Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY!
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:39, 29 Mar 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY!

I. „Rozmowy”
Deszcz leniwie spływał po szybie. Ruda obserwowała wyścig kropel. Musiał czymś zająć myśli. Dlaczego, dlaczego była zbyt słaba, aby pojechać z Władkiem? Nie umiała wyobrazić sobie życia bez ukochanego, lecz z drugiej strony nie chciałaby, żeby do niej wracał. W Polsce w każdej chwili mógł zostać aresztowany, zabity, zraniony. Lepiej, jeśli tam, gdzieś w Anglii czy Szwajcarii ułoży sobie życie. Kobieta nie spostrzegła, że po jej policzku spływają łzy. Nie chciała płakać, przecież była silna.
Maria przypatrywała się tej scenie z daleka. Mimo ciężkich wojennych przeżyć, wzrok miała znakomity. W mig dostrzegła, że jej niedoszła synowa płacze. Widziała, że Wiktoria cierpi z tęsknoty za Władkiem. Konarskiej również brakowało synów, ale wiedziała, że będzie dla nich lepiej, jeśli ułożą sobie życie z dala od ojczyzny. Żałowała tylko swojej diagnozy. Może Rudnicka mogła jechać z nimi. Jej też szuka ubecja, mogą ją dorwać w każdej chwili.
- Co się stało, Marysiu? Czemu jesteś taka smutna? – usłyszała głos Otta.
- Myślę o Rudej. Może nie potrzebnie ją zatrzymywałam w Polsce. Ona z dnia na dzień jest coraz silniejsza, niedługo w pełni wróci do zdrowia i co dalej? Nie ma gdzie iść, szukają jej komuniści. A poza tym… Ona go kocha. Mogłam pozwolić jej uciekać razem z Władkiem.
- Przecież wiesz, w jakim ona wtedy była stanie. Osłabiona, ranna. Nie przeżyłaby podróży. A poza tym, pamiętasz, Władek obiecał, że wróci.
- Ale ja nie chcę, żeby on wracał. Nie przeżyję drugi raz tego strachu, który czułam, gdy on był na Pawiaku. A tu, mogą go w każdej chwili aresztować i zakatować. Wtedy, w ’41 mogłam przynajmniej liczyć na Czesława, a teraz? Zostałam sama.
- Rozumiem, że ja się już nie liczę – spytał lekko urażonym tonem Otto.
- Nie o to chodzi. Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale kto ci pozwoli mi pomóc. Tobie – Niemcowi. Mi twoje pochodzenie w niczym nie przeszkadza, ale wiesz, jacy są ludzie. W powstaniu, w Pruszkowie, w obozie, po wyzwoleniu i teraz, tutaj. Wszyscy się leczą u mnie. Nie ufają ci. Tym bardziej nie zaufają ci ci wszyscy generałowie, pułkownicy i komendanci.
Rzeczywiście, odkąd przeprowadzili się do Milanówka to Maria zarabiała. Miejscowi potrzebowali lekarza, więc codziennie doktor Konarska przyjmowała wielu chorych. O badaniu przez „Szwaba” mieszkańcy nie chcieli nawet słyszeć. Otto pogodził się z tym, troskliwie zajmował się Rudą, jednak Konarska wiedziała, że brakuje mu pracy. Starała się przekonać mieszkańców, że doktor Krichner jest dobrym człowiekiem i świetnym specjalistą. Codziennie próbowała wynagrodzić ukochanemu liczne upokorzenia. Czasem żałowała, że nie kazała mu wtedy, w Breslau, jechać z Bertą. Może powinni wyjechać z Polski. Niestety, Otto nie chciał nawet słyszeć o przeprowadzce. Mówił, że ojczyzna ukochanej kobiety jest teraz jego ojczyzną. Niekiedy, gdy plótł takie głupstwa miała ochotę mu krzyknąć, że on nie jest żadną cholerną Rut, a otaczająca ich rzeczywistość to nie biblijna Palestyna.
- Marysiu, kochanie… Nie martw się. Ruda jest już dorosła, poradzi sobie. Nie musisz brać na siebie problemów całego świata. Musisz trochę odpocząć.
Maria uśmiechnęła się lekko. Kochała Otta za to, że zawsze mogła na niego liczyć. Od kiedy uciekła od Fischera, byli prawie nierozłączni. W tym czasie zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że to, co ich łączy, to nie tylko przyjaźń. Musiała jednak dojrzeć do tego uczucia. Ale teraz była już gotowa na związek. Miała tylko wyrzuty sumienia, bo Otto miał żonę. Berta była bardzo sympatyczną kobietą, która kochała swojego męża. Konarska pamiętała, jak bolało ją, gdy Czesław miał romans z Jagodą, pomocą biurową w sztabie. Wybaczyła mu ze wzglądu na chłopców. Od tego czasu Czesław był już wierny, jednak to wspomnienie nadal w niej żyło. Dlatego nie chciała rozbijać małżeństwa Krichnerów. Zastanawiało ją też, czemu Otto okłamywał ją wcześniej, mówiąc, że jego żona nie żyje.
- Otto, mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście. Ale od razu cię uprzedzam. Nie, nie chcę wyjechać z Polski. Nie, nie żałuję, że nie leczę. Tak, kocham cię najbardziej na świecie.
- Nie o to chodzi. Chciałam Cię zapytać o Bertę. Dlaczego wcześniej mówiłeś, że ona nie żyje? Czemu się rozwodzicie? Widziałeś przecież w Bresalu, ona dalej Cię kocha.
- Marysiu, nie oto chodzi. Po prostu, nie było nam po drodze. Nie zgadzaliśmy się w wielu sprawach. Berta uwierzyła bez namysłu w te bzdury Hitlera. Ja byłem… Na początku to mnie zachwycało. Wiesz, to, że obiecywał nam, Niemcom, odbudowę wielkiej Rzeszy, zlikwidowanie bezrobocia, wzmocnienie znaczenia Niemiec. Ale gdy poznałem jego poglądy bliżej. Nie mogłem uwierzyć w to, że ty, czy profesor Edelman, który nas uczył, jesteście podludźmi. Nigdy bym w to nie uwierzył. A po tym, jak wróciłem z frontu… Zobaczyłem tam okropne rzeczy. Codziennie po nocach śnią mi się wychudzeni, ranni Rosjanie, zamordowani jeńcy, gwałcone Rosjanki. Ale to nie było wszystko. Tak naprawdę przestałem być wyznawcą Hitlera, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy po obozie. Co oni z Tobą tam zrobili. Przeraziło mnie to. Natomiast Berta… Ona zachłannie czytała „Mein Kampf”, wysłała naszych chłopców najpierw do Hitlerjugend, potem na front. Nie zachowywała się jak lekarz. Sprzeczaliśmy się o to. Ona uważała, że nie jestem prawdziwym Niemcem, ja próbowałem pokazać jej absurdalność poglądów Hitlera. Gdy Berta zapisała się do partii, uznałem, że miarka się przebrała. Byliśmy coraz dalej, nasze małżeństwo stało się fikcją. W 1940, kiedy Kurt i Ludwig wyjechali do Francji, wyprowadziłem się.
Słuchając monologu Otta, Maria zaczęła płakać. Jeszcze rok temu nienawidziła wszystkich Niemców, a teraz zrozumiała, że niektórzy z nich przeżywali prawdziwe rozterki. Nie każdy był nazistą. A jednak, mało kto decydował się na dezercję. Kochała Otta, za to, co zrobił.
- Marysiu… Nie płacz… Ciii, kochanie… Spokojnie… - ocierał dłonią łzy płynące po twarzy ukochanej kobiety.
- Otto, dziękuję – szepnęła Maria, chwytając dłoń Otta.
Czułości przerwało pukanie do drzwi. W czasie wojny nie znaczyło to nic dobrego, zresztą teraz też . W domu mieszkała przecież Ruda – poszukiwana przez UB niedoszła zabójczyni oficera, Otto – Niemiec, który mimo urzędowego nakazu nadal nie wyjechał z Polski oraz ona – Maria – matka dwóch poszukiwanych partyzantów, skoczków z Anglii. Konarska na miękkich nogach podeszła do drzwi. Otworzyła je.
Na progu stał Michał. To było pierwsze, co Maria dojrzała. Blond czupryna ukochanego syna.
- Michał. Synku! – krzyknęła zdumiona i mocno przytuliła swoje dziecko.
- Udusisz mnie – zaśmiał się Michał.
- Rozumiem, że ja już się nie liczę – usłyszała głos starszego syna.
- Władziu! – Po chwili znalazła się przy pierworodnym i przycisnęła go do serca – Dzieci, co wy tu robicie? Mieliście być w Anglii.
- Myślałaś, że Was tu zostawimy? Zrobiliśmy swoje i wróciliśmy – powiedział Władek.
Maria oderwała się od syna i dostrzegła piękną szatynkę, stojącą niepewnie w drzwiach. Kiedyś już ją widziała. W dawnym życiu, jeszcze przed obozem. Kim ona była? Ach, tak, Beata Heinemann, ukochana Michała, która trafiła do jej szpitala po strzelaninie w kasynie. Nie pamiętała większości pacjentów. Jednak ją zapamiętała. Może dlatego, że Michał pytał o nią z taką troską. Ale przecież ona miała też narzeczonego, który później trafił pod jej skrzydła na Pawiaku. Pewnie trafił do obozu lub pod ścianę. Dziewczyna była blada, na twarzy miała bliznę, zapewnie po przecięciu.
- Mamo – Michał chwyciła dziewczynę za rękę i wprowadził do środka – chcę żebyś kogoś poznała. To Celina, moja narzeczona.
- Rozumiem, że w ten sposób prosisz mnie o rękę – mruknęła dziewczyna pod nosem – Celina Dłużewska.
- Maria Konarska.
- A to, Celinko, doktor Otto Krichner. To on uratował moją mamę z obozu.
- Dzień dobry– przywitała się dziewczyna po niemiecku.
- Pani mówi po niemiecku? – spytał z niedowierzaniem Otto.
Dawno nie rozmawiał w swoim ojczystym języku. Czasem Maria mówiła do niego „ich liebe dich“, ale to nie to samo, co pogawędka, chociażby o pogodzie.
- Tak, przed wojną studiowałam w Berlinie.
- Celinka bardzo lubi niemiecką literaturę. Zwłaszcza Goethego. Choćby w tysiącu kształtów utajoną, Najukochańsza, zawsze poznam ciebie, Za czarodziejską ukryta zasłoną, O wszechobecna, zawsze poznam ciebie.
- Mamo – zaczął nieśmiało Władek.
On zawsze był cichy i nieśmiały. Jednak, miał coś takiego, jak Czesław. Przyciągał żołnierzy, jego ludzie słuchali rozkazów kapitana Konarskiego i wypełniali je bez dyskusji. Michał za to nie był dobrym kandydatem na partyzanta. W głębi duszy był dzieckiem, optymistą. To ta wojna… Okropna wojna.
- Tak, synku?
- Co z Rudą?
- Śpi. Czuje się lepiej. Za parę dni możecie jechać.
- My nigdzie nie jedziemy. Tu jest nasze miejsce. Nie po to walczyliśmy przez te sześć lat, żeby teraz uciekać.
Maria była dumna z słów pierworodnego. Tak wychowali ich z Czesławem. Jednak duma nie ukajała jej strachu i troski o dzieci. Co z tego, że byli już dorosłymi mężczyznami, mieli swoje narzeczone? Dla niej ciągle byli Władziem i Michałkiem, którym opatrywała otarcia, przy których czuwała nocami, gdy mieli gorączkę. Jej dzieci.
- Idź do niej.
***
Ruda leżała z zamkniętymi oczami. Ciemność była taka pusta, ale lepsza od snów, w których prześladowały ją obrazy z ostatnich pięciu lat. Padający na ziemię, zakrwawiony Kamil, zielony mundur tego sadysty, ból, pierwszy zamordowany konfident. Jeszcze sześć lat temu była piękna, młoda, szczęśliwa, a teraz? Czuła się jak samotna, zgorzkniała staruszka. Ludzie, którzy ją otaczali, mimo tego, że również przeżyli koszmar wojny, zdawali się cieszyć. Czy ona nie umiała już być szczęśliwa? Co będzie teraz robić? Jak ma żyć, sama? To matki nie chciała wracać, ona nic nie rozumiała. Poza tym, nie chciała jej narażać. Znowu zaczęła płakać. Ostatnio miała humory, ciągle chciało się jej spać, bywało, że miała nudności. Zrzuciła to na ciężkie przeżycia, ranę i ogólne osłabienie. Jednak z dnia na dzień odzyskiwała siły, a dolegliwości nie mijały. Chyba nie była w ciąży, nie mogła być. Jak miałaby sobie poradzić sama z dzieckiem? W nowej, ludowej Polsce brakowało miejsca dla osób, które nie pracowały. Zresztą, wojna przerwała jej studia, a na jaką uczelnię przyjmą kobietę z inteligenckim pochodzeniem, należącą do AK? Zaczęła płakać z bezsilności. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Władek.
- Władek! Boże, Władek – krzyknęła i przytuliła się do ukochanego mężczyzny.
Jak dobrze, że wreszcie był. Kiedy położyła głowę na jego torsie, czuła, że już żadne zło nich nie powstrzyma. Łkała w jego koszulę – już nie z bezsilności, ale ze szczęścia.
- Władek, jesteś – szepnęła – co ty tutaj właściwie robisz? Mieliście być w Anglii.
- Ruda, nie płacz. Już cię nigdy nie zostawię. Zawsze będziemy razem obiecuję.
- Ale ja jeszcze nie dam rady nigdzie jechać. Twoja matka mnie nigdzie nie puści.
- Nigdzie nie jedziemy. Zostajemy tutaj.
- Jak to? – Ruda poczuła, że szczęście zamieniało się we wściekłość – Jak ty to sobie wyobrażasz? Szukają nas, w każdej chwili mogą zabić. Czy ciebie to w ogóle obchodzi?
- Ruda, ty możesz jechać, jak chcesz.
- No właśnie nie mogę. Myślę, chyba, jestem w ciąży – powiedziała, choć wcale nie miała takiego zamiaru.
Władek usiadł na brzegu łóżka. Ruda w ciąży? Dziecko? On – ojcem? Teraz, kiedy podjął najbardziej szaloną decyzję w swoim życiu? Z czego będą żyć? Myślał o powrocie do swoich chłopaków, a w tej sytuacji.
- Władek, no powiedz coś, proszę.
- Cieszę się.
- Co teraz będzie?
- Nie wiem. Ale jakoś sobie poradzimy, obiecuję ci.
Maria przypatrywała się całej scenie. To ona, jako pierwsza zaczęła podejrzewać, że będzie babcią. Dolegliwości Rudej nie miały żadnego związku z raną ani więzieniem. Po prostu, była w ciąży. Ostatnio Konarska również dotykały różne bolączki. Bolały ją stawy, kręciło się jej w głowie, mdliło ją, gdy czuła zapach kawy. Nie mówiła o tym nikomu. „Człowiek się kończy” myślała. Po tylu przeżyciach nie dziwiły ją różne objawy. Przed wojną pisała habilitację o konsekwencjach skrajnego wygłodzenia. Zmiany układu oddechowego, zaburzenia ciśnienia, hipotermia. Teraz, kiedy patrzyła na szczęście młodych do głowy przyszło jej, że może być w ciąży. Szybko jednak rozwiała te myśli. Po takim wykończeniu, to nic dziwnego, że przestała miesiączkować. Obniżenie poziomu różnych hormonów było jednym ze skutków głodu, a poza tym, Maria miała już swoje lata. Dolegliwości mogły mieć także źródło w menopauzie. Na pewno nie mogła być w ciąży. Ale, czemu by się nie przekonać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zorina
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1669
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z San Esbobar

PostWysłany: Pią 12:46, 29 Mar 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY

Olu bardzo ciekawe opowiadanie.
Czy bedzie ciąg dalszy ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:49, 29 Mar 2013    Temat postu:

Dzięki Iwonko. Ciąg dalszy się pisze. Dziś nawet spróbuję wrzucić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:24, 29 Mar 2013    Temat postu:

II
Ruda ubrała się w krótką białą sukienkę. Trochę opinała brzuch, ale to nie było dla niej żadnym problemem. Kruszynka, jak nazywali z Władkiem swoje dziecko, miała już pięć miesięcy i zaczynała przypominać mamie, że jest sobie w brzuchu. Kobieta pamiętała pierwszy ruch maleństwa. To było w nocy, akurat nie spała. Od tamtego momentu minęły już dwa tygodnie i dziecko nadal kopało. Najczęściej wtedy, gdy Wiktoria była czymś zajęta. Ale jak mogła mieć pretensje do swojej Kruszynki?
- Kochanie, jesteś tam? Proszę, nie kop mnie dziś w kościele – powiedziała czule do swojego maleństwa.
Od kiedy była w ciąży, przestała ukrywać swoje uczucia. Zaczęła żyć jak normalna kobieta. Zamiast pistoletu, w torebce nosiła teraz lusterko i szminkę. Stawała się kurą domową, ale jej to nie przeszkadzało. Po tych okropnych latach, kiedy była przed wszystkim żołnierzem, normalność wydawała się jej pięknym snem. Bez ukrywania się, pod prawdziwym nazwiskiem. A dziś już Wiktoria Konarska. Wiktoria, nie Ruda. Mało kto teraz tak do niej mówił. Nawet Michał się przestawił.
- Kochanie, jesteś gotowa? – zapytał nieśmiało Władek, wchodząc do pokoju.
- Już prawie, tylko przypnę welon.
- A, mam dla ciebie niespodziankę, tylko wejdź do pokoju.
Wiktoria posłuchała swojego narzeczonego. W salonie, na kanapie siedziała jej mama. Ubrana była w czarną sukienkę, włosy zaczesała w kok. Rudnicka podeszła do swej córki i przytuliła ją, gładząc brzuch. Cieszyła się, że jedynaczka ułożyła sobie życie, chociaż ten jej mąż nie wyglądał na osobę, która mogła zapewnić Wice dostatnią, bezpieczną przyszłość. Ale jeśli się kochali? Tylko czemu córka miała taką brzydką sukienkę ślubną? Nie długą, strojną, z trenem, lecz krótką, w kolorze szampana, bez rękawków, opinającą brzuch. Dla Danuty Rudnickiej nie do pomyślenia było, żeby iść do ołtarza w ciąży. Każda dziewczyna, która nie miała w dniu ślubu cnoty, uważana była za najgorszą ulicznicę. Ale czasy się zmieniły. Mimo wszystko, Danuta wolałaby, aby jej dziecko szło do ślubu czyste.
Również Maria denerwowała się tym dniem. Dziś chcieli z Ottem podzielić się radosną nowiną o tym, że spodziewają się potomka. Marię bardzo to denerwowało. Jak zareagują jej chłopcy? Będzie jednocześnie matką i babką. Czy znajomi, przyjaciele zrozumieją jej krok – związek z Niemcem? Bolało ją też, że maluch będzie nieślubnym dzieckiem. Niby Otto dostał rozwód, ale i tak będą mogli wziąć tylko ślub w urzędzie. Gdy ukochany poprosił ją o rękę, na początku nie chciała się zgodzić. Dopiero list do Berty, w którym pisała, że związała się z kimś, uspokoił jej sumienie. Jednak, w obliczu Boga, nadal będzie żyła w grzechu, bo to Bercie Otto ślubował miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
***
- Władysławie, masz dobrą i nieprzymuszoną wolę, tę Wiktorię, którą przed sobą widzisz za małżonkę sobie pojąć? – zapytał ksiądz.
- Mam
- Także i ty Wiktorio masz dobrą i nieprzymuszoną wolę tego Władysława, którego przed sobą widzisz, wziąć sobie za małżonka?
- Mam – odpowiedziała Wiktoria drżącym głosem.
- Bóg Wszechmogący, niech wam udzieli swej łaski, aby to, co ustnie wypowiadać będziecie, było zasadą całego życia waszego. Amen – odmawiał modlitwę kapłan.
Maria siedziała w ławce przypatrując się temu, co działo się na ołtarzu. Nie tak dawno, ledwie 38 lat temu składała taką samą przysięgę Czesławowi. Udało im się być razem w zdrowiu i w chorobie, mimo różnych kryzysów zawsze się kochali. Niedługo znów będzie składała przysięgę, już nie Bogu, tylko urzędnikowi.
Celebrans poświęcił obrączki i chwycił dłonie narzeczonych, nakładając im na serdeczne palce obrączki.
- W Imię Trójcy Przenajświętszej weźmij tę obrączkę, znak wierności małżeńskiej, niech ci ona będzie zadatkiem błogosławieństwa niebios i pomocą do osiągnięcia zbawienia wiecznego – mówił nabożnym tonem.
Lena patrzyła na Władka i Rudą przez łzy. Nie tak dawno sama przyrzekała Jankowi. Po ledwo dwóch latach małżeństwa została wdową. Pamiętała, jak dziś, ciepłe dłonie męża, wkładające jej na palce obrączkę. Jego ciepły głos, którym składał przysięgę małżeńską. Jego usta na jej włosach. Zaczęła płakać. Nie potrafiła cieszyć się szczęściem przyjaciół, nie teraz. Wszyscy nosili po kimś żałobę, ale Lenie zdawało się, że jest sama ze swym bólem i tęsknotą. „Wieczne odpoczywanie, racz mu dać Panie” zmówiła starą modlitwę w myślach.


***
Wesele trawło w najlepsze. Brakowało wielu przyjaciół, jednak młodym zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać. Zachowywali się, jakby byli sami. Lenę bolały śmiechy przyjaciół, pocałunki zakochanych i radość, życie, z jakim się tu spotkała. Nie była zazdrosna, po prostu nie dojrzała do tego, by zachowywać się jak inni przyjaciele. Żyła jakby w innym świecie, gdzieś, gdzie nie było szczęścia, tylko smutek i tęsknota. Chciała z tego wyjść, zacząć się uśmiechać, odwiedzać przyjaciół, bawić się, ale nie umiała. Brakowało jej kogoś, kto wyciągnąłby ją z bagna, w które wpadła. Całymi dniami mogła leżeć i patrzeć w sufit i płakać, płakać, płakać. Jedynie Jaś zmuszał ją do tego, by czasem wstała z łóżka. Musiała znaleźć pracę, opiekunkę, ale nie miała na to siły. Dostała propozycję pracy, ale czy może nadal rysować, bez powracających myśli o swoim uczniu. Musiała stąd wyjść, uspokoić się, wyciszyć. Wstała od stołu i podeszła do Konarskich.
- Muszę już iść… Jaś czeka. Wszystkiego dobrego. Żebyście się kochali do końca życia – powiedziała łamiącym się głosem.
- Lenka. Na pewno ci się wszystko ułoży. Radzisz sobie jakoś? – mówiła Wiktoria, obejmując przyjaciółkę.
- Tak, radzę sobie.
„Jakoś” dodała w myślach. Nie chciała się przyznawać do swojego marnego stanu. Do tego, że nie ma serca do dziecka, do tego, że nie mają, za co żyć, do tego, że najchętniej skoczyłaby z mostu. Nigdy nie lubiła się zwierzać. Nikomu. Nałożyła płaszcz i wyszła. Chłodne powietrze orzeźwiło ją. „Jutro będzie lepiej” pomyślała, po czym poszła do Biura Odbudowy Stolicy. Musiała wziąć tą pracę.
***
Maria patrzyła na swoich synów. Władek już miał żonę. Zresztą, Michał pewnie też niedługo się ustatkuje. Będą mieć swoje domy, rodziny, problemy. Może pojawienie się rodzeństwa nie zmieni nich życia. Ale jak wpłynie na stosunek do niej, do matki? Czy zrozumieją to? Spojrzała porozumiewawczo na Otta. Spojrzenie ukochanego dodało jej sił.
- Chcielibyśmy z Otto wam coś powiedzieć – zaczęła niepewnie – jesteście już dorośli, więc ta wiadomość nie zmieni waszego życia tak bardzo. Otóż, będziemy mieć dziecko. Jestem w ciąży.
Ciszę, jaka zapadła w gwarnym dotąd pokoju, można byłoby pokroić nożem. Władek i Michał patrzyli na matkę z niedowierzaniem.
- Idę zapalić – odezwał się w końcu młodszy Konarski.
- Pójdę z tobą, Guzik.
Maria czuła, że łzy napływają jej do oczu. Tak chciała, żeby chłopcy cieszyli się jej szczęściem. Łudziła się, że będą się cieszyć. Poczuła na ramieniu mocny uścisk Otta. Dodawał jej sił, ale czy był ważniejszy od synów? Czy związek z Kirchnerem zrekompensuje jej gorsze kontakty z ukochanymi dziećmi?
- Mamo, strasznie się cieszę – powiedziała Ruda.
- Gratuluję – dodała Celina.
- Nie obrazicie się, jeśli na chwilę pójdziemy do chłopaków? Porozmawiamy z nimi.
Celina i Ruda wyszły z pokoju. Maria opadła na krzesło. Była smutna, rozdrażniona i było jej źle. Jak mogła do tego dopuścić? Po co jej dziecko w wieku pięćdziesięciu pięciu lat? Może jej nie doprowadzić do ślubu, do matury. Kto się zajmie małą? Konarska czuła, że to będzie dziewczynka. Otto śmiał się, że to musi być chłopiec, ponieważ „Marysia jest tak piękna, jak zwykle”. Ona jednak bardzo chciała mieć córeczkę. Oboje mieli z poprzednich związków synów, tylko, że dzieci Otta nie umarły. Ludwig zginął w ’41, w Grecji, a Kurt w ’44 na froncie wschodnim. Michał i Władek żyli nadal, tylko jak długo? A nawet, jeśli jeszcze całe lata życia przed nimi, skąd mogła mieć gwarancję, że nie zerwą stosunków z mamą, po tym, co zrobiła. Dlaczego za swoje szczęście musiała płacić tak wysoką cenę?
- Marysiu, skarbie… Chłopcy muszą ochłonąć, rozumiesz. Też na ich miejscu byłby w szoku. No, kochanie – powiedział Otto, całując ją w czoło.
Po chwili do pokoju weszli Michał z Władkiem. Spojrzeli na matkę, na łzy w jej oczach. Swoją reakcją doprowadzili ją do płaczu! Jak mogli? I to tylko dlatego, że spodziewała się dziecka. To był cud, prawdziwy cud. Wiedzieli, ze z Ottem będą dobrymi rodzicami. Tylko po prostu, nie spodziewali się, że mama będzie miała dzieci.
- Mamo. Przepraszam. Bardzo się cieszę – powiedział Michał, przytulając matkę.
Maria znad ramienia syna dostrzegła Władka, który się do niej uśmiechał. Była szczęśliwa.

***
Minął miesiąc. Ciążę Marii było już widać, zresztą, kobieta wcale się z tym nie kryła. Nie raz usłyszała, że nosi w sobie małego szwaba, jednak te komentarze jej nie raniły. Kochała swoje dziecko. Mimo odmiennego stanu, nie zmieniła trybu życia. Budziło to sprzeciw Otta, który chuchał i dmuchał na ukochaną i dziecko. Ale Konarska wiedziała, co robi. Nie mogła zostawić Wiktorii, która była sama w przedostatnim trymestrze ciąży. Władek wrócił do lasu, do swoich żołnierzy. Mówił, że to tylko tymczasowe rozwiązanie, bo dzięki temu mają żołd, ale matka wiedziała, że chłopak nie zrezygnuje z walki. Był jak Czesław, Polskę kochał ponad wszystko. Teraz młoda Konarska znalazła pracę, była kucharką w przedszkolu. Marzyła o powrocie na swoją polonistykę, jednak wiedziała, że musi utrzymać siebie, a wkrótce także Kruszynkę. Maria spędzała dnie w przychodni i u swojej synowej. Razem rozmawiały o ciążowych dolegliwościach, a także snuły plany na przyszłość. Czasem dołączała do nich Celina, która zajęła się dawaniem korepetycji z niemieckiego. Niestety, parę miesięcy po wojnie nie było to najlepsze zajęcie. Jej i Michałowi, który postanowił wrócić na zaoczną medycynę, a w ciągu tygodnia pracował jako woźny w szkole, nie wiodło się najlepiej. Wierzyli, że gdy Michał dostanie dyplom, zaczną żyć lepiej. Niestety, czekały ich jeszcze trzy chude lata. Z konieczności, ich ślub był bardzo cichy, byli na nim jedynie Ruda, Maria i Otto. Władek był w lesie.
Nadszedł dzień ślubu Marii i Otta. Nie była to duża uroczystość, ponieważ pani młoda nie widziała nic do świętowania. Na dwunastą byli umówieni w urzędzie, potem planowali obiad. Krichner był zawiedziony tym, jak niewiele ich ślub znaczy dla ukochanej. Miał wrażenie, że większą radość sprawia jej spotkanie z synem, niż poślubienie ukochanego. Bywały dni, gdy życzył byłej żonie śmierci.
***
Władek stał przed urzędem. Nie chciał pojawiać się u matki, nie chciał jej narażać. Nie powinien w ogóle opuszczać Kampinosu, ale czuł, że musi być z matką w tak ważnym dla niej dniu. Marzył także o spotkaniu z żoną, za którą strasznie tęsknił. Gdy rodzina wreszcie zjawiła się obok niego, poczuł ulgę. Byli cali, zdrowi. Po chwili poczuł ręce żony na swojej szyi.
- Czemu nie przyszedłeś do mamy?
- Nie mogłem. Nie chcę Was wszystkich narażać.
- Narażać? Co znowu kombinujesz?
- Ja? Nic. Robię to, co zaczęliśmy.
- A kiedy masz zamiar to skończyć?
- Nie mam zamiaru nic kończyć.
Wiktoria westchnęła. Nie rozumiała męża. Chciała tylko, żeby byli razem, szczęśliwi, jak prawdziwa rodzina. Bała się o niego okropnie, ale dla niego ważniejsza była ojczyzna. Konarska nie czuła się o nią zazdrosna, chociaż wolałaby mieć ukochanego na wyłączność. Jednak w pojedynku z Polską tkwiła na przegranej pozycji.
Władek miał dość tłumaczenia się przed Wiktorią. Strasznie się zmieniła. Gdzie się podziała ta dziewczyna, w której się zakochał? Tamta Ruda chciałaby siedzieć w lesie z nimi, nie robiłaby takich scen. Czy każde małżeństwo się tak kończy? Chyba nie, przecież mama chciała wejść w to drugi raz.
- Chodźmy już.
Weszli do sali. Maria spojrzała na Otto. Oto miała stać się jego żoną, panią Krichner. Maria Konarska- Krichner. Musiała się przyzwyczaić. Dotknęła czule brzucha. Wreszcie będą prawdziwą rodziną. Narzeczony chwycił ją za rękę i podprowadził do czekającej już urzędniczki.
- Jolanta Farszyńska. Będę państwu udzielać ślubu. Proszę zająć miejsca.
„To dziwne, że kobieta udziela ślubu” pomyślała Maria, nim usłyszała głos ukochanego mężczyzny, który mówił:
- Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Marią Konarską i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Nadeszła jej kolej na złożenie przysięgi. W gardle miała jednak tylko gulę. Przełknęła ślinę i zaczęła:
- Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Otto Krichnerem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Mimo, że tekst ślubowania był okropny, Maria starała się mówić go z miłością. Wreszcie stała się panią Krichner, żoną swojego ukochanego. Nie potrafiła stwierdzić, czy kocha go bardziej niż Czesława. Nie chciała dokonywać takich wyborów. Rozmyślania przerwał jej skrzeczący głos urzędniczki:
- Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Marii Konarskiej – Krichner i Pana Otto Krichnera został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki.
Otto włożył jej na palec obrączkę. Od tej chwili będą już zawsze razem. Do końca życia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Sob 22:44, 30 Mar 2013    Temat postu:

Ola, niesamowite to opowiadanie! Jesteś genialna, naprawdę świetnie się to czytało. Ależ się cieszę, że miałaś wenę i oby tak dalej. Masz bardzo lekkie pióro, świetnie się to czyta. To jest długie opowiadanie, a wcale nie łatwo napisać takie. Ty sobie świetnie poradziłaś. Chcę więcej Smile !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:09, 31 Mar 2013    Temat postu:

Dziękuję. No, dopiero się rozkręcam. Jutro postaram się dodac diąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Nie 14:13, 31 Mar 2013    Temat postu:

Czekam z niecierpliwością. Naprawdę świetnie Ci to idzie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zorina
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1669
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z San Esbobar

PostWysłany: Nie 14:37, 31 Mar 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY!

Olu gratuluje talentu.
I tak jak koleżanki czekam na więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:27, 31 Mar 2013    Temat postu:

Dziękuję raz jeszcze Very Happy. Jaki tam talent....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:26, 31 Maj 2013    Temat postu:

946
Był chłodny, lutowy dzień. Na polu nadal trzymał mróz, ulice były przykryte warstwą białego puchu. Minął już rok od wyzwolenia Warszawy. Stolica nadal przypominała miasto – widmo, jednak teraz wrócili do niego mieszkańcy ze swoimi problemami, zmartwieniami, rodzinami. Życie zaczęło się odradzać. Ruda ciężko znosiła te chwile. Była już w dziewiątym miesiącu ciąży, w każdej chwili mogła urodzić. Niedawno dowiedziała się też, że jej mama jest chora na gruźlicę. Chciała jechać do niej, do Lublina, być, trzymać ją za rękę, ale jej stan na to nie pozwalał. Zresztą, Władek nie chciał nawet słyszeć o podróży żony gdziekolwiek. Kobieta czuła się źle, miała wyrzuty sumienia. Powinna być przy matce. Mąż jednak w sprawach ważnych był stanowczy. Wiktorii zostawało tylko siedzenie w domu i modlenie się o to, by ostatnie dni minęły mamie jak najmniej boleśnie. Tego dnia wcześnie rano wybrała się na pocztę. Nie czekała na żadną konkretną przesyłkę, po prostu miała przeczucie, że w urzędzie jest jakaś ważna dla niej rzecz. Rzeczywiście, była. Dostała zawiadomienie o tym, że dzień wcześniej jej mama umarła. Dlaczego? Miała ledwo 54 lata, mama Władka była od niej starsza. Rudnicka często wychodziła z różnych chorób. Śmiała się, że to dzięki babce Wiktorii- Jekatrinie, która całą młodość spędziła na Syberii. Dzięki temu pani Danuta biegle mówiła po rosyjsku, a i Wiktoria potrafiłaby się porozumieć w Związku Radzieckim. Teraz jednak Konarska miała poważniejsze zmartwienia. Pismo informowało ją, że w ciągu piętnastu dni ciało powinno być odebrane z kostnicy, w przeciwnym razie zostanie skremowane i pochowane w zbiorowej mogile. Na to kobieta nie mogła pozwolić. Tylko jak miałaby jechać do Lublina i zorganizować pogrzeb. Nie chciała zrzucić tego obowiązku na Władka, wolałby, żeby on był przy niej i wspierał ją. Tylko do kogo mogła mieć taką prośbę? Jej jedyny brat był niewiadomo gdzie, a rodziny męża nie potrafiła o nic takiego poprosić. Poczuła, że Kruszynka w jej brzuchu zaczyna mocno kopać. Jakby denerwowała się razem z mamą.
- Cicho, kochanie, spokojnie – powiedziała, obejmując wypięty brzuch.
Niestety, dziecko nie słuchało, wręcz przeciwnie. Jego kopniaki stawały się coraz bardziej bolesne. Wiktoria ostatkiem sił doszła do domu swojej teściowej. Doktor Maria spojrzała na synową i bez słowa wpuściła ją do środka. Kobieta wyglądała okropnie – zapłakana, z grymasem bólu na twarzy, ściskająca w dłoni zmiętą kartkę.
- Przepraszam, za porę – powiedziała nieśmiało, próbując się uśmiechnąć – Musiałam do kogoś iść. Wracałam z poczty i Auuu… - Tłumaczenia Rudej zostały przerwane przez kopniaka.
- Co cię boli, kochanie – spytała doktor Maria, sadzając Wiktorię w fotelu.
- Brzuch… Chyba… Chyba mam skurcze.
- Zdejmij płaszcz. Powoli… Poczekaj tu chwilę, zagotuję wodę. Spokojnie.
Kobieta postanowiła zaufać swojej teściowej. Ona była lekarzem, musiała wiedzieć, co mówi. Tak strasznie się bała, ból stawał się nie do zniesienia.
- Kochanie, do terminu porodu został jeszcze prawie tydzień. Stało się coś? – zapytała Maria .
- Moja mama… Umarła… Mam dwa tygodnie, żeby odebrać ciało. Ale jak mam to zrobić… Auu – Jej twarz znów wykrzywiła się w grymasie bólu.
- Jakoś sobie z tym poradzimy. Na razie musisz spróbować się zrelaksować. Oddychaj spokojnie. Podam Ci rękę, a ty będziesz ją ściskać, gdy poczujesz skurcz. Puścisz dopiero, gdy przestanie cię boleć, dobrze?
Ruda skinęła głową. Miała już dość, chciała pozbyć się Kruszynki, jechać jak najszybciej do Lublina. Ścisnęła rękę teściowej.
- Spokojnie, kochanie. Zaprowadzę cię do sypialni. Spokojnie.
Maria nie pierwszy raz miała odebrać poród. Jednak tym razem miał się urodzić jej wnuk, rodziła jej synowa. Kobieta weszła do kuchni.
- I co? – Usłyszała pytanie Otta.
- Skurcze ma co trzy minuty, trwają około 30 sekund. Obawiam się, że to ostatnia faza porodu. Mam tylko nadzieję, że pójdzie szybko, bo dziewczyna strasznie się męczy. Mogę liczyć na Twoją pomoc?
- Oczywiście, Marysiu. Muszę zdobyć doświadczenie, skoro uparłaś się nie rodzić w szpitalu. Tylko proszę, uważaj na siebie.
- Muszę na siebie uważać. Czy mógłbyś pójść do gabinetu, przynieść mi fartuch, rękawiczki i spirytus?
- Już, kochanie.
Konarska napiła się wody. Stan Wiktorii przeraził ją. Na myśl o tym, ze za trzy miesiące miało ją czekać to samo. Niby urodziła już dwóch synów, porody miała krótkie i lekkie, ale była wtedy dużo, dużo młodsza. A co, jeśli umrze przy porodzie? Czy Otto poradzi sobie z opieką nad dzieckiem? Z rozmyślań wyrwał ją natrętny dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosła słuchawkę.
- Dzień dobry, pani Mario.
- Dzień dobry. Przepraszam, nie mogę sobie pozwolić na zbyt długie rozmowy.
- Rozumiem, rozumiem. Pani Mario, potrzebuję pani pomocy. Moja siostra, Ludmiłka, leży na łóżku i zwija się z bólu. Mówi, że to brzuch. Proszę, szybko.
- Pani Małgorzato, niestety, nie będę mogła do pani przyjść. Ale wyślę tam doktora Krichnera.
- Mam się u Szwaba leczyć?
- Nie pani, tylko pani siostra.
- Niedoczekanie! Już wolę, żeby umarła,
- Rozumiem. Do widzenia – syknęła Maria do telefonu.
Bolały ją takie komentarze. Czemu nikt nie mógł zrozumieć, że Otto to wspaniały lekarz – profesjonalista, a przede wszystkim dobry człowiek? Ta głupia Małgorzata wolała, żeby jej siostra cierpiała, niż żeby pomógł jej Niemiec. Telefon rozdzwonił się jeszcze raz.
- Mówiłam, że nie mam czasu. Jeśli ma pani coś jeszcze do powiedzenia, to naprawdę, proszę sobie darować!
- Mamo? – zapytał się Władek – Coś się stało?
- Przepraszam cię, synku, ale miałam właśnie dość nieprzyjemną rozmowę. Jacy ci ludzie są głupi!
- Tylko się nie denerwuj.
- Mówisz jak Otto.
- Może on ma rację, mamo?
- Może. Ale czemu dzwonisz, stało się coś?
- Tak. Chodzi o Rudą. Wiesz, wróciłem do domu, tym razem na dłużej, a jej nie ma. Trochę się o nią martwię.
- Jest u mnie.
- Czy to już?
- Chyba tak. Synku, przepraszam cię, ale ona mnie potrzebuję.
- Idę do was. Do zobaczenia, mamo.
W tym momencie do kuchni wszedł Otto. Podał ukochanej fartuch i rękawice. Ona szybko ubrała się i odkaziła ręce.
- Mógłbyś mi przynieść dwa prześcieradła i koc?
- Oczywiście, Marysiu.
Już miał iść do sypialni, gdy usłyszał wołanie żony. Podszedł do niej, a ona pocałowała go.
- Dziękuję. Mógłbyś pójść do Łosiowskiej? Jej siostrze coś się dzieje, a jak widzisz, ja mam tutaj dużo roboty.
- Zgodziła się na to? – zapytał z nadzieją.
- Nieważne. Idź do niej. Do zobaczenia.
Wyszła z kuchni i skierowała się do synowej. Bóle stawały się coraz bardziej intensywne.
- Kochanie, musisz się rozebrać. Ułóż się, proszę na kocu. Spokojnie. Właśnie dzwonił do mnie Władek…
- Co z nim? – Nie dała skończyć teściowej.
- Wszystko w porządku. Niedługo się z nim zobaczysz. A teraz proszę, posłuchaj mnie. Uspokój się. Nastawię muzykę. Lubisz Chopina?
- Lubię. Szczególnie „Etiudę rewolucyjną”.
- Dobrze. Ty położysz się. Będziesz myśleć o przyjemnych rzeczach. Kiedy nie będziesz miała skurczy, będziesz parła. Ale przede wszystkim, oddychaj, kochanie spokojnie. Powoli i głęboko. Ja będę cały czas przy tobie.
Poród był bardzo ciężki. Chwilami Wiktoria marzyła o tym, by umrzeć. Miała już dość tej męczarni, chciała wstać, przytulić się do Władka. Ale najbardziej pragnęła zobaczyć wreszcie swoje dziecko, swoją Kruszynkę i przytulić ją.
- Widzę główkę! – Usłyszała radosny głos Marii – Już naprawdę niedługo.
Odbieranie porody zmęczyło również panią doktor. Z każdą chwilą stawała się coraz bardziej smutna. Jak, jak ona ma sobie poradzić z porodem? Otto jej nie pomoże, pewnie będzie bardziej przejęty od niej samej. Od jutra zacznie rozglądać się za jakąś położną. Nagle zobaczyła ciało dziecko. Boże, było takie małe! Szybko pomogła mu wydostać się na świat. Dziewczynka. Jej wnuczka. Była babcią. Malutka zaczęła głośno płakać.
- Dziewczynka – powiedziała lekarka, uśmiechając się do synowej.
- Mogę?
- Za chwilę.
Wytarła dziecko, przykryła młodą matkę kocem i położyła na nim maleństwo.
- Córeczko… Kochanie… Jesteś już…
- Zawołam Władka! A ty, nakarm ją.
Maria wyszła z pokoju. Nogi się pod nią uginały, ale nie mogła jeszcze odpoczywać. Musiała powiedzieć o tym Władkowi, zbadać malucha i Rudą. Zastała syna siedzącego w kuchni i palącego papierosa.
- Mógłbyś nie palić.
- Przepraszam mamo, ale trochę jestem zdenerwowany. Co z nimi?
- Wiktoria jest strasznie zmęczona, ale mała wygląda jak okaz zdrowia. Za chwile je zbadam, tylko się napije.
- Mamo! Odpocznij chwilę. Ty też jesteś w ciąży.
- Tylko ja. Idź do nich.
Wszedł do pokoju. Ruda była strasznie blada, wyglądała na wykończoną. Podszedł do niej i otulił ją swoim ramieniem. Żona wtuliła się w niego, trzymając przy sobie Kruszynkę.
- Popatrz, jaka jest ładna. Nasza córeczka, nasza malutka.
- Śliczna. Podobna do ciebie. Cała mama.
- E tam! Ładniejsza.
- Jak ją nazwiemy?
- Wiem, że miała być Marysią, ale… Władek, dzisiaj dostałam list z Lublina. Leży na półce, przeczytaj.
Chwycił kartkę i zaczął czytać.
- Przykro mi, kochanie – Zupełnie nie wiedział, jak pocieszyć żonę.
- Mamuszka zawsze mówiła, że ktoś umiera, żeby ktoś mógł przyjść na świat. Może ona zrobiła miejsce naszej małej? Może ona żyje w niej? Kochanie, czy możemy ją nazwać Danusia. Proszę…
- Dobrze. Bardzo ładne imię. Danusia…
- Ze Spychowa.
- Proszę?
- Córka Juranda ze Spychowa. Nie czytałeś „Krzyżaków”?
- „Krzyżacy”? Coś mi się o uszy obiło. Kochanie, nie pamiętam wszystkich książek, które czytałem.
- Nieważne.
Rozmowę przerwała im Danusia – zaczęła bowiem płakać.
- No już, już córeczko, już cię nakarmię. Władek – zwróciła się do męża.
- Tak?
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też.
***
Od narodzin Danusi minęły dwa miesiące. Dziewczynka z dnia na dzień stawała się coraz bardziej urocza. Rodzice nie widzieli poza nią świata. Zresztą, mała podbiła serce całej rodziny. Ciocia Celina co chwilę dawała jej to ubranka zrobione na szydełku, a to zabawkę. Władek nadal siedział w lesie, mimo wielu obietnic składanych żonie. Wiktoria przestała kłócić się o to. Zdała sobie sprawę, że jej mąż nie widzi dla siebie życia w takiej rzeczywistości. Lepiej już, żeby siedział w lesie. Odwiedzał je często, przynajmniej raz na dwa tygodnie. Oczywiście, czasem chciała mieć go przy sobie, móc liczyć na jego pomoc, ale dostrzegała w tej sytuacji pozytywy. Bardzo zbliżyła się do Leny. A to ona zostawiała jej Jasia, a to opiekowała się Danusią. W październiku, kiedy mała będzie miała 8 miesięcy, Ruda chciała wrócić na uczelnię. Na razie pracowała jako pomoc biurowa, trzy razy w tygodniu, w Biurze Odbudowy Stolicy. Pracę załatwiła jej Lena – ona sama była architektem, pracowała w zespole, którym projektował nowe osiedle. Oprócz całkiem niezłej pensji, otrzymała prawo do zakupu mieszkania, gdy bloki już stanął. Na razie Markiewiczowie mieszkali w małym pokoiku na Pradze. Nie potrzebowali wielkiej przestrzeni. Całe ich mieszkanie było zawalone zabawkami dwuletniego Jasia oraz projektami Leny. Na honorowym miejscu, przy łóżku stała ramka ze zdjęciem Janka. Kobieta patrzyła na nie, gdy było jej smutno i źle. W tym samym czasie, Celinie i Michałowi zaczęło się coraz lepiej powodzić. Dziewczyna dostała pracę jako asystentka profesora literatury niemieckiej na Uniwersytecie Warszawskim, ciągle dawała korepetycje. Michał zaczął płatne praktyki w jednym ze szpitali. Cieszyli się, zwłaszcza, że Celina spodziewała się dziecka. Na razie były to pierwsze miesiące ciąży, więc nic nie mówili swoim najbliższym. Dla Marii i Otta te miesiące były bardzo pracowite. Często zarywali noce. Maria z dnia na dzień stawała się coraz słabsza. Bała się, że nie przeżyje porodu, albo umrze w czasie połogu. Złe myśli nie opuszczały jej ani na chwilę. Kirchner robił wszystko, rozweselić swą żonę. Pomagała mu w tym Dorota – położna ze Szpitala Dzieciątka Jezus, która siedziała razem z Marią na Pawiaku. To ona miała pomóc przyjść dziecku na świat. Tak jak Maria, była w obozie, omal nie umarła. W dniu wyzwolenia ważyła 28 kg. Tego dnia kobiety siedziały na tarasie, delektując się piękną pogodą.
- Z dnia na dzień boję się coraz bardziej, Dorotko – zwierzyła się Maria.
- Absolutnie nie masz się czego bać. Urodziłaś już dwoje dzieci, prawda?
- Tak, ale kiedy to było! Miałam o jakieś 20 lat mniej.
- Kochana, ostatni czas to przecież cud. To, że przeżyłyśmy, to, że zaszłaś w ciążę. Będzie dobrze.
Nagle twarz Marii wykrzywiła się.
- Au!
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona Dorota.
- Chyba się zaczęło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zorina
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1669
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z San Esbobar

PostWysłany: Pią 17:52, 31 Maj 2013    Temat postu: Ciąg dalszy losów naszych ulubieńców, czyli.... ALIA TWORZY!

Bardzo ciekawe kochanie.
Będzie ciąg dalszy ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Pią 18:43, 31 Maj 2013    Temat postu:

Bardzo mi się podoba, jak zawsze zresztą. Cieszę się, że miałaś wenę, bo to opowiadanie idzie Ci świetnie.
Co do samej fabuły, to szkoda mi było Rudej po śmierci mamy, ale ogólnie wszyscy są względnie szczęśliwi co mnie cieszy. Widzę, że Rudą ciąża bardzo zmieniła. Wcześniej obraziłaby się na Władka i nie zważając na jego zdanie pojechała do Lublina.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:29, 26 Cze 2013    Temat postu:

Tak mnie wzięło na kontynuację.

Mała dziewczynka leżała w jej ramionach. Była taka malutka, krucha, delikatna. Córeczka… Upragniona córeczka. Mała uśmiechnęła się do niej, jakby chcąc jej podziękować za wszystko.
- Kochanie, mama bardzo cię kocha. Obiecuję ci, że zawsze, zawsze będę z tobą – szepnęła do maleństwa.
Dziewczynka wyglądała na zadowoloną. Miała króciutkie złote włosy oraz oczy w kolorze chabrów. Śliczna. Maria przymknęła oczy. Poród bardzo ją zmęczył. Ale udało się, urodziła zdrową dziewczynkę. Tylko czy sama dożyje następnego dnia? Czy wychowa swoje dziecko? Czy nie osieroci jej? Czy będzie miała siłę, by wstawać w nocy, bawić się z córką?
Mała zaczęła łkać. Pewnie była głodna. A jeżeli nie będzie miała pokarmu? Przystawiła dziecko do piersi. Poczuła to samo szczęście, co dwadzieścia siedem lat temu. Uczucie, którego może zaznać tylko matka. Miłość, radość, czułość przeplatały się ze sobą. Pogłaskała główkę dziewczynki. Do pokoju wszedł Otto.
- Kochanie, mogę? – zapytał nieśmiało.
Uśmiechnęła się do męża. Skinęła głową i pozwoliła mu wejść. Krichner usiadł przy niej i popatrzył na córkę. W oczach miał taki zachwyt, jakby widział ósmy cud świata. Mała uśmiechnęła się do niego.
- Kochanie – zaczął Otto – Jaka ty jesteś podobna do mamy – powiedział, po czym pocałował Marię w ucho – Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że urodziłaś taką ślicznotkę.
- I ty miałeś w tym swój udział – powiedziała, śmiejąc się.
- Mam córkę – stwierdził Krichner, jakby nie dowierzając własnemu szczęściu – Naprawdę mam córkę. Zawsze chciałem. I to z tobą. Nasz skarb, nasze maleństwo.
- Nasz mały cud.
- Myślałaś już nad imieniem? I nazwiskiem dla małej?
- Nazwisko będzie miała jedno. Krichner – oświadczyła twardo Maria – Po rodzicach.
- Kochanie, nie uważasz, że będzie jej łatwiej, jeśli przyjmie twoje pierwsze nazwisko?
- Jakie? Dobrzyńska? Ja ostatnio byłam Dobrzyńską 35 lat temu. Nie chcę, żeby mała się tak nazywała. A jeśli chodzi ci o Konarską, to nie. Nie zgadzam się. To jest nasze dziecko – Twoje i moje, więc będzie nazywała się Krichner. I koniec dyskusji – powiedziała.
- To chociaż imię niech będzie miała polskie…
- A nie! Z czystej przekory, nie – stwierdziła Maria – Więc teraz możesz wybrać jej imię.
- Zawsze chciałem, żeby moja córka miała na imię Marlena.
- Dobrze. Niech będzie Marlena.
- Ale ona nie wygląda jak wamp. Raczej, jak aniołek. Angela. Angela Krichner – Ostatnie słowa wymówił z czułością, jakiej nigdy nie słyszała w jego głosie.
Angela uśmiechnęła się do nich, jakby spodobało się jej imię.
- Śpijcie już, moje Aniołki – powiedział Otto, wychodząc z pokoju – Śpij, Marysiu.
***
Czerwiec 1946
Celina Leżała pod kocem z zamkniętymi oczami. Nie mogła zasnąć. Jak co noc prześladowały ją obrazy z ostatnich lat. Dziwne, najgorsze wydawały się czasy powojenne. Miało być pięknie, mieli żyć normalnie. Jednak nic już nie było normalne, nic! Wojna zmieniła ją, zmieniła Michała, zmieniła Wiktorię. Nie byli już beztroskimi ludźmi, pełnymi planów na przyszłość. Przeszłość odebrała im nadzieję, że jeszcze będą żyć. Naprawdę, całym sercem. Poczuła, że Michał wstaje z łóżka. Wyszedł na balkon i zapalił papierosa. Ostatnio się coraz bardziej oddalali. Ona cały dzień spędzała nad książkami, on w szpitalu. Wracali zmęczeni, kładli się do łóżka. Michał zasypiał od razu, a ona całą noc potrafiła udawać. Może udawanie to jedyne, c potrafiła? Codziennie udaje, ze wszystko jest w porządku, ze nie przeszkadza jej nieobecność męża. Nauczyła się udawać, ze żyje. Ale nie chciała tego ani dla siebie, ani dla Michała, ani dla ich dziecka. Miało się urodzić, chociaż to nie był dobry czas. Tylko, czy będzie im dany lepszy? Wstała z łóżka i podeszła do męża. Przytuliła się do niego i wyjęła mu z ust papierosa. Wyrzuciła niedopałka przez ogrodzenie.
- Tyle razy prosiłam cię, żebyś nie palił – zaczęła cicho – Czemu tu stoisz?
- Myślę.
- O kim?
- O nikim konkretnym. O ludziach, których ta cholerna wojna zabrała. O tacie, o Janku – powiedział.
- I o Karolinie – dodała Konarska – Nie udawaj. Wiem, że ją dalej kochasz. I że gdyby nie to, co się stało – Trudno jej było wykrztusić, że to Władek zabił ukochaną brata – To w tej chwili na pewno nie byłaby z tobą w ciąży, nie mieszkalibyśmy razem, a ty już pewnie dawno wziąłbyś ślub z nią.
- Celinka… Co ja ci mam na to odpowiedzieć? Tak, pewnie by tak było. To chciałaś usłyszeć?
- Nie wiem, co chciałam usłyszeć. Może to, że jednak mimo wszystko, jestem dla ciebie ważna – powiedziała.
Odeszła od Michała i położyła się do łóżka. Musiała już zasnąć. Dla dziecka, które tak strasznie kochała. Poczuła, że mąż kładzie się obok niej i ją przytula. Pozwoliła się objąć i pocałować. Nie czuła nic, tylko rozczarowanie.
- Jesteś – Usłyszała.
- Co?
- Jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza. Nie obchodzi mnie Karolina, Hanka, ani żadna inna. Bo to ty jesteś moją żoną i z tobą będę miał dziecko. Kocham cię, Celina, nie widzisz tego?
- To dlaczego się tak zachowujesz? Przychodzisz, jesz kolację, idziesz spać, rano wychodzisz, wracasz wieczorem, jesz kolację. W ogóle nie rozmawiamy, nie mówiąc już o przytulaniu się, jakiejkolwiek bliskości fizycznej. Znudziłam ci się? Przestałam ci się podobać, bo jestem gruba? - zapytała z pretensją.
- Celina! Co ty wygadujesz? Kocham cię i bardzo, bardzo mi się podobasz.
- To dlaczego wcale nie spędzamy ze sobą czasu?
- A kiedy? Ja mam praktyki, sama widzisz. Ale zaraz to skończę, przecież wiesz. Pojedziemy nad morze – obiecywał Michał.
- A potem zaczniesz pracę i co? Będzie tak do emerytury?
- Celina, nie bądź niesprawiedliwa. Co tydzień w niedzielę jesteśmy w domu.
- I idziemy do twojej mamy na obiad, a potem na kawę do Wiktorii. A kiedy ostatni raz siedzieliśmy sami w domu? Bez żadnych odwiedzin, po prostu ty i ja? Pamiętasz?
- Kochanie, ale nie jesteś tylko ty. Ja mam rodzinę
- Czyli co? Ja już nie jestem częścią twojej rodziny?
- Nie, nie jesteś – powiedział – Jesteś częścią mnie.
- Tak? To chyba będziesz sobie musiał poradzić bez tej części – wykrzyczała mu prosto w twarz – Bo ja nie mam zamiaru już dłużej czekać, aż łaskawie sobie o mnie przypomnisz!
- Celinka, do cholery! – Michał był naprawdę zdenerwowany – Chcesz się ze mną rozwieść? Jak tak, to proszę, droga wolna – krzyknął.
Nie chciał tego mówić. Bał się, że żona spakuje się i wyjdzie. Bez niej nie wyobrażał sobie życia. Ostatnio nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu, to prawda, ale przecież ich związek opierał się na wiecznej tęsknocie. Myślał, że żona się do tego przyzwyczaiła.
- Michał – szepnęła Konarska – Ja bez ciebie… Nie ma mnie! Bez ciebie nie ma mnie! Nie chcę się z tobą rozstać.
Podszedł do niej i pocałował. Cieszyli się swoim dotykiem, swoją bliskością. Dawno nie byli tak zżyci, tak spragnieni siebie.
- Zapraszam cię do teatru na niedzielę. Na „Marię Stuart”. Dostałem wczoraj bilety. Pójdziemy?
- Pójdziemy.
***

Niedziele były najgorsze. Nie miała wtedy pracy, cały dzień siedziała w domu. Czasem wychodziła na cmentarz, do Janka. Z każdym dniem coraz mniej pamiętała jego głos, jego wygląd, jego dotyk. Przerażało ją to. Jaś coraz częściej pytał o tatę, nic dziwnego, w żłobku jego koledzy mieli pełne rodziny. Co miała mu powiedzieć? Że nigdy nie pozna swojego taty? Że ludzie nazywają takich jak tata bandytami? Syn nie zasługiwał na taką szczerość. Opowiadała mu bajkę, o rycerzu, który ginie, ratując swoją księżniczkę i jej synka. Księżniczka jest bardzo smutna, ale nigdy nie zapomina o swoim rycerzu. Pewnego dnia ona zasypia i spotyka się z rycerzem. Są już prawdziwą rodziną – tam, gdzie już nic ich nie rozdzieli. Kobieta postanowiła, ze kiedyś opowie Jasiowi o wszystkim – o wujku Romku, o dziadku Leonie, o babci Sabinie i o tacie. Sama nie była jeszcze gotowa, by zmierzyć się z duchami.
- Mamo, a co to za karteczki? – zapytał syn, pokazując jej bilety na „Marię Stuart”.
Dostała je od Marka, kolegi z pracy. Chciał, żeby poszła z kimś bliskim. Niestety, ten drugi bilet się zmarnuje. Lena nikogo już nie miała.
- To są bilety do teatru, kochanie – powiedziała kobieta.
- Idziesz do teatru? A z kim?
- A sama.
- Mamo, a kto ze mną zostanie?
- Ciocia Marysia.
Pani Maria często zostawała z Jasiem. Opiekowała się nim tak czule, jak Danusią czy Angelą. Była dla niego ciocią, którą kochał jak babcię. Lena w głębi duszy podziwiała Konarską, za to, ze się nie poddała po śmierci męża, po obozie, po powstaniu. Kiedy patrzyła na jej szczęście, wierzyła, ze i ja spotka w życiu miłość, szczęście. Czekała na nie z niecierpliwością.
***
Otto kołysał córeczkę w ramionach. Była taka malutka, kruszynka. Ich mały aniołek, cud, w który nie wierzyli. Mimo jego wielu próśb, Maria nadal leczyła, opiekowała się wszystkimi dookoła. Czasem chciał mieć ją tylko dla siebie. Miał iść z nią na premierę „Marii Stuart”, ale ona obiecała zająć się Jasiem i Danusią. Wykończy się, wiedział o tym. Ale to Marysia, ona zawsze będzie wszystkim pomagała.
- Otto? – Usłyszał jej głos – Dostałeś list z Niemczech. Z Magdeburga. Chyba od Berty.
Wziął kopertę i ją rozerwał. Przeleciał wzrokiem tekst. Berta umarła. Nie miał żony. Mógł przysiąc Marysi wierność, miłość przed Bogiem. Z radością pocałował żonę w usta.
- Dzień dobry, mamo. Nie przeszkadzam ci?
Kobieta obróciła się. W drzwiach stał Michał. Uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry, synu. Co was tu sprowadza – zapytała.
- Umówiliśmy się tu z Rudą. Pardon, z Wiktorią. Idziemy do teatru – powiedział beztrosko mężczyzna.
- Idziesz z dwoma kobietami na raz. Gratuluję powodzenia – stwierdził Otto.
- Nie. Wiktoria idzie z Władkiem.
Maria uśmiechnęła się. Władek był bezpieczny, przynajmniej tego wieczora. Co noc prosiła Boga, by darował mu życie, by nic mu się nie stało. Marzyła o tym, by syn wrócił do domu, znalazł normalną pracę, był z żoną. Jej modlitwy czasem zostają wysłuchane.
- Dzień dobry, pani Mario – Usłyszała.
Lena przyprowadziła syna. Wyglądała inaczej niż zwykle. Ach, tak! Zawsze chodziła w czerni, a dziś miała na sobie lazurową sukienkę z błyszczącego materiału. Włosy spięła w koka, nawet usta pomalowała różową pomadką.
- Ładnie wyglądasz – powiedział Michał.
Kobieta uśmiechnęła się do przyjaciela. Po raz pierwszy ubrała kolorową sukienkę. Minął rok, okres żałoby się skończył. Musiała zacząć żyć normalnie.
***
Wanda po raz ostatni spojrzała na scenariusz. Za chwilę miała wyjść na scenę, wcielić się w rolę królowej. Po raz pierwszy miała rolę tytułową. Od teraz była w tym samym gronie, co Helena Modrzejewska. Cieszyła się z tego. Nagle zauważyła, że do garderoby wszedł jej mąż. Uśmiechnęła się do niego.
- Życz mi szczęścia – powiedziała.
Zaczął się pierwszy akt.
***
Rozległy się oklaski. Wanda kłaniała się publiczności. Uwielbiała ten moment, kiedy wszystkie oczy skierowane były na nią. Kochała teatr, kochała granie. Kurtyna osunęła się. W garderobie czekał już Tadeusz. Pocałowała go. Nie czuła do niego zbyt wiele, jednak jako Wolska mogła naprawdę wiele. Żona znanego reżysera dostawała zawsze najlepsze role. Bronek oddalił się od niej, nie rozumieli się. Łącząca ich kiedyś namiętność zniknęła. Został tylko Staś – synek. Czekał teraz w domu na swoją mamę. Miał dopiero pięć miesięcy. Bronek nie miał pojęcia o jego istnieniu. O ciąży dowiedziała się tydzień po rozstaniu z Woyciechowskim. Do dnia rozwodu udało jej się utrzymać ciążę w tajemnicy. Jednak mały nosił nazwisko Woyciechowski. Brzmiało ładniej, niż Wolski. Bardziej arystokratycznie. Stanisław Woyciechowski. Chciała, by miał jak najlepsze życie – lepsze od życia swojej matki czy ojca.
- Tadziu, chodźmy do domu. Staś czeka.
***
Michał, Celina, Władek, Wiktoria i Lena stali przed teatrem rozmawiając o sztuce. Zrobiła na nich wielkie wrażenie. Tak samo odtwórczyni głównej roli. Wanda Ryszkowska, a właściwie już Wolska, jeszcze niedawno była ich przyjaciółką, narzeczoną Bronka. Teraz wyszła za mąż za starego reżysera. Czemu? Czy była szczęśliwa?
- Nie mogę w to uwierzyć. Bronek tyle dla niej zrobił, a ona go tak po prostu zostawiła! – oburzył się Władek.
- Ktoś cos o mnie mówił? – zapytał wysoki mężczyzna, podchodząc do nich.
- Bronek! Co ty tu robisz?
- Przyszedłem zobaczyć Wandę.
- Ty ją nadal kochasz – powiedziała Lena.
- Tak. Niestety, dalej ją kocham.
- Chodźmy stąd. Do pubu. Napijemy się wódki – zaproponowała Celina.
- Kochanie, nie powinnaś pić. I powinnaś iść spać – powiedział Michał sugestywnym tonem – Przepraszamy Was, ale my już pójdziemy. Bronek, spotkamy się jeszcze, prawda?
- Prawda, prawda.
Michał i Celina poszli do domu, chwilę po nich odeszli też Władek z Wiktorią. Bronek i Lena zostali sami. Dobrze im się rozmawiało. Oboje byli sami, oboje po przejściach. Poszli na cmentarz, do Janka. Dla Bronka był to najlepszy przyjaciel, a dla Leny – miłość życia. W końcu dotarli do jej domu. Zaprosiła go na lampkę wina. Nawet nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęli się całować. Byli jak dwie osoby spragnione bliskości, ciepła, miłości.
- Co z Jasiem? – spytał Bronek, między pocałunkami.
- Jest u mamy Michała i Władka – szepnęła Lena, całując mężczyznę.
Poszli do jej sypialni. Było im ze sobą dobrze, jednak kobieta nie mogła pozbyć się wizji męża. Cholera, czy nigdy nie będzie szczęśliwa? Zasłużyła na odrobinę czułości, bliskości. Należała się jej, tak samo jak Bronkowi. Po wszystkim zasnęli wtuleni w siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Marszałek



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 5395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: małopolska

PostWysłany: Śro 15:52, 26 Cze 2013    Temat postu:

Bardzo dobrze się to czyta, jest takie realistyczne Smile
I faktycznie, jeśli Lena ma z kimś być po śmierci Janka, to chyba tylko Bronek się nadaje, bo tylko jemu Janek by pozwolił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:19, 19 Lip 2013    Temat postu:

W szale pisania cosik takiego stowrzyłam:
Ja wstawię się za Tobą
i z podniesioną głową
dziękował będę, że
Pan dał mi właśnie Ciebie
w radości i w potrzebnie
na lepsze i na złe"
Grzegorz Tomczak, "Niebieska piosenka"


Sierpień 1946
Całe dnie w szpitalu były wykańczające. Ciągłe konsultacje, operacje, rozmowy przerastały ją. Najchętniej siedziłaby cały czas w domu z Otto, z Angela. Niestety, musiała jakoś zarobić na siebie, na rodzinę. Miała, co prawda jakieś oszczędności, ale czy mogła ich używać? W dniu wybuchu wojny zdeponowali z Czesławem pieniądze, które odkładali przez całe życie. Trochę tego było, ale nie wiedziała, czy zaskórniaki nie powinny być przeznaczone dla Michała i Władka. Oni też tego potrzebowali. Zamknęła szufladę, w której trzymała karty pacjentów. Na dziś koniec pracy, musi sobie wreszcie odpocząć. Skierowała się do sypialni. Na łóżku spał smacznie Otto. Obok niego leżała Angela uśmiechając się słodko i patrząc swoimi inteligentnymi oczkami po otoczeniu. Po chwili zauważyła mamę i uśmiechnęła się do niej. Maria podeszła do córki i złapała jej malutkie rączki. Dziewczynka zaczęła się radośnie śmiać.
- Cichutko, kochanie, bo obudzisz tatusia – szepnęła lekarka.
Angela chyba zrozumiała, bo w jednej chwili przymknęła oczka i zaczęła spokojniej oddychać. Jej ciało było takie delikatne i ciepłe. Maria od dwudziestu paru lat nie miała na rękach takiego maleństwa, więc widok córki codziennie ją rozczulał. Najchętniej po prostu ciągle siedziałaby przy niej i patrzyła, jak rośnie, jak poznaje świat. Pocałowała jej paluszki. Uwielbiała zapach ciała swojego Aniołka. Położyła się przy swoich skarbach i zamknęła oczy. Już prawie zasnęła, gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Któż to mógł być? Czy coś groziło Władkowi lub Michałowi? Od czasu do czasu składali jej wizytę funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Wypytywali o Władka, o Rudą. Michałowi, Bogu dzięki, dali spokój. Nadal martwiła się o swoich synów, zwłaszcza o starszego. Guzik kończył studia, zaczął normalnie żyć. A Władek? Codziennie mógł zostać zabity, aresztowany. Na szczęście, tym razem w drzwiach stała tylko Wiktoria.
- Dzień dobry, mamo.
- Wikusia, co tutaj robisz?
- Przyszłam po mleko, jeśli mogę – powiedziała dziewczyna uśmiechem na ustach.
Kamień spadł Marii z serca. Wszystko było w porządku, jej dzieciom nic nie groziło. Przelała mleko do butelki, dała je synowej, po czym wróciła do łóżka. Zasnęła niemal od razu
***
Ciąża była dla Celiny coraz bardziej męcząca. Miała huśtawki nastrojów, ciągle kłóciła się z Michałem. Nie była pewna, czy się z nim nie rozwiedzie. Już parę razy miała spakowaną walizkę, chciała wyjść i nie wracać. Marzyła o wyrwaniu się od nudy, rutyny, od Warszawy – miasta, za które umarło tyle ludzi. Najchętniej wyjechałaby z Polski. Zaczęliby żyć normalnie, bez strachu, bez wspomnień. Bez duchów, które nawiedzały ją codziennie.
- Witaj, kochanie – usłyszała głos Michała, który wszedł właśnie do domu – Zaliczyłem te praktyki – mówił z entuzjazmem w głosie.
- To cudownie – powiedziała Konarska bez emocji w głosie.
- Nie cieszysz się?
- Nie o to chodzi.
- A o co?
- Michał, nie zauważyłeś, co się z nami dzieje? W ogóle się nie kochamy, nie rozmawiamy tak, jak kiedyś. Pamiętasz, na początku małżeństwa mogliśmy ciągle rozmawiać o naszej przeszłości, o książkach, o wszystkim. Nie nudziliśmy się sobą. Mieszkaliśmy na dwóch metrach, ale siadaliśmy sobie w fotelu i byliśmy szczęśliwi. Piliśmy kawę z żołędzi i wydawało nam się, ze nic lepszego nas nie czeka. A teraz? Co z tego, że mamy większe mieszkanie, że lepiej nam się powodzi? Przychodzimy z pracy, cześć, cześć, co tam w pracy, dobrze. I tyle. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy naprawdę? Nie o pogodzie, nie o tym, co zrobimy jutro, ale od serca. Podobno się kochamy. Jeśli tak dalej ma wyglądać nasze życie, to ja odchodzę.
- To może faktycznie lepiej będzie, jeśli odejdziesz. Chyba do siebie nie pasujemy. To co było między nami to tylko zauroczenie. Przepraszam, wypaliło się. To nie ma sensu. Chcę się tylko widywać z naszym dzieckiem – powiedział Konarski – Ty tu zostań. Ja sobie coś znajdę.
Celina stała jak wmurowana. Nie spodziewała się tego. Miała nadzieję, że Michał ją powstrzyma, porozmawiają. Czemu on chce zostawić ją, ich dziecko? Znudziła mu się? Czemu przestał walczyć o ich związek? Drzwi za Michałem zamknęły się. Boże, dlaczego? Czemu miała jakieś ciągłe pretensje? Postanowiła sobie jakoś poradzić, przecież nie ona jedna ma wychowywać dziecko sama. Zresztą, Michał na pewno się jakoś zaangażuje w wychowanie maleństwa. Mimo wszystko, zaczęła płakać. Czy to dla tego człowieka zrezygnowała z szansy na lepsze życie? Czym ją tak zauroczył? Był zwykłym draniem, zostawił ją w ciąży! Tylko dlaczego wciąż go tak kochała? Nałożyła płaszcz i wyszła z domu. Pobiegła do Wiktorii. Przyjaciółka otworzyła jej niemal od razu. Cierpliwe wysłuchała zwierzeń, napoiła gorącą herbatą.
- Teraz już rozumiem, dlaczego i dokąd Władek tak szybko poszedł z Michałem.
- Michał tu był? – zapytała Celina z nadzieją w głosie.
- Tak. Wyciągnął mojego męża na picie, więc pewnie szybko nie wrócą. Najprawdopodobniej zamieszka z nami, więc jak chcesz mogę mu robić kazanka o tym, żeby się nie wygłupiał.
- Na pewno nie. Jeśli chce mnie, to sam wróci. Bez łaski, bez namów. A jeśli nie – trudno. Ty też jesteś sama z Danusią, Lena jest sama z Jasiem.
- Tak, ale każda z nas ma troszkę inną sytuację. A propos, Lenka się zapowiedziała na dzisiejszy wieczór, więc chyba sobie popłaczemy razem.
Jakby na potwierdzenie tych słów do pokoju weszła pani Markiewicz.
- Przepraszam, Wika, ale drzwi były otwarte. O, Celinka, co ty tu robisz? – zapytala Lena.
Ostatnio kobieta przeszła ogromną metamorfozę. Zaczęła się ubierać na kolorowo, malować się odważniej. Nadal nosiła obrączkę, ale coś w niej pękło. Miała dość ciągłego zadręczania się myślami o życiu, którego i tak nigdy nie będzie. Musiała się skupić na teraźniejszości. Na Jasiu i… na Bronku. Ostatnio przyjaciel coraz częściej pojawiał się w jej myślach. Wspominała tamte chwile, które spędzili w jej sypialni. Wtedy pozwoliła sobie na odrobine szczęścia, jak nigdy. Miała jednak wyrzuty sumienia wobec Wandy i wobec Janka. Wiedziała, ze nigdy nie pokocha Bronka tak, jak pierwszego męża, ale…
- Moje życie się wywróciło do góry nogami. Michał postanowił się wyprowadzić! Po co walczyć o nas, kiedy można stwierdzić, że wszystko się wypaliło – Tu Celinie załamał się głos – Ale ja sobie bez niego poradzę! Wychowam nasze dziecko na porządnego człowieka. Tylko… tylko, dlaczego ja tak za nim tęsknię? Czemu nie potrafię o nim zapomnieć ? No, nieważne. Co u ciebie Lena?
- Moje życie też się trochę zmieniło – odpowiedziała tajemniczo Lena.
- Coś więcej? – zapytała Ruda.
- Przespałam się z Bronkiem.
Celina zaczęła się dławić herbatą. Nie spodziewała się tego po koleżance. Ona zawsze była Jankową Leną. Nie wyobrażała jej sobie z Bronkiem, zresztą z nikim jej sobie nie wyobrażała.
- Gratulacje – wydukała z siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć – dodała Wiktoria.
- Ja też nie mogę w to uwierzyć – odparła lekko zawstydzona wdowa.
- I jak było? – zapytała wścibsko Celina.
- Ojej, Celka, czy ty jesteś tak zdesperowana, ze musisz słuchać takich opowieści – zirytowała się Lena – Było inaczej. Inaczej niż z Jankiem. Ale bardzo miło.
- Jakaś ty romantyczna – ironizowała Ruda.
- Oj, co mam wam mówić.
- Nie wiem – przyznała Ruda.
- Ale ja wiem – zaczęła Celina – To była najpiękniejsza noc mojego życia, Bronek jest tak czuły i namiętny. Najchętniej nie wychodziłaby z nim z łóżka.
- Skoro tego chcesz – stwierdziła Lena.
***
Wódka była gorzka, nigdy nie przepadał za jej smakiem. Pozwoliła mu jednak zapomnieć o Celinie. Nie wiedział, czemu się wyniósł, czemu jej wtedy nie przytulił. Przecież ona tego potrzebowała, chciała zwrócić na siebie uwagę. Od zawsze coś ich od siebie odciągało. Ale ją kochał. Jak nikogo innego na świecie. Co ona miała w sobie, czego nie miała żadna inna? Przysiadła się do niego młoda dziewczynka.
- Kłopoty, przystojniaku? – zapytała wyuzdanym tonem – Mogę dać ci chwilę zapomnienia – szeptała, przygryzając jego ucho.
Dziewczyna miała duży dekolt, krótką spódniczkę i karminowe usta. Wyginała się na krześle, próbując pocałować Michała. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie ulec. Na szczęście, właśnie wtedy przyszedł Władek i postawił przed bratem kufel z piwem.
- I co zrobisz teraz? – zapytał rzeczowo.
- Nie wiem.
- Kochasz ją?
- Kocham ją bardzo. Nie wiem, czemu nam się nie układa, przecież ją kocham. I wiem, ze ona mnie też. Nie rozumiem jej rozgoryczenia, jej wiecznych pretensji. Ale chcę z nią być, rozumiesz?
- Staram się, Guzik.
- Nie mów do mnie Guzik.
- Jezu, zachowujesz się jak gówniarz. Jeśli ją kochasz, to idź i jej to powiedz.
- Nie umiem.
Nagle do ich stolika dosiadła się Maria. Skąd się tu wzięła? W każdym razie, jej mina nie zapowiadała niczego dobrego.
- Pięknie. Moi synowie, zamiast zająć się swoimi rodzinami siedzą tu i chleją jak ostatnie świnie – powiedziała ostrym tonem – Władek, idź do domu. Michał, idziemy do mnie. Już.
Co mieli zrobić – posłuchali mamy. W jej domu Michał dostał porządny ochrzan. Po chwili jednak Maria usiadła przy nim i zaczęła opowiadać:
- Kiedy miałeś może pięć lat, dowiedziałam się, że wasz ojciec ma romans. Chciałam się z nim rozstać, nie widziałam naszej wspólnej przyszłości. Ale on się o mnie starał. Poprosił mnie o czterdzieści dni do namysłu. Czy chcę z nim być, czy wolę odejść? Zgodziłam się. Pomyślałam – czterdzieści dni, co to takiego. Wytrzymałam z nim już jedenaście lat, więc ten trochę ponad miesiąc nic mi nie zrobi. A on codziennie mnie czymś zaskakiwał. Pierwszego września dał mi książkę, w której opisał krok po kroku, jak ratował nasz związek. I powiedział, żeby, gdy on nie wrócił z wojny, dała to wam, gdy wasze małżeństwa będą przechodziły kryzys. Dlatego, proszę – po tych słowach podała Michałowi gruby notes – A od siebie dodam, że my, kobiety nie lubimy rutyny. Pamiętasz, jak na wakacje jeździliśmy do Jastarni? Tutaj masz klucze do naszego domku. Nie wiem, czy coś jeszcze z niego zostało, ale jedźcie tam z Celiną. I postępuj zgodnie z zapiskami taty, one ci pomogą. Będę o was dużo myśleć. A teraz idź, przeproś ją i poproś o ostatnią szansę.
***
Celina leżała w łóżku. Bez Michała było ono takie puste. Wszystko bez niego było puste. Jak miała sobie poradzić taka bez niego. Z dzieckiem? Nie chciała żyć, niczego nie chciała. Usłyszała, ze w drzwiach przekręca się klucz. Kto to? Na pewno nie Michał, nie on. Może złodziej? A jednak! W drzwiach stał jej maż.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem cię przeprosić. Wiem, ze przez te praktyki dużo zawaliłem, zepsułem naszą relację. Kocham cię, wiesz o tym. Nie chcę psuć naszego związku. Wiem, zdeklarowałem się, że odchodzę i się z tego nie wycofuję. Daj mi tylko czterdzieści dni. Wyjedziemy na wakacje, do Jastarni. Po tych czterdziestu dniach będziesz mogła mnie wyrzucić lub pozwolić mi zostać. Co wybierzesz. Cela, bardzo mi na nas, na naszym związku, więc obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby go ratować. Dajesz mi szansę?
- Michał… Nie wiem, co powiedzieć. Daje ci szansę. Też mi na tobie cholernie zależy, ale nie wiem, czy to ma wyglądać tak, że żyjemy obok siebie. Jeśli to się nie zmieni, to będziemy musieli dać sobie spokój. Rozumiesz?
- Kocham cię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Konarska dnia Pią 16:21, 19 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin