasta. Dosyć tego dobrego, pora iść.
- Noruś, możesz na chwilę? - Wiktoria nie jest świadoma, jak wdzięczna jest jej w tym momencie siostrzenica.
- Idę ciociu! Przepraszam, chyba mam coś pomóc – Nora odchodzi, ale ciągle czuje na plecach spojrzenie tego dziwnego nie to natręta, ni to amanta.
------------------------------------------
Maria chciała uciec przed momentem składania sobie życzeń, znowu padną słowa typu ,,żebyśmy wszyscy żyli długo i bez niebezpieczeństw” , ,,żebyśmy się pozbyli Stalina”, albo te bardziej bolące - ,,żeby tata był ciągle z nami”, to od Władka, ,,żebyś zapomniała o...” , te od Michała. Teraz już nie wie, o czym ma zapomnieć – o obozie, o strachu, o koszmarnych decyzjach, które musiała podejmować, o ludziach, którzy ginęli na jej oczach, o bliskich, którzy odeszli? Musi przede wszystkim zapomnieć o sobie – teraz ważna jest rodzina.
Niestety, moment składania życzeń, ten znienawidzony, bolesny proceder, musiał nadejść. Spokojnie.
- Mamo – jako pierwsza podchodzi do niej Ruda. No, dobrze, najgorzej, jak podejdą chłopcy. - Życzę Ci, żebyś... nie zapomniała o wojnie, bo byłaś wtedy najwspanialszą osoba, jaką można by postawić w takiej sytuacji. Nigdy nie będę taka jak ty, a tak bardzo chciałam – ty się nie ugięłaś, a ja z byle powodu popadałam w nałóg – po czym szybko odchodzi, zapomina nawet o opłatku. Pomimo tego, Maria wcale nie jest wzruszona czy dumna – rozbita, czuje, że lada chwila się po prostu załamie.
Teraz Nora, ta siostrzenica. Nawet zapomniała, że ona tu jest, taka była niewidzialna przez ten wieczór. To musi być dla niej trochę stresujące, ale się przemogła. Ha, musi ją trochę wziąć w obroty, zobaczymy, jak się zachowa. Musi ją lepiej poznać, a nie może przecież zacząć jej o wszystko wypytywać. Najlepiej delikatnie, pobłażliwie...
- Jest i nasza zjawa – śmieje się Maria. Wbrew pozorom, nie widzi w jej oczach jakiejś konsternacji, wręcz przeciwnie – uśmiechnęła się!
- Chodzi pani o to, że nikomu się nie pokazuje, czy o tą dziwaczną urodę?
- O to, że się nie pokazujesz. A może i o duszę, ale musiałabym Cię lepiej poznać. Wszystkiego dobrego, dziecko.
- Wszystkiego dobrego.
O, chłopcy idą.
- Mamo... stwierdziłem, że złożę Ci życzenia takie, jakie byś chciała, ale ponieważ nie wiem, jakie chcesz, życzę ci wszystkiego, co chcesz – jakie zaskoczenie.
- Dziękuję. Dziękuję.
- A ja powiem inaczej; życzę Ci radości, bo radość sprawi Ci wszystko, czego chcesz.
- Moje dzieci... - w końcu jest jak dawniej. Teraz już nie myśli o niczym innym, tylko cieszy się chwilą.
--------------------------------------------
Nora też chciała uciec przed składaniem życzeń. Trochę wstyd złożyć tylko wujkowi, cioci i pani Marii. No to może... bratu wujka? I jego żonie. A potem to już będzie jak domino; żona brata wujka przyjaźni się mocno z panem Bronkiem, a potem się złoży jego ojcu, bo to gospodarz, a poza tym – jaki miły!, potem... komuś, z kim się przyjaźnią. Z kim oni się przyjaźnią? No, jeszcze pani Lena, pani Wanda, i jeszcze pan Bronek cały czas rozmawia z jakimś chłopakiem we wzorzystym swetrze i jakąś niską dziewczyną. Do dziewczyny podejdzie, do chłopaka – to już gorzej. Nie, nie, na początek ci bliżsi znajomi. Podejdzie do pani Leny, taka z niej uprzejma osoba!
- Dzień dobry, wszystkiego dobrego.
- Nawzajem.
- Ja pani życzę, żeby pani była szczęśliwa i częściej się uśmiechała. Ma pani piękny uśmiech.
- Dziękuję. Widzisz, bardzo bym chciała, żeby tu byli moi rodzice, ale patrzę na Ciebie i nie chcę się nad sobą użalać – ty przecież też straciłaś rodziców, a jesteś taka dzielna!
- Nie na wojnie...
------------------------------------------------
Nie lubi Wigilii. Myśli wtedy o ludziach, którzy zostali w lesie i o tym, jak bardzo chciałby dzielić ich los. Wyrzuty sumienia kiedyś go zabiją. Odszedł, ale nie wstydził się tego, bo tak robi przecież wiele żołnierzy. Czuje raczej złość, że się ugiął – on, niezniszczalny ,,cichociemny”, który nigdy się nie poddaje. Powód? Rozmowa z matką. Tak naprawdę to z nią musiał porozmawiać, żeby zrozumieć to, co powtarzali mu wszyscy dookoła: że to nie ma sensu. Ktoś nawet wysunął przypuszczenie, że to mogłoby wywołać kolejną wojnę, ale Władek to zignorował, jak wszystkie takie uwagi. Nie mógł tego ukrywać, po prostu męczył się bez walki! Choć dobrze wiedział, że cała jego walka to tylko bezsensowne próby pomszczenia ojca, lepiej było myśleć, że ciągle ma w sobie ducha walki.
- Kochanie... - to Ruda. Znowu się zacznie, że życzy mu normalnego życia, szczęścia i zdrowia. Nie ma normalnego życia, i co to za szczęście w niewoli? - Życzę ci szczęścia... Mi też nie jest przyjemnie patrzeć, jak się męczysz bez tej walki, ale zrozum, że ja dalej już nie chcę! - co ją ugryzło, bo teraz zaczyna krzyczeć – Martwię się o Ciebie i cię kocham, a jeśli nie potrafisz tego zrozumieć to bardzo mi przykro!
- Ruda...
- Wiktoria. Już nigdy tak na mnie nie mów.
- Wiktoria, przecież ja dla Ciebie wszystko... - musi ją przytulić, żeby nie widziała zwątpienia w jego oczach. Sam chciałby wiedzieć, czy to, co powiedział, jest prawdą.
-------------------------------------------------
Te całe sanie, leśna droga – idealny, można powiedzieć, obraz zimowy. Jechali na Pasterkę. Nawet Wanda pojechała, mimo że Aniela miała dopiero dwa lata i trudno byłoby jej wytrzymać całą Mszę bez zaśnięcia – przecież pojechali na tradycyjną Pasterkę, o północy, a to jest bądź co bądź późna pora dla takiego dziecka. Lenie było tak dobrze jechać po nocy, czuła się naprawdę szczęśliwa – dokładnie tak wyobrażała sobie powojenne święta, a były to już ósme czy dziewiąte święta po wojnie. To nie ma znaczenia, jest szczęśliwa.
- Lenka... Pięknie, co? - Janek chyba też myśli o tym samym. Pochyla się i całuje ją w szyję.
- Nie wychylaj się, bo mi z sań wypadniesz! - śmieje się Lena.
- Tato, spać mi się chce... Gdzie my właściwie jedziemy?
- Na Pasterkę – odpowiada Lena, mimo że pytanie skierowane było do Janka.
- Jasiu, nie marudź, masz już osiem lat. Poza tym, popatrz, Aniela jest młodsza i jakoś jedzie – tu razem z Leną tłumią śmiech – jak oni lubią irytować swojego syna! Córki nie irytują, jakoś im żal...
- Ale ją trzymają na rękach – wysuwa spostrzeżenie Jasio.
- Ale Krzysia i Poli nikt nie trzyma, tak samo jak Krysi, a są młodsi – droczy się Janek.
Lena trąca go w ramię, na znak, że chyba już wystarczy, ale on widzi, że za chwilę po prostu nie wytrzyma i się roześmieje. Jasio mocniej nasuwa czapkę na głowę i z naburmuszoną miną patrzy na Anielę na siedzeniu naprzeciwko. Takiej to dobrze!
--------------------------------------------------
Ważniejsze od tego, czy dzieci nie będą się hałasować w kościelnej ławce było to, co z nimi zrobić, jak się zmęczą. Polę weźmie Michał, bo tylko u niego na rękach nie płacze, ale Krzyś był wysoki i dość ciężki, więc Celina nie dałaby rady go unieść. Z Marcysią nie było problemu, ona nawet, jak jest zmęczona, nie daje tego po sobie poznać – od kiedy Jaś nazwał ją ,,beksalalą”, na każdym kroku starała się mu udowodnić swój silny charakter. Celina jeszcze nie wie, że całkiem niedługo, może za osiem, dziewięć lat, ta rywalizacja ustąpi miejsca pierwszej, młodzieńczej miłości. Z przebiegu wszystkich etapów tej rywalizacji Marcysia zwierzała się Marcie – tu było już widać ich charaktery; Marcysia – wygadana, żywa, a Marta raczej spokojna, dobra słuchaczka i powierniczka.
No, trudno, jak się Krzyś zmęczy to będzie się musiał zadowolić siedzeniem, bo ona go trzymać na rękach nie będzie. Poza tym, jest z nimi jeszcze dużo osób...
- Daleko jeszcze? - marudzi Marcysia.
- Nie.
- Ale mówisz tak już długo... - na twarzy Marcysi pojawia się grymas.
- Mi się nie dłuży – ucina Celina. Jest surową matką i dużo wymaga od swoich dzieci. Nie chciała tego, ale to się działo wbrew jej woli.
- Bo ty jesteś idealna, prawda? - mówi Marcelina z wyrzutem. Tego się nie spodziewała.
- Co ty powiedziałaś?
- Bo cały czas zwracasz mi uwagę a mi to przeszkadza!
Powiedziała to najprostszymi słowami, jakimi można by to wyrazić. Co się z nią stało, że tak traktuje własne dzieci? Michał patrzy na nią z wyrzutem, jakby to było coś, na co od dawna chciał jej zwrócić uwagę. Naprawdę tak było.
- Przepraszam... Przepraszam! - mówi, patrząc z otępieniem w zaśnieżoną drogę. - Przepraszam! - powtarza, mocno przytulając córkę.
W końcu dojeżdżają.
---------------------------------------
Lubię wspólne święta. Wszyscy gromadzą się w dworku pana Bronka i tam spędzali prawie cały tydzień. Jedyne czego nie lubię, to droga na Pasterkę; samą Pasterkę tak, ale drogi na nią – nie. Musiałam siedzieć w saniach z Marceliną, która cały czas marudziła i się rozpychała. Po jakimś czasie miałam dość jej ,,daleko jeszcze?” i ,, nie chce mi się tam jechać”. Co za maruda, doprawdy! O, widać już kościół.
Najpiękniejszy było samo śpiewanie kolęd. Wtedy cudownie jest się przyglądać, jak babcia Marysia opiera się o ramię dziadka Otta i ma taki wzrok, jakby tylko to było jej potrzebne do życia – dziadek Otto i kolędy. Cudownie było patrzeć na wszystkich kolegów taty i mamy, jak patrzą na swoje żony i dzieci, a z każdym rokiem było ich coraz więcej (dzieci, nie żon). Bardzo lubię też patrzeć na Norę, bo ona jest taka ładna! Ale prawie z nikim nie rozmawia, choć w sumie nic dziwnego; dopiero w sierpniu się znalazła. Lubię też patrzeć na kolegów kolegów taty – a już w szczególności na kolegę pana Bronka, bo jest prawie tak samo ładny, jak Nora. Nigdy nic do niego nie powiedziałam, bo nie jestem taka odważna jak Marcyśka. ,,Pójdźmy wszyscy do stajenki...” rozlega się w kościele. Każda cegła w murach kościoła, każdy filar, każdy obraz wydaje się czuć magię tego momentu, magię świąt! Ba, co tam cegły w murach – każdy guzik w moim płaszczu wydaje się czuć magię świąt! Może trochę przesadzam, ale ja też widzę, że to jest jeden z tych niewielu momentów w roku, kiedy zapomina się o wojnie – ja co prawda nie przeżyłam żadnej wojny, ale w moim domu jest jeszcze obecna, tak można powiedzieć. Czasem w nocy słyszę, jak mama rozmawia z tatą o jakimś oddziale i o tym, że ona już nie chce. Ja to wszystko doskonale rozumiem, ale nikt się tego nie domyśla. Szkoda...
------------------------------------------
Od zawsze lubiłam Pasterkę, od zawsze. Siedziałam obok pani Leny i jeszcze trzymała jej młodszą córkę, bo drugą zajmowała się już pani Lena. Miałam też wystarczająco dużo czasu, aby rozejrzeć się po całym ogromnym towarzystwie, z którym wybrała się do kościoła. Wiem, że przyszywany dziadek Marty nazywa się Otto i podobno rzucił dla pani Marii wygodne niemieckie życie podczas wojny – trzeba się będzie więcej o tym dowiedzieć. Niestety, nie doszłam do tego, jak ma na imię każde dziecko – każda z rodzin, oprócz cioci Wiktorii, miała ich przynajmniej dwójkę. Niedługo to się zmieni – ciocia powiedziała mi, że niedługo będę jej musiała pomagać w opiece nad dziećmi. O właśnie, wszyscy już z kościoła wychodzą, a kogoś brakuje... Pola! Szybko przeciskam się przez tłum ludzi, przecież trzeba po nią pójść.
- Pola!
Cisza.
- Pola!
- Mama... - słyszę jej płacz.
- Już, ja przyszłam... - łapię ją za rękę, ale mała wyrywa się i zagradza mi drogę.
- Na rączki.
- No dobrze.
Wychodząc, widzę już, jak pani Celina z płaczem szuka Poli. Trochę mi jej żal, ale z drugiej strony; jak można zapomnieć własnego dziecka? No nic, może jak będę miała swoje, to zrozumiem.
- Została w ławce – tłumaczę, wręczając jej zgubę.
- Kochanie moje... - pani Celina ociera łzy na przemian z całowaniem Poli we włosy. - Dziękuję.
- Nie ma za co.
Już chcę wsiąść do sań, ale ciocia Wiktoria patrzy na mnie przepraszająco i tłumaczy, że Achmatowicz miał obrócić do Dobrzan i wrócić, ale nie zdążył, i jest jeszcze jedno miejsce dla mnie, ale tak wyszło, że z panią Wandą i panem Bronkiem. No trudno, ale zaraz... Jest jeden problem. W saniach z panią Wandą siedzi natręt – amant. Chyba że... Jest jeszcze jedno miejsce obok jakiegoś innego chłopaka, który nie wygląda na takiego typa, jakim jest Kamil.
Ja to mam jednak pecha - tyle stresu w jeden dzień?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Pią 20:26, 24 Sty 2014    Temat postu:

Wow, normalnie znowu poczułam święta! Stworzyłaś taką fajną atmosferę, ciepłą i rodzinną Smile
Janek i Celina żyją <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:52, 26 Sty 2014    Temat postu:

Ależ mi się podoba! I są Dobrzany, i Achmatowicz. Ale mi się za nim zatęskniło. Świetnie napisane i polubiłam Norę. I od razu przypomniało mi się książkowe polowanie i "Uciekaj, wilczku!" Wandy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin