Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Urodziny w górach, czyli...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Sob 22:19, 22 Lut 2014    Temat postu: Urodziny w górach, czyli...

...opowiadanie dla Konarskiej, specjalnie z okazji urodzin. Wstawiam w dwóch częściach, żeby jeszcze dziś jubilatka miała krótką lekturkę. Choć na pewno już dziś jej nie przeczyta, w końcu już dwudziesta druga... Very Happy Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Smile

Warszawa, rok 1946

Kolacja była przecudowna. Elegancka restauracja, w oknach czerwone, długie kotary. A przy stolikach urzędnicy - ,,wyznawcy” komunizmu. Celina cudownie się czuła w powłóczystej, szmaragdowej sukience. Jak... królowa. Na królewnę już za późno. Przypomniała sobie o coraz bardziej zbliżających się kolejnych urodzin. Była wina wzroku Michała – patrzył się na nią całą kolację, jakby z niedowierzaniem. Niedowierzaniem, że z nią jest? Może. Niedowierzaniem, że już tak się postarzała? Na pewno.
To niedowierzanie nie było spowodowane ani jednym, ani drugim. Michał zastanawiał się, jak ona to robi. Taka.. elegancka, kulturalna, skromna. Jak królowa. Dla Michała Celina zawsze będzie królewną. Młodą i piękną. Jego.
- Nie sądzisz, że Warszawa... że tu jest trochę za nudno?
Michał zaskoczył Celinę tym pytaniem. Zaskoczył, bo od dawna o tym myślała. Twierdziła, że on jemu zawsze będzie wszystko opowiadało. Ona męczyła się w jednym miejscu. Jak ryba na piasku.
I tu skończyła się jakoś bardziej urozmaicona rozmowa. Dalej wszystko potoczyło się jak to zwykle bywa na kolacjach: zamawianie wybranego dania (przy akompaniamencie ,,Chyba tu jest trochę za drogo...”), wypicie lampki wina zanim jeszcze podano wybraną potrawę, przegadanie całego wieczoru i z tego wszystkiego niepatrzenie w talerz (makaron wylądował w dekolcie Celiny).
- Góry – mówi niespodziewanie Celina. Niespodziewanie, ale Michał doskonale wie, o co jej chodzi.
- A więc ty, ja i cały świat u naszych stóp?
Michał nie czeka na odpwiedź.

Dwa dni później, a dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej minut cztredzieści, stoją na dworcu. Michał z ogromnym plecakiem wycieczkowym i nartami, zapakowanymi nieporadnie (część wystawała, zahaczając boleśnie o łydki) w znalezioną starym mieszkaniu płachcie materiału. Celina z nie mniejszym plecakiem, uczesana w swoje dwie ,,robocze” kiteczki – zawsze je czesze, kiedy nie chce, by włosy jej przeszkadzały. Gdyby spojrzeć na nich od tyłu, nic ich nie odróżniało, tylko te kiteczki. Nawet swetry mieli takie same.
- Odjazd pociągu kursu Warszawa-Zakopane odjedzie za dziesięć minut z toru czwartego na peronie drugim. Powtarzam... - rozlega się w głośniku donośny, kobiecy głos.
- Cela, wchodzimy.
Wchodzenie nie okazało się jednak tak łatwe, jakby się zdawało. Najpierw przepchanie się przez niewiarygodny tłum, co chwila mówiąc ,,przepraszam, przepraszam” (wina nart), a potem wciągnięcie swych bagaży wraz z właścicielami w wąskie drzwi pociągu. Ach, i jeszcze wąski korytarzyk, w którym stawiało się niepewne kroki, czytając jeszcze informację na bilecie.
- Nasze miejsca... nasze miejsca... - powtarzał ciągle Michał – nasze miejsca są... tu! - okrzyk triumfu.
A zaraz potem niemiłe rozczarowanie. Przedział był pełen. Dwaj starsi mężczyźni, kobieta w wieku może czterdziestu lat, chłopak z dziewczyną i matka z trojgiem dzieci.
- Jesteś pewien, że to tu? - pyta dyskretnie Celina.
- Jestem – nie daje jej dokończyć narzeczony – Po prostu ktoś... ktoś zdublował... no, zdublował miejsca. Pierwsze utrudnienie – zaczyna być ciekawie, eh. Zaczyna być duszno. Plecak trochę cięższy. Sweter już nie ciepły, a okropnie gorący...
- Pilnuj rzeczy – oznajmia Michał na odchodnym. Zostawia ją samą w drzwiach przedziału – na szczęście na krótko.
- Chodź, jest dla nas miejsce! - informuje ją entuzjastycznie, po czym pociąga gdzieś w głąb wagonu. Gdy są już prawie w połowie drogi, coś się nagle Celinie przypomina.
- Narty!- szybko zawracają po kłopotliwy sprzęt.
,,Miejsce” to były dwa przeciwległe siedzenia w przedziale na samym końcu wagonu. No nic, przynajmniej było gdzie siedzieć. W miarę szybko rozmieścili swoje bagaże na półkach i na podłodze, bo wszystkie się nie zmieściły na górze, ale naraz jakaś nastoletnia dziewczynka zaczepiła ich, pytając, czy zostawiają narty na korytarzu, czy będą je tu ,,tachać”.
- Czemu mi nie zakazałaś? - pyta się Michał cicho, z lekkim wyrzutem, ale też uśmiechem.
- Bo byś mnie nie posłuchał, wariacie... - śmieje się Celina, jednocześnie myśląc, jak kochane są te dziecinne oczy i wiecznie rozczochrana czupryna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:49, 23 Lut 2014    Temat postu:

Czy będzie dużym nietaktem, jeśli skomentuję opowiadanie przed jubilatką, dla której jest ono prezentem?

MiC na dworcu z plecakami i nartami, w swetrach i te kitki Celiny! Rozpływam się, oczami wyobraźni widzę ich w zatłoczonym pociągu, jakie to urocze Very Happy Taka podróż MiC za jeden uśmiech Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:05, 24 Lut 2014    Temat postu:

26 mam imieniny, więc...
Uroczo, tak beztrosko i oczywiście czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pon 21:25, 24 Lut 2014    Temat postu:

Druga część i ostatnia, bo w końcu skleiłam wszystkie pomysły w całość. Very Happy

Jakoś wciągnęli swoje narty, zastanawiając się, czy w ogóle będą na nich jeździć. Ostatecznie wylądowały w przedziale służbowym, gdyż konduktor uważał, że narty, leżące na bagażach, hen wysoko n półce, stanowią zagrożenie dla podróżujących. Tak minęła pierwsza godzina podróży. Kiedy w końcu zrobiło się spokojnie, Celina natychmiast odczuła głód. To był jej ,,syndrom środków lokomocji” - musiała coś wrzucić na ruszt. Zjadła, podebrała Michałowi gazetę z podręcznego plecaka (spał, przytulając go do siebie jak misia), po czym stwierdziła, że jest jej niedobrze. Po tej kanapce? Nie, na pewno nie. Może po czytaniu? Przestrzegając powszchnej opinii, że sen jest dobry na wszystko, zasnęła. Nie był to jednak spokojny sen. Wierciła się okropnie, starając się jednocześnie nie uderzyć współpasażera. Wydawało jej się, że czas dłuży się w nieskończoność, dopóki na którejś ze stacji nie ujrzała wielkiego zegara, wskazującego godzinę piątą rano. Gdyby była w domu, już by się obudziła, pijąc codzienną porcję soku z marchwi. Dotknęła swoich włosów. Jaka była rozczochrana! Nie miała przy sobie żadnego lusterka. Planując, co zrobi, żeby doprowadzić się do porządku, z ulgą stwierdziła, że ilość pasażerów zmniejszyła się. Byli tylko oni i jakiś pan. W końcu pociąg zatrzymał się na upragnionej stacji Zakopane. Obudziła Michała i wytoczyli się z pociągu.
- Patrz! - krzyknął nagle Michał, wskazując bryczkę konną. - Chyba mamy czym dojechać na kwaterę!
- Bryczką? - wyraziła wątpliwość Celina – Nie wpuszczą nas z tymi bagażami, zobaczysz.
Wpuścili. I nawet dowieźli pod sam dom. Był to prywatny dom, prowadzony przez pewne starsze małżeństwo. Będąc świadomi swojego nieświeżego wyglądu sami wzięli sobie klucz od zarezerwowanego pokoju i pognali na górę. Potem to się wyjaśni. Pokój był śliczny, miał haftowane firanki w oknach i piekny widok na białą górkę obrośniętą sosnami. Celina rzuciła się na łóżko z westchnieniem ulgi.
- Chyba już nie wstanę.
- Wstaniesz, wstaniesz. A kto mi będzie towarzyszył na spacerze, co...? - i już, już miał się schylić, żeby ją pocałować, kiedy do pokoju weszła pokojówka. Miała popielate włosy do ramion, kilka ślicznych pieprzyków na policzku i okulary.
- Pościel już przynieść? - zapytała.
- Nie trzeba, sami możemy przynieść – uśmiechnęła się Celina, wstając z łóżka.
Ja wolę przynieść, bo jak gaździna zobaczy, że nie ja przynoszę, to marny mój los. - Ja już przyniosę. Przed wyjściem posłała Celinie jakiś porozumiewawczy uśmiech, jakby wiedziała, co chciała zrobić przed jej wejściem. Jaka przyjazna buzia!
- Ja mogę towarzyszyć. Chyba, że szanowny pan sam będzie chciał kontemplować widoki... - i już było jej widać malutkie dołeczki koło ust.
- Uważam, że szanowna pani będzie jednym z ciekawszych widoków. To co, idziemy? - zapytał już całkiem rzeczowo.
- Już, już, tylko się umyję.
Miły mróz uderzył w nich gdy tylko wyszli. Powietrze było rześkie, góry widoczne, śnieg – cały jak lody waniliowe. Skrzypiał pod nogami, był jakby pokruszony i dziwnie żółty. W Warszawie w ogóle nie było śniegu.
- O, tu jest ten stok, na którym możemy pojeździć.
Wiesz, mi się wydaje, że ja raczej zjeżdżam, niż jeżdżę.
Nauczysz się.
,,Nauczysz się”. Dla niego wszystko było zawsze takie łatwe.
- Kto mnie nauczy?
- Ja.
- W takim razie może powinnam się do Ciebie zwracać ,,mistrzu”, haha!
- Może... - powiedział groźnym tonem, gwałtownie ją do siebie przyciągając.
- Co ty robisz, wariacie...?
- Co robię, co robię... Spaceruję, oddycham, a przed wszystkim Cię kocham.
- Lepiej byś czapki swojej pilnował – mówi pobłażliwie Celina, wskazując wielką ,,uszankę” leżącą na drodze.
- No, mogę robić i to – odrzekł, odchodząc od niej. Kiedy nie patrzył, Ceilna zacisnęła usta i lekko przykucnęła – tak jej było niedobrze. Po czym znowu! Po pociągu? Nie chciała nawet myśleć o innej możliwej przyczynie.
- Coś się stało? - no nie, zauważył! Nic nie miało zepsuć ich wyjazdu. Żadne zmartwienie, nawet najmniejszy zaniepokojony ton. Nie mogło.
- Nic, nic. Jakoś tak mi niedobrze po tym pociągu.
- Wróćmy może, co? Chyba muszę się jednak przespać.
Jest na wsi z jakąś małą dziewczynką. I nagle na podwórko wjeżdża samochód, i Celinie mówią, że ona ma prowadzić ten samochód. A jej jest tak niedobrze! Siłą wsadzają ją za kierownicę. Jedzie. Widzi wielką górę, ale nie przejmuje się tym. Ona jest coraz bliżej i bliżej. Celina budzi się w tym aucie tuż przed uderzeniem w górę. To już koniec...?
- Celina, co jest? - czyj to natrętny krzyk? Otwiera oczy. Chyba pierwszy raz w życiu zemdlała. Ach, jakie to romatyczne, a jakie nieprzyjemne.
- Nic – mówi szybko, zrywając się na równe nogi. Okrutnie zakręciło jej się w głowie! O, zemdlała na śniegu. To dobrze, było przyjemnie chłodno. - Może to z powodu przemęczenia po podróży. Mówię Ci, położę się i będzie dobrze.
Tak było rzeczywiście. Obudziła się jak nowo narodzona. Był już wieczór. Michała nie było w pokoju. Zeszła na dół, przed dom i zobaczyła, jak rozmawia z gazdą. Nie słyszała, o czym mówią. Ciszę przerywał czasem szuranie szczotki po podłodze. Obejrzała się za siebie. Jakaś młodziutka dziewczyna zamiatała podłogę. Ile ona mogła mieć lat? Szesnaście na przykład. Wykonywała swoją pracę bardzo szybko, tak szybko, że jej loczki, jeszcze przed chwilą sklepione w zwartą kulkę, teraz zakrywają jej szyję. Celinę bolą nogi po wielogodzinnym opieraniu głowy o kolana (była to jedyna możliwa pozycja spania w pociągu) i dlatego szybkie poruszanie się małej sprzątaczki wydaje jej się cudem sprawności. Niepostrzeżenie Michał wrócił z dworu.
- Jutro będzie mało osób na stoku, będziemy mogli potrenować.
- Wspaniale. Wiesz, już lepiej się czuję – oznajmia Celina z uśmiechem. Już nie jest taki blady jak przedtem.
- Świetnie. Ja idę zadzwonić do domu, tu gdzieś niedaleko jest telefon. Idziesz ze mną?
- Nie, przejdę się i zapoznam z okolicą. Na tamtym spacerze nie za bardzo mi się to udało, wiesz sam.
- Nie wiem, czy mogę Cię puścić. Boję się, że coś Ci się stanie.
- Niepotrzebnie. To nie jest pustynia, w razie czego gdzieś się doczołgam.
- Jak uważasz. Zostawić Ci klucz?
- Lepiej zostaw w recepcji. Jak któreś wróci wcześniej to odbierze.
Celina szybko ubiera kurtkę. Płaszcz byłby za lekki na mróz. Idzie po ciemnych drogach, zdawkowo tylko oświetlonych przez lampy. Tutaj czuje się wolna. Jest sama, przenikliwe zimno ogarnia ją zewsząd. To właśnie jest wolność. Wolność i niezależność. Wydaje się, że tak niewiele dzieli ją od wysokich szczytów gór. To jest niesamowite. Mogłabym tu mieszkać – pomyślała sobie. Codziennie rano spoglądać na mgłę zasłaniającą wierzchołki, a wieczorem siedzieć przy kominku i cieszyć się tym, że one są tak daleko i jest się bezpiecznym. Teraz Celina nie wyobraża sobie, jak jeszcze tak niedawno mogła próbować żyć sama. Bezpieczna czuje się tylko z Michałem. Gdzieś w oddali zauważyła dzieci zjeżdżające na sankach – jest tak ciemno, a one jeszcze zjeżdżają! Ewidentne dzieci gór. Dla takiego mieszczucha, jakim była Celina, to było coś jakby nieosiągalnego – zawsze była trochę chorowita a zaborcza matka nie pozwalała jaj na długie zabawy z koleżankami. Gdyby miała trochę więcej odwagi, spróbowałaby sobie nadrobić te lata teraz. Nie ma odwagi. To wyglądałoby głupio. Niezauważalnie już przestało jej być niedobrze.
- Bu! - krzyczy ktoś za jej plecami.
- Zadzwoniłeś już? - pyta się cicho Celina.
- Tak. W domu niespokojnie. Wiesz, mama każe Rudej zostawać w domu, a ona nie chce, mówi, że czuje się dobrze.
- Jak to, ona ciągle siedzi w lesie?
- No. Dziwne, co. Ona to jest jednak wytrzymała. W końcu, jeszcze miesiąc i im się dziecko urodzi.
- Nie taka jak ja...
- Nie mów tak. Ona może jest wytrzymała fizycznie, ale ty psychicznie.
- Ona też.
- Cela, ja Cię nie porównuję z nikim. Dla mnie jesteś jedna, żadnej takiej innej nie ma. W całym Układzie Słonecznym.
- Ale ja siebie porównuję. Nie wiem, czemu jestem dla siebie taka surowa. Wiesz, teraz mi się przypomniało, jaka byłam chorowita w dzieciństwie.
- I?
- I co. I nic. Całe życie próbowałam sobie nadrobić tą dawną płaczliwość i chorowitość. A teraz mi wróciło. Źle się czuję. Chce mi się płakać.
- Gdybym miał się zachować jak lekarz, powiedziałbym Ci, jaka może być tego przyczyna. Ale nie chcę Cię niepokoić.
- To niemożliwe.
- Każdy tak mówi. A raczej; każda. Chodźmy już do domu.
- Lubię marznąć.
- Może lubisz, ale ja muszę o Ciebie dbać.
- Nie musisz. Lubię sama o siebie dbać. Wiem wtedy, że jestem samodzielna.
- Oj, Celka. Muszę, muszę. No chodź.
I szli tak objęci śliską, pochyłą górską drogą.


- Mówiłam, że mi nie wyjdzie! - krzyczy Celina z wielkiej zaspy.
- Narty Ci nie spadły?
- Nie! Słyszysz: mówiłam, że nie wyjdzie.
- Bardzo ładnie Ci wyszło. Tylko się poślizgnęłaś.
- Ugrrr, mam dosyć – mówi Celina, zadzierając głowę i obserwując niebo. Jest szare i niesamowicie matowe. Ani jednej chmury, żadnego przebysku słońca.
Wstawaj.
- Michał podjeżdża do niej i próbuje (bo Celina stawia skuteczny opór) wyjść z zaspy.
- A jak się przeze mnie przewrócisz?
- Nie będzie tak.
- Chyba się zaklinowałam.
- Na pewno nie.
- Chyba nie wyjdę.
-Wyjdziesz.
Podczas tej dziwacznej wymiany zdań Celina wychodzi z zaspy.
- Teraz złap się mnie i jedź za mną.
- A jak się przewrócę? Albo przejadę Ci pod nogami i podetnę narty?
- Spokojnie. Jak będziesz się chwiać, ja cię złapię.
Kiedy się zachwieje, złapie ją. Celina zauważa, że to odnosci się do całej ich znajomości.
Głupio się z tym czuje, pewnie dlatego, że jest starsza.
- Aaaa, jadę!
Obawa okazała się słuszna. Pod nogami Michała przejeżdża niekształtna, brązowa (kolor kurtki i spodni) kulka, z wystającymi tu i ówdzie nartami. I, co ciekawe, wcale nie hamuje. Jedzie sobie na plecach w dół stoku, uderzając w kupkę studentów i przewracając ich, jakby byli kręglami. Potem uderza w płot i tam się zatrzymuje.
-Miałeś mnie złapać! - słychać wyrzut.
Kiedy Michał podjechał bliżej, zauważył ją z zamkniętymi oczami i śniegiem we włosach i na ustach. Wyglądała, jakby umarła. Ale nie było tak, o czym świadczyło pociąganie nosem – wczoraj wieczorem trochę się przeziębiła.
- Pobudka!
Otworzyła jedno oko, potem drugie i znowu pociągnęła nosem.
- Masz może... masz może...
Jaka była zachrypnięta!
- Masz może... chusteczkę?
Przy kolejnym zjeździe wjechała w siatkę obok wyciągu. Kolejnym razem w sam wyciąg. Potem spadła z wyciągu. Sześć zjazdów później było wiadomo, że dalsza nauka nie ma sensu.
Celina siedziała na kanapce w recepcji (nie mogli nigdzie znaleźć klucza) i piła gorącą herbatę. Michał poszedł szukać klucza na stoku, a ona znowu została sama. Ruda znów coś czyściła – tym razem wycierała parapety – a w radiu cicho szumiała muzyka. Grano właśnie ,,Marsz” Dymitra Shostakowicha, jak zapowiedziano wcześniej. Oczy jej się lepiły, a żywe dźwięki marszu, zamiast pobudzać, jeszcze bardziej ją usypiały. W końcu, żeby nie odczuwać już twardości kanapy, zaczęła liczyć owce (niezwykle trafny pomysł – byli przecież w górach, a jak wiadomo, owce pasą się na halach). Jedna, druga, trzecia...
- Przepraszam... proszę pani.
- Tak? - kto znowu ją budzi? Ale to nie był sen, raczej jakiś nieprzyjemny letarg, bo znowu było jej niedobrze. I bolała ją głowa. I brzuch. I nogi.
- Pani bardzo, bardzo długo spała i próbowałam panią obudzić, a pani się nie budziła, i w końcu się przestraszyłam i sprawdziłam, czy pani może nie ma gorączki, bo myślałam, że pani zemdlała, i pani ma tą gorączkę – wypaliła jednym tchem nastoletnia sprzątaczka. - Ten pani mąż, bo on wrócił, to zawołał jakiegoś lekarza.
Nora, bo tak miała na imię ruda sprzątaczka, specjalnie gadała jak najęta, bo dobrze wiedziała, że to uspokaja.
- Gdzie on jest?
- Na górze. Poszedł po panią Olę, bo ona jest pokojówką, ale tak naprawdę to jest ginekologiem, i on sobie pomyślał, że to może być z jakichś kobiecych powodów, i ją chce poprosić o pomoc.
Po tak jakże rzetelnym poinformowaniu o wszystkim Celina rzeczywiście nieco się uspokoiła. A potem znowu zasnęła. Obudziła się dopiero na łóżku w swoim pokoiku. Siedziała nad nią blondwłosa pokojówka i rozmawiała z Michałem.
- Wie pan, mi wojna nie przerwała studiów, jak panu. Ja studiowałam potem w Norwegii, bo mój tatuś świętej pamięci tam dostał ofertę pracy. Wiem, że w tej Norwegii to czysty faszyzm był,odkąd Quisling zacząć panować, ale chęć studiów była silniejsza ode mnie. Miałam do wyboru: albo neurolog, albo ginekolog. - Wybrałam ginekologa, no bo neurolog to nie na moje nerwy.
Moja mama jest neurologiem.
- Przepraszam...?
- O, obudziła się pani. Wie pani co? Dziecko pani będzie miała – zawiadomiła ją Ola z uśmiechem, ukazując swoje duże, śnieżnobiałe zęby.
Co!?
No, Celka, słyszałaś? Dziecko będziemy mieli.
I on to tak swobodnie mówi?
Drugi miesiąc. Że pani tak mogła nie zauważyć, no ale ja się nie wtrącam, sama się powinnam zająć swoimi sprawami.
No nie – jęknęła Celina, opadając bezwładnie na poduszkę. - A co z tą moją gorączką? - podniosła się zaraz zaaferowana.
Spokojnie, z tym jest dobrze. Razem z pani mężem (,,z pani mężem” - niech sobie nie pozwala! Oj, jak ta ciąża działa na Celinę, nigdy nie byłaby tak zazdrosna) martwimy się raczej o upadek.
- Ten w płot?
- Aaa, ten w płot i w siatkę. W zaspę, i w wyciąg. Przepraszam państwa, ale muszę już wracać do pracy. Pani Marcelina, to jest – gaździna, będzie się gniewać.
Wyszła, specjalnie uważając, żeby nie trzaskać drzwiami.
- I co, Cela? - Michał patrzy się na nią z wyczekującym wyrazem twarzy.
- Wiesz co, Michał? Jak sobie teraz myślę, że mam jeszcze wrócić tym upiornym pociągiem do Warszawy, to mi się robi jeszcze bardziej niedobrze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierniczkowa dnia Pon 22:58, 24 Lut 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:34, 24 Lut 2014    Temat postu:

PRZECUDOWNE! Aż brak mi słów, taka sielanka piękna Very Happy
Michał uczący Celinę jazdy na nartach no i Cela w ciąży Very Happy Fenomenalne dialogi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pon 22:59, 24 Lut 2014    Temat postu:

Dziękuję. :* Nie chwaląc się, ale też jestem z niektórych zadowolona. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin