Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Trzeba być dobrym

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:05, 13 Kwi 2014    Temat postu: Trzeba być dobrym

Odkąd nowy właściciel podniósł opłaty za czynsz, Wiktorii nie wystarczało już na lekarstwa. Nikomu by się do tego nie przyznała, a zwłaszcza swoim dzieciom, bo po co… Tyle mają swoich wydatków, a niby jeszcze mają martwić się nią, starą. A przecież na to nie ma żadnego lekarstwa, że kiedyś trzeba umrzeć. Teraz Konarska chodziła po mieszkaniu, otulając się kocem. Dobrze, że pani Agnieszka z trzeciego piętra jej go podarowała. Niestety, dzieci i wnuki zapomniały o ostatnich, osiemdziesiątych piątych urodzinach kobiety. Ale czy to ważne, przecież oni mieli teraz swoje domy, swoje rodziny.
Z rozmyślań wyrwał ją telefon komórkowy, wygrywający melodię Chopina. Dostała to urządzenie od córki, Ewy, by ta, jak to ujęła, nie musiała się martwić o mamę. Czasem Wiktoria miała wrażenie, że w ten sposób córka próbuje wmówić sobie, że opiekuje się matką najlepiej jak się da. O ileż bardziej kobieta wolałaby, by jej dziecko przyszło na herbatę, porozmawiało, zjadło swoją ulubioną szarlotkę.
- Słucham? – krzyknęła do słuchawki.
Nie lubiła tych rozmów przez telefon, nic nie przynosiły, tylko stresowały ją. Czy przez przypadek się nie rozłączy? Czy na pewno przycisnęła zieloną słuchawkę? Czy dobrze wybrała numer?
- Dzień dobry, pani Wiktorio! – usłyszała głos pani Agnieszki – Jest pani dziś zajęta?
- A, to ty, dziecko. Nie, nie jestem zajęta.
- A mogłabym panią zająć na chwilkę? Wpadłabym na herbatkę, porozmawiałyśmy sobie.
- Oczywiście, dziecko, przychodź. Upiekę twoją ulubioną szarlotkę, co ty na to?
- Pani Wiktorio, nie ma takiej potrzeby, kupię po drodze jakieś ciasto. Niech się pani nie męczy, przecież lekarz mówił…
- Ale kupne to nie to samo – stwierdziła stanowczo- Powiedz mi tylko, kochaneczko, co cię przygna tutaj? Jakieś kłopoty?
- Oj, pani Wiktorio, kłopoty są zawsze, jak to w życiu. A ja po prostu mam ochotę wypić herbatę z kimś mądrym i dobrym! – zaśmiała się kobieta do telefonu – Wpadnę po pracy, koło trzeciej, dobrze?
- Dobrze, dobrze dziecko. Tylko nie pędź tym samochodem, bo jeszcze coś się stanie.
- Będę uważała, pani Wiktorio, obiecuję. Do widzenia! – krzyknęła młódka do telefonu, po czym Wiktoria usłyszała sygnał oznaczający koniec połączenia.
Odłożyła telefon na stałe miejsce przy lustrze. Nie rozumiała trochę Ady, swojej wnuczki, która telefon zawsze nosiła przy sobie. Jak to tak? Niby Ewa coś tłumaczyła, że to po to, by w każdej sytuacji móc się porozumieć ze światem, ale przecież i ona i jej dzieci często nie mogły odebrać. To nie lepiej, żeby ta cała komórka leżała bezpieczna w domu?
Kobieta weszła do kuchni i otworzyła szafkę. Ucieszyła się, że może dla kogoś upiec ciasto, odkąd dzieci się wyprowadziły, to zdarzało się tak dawno. Niby w stanie wojennym ciężarna Hala, żona Jureczka, mieszkała u nich, ale i tak minęło ponad trzydzieści lat od tamtych dni. Wnuki, z którymi żywiła tyle nadziei, nie miały czasu, ciągle rozpięte a to między angielskim, a to zajęciami z karate czy innego judo. Nie można mieć tego nikomu za złe, przecież wszyscy mają prawo żyć swoim życiem. A ona to takie prawdziwe, już dawno straciła. Chyba tego dnia, kiedy w gazecie przeczytała o śmierci Władka. Wyjmowała kolejne produkty, rozmyślając o przeszłości. Czasem zastanawiała się, jak, po odejściu ukochanego, udało jej się samej wychować i utrzymać trójkę dzieci. Jasne, mogła liczyć na wsparcie pani Marii, Michała… Kiedyś nawet Lena poradziła jej ślub ze szwagrem. Nie, to było niemożliwe. Oni się tylko przyjaźnili i pomagali sobie. A teraz Michała i Marii nie ma. Nikogo nie ma. Nie ma jej młodości, jej Warszawy. Znów rozległ się dźwięk telefonu. Nim odebrała, zdążyła przekonać się, ze nie ma margaryny.
- Słucham? – odezwała się – Kto mówi?
- Babciu, tyle razy ci mówiłam, żebyś patrzyła na wyświetlacz, tam ci pisze, kto dzwoni – usłyszała rozemocjonowany głos swojej wnuczki.
- Nie pisze, tylko jest napisane – zirytowała się kobieta, absolwentka wydziału polonistyki – Witam cię, Adusiu. Co się dzieje?
- Mam prośbę, babciu. Marek ma gorączkę, nie mogę go zawieść do szkoły, a ja za dwie godziny mam samolot do Monachium.
Monachium. To takie dziwne, że to, co kiedyś dla Michała i Celiny było szczytem marzeń, celem osiągniętym po tylu trudach, dla Ady było miejscem, w które dostanie się w około dwie godziny.
- Rozumiem, kochanie. Zrób mu koniecznie herbaty z miodem i cytryną, zawsze ci pomagała.
- Dobrze, babciu zrobię. To, jak mogę ci go podrzucić? Tylko na kilka godzin, potem Zygmunt powinien po niego przyjechać. Ten weekend spędzają razem.
- Adusiu, a ty nie mogłabyś do tego Zygmunta wrócić? Pobłądziliście oboje, ale to przecież twój ślubny. Przed Bogiem mu przysięgałaś miłość i wierność.
- Marek, ubieraj kurtkę – usłyszała zirytowany głos Ady rzucony gdzieś w przestrzeń – Przepraszam cię, babciu, to nie do ciebie. A co do Zygmunta, to wykluczone. Duszę się w tym związku. Nie pasujemy do siebie, mamy inne horyzonty, inne patrzenie na świat.
Jak to się działo, że teraz ludzie tak łatwo przekreślają związki? Zygmunt nigdy nie zdradził Ady, zdawało się, że są zgodnym i kochającym się małżeństwem, a tu, z dnia na dzień, kobieta wniosła pozew o rozwód. „Duszę się” mówiła. Jak bardzo przypominała w tym Celinę, którą też w pewnym momencie dusił związek najpierw z Krzysztofem, a potem z Michałem. Może dobrze, że zginęła, kiedy byli szczęśliwi i tacy zakochani.
- Macie też dziecko – zauważyła – A pomyśl, jakie to dla Mareczka musi być ciężkie, że nie ma obojga rodziców przy sobie.
- Ty jakoś mamę wychowałaś bez dziadka- niemal krzyknęła Ada.
- To była konieczność. A tobie, moja droga, się w głowie poprzewracało i tyle.
- Dobrze, babciu, przepraszam – spokorniała wnuczka – To co, mogę przywieźć Mareczka?
- Tak, córcia, tak. Mam tylko prośbę do ciebie.
- Słucham? – Wiktoria mogłaby przysiąc, ze głos Ady był znudzony.
- Wpadnie tu do mnie sąsiadka, pani Agnieszka. Chciałabym upiec jej ciasto, szarlotkę, ale skończyła mi się margaryna. Poszłabym sama, ale lekarz…
- Babciu, jaka sąsiadka? Boże Święty, ty telewizji nie oglądasz? Mało to staruszków nie ukradli przez tę ich naiwność.
- Ale pani Agnieszka jest naprawdę dobrą i miłą kobietą, Adusiu. Znam się na ludziach.
Kiedyś potrafiła przejrzeć konfidentów, agentów, a także rozpoznać porządnych ludzi, którym można było zaufać. Chyba nie straciła tej umiejętności.
- Ja Mareczka nie zostawię z obcą kobietą. A ty, babciu, uważaj.
***
Ledwo doczłapała do pobliskiego sklepu. Lekarz miał rację, nie powinna chodzić na spacery. Nogi ją bolały, coraz mocniej musiała zapierać się na kulach. Gdy w końcu weszła do środka, przysiadła na ławeczce, którą zazwyczaj zajmowały koszyki. Nie była to jedyna zmiana – naprzeciwko niej stała uśmiechająca się, młoda dziewczyna w pomarańczowej koszulce, zajęta rozmową z koleżanką.
- Dzień dobry – zagadała ta druga – Zapraszamy do udziału w zbiórce żywności – podała kobiecie ulotkę.
Zbiórka żywności przed świętami. Mama zawsze wspierała takie akcje, oddawała pieniądze z wielkiej drewnianej skrzynki. Szybko przeliczyła pozostałe jej pieniądze ze skromnej emerytury. Niektórzy ludzie oburzali się, że Wiktoria, Bronek i inni akowcy żyli tak ubogo, a ich prześladowcy dostawali emerytury pozwalające na wyjazdy do ciepłych krajów. Konarskiej to nie przeszkadzało – już przyzwyczaiła się, że świat nie jest sprawiedliwym miejscem.
- A co zbieracie, dziewczęta? – zapytała.
- Olej, mąkę, konserwy, słodycze… Produkty, które się szybko nie zepsują – powiedziała jedna z dziewcząt, stojąca przy koszyku.
- To ja coś dam, byle by takiego lekkiego, bo ja nie mogę dźwigać.
- To ja mogę pani pomóc – wyrwała się nastolatka stojąca przy koszyku z żywnością.
- Nie, dziękuję, kochanie, ja i tak mam mało pieniędzy.
Nie chciała przyjmować niczyjej litości. Doskonale mogła sobie poradzić sama, ze wszystkim. Zaprała się na kuli i pomalutku szła wzdłuż półek. Cukier zawsze się przyda. W powstaniu to cukier uratował ich przed śmiercią głodową. Ależ on ostatnio podrożał! Wszystko drożeje, tylko emerytura wciąż ta sama. Czasem żałowała, że o pieniądze na ubrania musi czasem poprosić Ewę, że nie potrafi sama się utrzymać, ale łatwo można to było wytłumaczyć. Zawsze pracowała za psie pieniądze, ciesząc się, że ktoś w ogóle ją zatrudnia. Sięgnęła po leżące na półce pudełka z mąką. Kiedyś, dawno temu, pani Maria uczyła ją piec chleb. To było po odejściu Władka, gdy leżała sama w łóżku, nie mając ochoty na nic. Ten zapach do dziś kojarzył jej się z bezpieczeństwem. Wzięła także swoją margarynę. Stała już przy kasie, gdy przypomniała sobie o dzieciach. Jej pociechy nie mogły mieć słodyczy, jej na początku także się nie przelewało, a przecież to nieodłączny element każdego dzieciństwa. Chwyciła garść najtańszych batoników, trochę się tego wstydząc. Powinna dać coś lepszego, to wstyd.
- Dwadzieścia osiem złotych i pięćdziesiąt trzy grosze – poinformowała ją o cenie rudowłosa kasjerka.
Uchyliła portfel, wyjmując wszystkie pieniądze, jakie miała. Trudno, jakoś przeżyje do tego pierwszego, to już naprawdę niedługo, a przecież ludziom trzeba pomagać. Na Wigilię pewnie zaproszą ją do siebie Hala z Jurkiem, może dostanie od nich jakieś pierogi. A zresztą, w powstaniu więcej czasu głodowała.
Przechwyciła lekko potępiający wzrok jednej dziewczyny. No tak, pewnie nikt nie chce takiej tanizny. A może wzięła za mało? Odłożyła rzeczy do wózka i jeszcze raz weszła na sklep. W kieszeni płaszcza znalazła pięć złotych, akurat wystarczy na pasztet. A kanapkę trzeba przecież z czymś zjeść. Znów podeszła do dziewcząt.
- Na więcej nie mam – powiedziała, tłumacząc się.
- Nie szkodzi. Dziękujemy bardzo za pomoc – odrzekła jedna z nich.
- Nie miałam serca tego od niej brać – zwróciła się do koleżanki, gdy Wiktoria już opuściła sklep – Za co ona teraz myślisz będzie żyła?
***
Agnieszka nie mogła pojąć , jak można pozostawić w pustym mieszkaniu samotną staruszkę. Panią Wiktorię poznała przez przypadek, gdy ta zasłabła na schodach. Przy bliższym poznaniu okazało się, ze Konarska jest uroczą osobą, pełną energii, jakiejś niespotykanej radości, ale też ogromnego żalu. Coraz częściej wpraszała się na herbatki, podczas których słuchała opowieści pani Wiktorii o wnukach, dzieciach, o sukcesach prawnuków – Mareczek grał w klubie sportowym, Julia osiągała sukcesu jako pianistka, a Iwona została laureatką szkolnej olimpiady humanistycznej. Agnieszce, historykowi pracującemu w IPN-ie nazwisko Konarskiej coś mówiło, jednak dopiero dziś bliżej przyjrzała się jej aktom. To z okazji kolejnych ekshumacji na Powązkach – miała sprawdzić, czy major Władysław Konarski, dowódca leśnego oddziału w Kampinosie, zabity 12 marca 1951 roku, miał jakiś krewnych, kogoś, od kogo można by pobrać materiał genetyczny do badań. Przy okazji dowiedziała się wiele ciekawego o swojej sąsiadce, o jej hańbiącym procesie, wyroku, odbiciu. Temat męża musiała poruszyć z nią dzisiaj, dlatego z niecierpliwością stała na klatce, pukając do drzwi.
- O, Agniesiu, wchodź, dziecko. Zmarzłaś bardzo? – zapytała kobieta, gdy tylko otworzyła.
- Nie, pani Wiktorio, nawet nie.
- A wiesz, byłam dzisiaj rano w Żabce, po margarynę, bo mi brakło, wyobraź sobie, że zbierają tam jedzenie dla najuboższych.
- Tak? I kupiła coś pani? – zapytała, wchodząc do salonu.
- Ależ siadaj, dziecko, siadaj. Kupiłam mąki, cukru, słodyczy.
- Ile pani zostało do pierwszego? – zapytała rzeczowo.
- Coś tam zostało- próbowała wymigać się od odpowiedzi kobieta.
- Pani Wiktorio, tak nie można, trzeba pomyśleć o sobie.
- Trzeba, to być dobrym – uparła się staruszka – Dziecko, coś ty taka blada? Pewnieś znów za długo pracowała w tym swoim IPN-nie czy jak to się tam nazywa.
- Oj, pani Wiktorio, muszę za coś żyć. Ale lubię swoją pracę, nie narzekam. Była u pani dzisiaj pani Ada, bo chyba rano dzwoniła, słyszałam, schodząc na dół.
- A, miała być, tylko, że znowu się pokłóciłyśmy. Nie mogę się pogodzić z tym, że ona zostawiła tak tego Zygmunta. Kiedyś przysięga była najświętsza, a teraz to tak się to szarga wszystko. Ja ani mój mąż nigdy nie złamalibyśmy przysięgi, jestem pewna.
- Właśnie, pani mąż. Wie pani, gdzie jest pochowany?
Z twarzy pani Wiktorii zszedł ten blask. Przez chwilę znów czuła ten sam ból, co wtedy. Nawet nie miała gdzie zapalić świeczki swojemu ukochanemu.
- Nie – powiedziała dużo chłodniej – A co cię to obchodzi?
- Przepraszam, pani Wiktorio, nie chciałam pani urazić. Prowadzimy razem z kolegami badania i chyba natrafiliśmy na szczątki pani męża. Musielibyśmy pobrać materiał genetyczny, najlepiej od pana Jerzego, to pozwoliłoby na odrzucenie lub potwierdzenie tej tezy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to pan major niedługo będzie miał swój prawdziwy grób.
- Oj, dziecko, a po co to tyle zachodu? Władek wie, że ja się tu za niego modlę.
- Ale my, my młodzi potrzebujemy symboli. Potrzebujemy ideałów, symboli. I dlatego też mam dla pani prezent – z torebki wyciągnęła gruby maszynopis.
- Co to? – zapytała Konarska.
- To taki szkic. Piszę książkę o majorze „Kmicicu” i jego narzeczonej, sanitariuszce „Rudej”.
Oczy Wiktorii zaszły łzami. Znów była dla kogoś Rudą, bohaterką. Ktos chciał uczcić pamięć jej i Władka.
- Dziękuję – powiedziała tylko, przytulając się do sąsiadki.
- Zrobi mi pani korektę?
- Oczywiście. Dziękuję, dziecko.
- Nie, to ja dziękuję. Za wszystko. Za to pani poświęcenie, za pani dobroć, za wszystko. Za wolność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Nie 6:11, 13 Kwi 2014    Temat postu:

No i się poryczałam. Piękne! A jak sobie pomyślę ile jest wszędzie takich Rudych, to chce mi się płakać jeszcze bardziej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Nie 18:18, 13 Kwi 2014    Temat postu:

Pierwsza moja myśl po przeczytaniu tego opowiadania? ,,Matko, to ja sprawdzam forum, bo chcę, żeby mi komentowali jakieś moje infantylne, głupiosielankowe opowiadania, jak tu jest takie realistyczne, prawdziwe i świetnie napisane dziełko". Naprawdę! Ty potrafisz na podstawie własnych spostrzeżeń napisać opowiadanie - mi, mimo szczerych chęci, nie udaje się to. (Przepraszam, że znowu kogoś do siebie porównuję. Tak już mam.) Strasznie mi się podoba. Odnoszę wrażenie, że to miało być pojedyncze opowiadanko, ale proszę o więcej! : )

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierniczkowa dnia Nie 18:18, 13 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:35, 14 Kwi 2014    Temat postu:

Dziękuję Wam dziewczyny za opinię Smile Miło, że się podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:51, 16 Kwi 2014    Temat postu:

Naprawdę się wzruszyłam. Fantastycznie to opisałaś - stosunek Rudej do komórek, do przysięgi, która jest święta i której nikt nie powinien łamać, do rozstania Ady i Zygmunta. Wszystko porównuje do dawnych czasów, żyje przeszłością, ale tak chyba ze starszymi ludźmi jest...
"A zresztą, w powstaniu więcej czasu głodowała."
To jest bardzo poruszające zdanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin