Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Pią 16:36, 19 Lip 2013    Temat postu:

Patrzę na klawiaturę i nie mam pojęcia co napisać. Jesteś wielka. Świetnie napisane. Chyba powinnam napisać coś więcej, bo naprawdę jestem zachwycona, tym jak kreujesz bohaterów, jaka jesteś konsekwentna w tym swoim pisaniu i jak świetnie posługujesz się słowem, ale brak mi słów z zachwytu Smile

No i uśmiałam się, jak Marysia weszła do chłopaków. Skąd ona wiedziała, że oni tam siedzą i piją?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:07, 20 Lip 2013    Temat postu:

Embarassed Embarassed Embarassed Embarassed Dziękuję. Nie przeszadjamy znowu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Sob 14:54, 20 Lip 2013    Temat postu:

Nie przesadzam, naprawdę, nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego, jak mi się fajnie to czyta.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:28, 20 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział VI

Miłość musi być próbowana jak złoto w ogniu prób;
tylko mała w ogniu prób kruszeje.
Wielka oczyszcza się i rozpala.
kard. Stefan Wyszyński


Angela była naprawdę szczęśliwym dzieckiem. Niczego jej nie brakowało. Rozróżniała już mamę, tatę, swoich braci i ich żony. Nie potrafiła leżeć spokojnie, zmieniała pozycję i położenie co kilka sekund. Zwracała na siebie uwagę głośnym guganiem. Najczęściej przychodził wtedy do niej tatuś i rozmawiał z nią. Czasem mówił w jakimś innym niż mamusia języku. Angela wiedziała, że jest jego kochaną tochter, dla której zrobiłby wszystko. Mała uwielbiała obserwować, jak tata całuje mamę, jak się przytulają, jak mama trzyma ją w ramionach, a tata trzyma w ramionach mamę. Wtedy czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Z radości zanosiła się śmiechem. Wtedy mama całowała ją w czółko lub w paluszki. Angela chciałaby takie chwile były ciągle.
***
Jasiu rósł jak na drożdżach. Gdzie się podziewał ten maluch, którego trzymała w rękach na Szucha, o którego życie drżała każdej nocy i każdego dnia? Teraz syn był już rezolutnym dwulatkiem, który często pytał o różne trudne sprawy: o to, gdzie jest jego tatuś, czemu nie ma babci, czemu wujek Bronek z nimi nie mieszka. Nie wiedziała, jak odpowiadać na pytania, które sprawiały jej tyle bólu. Dziś jednak nastąpił ten dzień. Dzień, w którym chciała powiedzieć Jasiowi część prawdy. Może był za mały, ale to ona potrzebowała oczyszczenia, zerwania z duchami przeszłości. Chciała się pozbyć ciężaru, by zacząć nowe życie.
- Jasiu, usiądź na chwilkę.
- Tak, juź siadam. O cio chodzi?
- O nas, synku. Pytałeś mnie o tatę, o babcię.
- Psijdą do naś?
- Nie, Jasiu. Nigdy nie przyjdą. Twój tata nie żyje. Twoja babcia i dziadek też. I twój wujek. Nikt nie żyje.
- Ale ty zyjes? Tak?
- Żyję, kochanie.
- Mamo, a ciemu nie ziją?
- Twój tata był wspaniałym człowiekiem. Bardzo kochał mnie i ciebie. Była wojna, mama i tata się zagubili. Tata szukał mnie i ciebie po całej Warszawie. Chciał być z nami. Niestety, pewien pan też chciał, żebyśmy z nim mieszkali. Może go pamiętasz? On też cię kochał. I dlatego zabił tatę, bo chciał, żebyśmy byli z nim. Rozumiesz?
- Lozumiem.
- To dobrze. A babcia i dziadek… powiem ci o nich kiedy indziej, dobrze?
- Dobze.
Powiedziała najtrudniejszą część. O Janku. Na resztę pytań Jasia nie umiała jeszcze odpowiedzieć. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że wysłała własnych rodziców na śmierć. Zresztą, jak ma wytłumaczyć synkowi getto? To było nie do wytłumaczenia, sama się zastanawiała, jak to możliwe, żeby nienawidzić ludzi tak bardzo. I to, jak to się stało, że z jej rodziny – inteligenckiej, dobrze wykształconej, ze wspaniałymi perspektywami została tylko ona jedna. I to w dodatku niemajętna, mieszkająca w klitce. Samotna, niemająca z kim porozmawiać. Kiedy się tak stoczyła? Po śmierci Janka? Czy wcześniej, jeszcze w getcie? Cóż, życie w ciągłym, panicznym lęku nie było łatwe. Przez to jej ojciec oszalał, a brat popełnił samobójstwo. Ona się trzymała tylko jednej myśli, jednej rzeczy na świecie – Jasia. Był jak brzytwa, której trzymała się kurczowo, by nie zatonąć.
***
Domek stał nadal. Wyglądął tak, jakby ktoś przez te wszystkie wojenne lata się o niego troszczył. Nawet peonie, duma mamy, wyciągały się dumnie ku słońcu. Trudno było uwierzyć, że ostatnio byli tu sześć lat temu. Wewnątrz wciąż czuł tamte wakacje – ostatnie wspólne, przedwojenne.
***
Sierpień 1939
Peonie były zachwycające. Pani Krysia troszczyła się o nie przez cały rok. Pomidory dojrzewały w słońcu, rumieniąc się apetycznie. Maria zerwała jeden z nich i ugryzła. Uwielbiała ich smak. Nie były jak te kupowane na placu – jej pachniały i smakowały słońcem, czystym powietrzem. Zebrała jeszcze parę i zaniosła do kuchni. Niech jej mężczyźni zjedzą, wyjdzie im to na zdrowie. W kuchni zobaczyła – nie do wiary – Czesława, z własnej woli myjącego naczynia. Co mu się stało? Czy znowu coś przeskrobał?
- Czesiu, co się stało? – zapytała.
- Nic. Czemu coś miałoby się stać?
- Zmywasz naczynia z własnej woli. W domu nie mogę się tego doprosić, a teraz. Myślisz, że to nie wzbudzi moich podejrzeń?
- Miałem taką nadzieję. Nie stało się nic poważnego, po prostu, chyba będziemy musieli przerwać nasz urlop.
- Dlaczego?
- Niemcy zerwali pakt o nieagresji. Może to nic nie znaczy, ale obawiam się, że mogę dostać kartę mobilizacyjną.
Niemcy, Niemcy, znowu ci cholerni Niemcy. Czemu ciągle burzą spokój jej rodziny? Czym im zawiniła? Czemu nie mogą mieć spokojnych wakacji? Jakoś znosiła to, że Czesław i Władek ciągle są w swoich jednostkach, przecież to była ich praca. Ona ciągle siedziała w szpitalu, Michał na studiach lub gdzieś ze swoimi dziewczynami. Ale ten miesiąc był dla nich zawsze święty. Spędzali go od zawsze w tym samym miejscu, mieli w Jastarni nawet własny domek. Może to dziwne, ale dla Marii sierpień był ważniejszy od Bożego Narodzenia, od Wielkiej Nocy.
- Wiem, to jest wasz obowiązek. Ale… czy w razie wojny… czy nasi chłopcy…
- Marysiu! Nie spodziewałem się tego po tobie. Naprawdę chcesz, żeby nasi synowie byli tchórzami.
- Nie rozumiesz, że chcę, żeby żyli i byli bezpieczni? Że się o nich boję?
- Marysiu, wychowaliśmy ich na Polaków. Niech będą prawdziwymi Polakami i prawdziwymi mężczyznami.
- Tak, wy, prawdziwi mężczyźni pójdziecie na wojnę, a ja? Mam żyć w niepewności, czy kiedykolwiek jeszcze was zobaczę? Tego chcesz dla mnie?
- Maryś, kochanie, uspokój się. Nie chcę. Wiesz, że dla ciebie pragnę wszystkiego, co najlepsze. Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa. Ale zrozum, nasi synowie są dorośli. No, już, uspokój się – powiedział, przytulając płaczącą Marię do siebie – Przecież wiesz, że ja też wolałbym, żeby byli bezpieczni. Ale muszą bronić naszego kraju. Wiem, że się o nich martwisz. Niepotrzebnie. Kto wie, może tej wojny wcale nie będzie?
- Czesiu… Proszę cię, nie zostawiaj mnie. Nigdy – szepnęła Konarska.
- Maryś… jesteś żoną polskiego oficera. Wiesz, że mam swój honor i obowiązek. Ślubowałem nigdy nie zostawiać wojska.
- A mi ślubowałeś, że będziemy razem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy. Pamiętasz? – pytała z pretensjami.
- Pamiętam. Zawsze jestem z tobą sercem. I ty zawsze jesteś w moich myślach. No, już, uspokój się.
***
Sierpień 1946
Celina leżała na plaży. Dlaczego tu przyjechała? Tak bardzo zależało jej na Michale czy po prostu bała się samotności? A może to i to? Na razie czuła się tak samo wyobcowana jak w domu. Michał nadal nie zwracał na nią uwagi. Podczas podróży zamienili może dwa zdania. Bolało ją to. Dlaczego prosił ją o ten czas, a teraz nie robił nic, żeby ich związek się naprawił? Co takiego nim kierowało? Może już się poddał? Czemu nie było go tutaj z nią? Wolał posiedzieć w domu, zamiast pobyć z żoną na plaży. A może poszedł odwiedzić jedna z przedwojennych wielbicielek?
W tym samym czasie Michał otworzył notatnik ojca. Zobaczył znajome pismo i poczuł ukłucie w sercu. Chciałby posiedzieć teraz z tatą, porozmawiać, zapytać, poprosić o radę w sprawie swojego małżeństwa. Po prostu się przytulić. Ciągle pamiętał chwile, gdy ojciec umierał na jego rękach, a on nie mógł zrobić nic, żeby mu pomóc. Nie mógł się nawet zemścić. Zajął się czytaniem zapisków.
„Synku! Jeśli to teraz czytasz, to znak, że nie ma mnie na tym świecie. A także, że masz problem ze swoją żoną. Po pierwsze, chcę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham i że jesteś dla mnie najważniejszy. Po drugie – pogratulować małżeństwa. Twoja żona ma ogromne szczęście, bo trafiła na mężczyznę, którego wychowała najwspanialsza kobieta na świecie. Trudno mi uwierzyć, że kiedyś tak bardzo ją zraniłem. Ten notatki, to moje przemyślenia na temat, jak w krótkim czasie uratować małżeństwo. Oczywiście, to, że wyszło w moim przypadku nie oznacza, że jest to niezawodny przepis. Każda kobieta jest inna, ma inne wymagania. Mam jednak nadzieję, że twoja ukochana doceni starania i znowu będziecie szczęśliwi. Poznaj parę rad, które pomogą ci zrozumieć kobiety – a uwierz, mimo dwudziestu lat spędzonych z Marysią, nadal nie rozumiem tych stworzeń. Chyba są dla nas zbyt idealne. Mam nadzieję, że to, czego się dowiesz, pomoże ci. Kocham cię. Tato” Michałowi oczy zaszły łzami. Brakowało mu ojca, jego rad, jego charakteru, tego, że przy nim mógł być małym dzieciakiem. Kiedyś tak go to irytowało, teraz zaś oddałby wiele, by tata znowu trzymał go przy sobie. Przewrócił kartkę na następną stronę. „Dzień pierwszy. Kobiety są pamiętliwe, potrzebują naszych przeprosin. Mogą wyciągać sprawy sprzed wielu lat, jednak my musimy to znosić i wiele razy prosić o wybaczenie. Dziś przeproś swoją żonę za wszystko, co nie odpowiada jej w waszym małżeństwie. Poproś ją o wybaczenie. Zapewnij o swojej miłości.”
***
Tak strasznie chciało się jej płakać. Siedziała tu już ponad półtorej godziny. Mijały ją zakochane pary, szczęśliwe rodziny z dziećmi. Podeszła do niej jakaś staruszka i złożyła kondolencje – pewnie myślała, że Celina jest wdową z brzuchem. Czuła się, jakby nią była. Jakby Michał, którego kochała umarł. Bo przecież ten mężczyzna to nie jest jej Michał, z którym potrafiła przesiedzieć godziny dyskutując na temat „Fausta”. Ktoś obcy zakradł się do ich związku. Nagle ujrzała męża. Podszedł do niej i usiadł na piasku. Wyglądał, jakby płakał. Czy chciał w ten sposób wzbudzić jej współczucie? Niedoczekanie!
- Celinka. Kochanie, spójrz na mnie.
- Teraz ci się o mnie przypomniało? Spotkałeś się już ze swoją Krysią?
- Jaką Krysią?
- Albo Zdzisią! Mnie nie obchodzi, jak ona ma na imię!
- O co ci chodzi?
- A jak myślisz? Nie było cię ze mną, nie wiem, po co w ogóle mnie tu ściągnąłeś.
- Celina. Przepraszam. Przepraszam, że nie spędzam z tobą tyle czasu. Że za bardzo skupiłem się an studiach. Może daję ci jakieś powody do zazdrości. Przepraszam, że nie rozmawiamy ze sobą jak kiedyś. Jeśli kiedykolwiek dałem ci odczuć, że nie jesteś dla mnie ważna, lub że cię nie kocham, to proszę, wybacz mi. Jesteś dla mnie najważniejsza. Kocham cię – powiedział.
- Michał… Nie przepraszaj. Po prostu, bądź ze mną.
***
„Dzień drugi. Nasze żony to najwspanialsze kobiety na świecie. Może warto im podziękować za wszystko, co w nich kochamy. Dziś podziękuj swojej ukochanej za to, co najbardziej w niej kochasz”. Michał przeczytał te krótkie słowa. Za każdym razem, gdy przeglądał notatnik, czuł, jakby rozmawiał z ojcem. Czy to był przepis na idealny związek jego rodziców. Marzył o takim uczuciu, jakie łączyło Marię i Czesława.
- Napijesz się kawy? – Do sypialni weszła Celina.
- Chętnie. Pojedziemy gdzieś dzisiaj?
- Nie mam siły. Michał, też chcę ci coś wyznać. Wiem, że nie jestem idealna, że mam mnóstwo wad i pretensji do ciebie. Wiem, że jestem zbyt zazdrosna i może przytłaczająca. Przepraszam.
Przytulił ją mocno do siebie. Tęsknił za nią, chociaż miał ją tak blisko siebie.
- Celinka… jesteś najwspanialsza. Dziękuję za to, ze jesteś. Bo bez ciebie, cały mój świat runąłby jak domek z kart. Dziękuję.
- Nie masz za co. Chodź, pójdziemy na plażę.
***
„Dzień piętnasty. Mimo, że jesteśmy z nimi już tyle lat, tak naprawdę wcale nie znamy naszych ukochanych. Porozmawiaj dziś ze swoją żoną szczerze, zakochaj się w niej na nowo”
Morze było lodowate. To jedyne, co Celina czuła. Zimno, przenikliwe zimno. Nie ma mowy, nie zanurzy się nawet do kolan. Niestety, chwilę później była zanurzona w całości.
- Aaa! Michał, masz mnie w tej chwili wyciągnąć.
- A jak nie, to co? – zapytał Konarski z ironicznym uśmieszkiem.
- To się z tobą rozwiodę.
- Na pewno – powiedział, wyciągając ukochaną z wody i przytulając do siebie – Lepiej?
- Zimno… Przytul.
Po chwili leżeli obok siebie na plaży. Byli tak blisko, jak dawniej. Ich ciała przyciągały się do siebie. Celina zarzuciła ręce na szyję ukochanego. O tak, tak było idealnie.
- Nie chcesz się przebrać?– zapytał rzeczowo mąż.
- Chcę.
Po pół godzinie siedzieli w domu nad gorącą herbatą z cytrynem. W oddali szumiało morze. Rozmawiali, po raz pierwszy od paru miesięcy. Mieli sobie tyle do opowiedzenia. Celina słuchała opowieści o zabawnych profesorach, o planach Michała dotyczących specjalizacji, o wspólnych rodzinnych wakacjach spędzanych właśnie w tym domku. Ona opowiadała mu o swoich rodzicach, o ulubionych książkach, o tym, jak poznała Krzysztofa. Jej głos działał na Michała niczym afrodyzjak. Chciał się z nią całować, przytulać ją, dotykać jej pleców, bawić się włosami. Na nowo odkrył jej urodę, jej humor, jej dar opowiadania. Chyba to miał na myśli ojciec, mówiąc o ponownym zakochaniu.
***
Maria siedziała w fotelu, zastanawiając się nad małżeństwem Michała. Czy już sobie wybaczyli? Czy ona też będzie przechodziła taki kryzys? Na razie z Otto układało się jej idealnie, ale tak naprawdę nie byli jeszcze małżeństwem. Może nadszedł czas na przysięgę przed Bogiem? Otto obiecywał, że niedługo, ale jakoś się do dawania na zapowiedzi nie śpieszył. Może wolał taki układ? Może bał się zobowiązań? Jej rozmyślania przerwały pocałunki mężczyzny.
- Marysia… O kim tak myślisz?
- O tobie. Jakbyś nie zapomniał, od ponad roku tylko ty jesteś w moich myślach, kochany.
- A Angela?
- A Angela to inna para kaloszy. Tak jak Michał i Władek. Martwię się o nich.
- Nie przesadzasz? Są już dorośli, może przestaniesz być taką mamuśka?
- Nie wiem. Zrozum, zawsze będą moim małymi synkami. I zawsze będę się o nich martwić. O Władka – przecież sam widzisz, jak on się naraża. A teraz jeszcze Michał za kłopoty w małżeństwie. Zresztą, jego też ubecja szuka.
- Maryś… Nie zamartwiaj się. Pójdziemy jutro na kolację?
- Pójdziemy. Kocham cię.
- Ja ciebie też.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zorina
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1669
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z San Esbobar

PostWysłany: Sob 19:45, 20 Lip 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY

Bardzo ładne ,tyle ciepła i miłości w jednym tekście.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Sob 19:56, 20 Lip 2013    Temat postu:

Jak fajnie codziennie przeczytać nową część. Bardzo umila czekanie do września Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:07, 21 Lip 2013    Temat postu:

Dziękuję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:48, 23 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział VII "A jeśli musisz odejść"
Październik 1946
Marysia spała grzecznie w wózku. Mimo pory roku, na polu nadal było cieplutko. Dziewczynka wyglądała zupełnie jak swoja mama – miała takie same brązowe włosy, taki sam serdeczny i ciepły uśmiech. Michał był zachwycony swoją córeczką. Mógłby siedzieć przy niej całe dnie, bawić się z nią, nosić ją na rękach. Bał się tylko, co los przyniesie jego księżniczce. Czy będzie szczęśliwa? Czy nikt jej nie zrani? Mała otworzyła oczka i rozglądnęła się dookoła. Chwyciła w małe paluszki rękę taty i zaczęła się do niego śmiać. Miała ładny, radosny śmiech.
- Co, królewno, pójdziemy na spacer?
Mała uśmiechnęła się. Lubiła spacerować, wszystko ją ciekawiło – wiewiórki szykujące zimowe zapasy, spadające liście, tworzące kolorowe dywany na trawniku. Świat był taki cudowny, wszystko ją zachwycało.
- Michał, chodźmy już. Twoja mama na nas czeka – pośpieszała Celina.
Tamte chwile w Jastarni na nowo zbliżyły ich do siebie. Jednak ostatnio znów zaczęli się oddalać. Zastanawiał się, czy zawsze to tak będzie wyglądać. Kłótnie, sielanka, kłótnie, obojętność, sielanka. To go męczyło, bardzo.
- Już. Celina – Podszedł do żony – Nie bądź taka.
- Jaka?
- Najpierw zarzucasz mi obojętność, ale popatrz na siebie. Gdzie jest ten czas, który mieliśmy spędzac razem? Ilekroć chcę z tobą porozmawiać, ty wymawiasz się zmęczeniem.
- Marysia się budzi w nocy, muszę do niej wstawać.
- Ja też. Nie pamiętasz? Ty śpisz, a ja siedzę z małą.
- Michał, może my po prostu do siebie nie pasujemy. Może to, co nas łączy, a właściwie łączyło, to było zakochanie, zauroczenie i ono zgasło?
- Mamy Marysię. Nie możemy z siebie tak po prostu rezygnować.
- A ile razy próbowaliśmy?
- Celina, ja dla ciebie mogę ciągle próbować. Bo z mojej strony to jest coś więcej, niż zauroczenie.
- Tak? Nie widać?
Ich rozmowę przerwało łkanie Marysi. Celina wzięła ją na ręce i pocałowała w czoło. Po chwili poczuła, że Michał obejmuje ją w pasie.
- Kocham Was.
***
Maria była zaniepokojona stanem Angeli. Do niedawna mała była taka ruchliwa, zaczynała raczkować, śmiała się a teraz jakby zgasła. Całe dnie leżała, w nocy nie mogła spać. Martwiło ją to. Czy to naturalne, czy początek jakiejś choroby? Była lekarzem, ale symptomy nic jej nie mówiły. Aniołek nie miał gorączki, nie kaszlał, tylko leżał i nie chciał nic jeść. Nocami Maria wyła w poduszkę z powodu bezsilności wobec cierpienia jej dziecka. Co ona zawiniła Bogu? Czemu pozwolił jej przyjść na świat a potem odejść? Co to za choroba, która zabijała jej córkę?
- Marysiu, co się stało? Nie ubrałaś się, nie ubrałaś Angeli?
- Nie wiem, czy ona… Otto, z naszym Aniołkiem coś się dzieje…
- Wiem. Ale może to tylko jakieś zmęczenie. Nie ma gorączki, nie kaszle.
- Otto, a jeśli to jakaś chorba genetyczna? Jeśli przez moje obozy coś jej…
- Marysiu, nawet tak nie myśl.
- Boję się o nią, Otto. Tak strasznie się boję.
- Kochanie, pojadę jutro z małą do doktora Legge, mojego znajomego sprzed wojny. On specjalizował się w chorobach dziecięcych. Przyjmuje teraz w Gdańsku, ukrywa się tak jak ja. A teraz, proszę, postaraj się nie zamartwiać. Idź, spotkaj się z Michałem, Władkiem, Wiką, Celiną, Marysią, Danusią. Przecież im to obiecałaś.
- Otto… dobrze, że jesteś.
- Idź, ja zostanę z Angelą.
***
Władek tak dawno nie widział swoich kobiet. Danusia codziennie rosła i się zmieniała. Zaczynała chodzić, mówiła już pierwsze wyrazy. Kochał ją jak nikogo na świecie. Była jego oczkiem w głowie, jego księżniczką. Tęsknił za nią każdej nocy. Tak samo jak za żoną, Wiktorią. Ona też się bardzo zmieniła. Wróciła na studia, pracowała. Chyba to życie jej odpowiadało. Czasem chciał być jak inni, jak Bronek, jak Michał, jak Wika. Żyć, pogodzić się. Ale nie umiał. Przysięgał Polsce być jej żołnierzem. „A mi obiecałeś, że będziemy razem. Nic to dla ciebie nie znaczy” zapytała raz wściekła Wiktoria. Żyli osobno, nie spędzali czasu razem, ale przecież ją kochał. Walczył dla niej, żeby mogła żyć w wolnym kraju.
- Władziu, cześć – Usłyszał głos młodszego brata.
Szedł z Celiną pod rękę, ona prowadziła wózek. Czuł na sobie pełen pretensji wzrok żony.
- My też byśmy tak mogli – szepnęła mu na ucho.
- Ale ja nie jestem Michałem.
- Celinko, jak pięknie wyglądasz! – krzyknęła Ruda – Nigdy bym nie uwierzyła, ze miesiąc temu urodziłaś. Ja się ciągle męczę z tymi zbędnymi kilogramami, a ty!
- Nie przesadzaj.
ŁDanusia podeszła chwiejnie do mamy i chwyciła ją za rączki. Ruda schyliła się do córki i powiedziała:
- Nie przywitasz się z ciocią i wujkiem?
Malutka spłonęła rumieńcem i uśmiechnęła się.
- Nie.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Dawno nie spędzali czasu razem, a przecież byli rodziną. Brakowało jeszcze tylko Marii, Otta i Angeli. Dziwne, ona nigdy się nie spóźniała.
- Mamo! – krzyknął Michał, gdy tylko ujrzał znajomą sylwetkę – Gdzie sprzedałaś Otta i Angelę?
- Angela… źle się czuje – powiedziała słabo Maria – Przepraszam Was za spóźnienie. Jak tam się maja moje wnuczki kochane?
- Dobze – powiedziała Danusia.
- Naprawdę? Ale ty wyrosłaś, kochanie.
- To wina diety słodyczowej, mamo. Niestety, jestem zbyt podatna na jej namowy i codziennie a to lizak, a to lody, a to pączek.
- Oj tam, odrobina cukru nikomu nie zaszkodziła – usprawiedliwiła wnuczkę Maria.
- Mamo, widzę, że szybko zmieniłaś zdanie – powiedział Michał.
- Synku, a nie słyszałeś, że rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania?
- To w takim razie współczuję Angeli.
Wzmianka o córce zabolała Marię. Przez to wszystko, zapomniała o Angeli, o jej chorobie, o tym, że ona w każdej chwili może umrzeć. Nawet nie zdążyli jej ochrzcić. Nie powiedziała „mama”, „tata”, nie postawiła ani jednego kroku. Boże, nie zabieraj jej!
- Mamo, stało się coś – spytała Celina.
Angela też kiedyś mogłaby być żoną, mogłaby dorosnąć.
- Nic, nic. Celinko, jak ty ładnie wyglądasz. Widać, że się kochacie – strzeliła z głupia frant.
Wiedziała, że w małżeństwie młodszego syna nie dzieje się najlepiej. Ciągłe kłótnie i obojętność ich zabijały. Miała nadzieję, że na nowo się odkryją, pokochają.
- Tak. Nie mogłam trafić na nikogo lepszego. I chyba nie zasłużyłam na takiego mężczyznę, jak Michał – powiedziała Celina, wtulając się w męża – Kocham Cię.
***
Lena po raz pierwszy od dawna była szczęśliwa. Chwile spędzane z Bronkiem powoli stawały się coraz dłuższe. Już nie tylko ze sobą sypiali, ale też chodzili na spacery, do kina, do kawiarni. Ale nigdy do teatru. Bronek tego nie lubił, przypominało mu Wandę. Zresztą, ona teraz była największą warszawską gwiazdą. Jej mąż załatwił jej rolę w komedii filmowej, gdzie grała panią minister. Film był bardzo propagandowy i bardzo mało zabawny. Lena poszła na niego, bo kiedyś z Wandą się przyjaźniły. Ale gdzie była tamta Wanda?
- Lena, może powiesz Jasiowi o nas – zapytał kiedyś Bronek.
- Nie wiem, Bronek. Przecież to, co nas łączy, to na razie nic poważnego, sam mówiłeś, że nie jesteś gotowy na stały związek.
- Ale przy tobie się zmieniam. Lenka, spróbujmy.
Na razie poszli we trójkę na spacer do parku. Październik był w tym roku wyjątkowo ciepły, jak nigdy. Parę lat temu o tej porze chodzili z Jankiem do Łazienek. Była karuzela, zaczęło im się kręcić w głowie… Kiedy to było? W innym życiu, teraz Janek nie żył. Mogła sobie ułożyć na nowo życie z Bronkiem, tylko czy go kochała?
- Mamo, kupisz mi loda? – zapytał Jaś.
- Jest za zimno na lody, kochanie – odpowiedziała kobieta.
- Alee maaamo!
- Jasiu, nie dyskutuj. Możesz iść się pobawić do piaskownicy.
- Alee maaamo!
- Nie chcesz?
- Chcę.
- To zmykaj.
Usiedli z Bronkiem na ławce. Mężczyzna dotknął delikatnie jej dłoni. Był blisko, ale nie najbliżej jej serca. Nigdy nie zastąpi Janka… Nikt nie zastąpi Janka.
- Lena! Bronek! – usłyszeli głos Celiny – Wy… jesteście razem?
- Tak – odpowiedział Bronek.
- A Wanda? – spytał Władek.
- Wanda to tuż historia – powiedział Woyciechowski – Zabrzmiałem jak Michał – dodał po chwili milczenia.
- Dziękuję bardzo. Ale to już historia – stwierdził młodszy Konarski – Bo teraz mam cudowną żonę i córkę.
- Czyli tylko ja zostałem bezdzietny? – zapytał Bronek.
- Jak to? Przecież Wanda… Ona ma dziecko z tobą. Stasia – oświadczyła Ruda – Dowiedziała się o ciąży parę dni po waszym rozstaniu. Nie wiedziałeś?
- To pewnie dziecko tego reżysera.
- Nie. On to jest naprawdę skóra zdarta z ciebie, Bronek.
- Przepraszam was, chyba pójdę do domu. Przepraszam, Lena.
***
Dziecko? Z Wandą? Miał synka? Staś, ładne imię. Czemu mu nie powiedziała? Żył w nieświadomości. Musiał ją odwiedzić, w teatrze. Dlaczego ukrywała to przed nim?
***
Angela nie spała w nocy. Maria czuwała przy niej cały czas, próbując ją nakarmić lub dać jej pić. Jednak córka nie reagowała na prośby. Była głodna, ale nie miała siły, by zjeść. To jakieś cholerne błędne koło. Konarska płakała z bezsilności, ze strachu i z żalu.
- Otto – obudziła ukochanego – Myślę, że trzeba ochrzcić małą.
- Teraz? Jest noc.
- A jak… jak ona nie dożyje ranka?
- Maryś, zrób to sama.
- Otto! Nie zależy ci na nas?
- Maryś, ale ja… jestem protestantem, nie wiesz o tym?
- Jak to? Czemu mi nie mówiłeś?
- Ochrzcij ją.
Nalała wody z kranu do małej buteleczki. Podeszła do łóżeczka, wzięła córeczkę na ręce. Zmizerniała, nie miała siły, żeby się bawić.
- Angelo, ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – powiedziała, oblewając główkę córeczki wodą.
Mała była już dzieckiem Bożym. Niewinna, ochrzczona, bez grzechu. Czemu Bóg postanowił ją zabrać. Z Ottem byli już u lekarza. To była choroba genetyczna. Angela mogła z nią żyć, gdyby nie to, że parę tygodni wcześniej się przeziębiła. Normalnie dzieci z takimi schorzeniami żyją długo, bez cierpień, ale jej układ odpornościowy się poddał. Nie było gorączki, bo organizm nie walczył. Dziewczynka umierała.
- Śpij, mój aniołku. Śpij, kochanie… Spokojnie, mama jest przy tobie. Kochanie, nie zostawiaj nas, proszę. Boże, weź mnie, weź Otto, ale zostaw Angelę. Ona ci nic nie zrobiła, Boże! Ukarz mnie, nie ją – szeptała.
Angela chwyciła mamę za rączki. Uśmiechnęła się do niej, jakby chciała jej dodać otuchy. Zamknęła oczka…
Nagle zdarzył się cud! Angela zaczęła się śmiać, jak dawniej! Maria podała jej butelkę z wodą, a ona zaczęła ją łapczywie pić. Czyżby Bóg wysłuchał jej modlitw?
- Marysiu, Ruda przyszła. Jest w bardzo złym stanie – Do pokoju wszedł Otto – Widzę, że Angeli się polepszyło.
- Tak. Idę do Rudej.
Kobieta była zapłakana. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Trzęsła się, patrzyła w jeden punkt.
- Kochanie… co się stało – zapytała lekarka, chwytając synową za ramiona.
- Władek… Przyszli w nocy. Zabrali go. Oni go zabiją, mamo! Zabiją!
Marii zrobiło się słabo. Dlaczego znowu Władek? Czemu nie ona? Co złego robiła, że jej dzieci musiały cierpieć?
- Co z Danusią?
- Zostawiłam ją u Celinki. Mamo… - Zaczęła histerycznie szlochać.
- Cii… Kochanie… Wszystko się ułoży. Władek do nas wróci, rozumiesz?
- Tak – powiedziała.
Chciałaby w to wierzyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zorina
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1669
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z San Esbobar

PostWysłany: Wto 19:01, 23 Lip 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY

Kochanie jak zwykle ładnie.
I co dalej ,co z Władkiem ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Śro 7:46, 24 Lip 2013    Temat postu:

Naprawdę bałam się o Angelę! I już się uspokoiłam, a tu Władek...poza tym bardzo interesuje mnie wątek Leny i Bronka, boję się, że będzie chciał odzyskać Wandę skoro dowiedział się, że ma z nią dziecko

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:21, 27 Sie 2013    Temat postu:

Tytuł z piosenki A. Kołakowskiego "Przysięga"
Rozdział VII, "Trudno jest wytrwać, gdy wszystko zdaje się stracone"

Danusia spała spokojnie, jakby nie zważała na żadne okoliczności. Celina przykryła ją kołdrą i wyszła z Marysią na rękach. Jej córka zaczynała już swoją poranną zabawę, którą mogłaby obudzić kuzynkę. A Danka zasłużyła na sen, w końcu w nocy… Konarska wolała o tym nie myśleć. Weszła do kuchni, gdzie przy stole siedział już jej mąż. Palił papierosa i przepijał go wódką.
- Michał… Proszę cię, trzymaj się.
- Kochanie, czy ty nie rozumiesz? Nawet nie mam mu jak pomóc.
- Na pewno nie pomożesz mu nad butelką. Zajmij się chwilę Marysią, a ja zrobię nam śniadanie.
- Nie jestem głodny.
- Ale ja jestem – powiedziała Celina, kładąc mu na ręku córkę.
- Jeszcze wczoraj byliśmy na spacerze… - stwierdził łamiącym się głosem Michał.
- I będziemy jeszcze na wielu. Jedz – Podstawiła mu talerz z kanapkami.
***
Ciemna cela była domem dla szczurów i myszy. Od ścian biła wilgoć. Władek zadręczał się myślami. Po co w ogóle wychodził z lasu? Przecież był poszukiwany! Miał nadzieję, że nie zrobią nic Rudej ani Dance. Skąd mieli ich prywatny adres? Czy wiedzieli o przeszłości Rudej, o tym, że z nim walczyła? Czy ją też aresztują? Już raz przeżył takie chwile – pełne strachu, grozy i niemocy. Nie mógł pomóc ukochanej kobiecie, bo przysięgał Polsce. „Rudej też przysięgałeś” usłyszał w głowie głos Michała. Młodszy brat często chciał go tym argumentem przekonać, tylko, do czego? Przecież on nie mógł zostawić w lesie swoich ludzi, musiał być lojalny… Ciekawe, co dla niego szykują? Czy wytrzyma tortury? Na pewno, w końcu nie po raz pierwszy czekała go taka dawka bólu. Może uda mu się szybko stracic przytomność? Nie chciał tylko umierać, przecież miał dla kogo żyć. Dla Wiktorii, dla Danusi. Ponure rozważania przerwał zgrzyt klucza. Zaczęło się.
- Kwiatkowski Ryszard? – zapytał niski osiłek, który wszedł do celi.
- To ja – przyznał się.
- To już nie Konarski? – wycedził ubek.
- Nie… Nie rozumiem o czym pan mówi – skłamał.
- W takim razie proszę o wybaczenie – ironizował mężczyzna. Przypominał w tym Rainera – Zapraszam na przesłuchanie.
Szedł korytarzem więziennym. Na około stali strażnicy. Nagle dostrzegł, że obok niego przechodzi trupioblady mężczyzna. Całą twarz miał posiniaczoną, ledwo mógł trzymać się na nogach. Eskortujący go ubek zatrzymał się przy drugim więźniu. Władek przyjrzał się jego twarzy. Przecież… przecież był to Brodowicz, pułkownik, jego przełożony w WiN – ie!
- Idę na śmierć – powiedział cicho – Proszę powiadomić moją żonę. Anna Krzyżanowska, Pawia 45.
Konarski stał jak wryty. Więc to się stało z Brodowiczem. Nie przypominał już tego mężczyzny, co kiedyś. Jakby ubecy wyrwali z niego odwagę, upór, życie.
- Nie rozmawiać! – krzyknął strażnik – Kwiatkowski, wszyscy bandyci tak skończą – dodał cicho.
Nie, on tak nie skończy! Nawet, jeśli go zabiją, to na śmierć pójdzie z honorem, z odwagą i dumą patrząc w oczy katom. Tylko, cholera, szkoda. Szkoda, że ich walka kończy się tutaj, w sowieckich kazamatach. Pogrążony w rozmyślaniach nie zauważył, że weszli do pokoju przesłuchań. Władek przyjrzał się narzędziom tortur leżącym na stole. Większość z nich pamiętała czasy jego starego znajomego, Rappkego. Umiał sprawdzić nimi, że Konarski wył z bólu. Ale nigdy nic nie powiedział. Ani wtedy, gdy leżał w kałuży krwi, ani wtedy, gdy na jego oczach bito najbliższą sercu osobę.
- Witamy, panie Kwiatkowski. Proszę spocząć – uśmiechnął się do niego siedzący za biurkiem oficer – Nazywam się Gustaw Wójcicki i jestem oficerem Wojska Polskiego, tak jak pan.
- Ja nie zabijam swoich – powiedział Władek, wiedząc, że w ten sposób zirytuje ubeka.
- Nie? A przypomnieć panu, ilu naszych ludzi zginęło podczas ostatniego ataku pańskiego oddziału? To też Polacy, tacy jak pan czy pańscy żołnierze. Zresztą, i pana podwładny stracił życie. Pan Ireneusz Cichoń, czyli „Rogacz”. A panna Magdalena Turczyńska, „Lila”, wasza sanitariuszka, trafiła do nas, prawda?
Trafił w jego najczulszy punkt. W tej całej walce najgorsze było to, że ginęli jego przyjaciele, młodzi ludzie, którzy mieli przed sobą całe życie. I w imię wyśnionej Polski wykrwawiali się, oddawali życie.
- „Lila”, trzeba przyznać, bardzo odważna dziewczyna – zaczął żołnierz spokojnym tonem - A ile ona ma lat? Szesnaście ledwo, wiedział pan? Powinna dziewczyna się uczyć, zakochiwać, całować za tablicą, kąpać w rzece z koleżankami. A teraz co? Pewnie dostanie karę śmierci, jak pan Marek Krzyżanowski – Władek domyślił się, że chodzi o pułkownika Brodowicza – A jeśli nawet nie, to i tak sobie parę latek w więzieniu posiedzi. A potem, cóż przestępcy nikt na studia nie przyjmie. Zmarnowała sobie dziewczyna życie, to trzeba przyznać. No, ale pan swoich nie zabija. Ale nie o „Lili” chciałem z panem pomówić. Ją już mamy, pana też. Szukamy innych, takich jak pan. Bandytów, pardon, żołnierzy. Takich, którzy mordują w imię czego? – w imię Polski. W jej imię mordują młodych chłopaków - Polaków, burzą porządek w państwie! – Teraz Wójcicki krzyczał – Panie Ryszardzie, ja panu coś powiem. Ja też byłem w podziemiu, walczyłem w powstaniu. Ale, kiedy przyszli Sowieci i z nimi przyszedł pokój, przestałem się ukrywać. Ujawniłem się, zostałem przyjęty do Wojska Polskiego. Bo ja, panie Ryszardzie, nie jestem ubekiem. Ja jestem żołnierzem LWP.
- A ja jestem żołnierzem prawdziwego Polskiego Wojska – powiedział.
- Panie Ryszardzie, muszę pana rozczarować. Polską Rzeczpospolitą Ludową uznaje już wiele krajów, nie tylko socjalistycznych. A rząd w Londynie traci poparcie. Niedługo świat zapomni o przedwojennej, prawdziwej – jak pan to mówi – Polsce. I co? Pan będzie dalej o nią walczył, burzył porządek. A to nie tak powinno być. Bo ludzie powinni o nią dbać, by nie było jeszcze gorzej. I tak jest pan na przegranej pozycji, więc może warto zmienić poglądy. Wielu waszych żołnierzy przestało walczyć, I teraz pracują dla Polski, usiłują zakląć rzeczywistość, uczynić ją normalniejszą. Na przykład taka pani Konarska. „Ruda”, taki miała pseudonim.
Skąd wiedzieli o Rudej? Czy jego już rozpracowali? Czy dużo wiedzieli o jego kobietach?
- Pani Konarska była przed wojną studentką polonistyki. Chciała uczyć dzieci. I teraz wróciła na studia, będzie spełniała marzenia, będzie wychowywała kolejne pokolenia dobrych Polaków. Po co ich zabijać? – zapytał retorycznie śledczy - Ale i my musimy sobie z nią kiedyś poważniej porozmawiać. Mamy nadzieję, że ona się ujawni, bo oczywiście, udaje, że nie, nigdy nie walczyła w AK, ani w WIN-ie. Jakbyśmy nie wiedzieli. Czyżby się wstydziła? Albo jej szwagier, Michał Konarski. Poszedł w ślady matki, kończy studia medyczne. Będzie leczył ludzi, których pańscy ludzie będą ranić. Albo i pańskich żołnierzy.
Ile jeszcze wiedzieli o jego rodzinie? Po co mu o nich mówili? Czy znali jego prawdziwą tożsamość?
- Widzę, że coś humor się panu popsuł. Może im pan zazdrości? Proszę spojrzeć – powiedział, rzucając przed niego plik fotografii – Proszę spojrzeć.
Władek Wziął zdjęcia do ręki. Na jednym z nich, tym na samej górze uśmiechała się do niego Ruda. Była jeszcze w ciąży, siedziała w parku pogrążona w lekturze. Pewnie swojej ulubionej książki „Krzyżaków”, których, ku utrapieniu męża, czytała Danusi na dobranoc. Chociaż nie, ta książka była cieńsza – może „Śluby panieńskie”. Żona była rozmiłowana w polskiej literaturze. Wyjątek od rodzimych utworów czyniła jedynie dla „Małego księcia”. Nie rozumiał, co ją tak zachwycało. Chyba był za głupi jak na nią. Czy jeszcze kiedykolwiek usłyszy jej zniecierpliwiony głos, tłumaczący, że „Mały książę” nie opowiada o upitym chłopczyku i jest powieścią metaforyczną? Spojrzał na kolejną fotografię. Tym razem przedstawiała Michała i Celinę, którzy objęci szli po parku. Zazdrościł bratu przebywania z żoną, tego, że obserwował codziennie swoją córkę, tego, że był po prostu szczęśliwy…
- Dobrze, koniec tego. Chcielibyśmy się pana zapytać, kto jest pana bezpośrednim dowódcą – Po raz pierwszy podczas przesłuchania padło bezpośrednie pytanie. Śledczy musiał być dobrym psychologiem, wzbudził w nim żal, niepewność, a dopiero potem zaczął się dopytywać.
- Nie mam bezpośredniego dowódcy – powiedział Władek.
- A pośredniego? – ironizował żołnierz.
- Sam wydaję rozkazy moim ludziom.
- Dobrze, nie chciał pan rozmawiać ze mną, kulturalnie, to porozmawia sobie pan z kimś innym.
Do pokoju wszedł znany juz Władkowi osiłek. Na powitanie uderzył Konarskiego z całej siły w twarz. „Zaczęło się” pomyślał mężczyzna.
***
Minęły już dwa dni, od kiedy nie było przy niej Władka. Nie miała pojęcia, gdzie jest, co się z nim dzieje. Czy żyje? Mąż nie wysłał grypsu, może już go zakatowali. Ruda nie mogła skupić się na opiece nad Danką, na nauce, na pracy. Gdyby nie Celina wszystko runęłoby jak podmyty morską woda zamek z piasku. Przyjaciółka zajmowała się Danusią, zmuszała Wiktorię do jedzenia, wychodzenia na uczelnię, do pracy. „Załamując się, nie pomożesz mu” mówiła cierpliwie. Taką samą terapię stosowała względem Michała. Chyba tylko dzięki niej oboje się jakoś trzymali. Szwagier topił zmartwienia w wódce, którą pijał, kiedy był sam. W tym kręgu była jeszcze Maria. Kobieta nie mogła się pogodzić z tym, że jej dzieci nie mogły być szczęśliwe. Najpierw Michał miał problemy w małżeństwie, potem Angela była ciężko chora, a teraz Władek… Rudej było żal, gdy patrzyła na teściową, która już tyle przeszła w swoim życiu.
- Pani Wiktorio, odpowie pani na moje pytanie? – Z rozmyślań wyrwał ją głos wykładowcy, profesora Garniewicza.
- Przepraszam, panie profesorze, zamyśliłam się i nie usłyszałam – powiedziała cicho.
- O kim to pani tak rozmyśla?

- O nikim konkretnym.
- Skoro tak… Wróćmy więc do naszego tematu, czyli budowy dramatu szekspirowskiego – Profesor zaczął wywód, który usypiał Konarską.
W nocy nie mogła spać. Myśli o Władku, o Dance, zwykły strach przed aresztowaniem nie pozwalały jej zmrużyć oczu ani na sekundę… Musiała zwolnić, odpocząć, ale nie umiała. Widziała przed sobą Władka, bitego, przypalanego. Starała się odtrącić te czarne myśli, ale one powracały. „Władek żyje, będzie żył, dziecko” słyszała w głowie głos teściowej, która próbowała ją uspokoić, choć pewnie sama drżała o życie syna. „Po co on tu wracał? Przecież wiedział, że go szukają, że w każdej chwili mogą go aresztować” zadręczała się myślami.
***
Otto przyglądał się żonie z niepokojem. Ostatnio jakby postarzała się o kolejne dwadzieścia lat. Płakała po kątach, a przed innymi udawała, że wszystko jest w porządku. Cała Marysia. Dla całego świata, nigdy dla siebie. Patrzył na żonę, która z troską zapinała płaszczyk Angeli. Córeczka chciała wyjść na świeże powietrze. Było chłodno, więc mama nie chciała się na to zgodzić, jednak łzy ukochanej córeczki zadziałały. Maria ciągle miała przed oczami chorobę dziewczynki i te chwile, gdy umierała na jej rękach. Potem zdarzył się cud, który był początkiem kolejnej katorgi. Czym zawiniła i dlaczego Najwyższy ciągle karał jej dzieci? Jej dzieci, za które Maria oddałaby życie, dla których zgodziłaby się na największe tortury.
- Mama, oć ze mną i tatusiem – powiedziała Angela.
- Kochanie, pójdź z tatusiem. Ja sobie muszę z Michałem porozmawiać – powiedziała, siląc się na uśmiech.
- Marysiu, mogę już ją wziąć – spytał nieśmiało Otto.
- Tak. Idźcie i bawcie się dobrze – powiedziała, całując męża i córkę.
Otto wziął małą na ręce. Dziewczynka złapała go za szyję i wtuliła twarz w jego tors. Otto uśmiechnął się do niej i zaczął opowiadać jej ulubioną bajkę o księciu, który bardzo kochał pewną królewnę. Kochał ją od zawsze, jednak był zbyt nieśmiały, by do niej zagadać. W tym czasie zła królowa zrzuciła na księcia czar. Ożenił się on z nią, a jego ukochana królewna poślubiła kogoś innego. Była z tym kimś bardzo szczęśliwa, ale książę dalej ją kochał. Po wielu latach książę znów spotkał swoją królewnę. Zakochali się w sobie, niestety, książę musiał wyruszyć na długą wojnę. Kiedy wrócił, dowiedział się, ze jego ukochana jest uwięziona w wysokiej wieży, strzeżonej przez groźnego smoka. Książę nie mógł jej pomóc, choć chciał. Na szczęście, matka innego smoka była bardzo samotna i księciu udało się przekazać jej do towarzystwa swoją królewnę. W tym czasie królewna bardzo się zmieniła i nie kochała już księcia. Nikogo nie kochała, oprócz swoich synów. Książę nie poddawał się jednak, bo wierzył, że kiedyś w końcu będzie ze swoją królewną. Po wielu latach, kiedy książę chciał znów wyjechać, księżniczka zalała się łzami i poprosiła go, aby nie opuszczał jej nigdy. Książę i królewna pobrali się i urodziła im się śliczna księżniczka, która była ich gwiazdeczką i całym światem. Mała znała tę historię na pamięć, ale uwielbiała jej słuchać. Otto zawsze na końcu dodawał „A ty, Angelko, jesteś moją i mamy księżniczką” i całował córkę w czoło.
Maria przypatrywała się swojej rodzinie. Otto robił córeczce karuzelę, a mała radośnie krzyczała i śmiała się przy tym. Byli tacy szczęśliwi… Chciała umieć być tam z nimi, śmiać się, bawić, ale nie umiała. Ciągle miała przed oczami Władka, wtedy, kiedy =chory na tyfus, pobity leżał u niej na oddziale. Teraz już mu nie odpuszczą, tego mogła być pewna. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł Michał. Był jakiś zgaszony, smutny, pobladły.
- Otto pozwolił mi wejść – powiedział, tłumacząc się.
- To dobrze. Wiesz coś, synku? – zapytała.
- Tak. Trzymają go na Rakowieckiej.
- Boże – westchnęła ciężko – Boże… Żyje? Przesłał gryps?
- Nie. Nie do mnie, nie do Rudej, do ciebie też nie. Nie wiem, czy żyje. Wiem tylko, że muszę go stamtąd wyciągnąć.
- Oszlałeś? Michał, oszalałeś? Sam chcesz to zrobić?
- Jeśli będzie taka potrzeba. On by mnie wyciągnął – oświadczył z przekonaniem.
- Synku – Objęła Michała – Synku, proszę uważaj na siebie.
- Dobrze.
- Błagam, nie rób nic głupiego. Błagam! Masz przecież dla kogo żyć – prosiła.
- Mam. Muszę żyć, żeby go wyciągnąć.
- A Celina? Marysia?
- One też są ważne. Ale zrozum, mamo, teraz Władek jest najważniejszy.
- Tak, synku, wiem, ale pomyśl o Celinie. Co ona teraz przechodzi, jak jest jej ciężko. Boi się o ciebie… Pewnie jest jej przykro, bo jak cię znam w ogóle nie zwracasz na nią uwagi. Podrzuć mi dziś Marysię, pobądźcie razem. Musi być wam ciężko, na początku życia dziecka tak jest, ja z ojcem w ogóle nie miałam czasu porozmawiać. Nie zaniedbuj jej.
- Mamo, ja teraz nie mam za bardzo ochoty na rozmowę.
- Rozumiem. Rozumiem.
- Mamo, uważaj na siebie, ja idę. Przyjdę wieczorem z Marysią – powiedział przytulając Marię.
- Ty też uważaj. Kocham cię – szepnęła.
***
Bronek od paru dni nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nie mógł uwierzyć w to, że ma syna. Staszka. Po dziadku. Wczoraj stał przed teatrem i widział jak Wanda wychodzi z tamtym i z ich synkiem. Był uroczy, miał roczek, ale już biegał, skakał i nie chciał, żeby mama brała go na ręce.
- Bronek, pomożesz mi? – Wyrwał go z zamyślenia Michał.
- Ale jak chcesz to zrobić? Bez ludzi, bez broni, bez niczego.
- Nie wiem, ale muszę. Rozumiesz, Bronek, muszę – krzyknął przyjacielowi w twarz.
- Oboje jesteście tacy sami. Dalibyście się za siebie pokroić.
- Cóż, musisz jakoś z tym żyć – powiedział smutno Guzik.
Ostatnio przestał być tym Guzikiem, z którego śmiali się w Anglii. Nie uganiał się za spódniczkami, stracił ochotę do żartów, spoważniał, stał się stanowczy. Taki jak Władek, bez uczuć, przynajmniej na zewnątrz.
- Przepraszam, panowie, że przeszkadzam – Do pokoju weszła Celina z Marysią na rękach – Mógłbyś się nią zająć – powiedziała, kładąc mu córkę na rękach – Możesz ją położyć do wózka, jest w kuchni. Ja lecę na chwilę do Wiki, trzeba jej jakoś pomóc.
- Dobrze, leć, kochanie – Uśmiechnął się Konarski.
Bronek pomylił się. Michał miał uczucia, a okazywał je właśnie teraz, trzymając na rękach córkę i uśmiechając się do niej. Cały czas rozmawiał z Woyciechowskim, ale oczy miał ciągle wpatrzone w małą. Tak samo zachowywała się Lena, kiedy na horyzoncie pojawiał się Jaś. A on nie miał szansy, by wykazać się jako ojciec, by przytulić swojego syna.
Marysia zaczęła płakać. Michał zaczął z nią chodzić i nucić jej kołysanki. Widać było, że mała jest dla niego całym światem.
- Dobrze – oświadczył Woyciechowski.
- Co?
- Pomogę ci. Ale teraz muszę lecieć.
Wyszedł i skierował się do teatru. Musiał spotkać Wandę, musieli porozmawiać. Szczęście mu dopisało. Wolska szła sama. Stanął przed nią i zagrodził jej drogę.
- Wanda, wiem o Staszku. Chcę go poznać.
- Nie. To wykluczone. Staś ma już ojca – Tadeusza.
- Wanda, ty mi nie możesz tego zabronić. Nie możesz mi zabronić spotykać się z własnym synem, rozumiesz?
- Posłuchaj. Wiem, że jesteś z Leną. Masz już syna, Jasia.
- Jaś jest synem Janka, a Staś jest moim synem. I żądam spotkania z nim. Nie chodzi o nas, tylko…
- Tylko o ciebie – przerwała mu Wanda – Chodzi o to, żebyś zaspokoił swoje potrzeby. Prawda?
- Jeśli nie chciałaś, żebym się z nim spotykał, to czemu dałaś mu moje nazwisko?
- Bronek! Dobrze, możesz się z nim spotkać. W czwartek, bo mamy z Tadeuszem próbę. Przyjdziesz po niego i odprowadzisz go o szesnastej.
Bronek nie posiadał się z radości. Mógł poznać swojego synka, swojego Stasia. Będzie ojcem, JEST ojcem. Miał syna, którego pozna! Z radości miał ochotę skakać po ulicy i krzyczeć. Powstrzymało go tylko poczucie przyzwoitości.
- Wanda! – krzyczał, goniąc byłą żonę – Wanda! Dziękuję.
- Nie ma za co?
***
„Brodowicz nie żyje. Powiedz jego żonie, Pawia 45. Jest ciężko. Kocham Was. W.” Ruda znała te dwie linijki tekstu na pamięć. Wracała z wykładów, gdy jakiś chłopiec wcisnął jej do ręki karteczkę. Pożegnała koleżanki, wpadła do jakiejś bramy i przeczytała. Żył! Żył! Kochał! Żył! Nie posiadała się z radości. Musiała go jakoś wyciągnąć. Starała się nie myśleć o Brodowiczu, tylko o Władku, który jeszcze się trzymał. Co z tego, że jakaś kobieta została wdową? Ona, Wiktoria nią nie była i tylko to się liczyło. „Kocham Was. W.” przeczytała jeszcze raz. Musiało być dobrze, musiało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Wto 15:42, 27 Sie 2013    Temat postu:

Mam ciary!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zorina
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1669
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z San Esbobar

PostWysłany: Wto 15:47, 27 Sie 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY

Co dalej ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:51, 27 Sie 2013    Temat postu:

A bardziej konkretnie? Prooszę...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Wto 15:55, 27 Sie 2013    Temat postu:

Dobra, teraz już dam radę konkretnie. Ochłonęłam Smile

Mało Lenki. To nic. Liczę, że w następnym odcinku się pojawi Very Happy
Żaden błąd nie rzucił mi się w oczy. Przesłuchanie Władka-niesamowite! Spotkanie z Brodowiczem jeszcze bardziej! Trzymasz nas w napięciu, po prostu Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin