Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Droga.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Wto 19:36, 18 Mar 2014    Temat postu:

Wróciłam! Mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie Smile Miłęgo czytania!

XII
- Co mu się stało? – spytała Chudego. Nachyliła się nad Amadeuszem. Miał okrwawione nogi. Jednak dziewczyna stwierdziła po zbadaniu kończyn, że żadna z nóg nie jest jakoś strasznie uszkodzona. Pozostawało więc pytanie, dlaczego jest nieprzytomny.
- Dostał lekko w nogę na barykadzie. Eliza chciała tam podbiec, ale zatrzymał ją, bo nie chciał jej narażać. – tłumaczył szybko kierując się do szpitala. Dziewczyna ruszyła za nimi. – Niemcy otworzyli ogień i Amadeusz trochę stracił odwagę, a przez rozproszenie poślizgnął się i uderzył w głowę o płytę chodnika. Nie mogliśmy go ocucić, więc Karol nas tutaj wysłał.
Celina pomyślała, że ich dowódca jest troskliwy i wyrozumiały, ale pewnie jest teraz wściekły, że stracił jednego ze swoich najlepszych ludzi i to z powodu takiej głupoty. Dłużewska na razie była przerażona jego stanem.
Dochodziła godzina dwudziesta druga, gdy Chudy z Gustawem opuścili Jana Bożego. Celina poprosiła ich, aby przekazali Karolowi, gdzie się znajduje. Na razie zawiązała fartuszek na spodnie i ruszyła do doktora Orła. Stał nad noszami z Amkiem i badał go. Dłużewska poinformowała go o zaistniałej sytuacji.
- Może być nawet wstrząśnienie mózgu, ale nie mogę być pewny. – zawyrokował przecierając dłonią spuchnięte oczy. Ogólnie Orzeł prezentował się strasznie. Wysoki, gruby mężczyzna zawsze sprawiał wrażenie monumetalnego i niezniszczalnego, a teraz brzuch zapadł się i głowa pochyliła się do przodu, jak sęp, który czycha na następne ofiary. Śpi po dwie godziny dziennie, a resztę spędza operując. – Chociaż może to wynikać także ze zmęczenia, niedożywienia i ciągłego stresu.
Nagle ktoś zawołał ją cicho z drugiego końca Sali a po chwili Michał już przy niej stał.
- Nie wiedziałem, że pomagasz tutaj. – przywitał ją zdziwiony. Miał rozpiętą koszulę spod której połyskiwał biały bandaż. Jego oczy były ogniste, prawdopodbnie przez gorączkę. Ona trzymała Amadeusza za rękę i nadal nie była zdolna myśleć przytomnie. Widok Konarskiego nie zszokował jej.
- Dzisiaj przyszłam tutaj z Amkiem. – poinformowała go i odwróciła się do doktora Orła, który zalecił opatrzeć rany, następnie oddalił się do swojego schowka, aby choć przez chwilę odpoczął.
Celina pochyliła się nad jego nogami, zastanawiając się jednocześnie, czy to możliwe, że panna z dobrego domu ściąga teraz spodnie swojemu najlepszemu przyjacielowi i spokojnie zasłania ręcznikiem górną część ud, przyglądając się ranie nad kolanem. Ktoś stuknął ją w ramię i przypomniała sobie o obecności Guzika. Podawał jej spirytus z nieodgadnioną miną. Nagle spostrzegła, że trzęsą jej się ręce po raz pierwszy w tym powstaniu. Konarski na ten widok odsunął ją i sprawnie opatrzył nogi Amadeusza.
- Uspokój się. – przemówił do niej łagodnie, na co dziewczyna zaczęła głęboko oddychać. Nagła świadomość, że przyjaciel mógłby zginąć sprawiła, że zapomniała o defiladzie i uczuciu nadziei, a emocje z ostatnich dni na Woli powróćiły ze zdwojoną siłą. Jak dobrze, że Karol jej dzisiaj nie potrzebował. Mogła w spokoju pozbierać myśli. Po pierwsze, nie może reagować tak emocjonalnie, ponieważ nie wytrzyma psychicznie do końca. Po drugie, powinna przestać myśleć o sobie, gdy na jej oczach kończy się świat. Po trzecie, och… gdyby tylko jej dłonie przestały się tak trząść… po chwili jej całe ciało zaczęło drżeć. Konarski spojrzał na nią z ukosa i zostawiając bandaże usiadł obok niej. Przytulił do ramienia, ale ona delikatnie, lecz stanowczo wyplątała się z jego objęć. Całą siłą woli powstrzymała swoje drżenie i odezwała się mówiąc cichym, twardym głosem.
- Co z Amadeuszem? Powinien się niedługo obudzić, a ty powinieneć odpocząć. Masz cięższą ranę.
- Daj spokój, to głupota. – potrząsnął głową cały czas bacznie obserwując Dłużewską. – Posiedzę tutaj z tobą, łóżko oddałem jakieś miłej pani, a związałem się z Amkiem na cmentarzu. Jesteś dla niego podporą.
- Chyba on dla mnie. – prychnęła lekko uspokojona. Wstała, obmyła mu twarz i odgarnęła kosmyki włosów. Michał starał się zachowywać normalnie, ale jakieś iskierki zaczęły pojawiać się w jego oczach. Zdezorientowany, ale przede wszystkim zły za takie podłe uczucie. Scarlet usiadła przy głowie Amadeusza i Michała, ale uważne jej oczy śledziły co kilka chwil spokojne ruchy klatki piersiowej bruneta. Wyglądał w tej chwili tak młodo i niewinnie, jakby żadne zmartwienie nigdy nie pojawiło się w jego życiu. Westchnęła ciężko.
- Nie jesteś ciekawa, jak się tutaj znalazłem? – zapytał starając się odgonić myśli Celiny od problemów. Ta uśmiechnęła się blado, odgadując jego zamiary.
- Spotkałam się z Rudą i Wandą. Wiktoria nie wygląda zbyt dobrze, pewnie chce dorównać kroku Władkowi.
- Tak, ale z Rudą od dawna było nie wporządku. – przyznał szczerze, na co dziewczyna zgodziła się. Zamilkł na dłuższą chwilę. Konarski pogrążył się w rozmyślaniach o swoim bracie, starając zapomnieć o bólu brzucha i ogarniającej go gorączce. Chciało mu się pić, ale myśl, że musiałby wstać i lawirować między pacjentami w ciemności skutecznie powstrzymywała go od zaspokojenia pragnienia. Celina natomiast nadal starała się uspokoić. Obecność Michała pomagała jej w tym. Teraz była pewna, że nadal coś do niego czuje, ale to nie był odpowiedni czas oraz ona nadal obawiała się, że on nadal jest zakochany w Karolinie. Nagle Amadeusz zaczął się wiercić i coś mamrotać. Dziewczyna szybko nachyliła się nad nim. Poczuła przykry, gorączkowy oddech.
- Mamo… ma… - szeptał, a Celina ze smutnym spojrzeniem i jeszcze gorszym samopoczuciem wróciła na swoje miejsce. – Dzik… Oliwia… jutro… tata…
- Piękna ta wojna, nie ma co. – zironizowała Scarlet, ale Szary pokręcił przecząco głową. Nienawidził jej do szpiku kości, ale… nie można o tym myśleć.
- Przestań – powiedział zmęczony. – Cieszę się, że znowu się spotykamy. Gdy teraz widzę cię w spodniach cały czas przypominam sobie czerwoną sukienkę z kasyna.
- Ale to było szaleństwo… - uśmiechnęła się i mimowolnie poprawiła włosy. – Nadawałbyś się na właściciela fabryki.
- O nie. Nudne, w ogóle nieekscytujące zajęcie. Zawsze chciałbym być piratem.
- Nie nadawałbyś się.
- Kto wie? – mruknął pod nosem. Posiedzieli dłuższą chwilę ciszy, gdyż dopiero teraz do dziewczyny zaczęły dochodzić wydarzenia tego dnia. Następne dni zapowiadały się jeszcze gorzej, a ona już czuła się taka zmęczona. Nie dała tego po sobie poznać.
Około trzeciej rano, gdy Michał usnął na sienniku obok Amadeusza, Celina drzemała cały czas podświadomie obserwując swojego przyjaciela z plutonu. A więc, gdy Amek delikatnie się ruszył i zamruczał, Dłużewska stała już nad i nasłuchiwała. Brunet otworzył ciężko oczy i zdezorientowany, wolno ruszał gałkami ocznymi.
- Jesteś w szpitalu, uderzyłeś się w głowę i straciłeś przytomność, ale Orzeł przyszedł godzinę temu i powiedział, że wszystko jest w porządku, więc nie musisz się martwić. – szepnęła cicho, wyczekując jego reakcji. On powoli kiwnął głową i zamknął oczy ponownie.
- Kiedy wyjdę? – wycharczał. Podała mu wodę i delikatnie napoiła go. Nie zauważyła, że Konarski obudził się i obserwował ich lekko zamroczony gorączką. Dłużewszka uśmiechnęła się blado. Zapał młodych ludzi w tym powstaniu był absurdalny. Nie chcieli zajmować miejsca w szpitalach, które i tak były przepełnione i czasami chcieli łatać po prostu dziury w swoich oddziałach.
- Doktor porozmawia z tobą rano. Teraz śpi, kiedyś musi. – westchnęła, odkładając szklankę na rozklekotany stolik i poprawiła mu koszulki. Widać było, że chłopak jest zmęczony i chce znowu zasnąć. Uśmiechnął się do niej z trudem i ponownie zapadł w głęboki sen. Kobieta powróciła na swoje miejsce, ale Michał zrobił jej miejsce na swoim posłaniu. Widziała u niego ogromne sińce pod oczami.
- Wyjdzie z tego bez szwanku. – zawyrokował przekonywująco. Jakoś głęboko wierzył, że ich nic nie łączy, ale mimo to jakaś jego męska cząstka cały czas odczuwała zagrożenie ze strony młodszego od nich Amadeusza. Nawet nie spostrzegł, że zaczął z powrotem myśleć o Celinie jak o kimś bardzo znaczącym w jego życiu.
- Założę się, że będzie wściekły na siebie i potem będzie chciał wszystkim udowodnić, że to nie ma znaczenia. Wiesz, jacy są mężczyźnie. – zaśmiała się cicho. Utrudzona całym dniem i nocą bezwiednie oparła głowę o jego ramię i usnęła. Michał zdziwiony, ale także z jakiegoś powodu szczęśliwy, poprawił się, aby jej było wygodnie i sam w strasznie męczącej pozycji próbował zasnąć.
Minęły trzy dni. Celina, jak się spodziewała, obserwowała, jak Amadeusz każdemu chciał udowodnić, że nie jest słaby. Karol, mimo pierwszego zdenerwowania, martwił się jego angażowaniem, gdyż to narażało go na szybką śmierć. Dłużewska dostała swoją pierwszą powstańczą ranę. Była niegroźna, nawet się nią nie przejęła, ale gdzieś wewnątrz odczuwała jakby przynależność do swojego plutou, gdzie tylko kilkanaście osób było „czystym”. Po prostu, Cela zajęta zadaniami łączniczki, nie zauważyła bomby, która wybuchła kamienicę dalej. Jeden z odłamków uszkodził jej stopę i zagłuszyło na chwilę. Marszałek na szczęście szybko odgrzebał ją z ruin i po kilku minutach pomagała przy akcji ratunkowej, mimo zawrotów głowy i wszechogarniającego ich kurzu. Musiała zrobić sobie opatrunek, aby nie przeszkadzał jej w bieganiu. Było to trudne, gdyż buty przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy, więc przy pierwszej nadarzającej się okazji, spotykając Wandę poprosiła, aby porozglądała się za nową parą. Ryszkowska stanęła na wysokości zadania i już wieczorem Iga przekazywała jej wiązane obuwie z pozdrowieniem i lekką zazdrością, gdyż Iga nie miała tutaj nikogo, kto mógłby jej pomóc, oprócz „koralowców”. Dzik także miał problemy ze swoimi butami, gdyż na powstanie koniecznie chciał mieć nową parę, ale były tylko mniejsze i tak chłopak musiał się męczyć w cisnących. Teraz przyzwyczaił się i obwiązany bandażami, ale nadal sprawnie funkcjonujący, biegał po barykadach i straszył ludzi swoim przeraźliwym śmiechem. Jego humor poprawił się od czasu spotkania z Olą – jego narzeczoną. Natomiast Amadeusz, opanował swoje emocji i co raz częściej można było go zauważyć ze zmarszczonym czołem, gdy nikt nie patrzył. Ponadto, podczas wolnych chwil od służby, nie próżnował i często chodził po piwnicach starając się pomóc cywilom, jak tylko jest to możliwe, nie zważając na ciche urągania z ich stron.
Sytuacja w Starym Mieście stawała się powoli krytyczne, nie wiadomo, jak długo będą jeszcze mogli tego bronić. Minęły szesnaście dni od wybuchu powstania, a dla Celiny była to całą era.
Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:44, 18 Mar 2014    Temat postu:

A więc: Bardzo się cieszę, że nie zabiłaś Amadeusza i że w szpitalu Celina spotkała Michała. Te ich rozmowy są naprawdę cudowne - wspomnienie kasyna, opanowany Michał opatrujący Amka i potem, gdy Cela usnęła na ramieniu Guzika Very Happy

Wanda zachowała się cudownie, dając Celinie nowe buty Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:59, 19 Mar 2014    Temat postu:

estem pod wrażeniem tego realizmu, który bije z Twoich opowiadań. Strasznie się martwiła o Amka, dobrze, że nic mu nie jest. Celina jest super, strasznie silna, ale widzę, że się łamie. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
Ahaa, nocna rozmowa MiC <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Nie 20:49, 23 Mar 2014    Temat postu:

XIII
W końcu Celina miała chwilę spokoju. Cały dzień spędziła w szpitalu, a wieczór poprzedniego dnia minął podczas próby przejęcia budynku. Z powodu coraz mniejszej ilości osób, dziewczyny także dostały swoje pistolety i biegły do natarcia. Te emocje, huki, szaleńczy bieg i odwrót. Nie udało się opanować niczego, a straty były straszne. Dłużewska miała problemy ze spoglądaniem na Karola, gdyż wyglądał strasznie: podkrążone oczy, popękane małe żyłki i ciągle pulsująca żyła na czole. W tamtych dniu najlepszym rozwiązaniem było omijanie go szerokim łukiem. Dzik z opaską na czole, która skutecznie przytrzymywała mu ranę, trzymał się naprawdę dobrze. To właśnie on z Amadeuszem jeszcze mogli tchnąć entuzjazm w dusze plutonu. Nikt nie chciał przyznawać tego głośno, ale rozczarowały ich powstańcze dni, gdzie monotonia i brak pomocy oraz wsparcia przygniatały największych optymistów.
Dla Celiny także te dni były… takie proste. W przeszłości, nawet w pierwszych latach wojny wszystko było takie skomplikowane. Musiała zastanowić się, jaką sukienkę założy, następnie tłumaczyła teksty z języka niemieckiego. Ile jedno słówko mogło sprowadzić zgryzot! Siedziała kilka godzin pochylona nad kartką i maszyną do pisania i nie przejmując się bólem karku, marszczyła brwi i w końcu znajdowała rozwiązanie. Potem wychodziła z Krzysztofem, aby spotkać się z towarzystwem. Ileż tam było trudu! W każdej chwili można było popełnić jakiś niewybaczalny błąd, a więc dziewczyna musiała powściągiwać swoje emocje i uśmiechała się do każdego. Teraz te dni wydają się takie… nieskomplikowane. Jeden cel, który przyświecał jej przez większość czasu to sen. Byli ogromnie zmęczenie, do tego dochodził głód, nieustanny stres i sytuacje, których nigdy nie mieli przeżyć, nikt nie miał… A więc tak Celina była fizycznie wykończona, ale to nie jest najgorsze. Powoli na psychice zaczęły osiadać osady zwątpienia i buntu, które do tej pory skutecznie tamowało, co kosztowało ją niemało energii. Zastanawiała się, czy Amek też ma takie problemy. Gdy myślał, że nikt nie widział, marszczył czoło, patrzył w przestrzeń i rozmyślał. Tylko przy Dziku odzyskiwał dawny blask w spojrzeniu i nadal miał ochotę na żarty. Jednak to wcale nie oznaczało jego załamania psychicznego. Był jedną z najsilniejszych osób, jakie Scarlet poznała w swoim życiu. Ale Amadeusz był innego rodzaju, niż wszyscy dookoła. Większość cechował się ostrością i twardością charakteru, nieustępliwością i brakiem uczuciowości, wręcz oschłością. Chroniło ich przed zranieniem i nakierowaniem na inne sprawy. Emocjonalizm po prostu mógłby ich złamać. Amadeusz jednak ukazywał swoje uczucia, był pomocny, rozmawiał, dzielił się swoimi przeżyciami, większość czasu spędzał uśmiechnięty między ludźmi. Gdy pojawiała się jego twarz, większość dziewczyn z oddziału mimowolnie uśmiechała się, gdyż traktowały go jak starszego brata, którego zazwyczaj już nie miały. Sam wygląd zmienił się podczas tych dni. Miał kwadratową szczękę, a teraz przez niedojadanie, rysy mu się wyostrzyły a czasem Celina miała wrażenie, że kości policzkowe przebiją mu skórę. Nadawało mu to wyglądu drapieżnika. Do tego wygłodniałe, popękane oczy czyniły nieco piorunujące wrażenie. Sama Scarlet także wolała nie przeglądać się w lustrze. Mimo to zauważyła, że spodnie z bluzką na niej wiszą, a biust zmalał niewyobrażalnie. Nie była z tego zadowolona, zwyczajnie czuła kobiecą przykrość, ale przełknęła to i wkrótce o tym zapomniała.
- Scarlet! Scarlet! – wołał Dzik od progu piwnicy. Miał szczęście, że nikogo nie było, oprócz Celiny, która leżała z ręcznikiem na twarzy. Właśnie ogarniał ją sen, gdy mężczyzna podbiegł do niej. Niechętnie ściągnęła szmatkę z głowę i usiadła nieporadnie rozciągając się. Nie mogła nie uśmiechnąć się widząc okurzoną twarz swojego przyjaciela. – Karol wygnał mnie z barykady, bo podobno „kręciłem się niepotrzebne” i zawracałem tylko głowę, więc postanowiłem porozmawiać z tobą.
- Cieszę się. – odpowiedziała mu niezgodnie z prawdą, ale on tego nie zauważył. Poluzował harcerską chustkę, którą miał obwiązaną wokół szyi i zaczął opowiadać o swojej narzeczonej. Następnie zaczął radować się postawą cywili i inicjatywą Amadeusza, który postanowił oczyścić studnię. Woda już niedługo będzie działała w wodociągach. Ogólnie szybkość jego mowy i gwałtowane ruchy głowy świadczyły o problemie Dzika, który oczywiście nigdy nie chciał przyznać, że dzieje się coś niedobrego.
- Dziku… mam do ciebie małe pytanie odnośnie Oliwki. – zaczęła cicho Celina, a chłopak popatrzył na nią zdziwiony i od razu opanował się. Kiwnął lekko głową, zachęcając do dalszego mówienia. – Była to miłość jak z bajki?
- Nie wiem. Chciałbym odpowiedzieć ci, że tak, ale wiesz… - poprawił chustkę i odwiązał sznurowadła w butach. Czarne włosy spadały mu w nieładzie na oczy. – Znali się krótko, ale od razu przypadli sobie do gustu. Ona wyzwalała w nim najlepsze cechy. Sama wiesz, jak to jest. Amek jest jednym z najwierniejszych ludzi, jakie znam i czasami to jest jego wadą.
- Hm…
- Oliwia była z podobnej gliny, co on i wielu ludzi z naszej drużyny harcerskiej. – rzekł, patrząc w dal. Celina przyglądała się mu z ciekawością. Harcerstwo było dla niej tylko ideą, która nie miała powiązania z rzeczywistością. Wydawało jej się zawsze dziecinne, ale poznała ludzi, którzy faktycznie wypełniali idee zawarte w Szarych Szeregach. A młodzież, która musiała dorastać w czasie wojny, właśnie przez harcerstwo nie załamała, gdyż poczucie obowiązku wypracowane we wczesnych latach nadal dawało o sobie znać. Dodatkowo zmuszała ich do aktywności. Dla Celiny było to cudownym i niespodziewanym doświadczeniem. – Mieli plany. Ona chciała zostać słynną profesor matematyki, a Amek… mimo swojego historycznego talentu zamierzał przysłużyć się polskiemu społeczeństwu i w przeciwieństwie do mnie i większości chłopaków, pragnął zostać inżynierem, bo to jest najpotrzebniejszy zawód po wojnie. Wiesz, program: „Dziś, Jutro, Pojutrze”.
- Tak, wiem. Iga mi o nim opowiadała, to niesamowite. – uśmiechnęła się Celina. – Znam wielu działaczy podziemia, ale wy jesteście najbardziej niezwykli.
- Daj spokój. To jest zwyczajne. – odpowiedział Dzik ze swoją autentycznością. Szczerze uważał, że jest prawidłowe i należy się tego trzymać. – A więc, pasowali do siebie, ale była woja, są zadania, są większe rzeczy i ważniejsze sprawy niż miłość.
- Nieprawda. – zaprzeczyła bez przekonania dziewczyna. Nagle stała się zła, że w ogóle rozpoczęła ten temat. Spojrzała na Dzika i starała się wyglądać figlarnie, aby odgonić jego myśli od powstania i swoich ran.
- Ostatnio cały czas zastanawiam się, jak możesz mieć naprawdę na imię, bo Amadeusz musi być Amadeuszem. – rozpoczęła nowy temat i zobaczyła, jak chłopak zaczął się głośno śmiać. Rozbawiony przez kilka minut nie mógł wydusić słowa, co zdezorientowało Celę.
- Oj, Scarlet… Mogę ci powiedzieć, że żaden z nas nie ma swoich imion w pseudonimie. – wykrztusił w końcu, zmęczony śmiechem. Otarł swobodnie pot spod opatrunku i nawet nie zauważył, że także krew. – Do ciebie nie pasuje żadne pospolite imię, Scarlet, ale z całym szacunkiem, wątpię, by twoja mama dała ci takie angielskie imię na chrzcie.
-No dobrze, to wiadome, ale Amek… do niego tak to pasuje. Jak się to stało, że wymyślił takie przezwisko? – zapytała autentycznie ciekawa.
- Rozczaruję cię. Nie ma żadnej porywającej historii w wybraniu przez nas imion. Mój „Dzik” został mi nadany właśnie przez Amka. – jego wzrok stał się mglisty, jakby wracał do tamtych czasów. – Jak zdołałaś pewnie zauważyć, jestem dość energiczny i podczas akcji z wysadzaniem torów nie mogłem opanować mojej żywotności, więc zirytowany Amadeusz warknął do mnie: „ Siadaj, ty dziku.” Oczywiście, na początku nikt nie zwrócił na to uwagi, ale po robocie, Marszałkowi się to przypomniało i tak już zostało. Muszę z godnością znosić mój krzyż. – zakończył żartobliwie. Widać było, że pseudonim, jaki nadali mu koledzy bardzo mu się podobał. – Mogę też ci powiedzieć, że miałem wiele pseudonimów, ale też jest moim ulubionym. Przywiązałem się także do „Wołodyjowskiego” z wiadomych względów.
- A… A Amek jest fanek Mozarta, tak? – spytała chichocząc cicho Celina. Jak dobrze było rozprostować nogi i pogrążyć się w rozmowie, która nie dotyczyła zmarłych i powstania. To było takie odświeżające.
- Ależ skąd. – odezwał się jakiś głos z progu, którego właścicielem był właśnie Amadeusz. – Dzikusiu, jutro próba odkorkowania Starego Miasta. Tak znów, wiem, musimy to wykonać. – powiedział z szybkością karabinu maszynowego i usiadł obok swoich przyjaciół ściągając hełm. Ułożył się w pozycji półleżącej i poluźnij chustkę harcerską. Jego przyjaciel uważnie go obserwował i westchnął cicho, ale niczego nie skomentował. Chwilę rozmyślał nad czymś intensywnie, ale wkrótce wrócił do przerwanego wątku.
- Amciusiu, mogę powiedzieć twoje imię? – zapytał słodko patrząc na bruneta spod przymkniętych oczu. Celina uwielbiała przebywać w ich wspólnym towarzystwie, gdyż przyjaźń, jaka ich wiązała była jedną z silniejszych, jakie spotkała. Coś podobnego łączyła braci Konarskich, Janka i Bronka, ale mimo wszytki „to nie było to”.
-Moim imieniem jest Amadeusz. – przyznał cicho. Jego ton głosu zmienił się od czasu spalenia Archiwum Akt Dawnych, gdyż jako miłośnik historii wiedział, ile było przechowywanych tam bezcennych dokumentów i powoli odczuwał psychiczne skutki powstania. – Gra toczy się dalej, a reguły są jasne.
- Wiem, ale ono jest takie przyjemne w wymowie. – droczył się z nim dalej, na co dostał w końcu kuksańca.
- Nie musicie mówić. Przecież ja też nic wam nie powiem. – wtrąciła Celina, na co ich spojrzenia automatycznie posmutniały.
- Do ciebie pasuje coś tajemniczego i romantycznego. Może Eulalia? – zaśmiał się Amek, a dziewczyna przewróciła oczami.
- Wcale nie, ale przyznaję, że prawdziwe imię bardzo mi się podoba. A wy? Powiecie mi tylko, czy są one powszechne, czy raczej z „wyższej półki”?
- Moje pospolite, Dzika eleganckie. – powiedział z jakąś mściwą satysfakcją brunet.
- Ile wy się w ogóle znacie?
- To już będzie niedługo piętnaście lat. – obliczył szybko w pamięci Dzik i z cierpiętniczą miną dodał. – Za tyle trudu powinienem dostać jakieś specjalne odznaczenie.
Tak przekomarzając się spędzili kilka miłych chwil, które odsuwały ich myśli od bólu. Spokojny czas przerwała im Iga, która wbiegła z rozwichrzonymi włosami i błędnym spojrzeniem.
- Niemcy rozpoczęli atak. Straszny łomot. Chłopcy nie dają rady, Karol wzywa na stanowiska. Amek masz objąć na lewym odcinku dowodzenie, bo Sanok ranny, - krzyknęła na jednym wydechu i pobiegła dalej. Radosny i swobodny nastrój zniknął w jednej chwili. Amadeusz zapiął hełm, Dzik zapiął panterkę pod samą szyję. Celina pędem podbiegła do swojej torby sanitarnej, którą z ulgą odłożyła godzinę temu. Byli potrzebni, więc osobiste zmęczenie nie miały znaczenia. Na ich twarzach pojawiła się zmarszczka między oczami, oznaka skupienia i napięcia, jakie przejawiało się poprzez gwałtowne ruchy gałek ocznych. Chłopcy poczekali na dziewczynę i już mieli wychodzić z budynku, gdy usłyszeli głos Maryśki – kolegi z zaprzyjaźnionego plutonu, który prawdopodobnie także został wezwany do pomocy.
- „Hej! Wojsko świętej Jadwigi, dziady jedne, ruszamy”
Uśmiechy same ukazały im się na twarzach. Z niezrozumiałą otuchą w sercach po tych okrzykach powstańca, wyszli razem z pomieszczenia i biegnąc, popędzili w stronę łuny pożarów i odgłosów broni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:17, 24 Mar 2014    Temat postu:

Ojeju, ale mi się podoba, ale to żadna niespodzianka, bo mi się każdy Twój tkest podoba. Bardzo urocza rozmowa o imionach, pseudonimach, taka, jak w "Zośce" w tym śmietniku.
Mój podziw do Celiny rośnie, ale także bardzo mi ich wszystkich żal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:28, 25 Mar 2014    Temat postu:

Kolejny świetny fragment! Celina wspomina Krzysztofa i widzę, że postrzegasz ich związek tak samo, jak ja: Celina musiała uważać na każde słowo, bo narzeczony wymagał od niej odpowiedniego zachowania.

Cudowna rozmowa o imionach i pseudonimach i Cela wciąż ma w głowie opowieść o Oliwce...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 20:06, 03 Kwi 2014    Temat postu:

XIV

Karol z przekrzywionym hełmem podbiegł do Amka, Dzika i Celiny.
- Zmiana planu! – krzyknął rozdrażniony. – Na nasze miejsce przychodzi inny pluton, a my mamy inną robotę. Odbijamy Stawki. Rozkaz dostałem w ostatniej chwili. Dowódcą jest Piotr. – oznajmił, na co Dzik uśmiechnął się nieznacznie. Postać Piotra Pomiana była owiana legendą w batalionach harcerskich. Sami „koralowcy” często chodzili do niego, aby porozmawiać, aby on sam podniósł ich na duchu. – Pospieszcie się, musimy przez na miejsca. Idzie cały pluton.
Cały pluton – starych członków było już tylko dwudziestu pięciu. Prawie połowa została na Woli a kilkoro kurowało się szpitalu. Co prawda, wchłonęli piętnaście nowych osób, więc wszystko cały czas sprawiało pozory dobrego wojska, ale ginęli. Nic nie stałoby się, gdyby umierali tylko fizycznie. Ale ich psychika była na skraju wytrzymałości. Ludzie postawieni w tak ekstremalnej sytuacji z ledwością utrzymywali ludzkie odruchy.
Spotkali się przy Janie Bożym. Wszyscy skupili się wokół mężczyzny, który cicho i spokojnie tłumaczył cel i plan działania – mieli zlikwidować klin niemiecki powstały pomiędzy Franciszkańską i Nalewek. Celina ustawiła się obok Igi i Danuśki, które roziskrzonymi oczyma przez adrenalinę patrzyły na dowódcę. Dłużewska odczuwała niepokój, jak zwykle przed akcją, ale swoją postawą tego nie ukazywała, gdyż wyrobiła w sobie odruchy, które ogromnym wysiłkiem powstrzymywały strach. Nagle na niebie rozświetliła się biała rakieta. To znak. Ruszają. Dziewczyny jako ostatnie powoli szły, uważając na torby, które czasami są cenniejsze od nich samych. Widziała włosy Amadeusza i mimowolnie zaczęła się stresować, zastanawiając się, gdzie ma swój kask. Czasami zachowywał się tak nieodpowiedzialnie.
Nagle kilkusekundowa seria z karabinu maszynowego i znów chwila spokoju. Dłużewska zaczęła myśleć o otaczającej ją rzeczywistości i zachciało jej się płakać, ale nie ze strachu, tylko złości. Tak bardzo chciałaby podbiec do Niemców, wziąć im broń i spalić, zniszczyć. Kto by pomyślał, że na stare lata zostanie pacyfistką. Zachichotała cicho przytulona na ściany, a Iga spojrzała na nią ze zdziwieniem. Co się z nią działo?
Dotarli. Stoją przytulenie do ścian i ziemi, chowając się przez rakietami i czekając na dalsze rozkazy. Celina próbowała zauważyć coś w ciemności, poprzez dym i ruiny. Dlaczego nie ruszają dalej? Jakiś chłopak obok niej jęknął i przewrócił się obok niej. Automatycznie odwróciła się do niego i bezmyślnie założyła mu opatrunek na szyi. Dopiero gdy zaczął się krztusić własną krwią i charczeć coś niewyraźnie. Umieranie było takie straszne. Wiedziała, czego potrzebował ten powstaniec. Pogładziło go po spoconym czole i uśmiechnęła się czule, jakby nic im nie zagrażało w tej chwili. Po chwili głaskała zwłoki. Odsunęła się od niego i zobaczyła, że jeden pluton się wycofuje. Zdezorientowana próbowała odnaleźć kogoś ze swoich znajomych, ale nikogo nie było. Nagle kule zaczęły im latać nad głowami bezustannie. Celina przytuliła się do ziemi, stała się nieruchoma. Co raz częściej było słychać jęki i wołania o pomoc, ale nie mogła się przemóc. Strach ją sparaliżował… może nie strach, ale pierwotna, głęboko schowana i automatycznie uruchamiająca się chęć przeżycia, przetrwania. Nic nie było w stanie zmusić ją do podniesienia głowy w tej chwili. Pozytywnym aspektem tego bezruchu, była możliwość spróbowania uspokoić nerwy i logicznie pomyśleć, co zrobić dalej, jeśli straciła łączność. Po kilkunastu minutach, ogień zelżał, a Celina w końcu podniosła głowę kilka centymetrów. Zauważyła jak Chudy biegł w stronę Jana Bożego. A więc, ona także musiała się wycofać, tylko że teraz poczuła swój pielęgniarski obowiązek. Nigdy nie lubiła opatrywać rany, ale obejrzała się dookoła siebie i zdrętwiała. Leżała wśród trupów. Jak szalona, szybko podbiegała do każdego i patrzyła, czy jest to znana twarz. Były i takie. Kilku nowoprzyjętych, z którymi nie miała czasu się zaprzyjaźnić, ale także Mycha – dzielna dwudziestolatka, która w lipcu wzięła ślub. Hańcza i Jarzębina leżeli obok siebie, jakby przytuleni. Nie mogąc nikomu już pomóc, zgięła się wpół i popędziła za znikającymi w ciemności sylwetkami. Noc była bardzo ciemna.
Zobaczyła Dzika siedzącego na ruinach kamienicy. Trwało opatrywanie i ogólny chaos, który zawsze następował po akcji. Ogarnęła wzrokiem cały plac i wyłapała Karola leżące na ziemi i opatrującą Różę, a także Igę, Dąbrowskiego i Amka, który niósł Basię w swoich ramionach. Nawet Ola kręciła się między rannymi, ale Dzik jej nie widział. Trzymał papierosa w ustach i patrzył przed siebie. Celina podeszła do niego, ciężko oddychając. Nie miała pojęcia, jak widok swoich współtowarzyszy uspokoił ją.
- Ilu zginęło? – szepnęła cicho patrząc na niego rozszerzonymi źrenicami. On skupił się na jej twarzy i spróbował uśmiechnąć, ale mu się nie powiodło. Wziął kilka Głębocków oddechów i ponowił próbę, która mu się udała. Złapał ją za rękę.
- Scarlet, przecież wiesz, jak to działa. Wiadomości będą później. Rozejrzyj się sama, będziesz wiedziała. – odpowiedział jej surowo, ale pogodny uśmiech pocieszył ją. Obejrzała go z każdej strony, stwierdzając, że nie dostał żadnego postrzału. Dzik pozwolił jej to zrobić, zeskoczył z kamieni, otrzepał się i przeszedł przez środek placu. Jednak zauważył swoją dziewczynę. Przez kilka sekund każdy obserwował tę kulejącą postać, która podeszła do Oli i powiedziała coś do niej. Stojący przy nich Amadeusz z ranną Basią na rękach uśmiechnął się smutno i poszedł dalej. Celina nigdy nie zapomni wyrazu twarzy swojego przyjaciela, gdy usłyszał oświadczyny Dzika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:45, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Ciągle się boję, że Amadeusz zginie i Celina straci przyjaciela.
Nie dziwię się, że Cela nie umiała się przemóc i podbiec do jęczących rannych, że chęć przeżycia jest w niej silniejsza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:15, 04 Kwi 2014    Temat postu:

Edda, przepiękny fragment. Również drżę o Amadeusza. Żal mi tych wszystkich, którzy zginęli. Wspaniale opisałaś akcję, ja tak nie umiem, gubię w tym, więc mój podziw rośnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krasiwaja
Generał



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 17:50, 06 Kwi 2014    Temat postu:

To opowiadanie powinno być scenariuszem do VII sezonu.
Czas odesłać Sokoła w wespół z Wencel na zieloną trawkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Nie 19:01, 06 Kwi 2014    Temat postu:

Dziękuję bardzo za taką pochwałę, ale chyba raczej nie, gdyż nie skupiam się na wszystkich postaciach, tylko na Celinie i całkiem nowym plutonie, ale bardzo dziękuję za taki komplement.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krasiwaja
Generał



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 20:34, 06 Kwi 2014    Temat postu:

To właśnie powinni odpokutować bezsensowną śmierć Celiny i dać jej taki wątek w VII. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Pon 21:04, 07 Kwi 2014    Temat postu:

XV

- Nie mogę uwierzyć, że już dwudziesty sierpnia. – odezwała się Iga cicho do Celiny. Leżały na swoich posłaniach i starały się zasnąć. Właśnie na zegarku minęła północ. – Dzisiaj niedziela. Ale było ciężko.
- Tak. – odpowiedziała krótko Dłużewska. Była strasznie zmęczona. Całe dnie biegała z zadaniami Karola, który ruszał się tylko o lasce. Ciągle powtarzała: „odwrót, cofnijcie się, brońcie”. Musiała powtarzać informacje o śmierci dowódców plutonów, które stały się tylko drużynami. Do tego została znowu ranna. Tym razem w lewe ramię, które bolało jak cholera. Miała nałożony bandaż, ale nie została w szpitalu, gdyż może chodzić i w ogóle, szpital jest gorszym miejscem niż plac Starego Miasta.

Właśnie, gdy była opatrywana przez sanitariuszkę, zobaczyła leżącego Bronka wspólnie na łóżku z jakimś czterdziestoletnim mężczyzną. Woyciechowski miał bandaż na twarzy i klatce piersiowej, a także w wielu miejscach była poparzony, jednak był przytomny. Celina podziękowała Oli za ramię i podeszła do swojego dawnego przyjaciela. Nie był już najpiękniejszym młodzieńcem, jakie spotkała, ale szlachetność twarzy pozostała, a nawet wyostrzyła się. Patrzył na nią zmrużony oczami i czekał, aż się odezwie.
- Hrabio, jak się czujesz? – zaczęła banalnie, dotykając zdrowej dłoni. – Wanda wie?
- Tak, ale pomaga w kuchni, a nie chcę jej tu ciągać. Zbyt ponuro. – szepnął. Zawsze dbał o swoją kobietą, starał się usunąć każdą przeszkodę sprzed jej nóg i gdy to mu nie wychodziło, cierpiał. A teraz leży z kimś w łóżku na brudnej pościeli, w gorączce, obolały, poparzony i nadal martwi się, że w szpitalu dla Wandy jest za smutno. Celina czasem myślała, że jest dla niej zbyt opiekuńczy i nie wierzy w jej siłę, ale w tamtej chwili pogłaskała go delikatnie po włosach. Leżał tutaj samotnie, gdy każdy był zajęty własnymi sprawami i po prostu nie było kiedy odwiedzić kogoś, gdyż szło to zawsze kosztem snu. – A ty, Scarlet?
- Jest dobrze. – odpowiedziała krótko. Zauważyła, że jej obecność męczy Bronka, która najchętniej zapadłby w sen. Pocałowała go w czoło, na co mężczyzna uśmiechnął się lekko.

Usnęła zmęczona wspomnieniami. Obudziła się o siódmej, jako jedna z pierwszych. Założyła buty, poprawiła włosy i wyszła z piwnic. Poszła do chłopaków na ich odcinku, którzy musieli leżeć tam całą noc. Zobaczyła śpiącego Amadeusza przy karabinie maszynowym. Rozejrzała się, czy czasem gdzieś nie widać Karola, który na takie oznaki znużenia, reagował bardzo żywiołowo. Nie z tego powodu, iż ubolewał na ich brakiem subordynacji, ale dlatego że nie mógł nic zrobić, aby to zmienić. Podbiegła do swojego przyjaciela i szturchnęła go w ramię. Ocknął się natychmiast i bezmyślnie złapał za spust karabinu. Na szczęście nie wystrzelił, gdyż ilość naboi była znikoma.
- Amek, mam kilka sucharów, kostek cukru i wodę w menażce. – poinformowała go i podała mu wszystko. On przyjął z wdzięcznością i zajął się jedzeniem. – Spokojnie było?
Chłopak wzruszył ramionami, co miało chyba oznaczać: „trochę postukali, bez wielkich strat, ale nie mogłem pospać, więc będę dzisiaj zgryźliwy”. Celina rozejrzała się dookoła. Popalone domy, opuszczone domy i gruzy, gruzy, gruzy. A w poprzek wielka barykada, na której obecnie skupia się życie „koralowców”.
- Dzięki, Scarlet. Jesteś naprawdę niezbędna. Pluto ma mnie zmienić, widziałaś go może? – spytał rozglądając się dookoła. Dziewczyna pokręciła przeczącą głową i zsunęła się z kamieni, na których leżała. Niedługo oddziały niemiecki rozpoczną działania, więc lepiej usunąć się w cień. Zobaczyła Karola opartego o laskę i rozmawiającego z dowódcą batalionu. Zauważyła także, że tylko jej dowódca jest bez łączniczki. Niezauważalnie podeszła i stanęła za plecami Karola, który właśnie zabierał głos.
-… i dlatego nie wiem, ile będziemy mogli wytrzymać. – mówił starając się nadać swojemu głosowi spokojne brzmienie, ale były to działania bezskuteczne. Jego ręce zaczęły się trząść i w końcu na twarzy można było zauważyć powracające kolory na policzki, które zniknęły na wiele dni. – Nie wiem, czy druh jest tego świadomy, druhu poruczniku.
- Karol, spokojnie. Myślisz, że tego nie widzę? – Jerzy przeciągnął ręką po twarzy i ukazało się całe zmęczenie i niepokój związany ze stanem ich batalionu.
- Wiem, że to nie jest druha wina, ale w lipcu dysponowałem pięćdziesiątką dobrze wyszkolonych ludzi, dla których nie było nic lepszego niż poświęcenie się dla służby. Teraz, tych „starych” jest tylko piętnastu, a z „nowymi” trzydziestu. Co drugi ma ranę, każdy jest przemęczony i śpiący. Ale żeby tylko to! Nasza psychika nie wytrzymuje! Wszyscy już myślą, że jesteśmy skończenie, co nie przekłada się na morale. – zaśmiał się krótko i nieprzyjemnie Karol pocierając zarośniętą brodę. Celina stała zdrętwiała. Wiedziała, że z powstaniem jest naprawdę źle i wszyscy nie mają już siły i czasami ochoty. Woleliby spędzić czas z rodziną, gdzieś na wsi. Ale słysząc słowa swojego dowódcy, który mimo gwałtowności, był troskliwy i był „cywilem” – dla niego społeczeństwo znaczyło więcej niż naród. Razem z Amadeuszem i Marszałkiem zajmowali się dostawą koców dla ludności, a także oczyścili pobliskie studnie, które teraz bardzo się przydały, gdyż wczoraj wyłączono wodociągi. Gdy w przyszłości, Dłużewska będzie starała sobie przypomnieć pierwszy moment zawahania i zastanowienia, czy powstanie miało szansę na wygranie lub w ogóle sens, będzie to dwudziesty sierpnia podczas rozmowy Karola z dowódcami. Nagle właśnie mężczyzna odwrócił się i spostrzegł dziewczynę. Zdziwiony wykonał taki ruch, jakby miała obiecać, że nikomu tego nie powie. Kiwnęła głową na znak zgody. Szczerze wątpiła, że te słowa mogłyby wyjść przez jej usta.
- Karol, uspokój się. Od twoich osądów zależy życie kilkudziesięciu osób, więc weź się w garść i rób, co do ciebie należy. My nadal będziemy ponawiać próby połączenia Starówki z Śródmieściem. – poinformował Jerzy kładąc mu rękę na ramienia. – Dagmaro, idź do Morro i powiedz mu, że chciałbym się z nim spotkać. Będziemy w kontakcie. Czuwaj!
- Czuwaj! – pożegnał ich Karol i odwrócił się. Dłużewska ruszyła za nim. Była zbyt speszona, by się odezwać, a jej dowódca chyba zawstydził się swojej chwili słabości. Szli ramię w ramię pomiędzy ruinami zbyt mocno przygniecieni swoimi obowiązkami.
- Nie chcę, byś pomyślała, że uważam nasz zryw za rzecz bezsensowną i bezpodstawną rzecz. Po prostu czasem człowiek nie może wytrzymać, gdy ktoś powtarza same banały. – wytłumaczył się cicho. Ze smutkiem Celina zauważyła, że znów policzki stały się bardzo białe. Czas podniecenia minął i stał się znów maszyną do wydawania rozkazów, a wszystkie swoje cząstki skupił na utrzymaniu w całości swoich ludzi.
- Wiesz, że nigdy nie będę tak uważała. Rozumiem i chyba mogę nawet powiedzieć, że cię znam. – odpowiedziała mu nieśmiało, na co chłopak uśmiechnął się zawadzko. – Właściwie, ile ty masz lat?
- Dwadzieścia dwa, a ty? Nie obraź się, ale wyglądasz na starszą. Nawet masz siwe włosy. – zażartował wesoło. Na tyle, na ile było go stać.
- Osz ty. – trzepnęła go lekko w ramię. Już od pierwszego spotkania spostrzegła, że wyglądała poważniej niż wszystkie dziewczęta w kompanii. Większość też pracowała tylko w szpitalu albo wywiadzie, czyli rozpracowywaniu ważnych oficerów niemieckich oraz zajmowały się odbieraniem broni. Ona już miała „na koncie” próbę uwiedzenia majora Halbego, aby dorwać od niego informacje. Chociaż te, była od nich starsza o kilka lat i nie związała się z harcerstwem przez co nie posiadała niewinności tak charakterystycznej dla nich. Domek wybiegł im naprzeciw z ogromnym uśmiechem na twarzy. Zdezorientowani popatrzyli na niego i poczekali aż złapie oddech.

- Szybko, do kwater! Dzik bierze ślub! – krzyknął, a oni w trójkę popędzili przed siebie. Dziesięć osób z plutonu miało właśnie wolne, więc każdy zamiast spokojnie odpoczywać szykował jakieś podarki. Celina była świadoma, że Dzik oświadczył się Olce, ale myślała, że ślub nastąpi po powstaniu, gdy wszyscy będą żyć długo i szczęśliwe. Szukała ich wzrokiem, ale zauważyła tylko Baśkę leżącą na posłaniu z lekkim uśmiechem. Nagle ktoś zasłonił jej oczy, na co roześmiała się niepewnie.
- Amek, zawsze cię poznam, masz specyficzny krok! – krzyknęła wesoło i odwróciła się na pięcie. To był właśnie on. Jego oczy jaśniały jakimś blaskiem, którego nie dało się nie zauważyć. Starał się opanowywać ruchy, lecz było widać, że cieszy się z ogromnego szczęścia kolegi. Jego mundur był powierzchownie oczyszczony, włosy umyte i uczesane, a buty wyczyszczone. Prezentował się nienagannie i znowu przystojnie. Dłużewska pomyślała z radością, że wczoraj poszła z Igą wykąpać się do sąsiedniej kamienicy, gdzie skorzystały z uprzejmości sąsiadki sprzed wojny Baśki.
- Wiesz, że nie mam prezentu? – zapytała go głupio, na co ten parsknął śmiechem.
- Ach, te baby… na szczęście pomyślałem ja – odezwał się z dumą i pokazał jej scyzoryk szwajcarski i medalik męski z krzyżem. – Może cię to zdziwić, ale nożyk jest dla Olki, która mówiła, że bardzo by jej się przydał.
- A medalik?
- Dostałem go od ojca, gdy wyszedł we wrześniu. Wiem, że bardzo podobał się mu i uważał, że przynosi się szczęście. – uśmiechnął się, na co Celina go przytuliła.

Spotkali się w małej kapliczce obok Jana Bożego, która była tak niepozorna, że wiele osób nie zwróciłoby nigdy na nią uwagi. Została wysprzątana przez dziewczyny i teraz całe dziesięć osób, które nie miały teraz zajęć zgromadziły się w tym pustym pomieszczeniu, w którym zachował się tylko złamany krzyż, starannie zreperowany przez Chudego. Celina starała w pierwszym rzędzie obok Igi i Marszałka. Nie mogła powstrzymać uśmiechu widząc, że zarówna Dzik, jak i Amadeusz mają w kieszeniach panterki polne kwiatki, które koleżanki Olki zebrały do bukietu. Sama panna młoda wyglądała olśniewająca. Stała w prostej, granatowej sukience z włosami roztrzepanymi na ramionach i uśmiechała się ujmująco do swojego narzeczonego. Wyglądała, jakby przygotowywała się na ten dzień całe życie i nic nie zawracało jej w głowie. Jakby to powstanie nic nie znaczyło w obliczu ich ogromnej miłości. Natomiast Dzik, stał wyprostowany i dzielnie patrzył w oczy swojej wybranki. Czarna czupryna odznaczała się na tle białych bandaży. Tylko w jego oczach można było zauważyć jego ogromne podekscytowanie. Stali wśród przyjaciół i przysięgali sobie, że nie „opuszczą się aż do śmierci”. Gdy przebrzmiały te słowa, zawisły w kapliczce i nie chciały jej opuścić, gdyż mogło się to stać w tej chwili. Miłą niespodziankę przeżyła też Cela, gdy okazało się, że para młoda będzie miała obrączki. Były to karabinowe łuski, starannie przygotowane przez Amadeusza, który podawał je z dostojną miną i źle ukrywanym wzruszeniem. Ojciec Dominik pobłogosławił wszystkich i w ten oto sposób Dzik z Olką stali się małżeństwem.

Reszta gości stała jeszcze w kaplicy, gdy Celina podeszła do młodej pary razem z Amkiem i wspólnie wręczyli prezent. Dzik zorientował się błyskawicznie, co dostał i w jego oczach po raz pierwszy pojawiły się łzy od wybuchu powstania. Przytulił swojego przyjaciela i stali tak dłuższą chwilę. Tak długą, że dziewczyny patrzyły na nich z czułością i zakłopotaniem, gdyż nie wiedziały, co dalej robić. W końcu Dzik przytulił Celinę i podziękował jej za wszystko. Prawdopodobnie nie wiedział, co mówi.
- Wiem, że ci się przyda to w szpitalu. – powiedział Olce Amadeusz wręczając scyzoryk, po czym na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. – Wydaję mi się także, że w pożyciu małżeńskim będzie również przydatne.
- Ej! – krzyki protestu Dzika zostały zagłuszone przez śmiech dziewcząt.

Miłą atmosferę przerwał nagły huk i wybuch. Niemcy zrzucili bombę. Celina zapamiętała tylko rękę Amadeusza i medalik Dzika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:35, 13 Kwi 2014    Temat postu:

Fenomenalna część, aż nie wiem od czego zacząć!
Wzruszyła mnie czułość Celiny wobec Bronka, którego pocałowała w czoło. Biedna Cela, już drugi raz ranna, ale wygląda na to, że Hrabia jest w dużo gorszym stanie...

Powstańczy ślub cudowny! Wiesz, naprawdę lubię stworzoną przez Ciebie Celinę i szalenie jestem ciekawa co dalej... Obawiam się, że tym razem Celina zostanie dużo ciężej ranna... Ta jej przyjaźń z Amkiem jest piękna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 22:10, 17 Kwi 2014    Temat postu:

XVI

Celina nic nie czuła. Jej świadomość balansowała na granicy. Widziała jakieś jaskrawe plamy przelatujące przed jej oczyma. I chciało jej się pić. O tak, męczyło ją ogromne pragnienie. Już miała zamiar krzyknąć, ale wyczerpana nie mogła dostatnie nabrać powietrza w płuca. W ogóle gdzie ona teraz jest? Który to rok? Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek, ale poza swoim imieniem i pseudonimem miała kompletną pustkę. Tylko czy jej prawdziwym imieniem jest Scarlet czy Celina? Gdyby mogła otworzyć oczy… Ponowiła kilkakrotnie próbę, ale każda kończyła się negatywnym wynikiem. Z każdym imieniem identyfikowała się kompletnie. Powinna na początek ustalić, co się stało. Coś… ach tak… powstanie. Przecież ona uczestniczy w wyzwalaniu Warszawy! Jakże mogłą o tym zapomnieć! Dłużewska zerwała się na nogi porażona tą informacją i zatoczyła się, po czym upadła na podłogę. Zaraz podbiegła do niej sanitariuszka i dźwignęła na łóżko, jednak dla Celiny nie miało to znaczenie. Właśnie sobie wszystko uświadomiła. Jest tutaj, dlatego że zawaliła się kapliczka na ślubie Dzika, gdzie była zaproszona większość „starego” klanu. Kilka osób wyszło już i rozeszło się do swoich zajęć. Właśnie dlatego była z parą młodą i Amkiem na dworze, kilka metrów przed budynkiem. Amek musiał iść na swój odcinek, a Celina miała mu towarzyszyć.
- Scarlet, uspokój się. Jesteś cała poobijana, posiniaczona, zakrwawiona. – zganiła ją ostro Iga. Poszkodowana otworzyła oczy i po kilku minutach, gdy wróciła ostrość zobaczyła nad sobą cień Igi. – Leżałaś nieprzytomna cały dzień. Tak, mamy dzisiaj dwudziesty drugi. – dodała na jej zaskoczone spojrzenie.
- A… Amek. – wycharczała dziewczyna, nie przejmując się bolącym gardłem, suchością i ranami, jakie odniosła. Musiała mieć pewność, że z jej przyjaciółmi jest wszystko w porządku.
- Nie jest źle. Naprawdę. Gdy was znaleźliśmy, po Dziku był najmniej poszkodowaną osobą. Co prawda, Dzik prawie w ogóle nie był zasypany. Ruiny ;przechyliły się w drugą stronę, jeśli w ogóle rozumiesz o czym mówię.
- Karol?
Iga odwróciła się i podeszła do jakieś dziewczyny leżącej na łóżku przy oknie piwnicy. Celiny próbowała zebrać myśli, które gnały jak szalone. A więc z Amkiem nic nie jest, tak samo Dzik. Ale inni? Dlaczego Iga odeszła? Przecież, mimo wszystko każdą ranę mogli operować, trzeba było tylko wyciągnąć ich na czas… Nagle Celina poczuła się osłabiona, jak nigdy wcześniej. Wychyliła się na drugą stronę i zwymiotowała. Organizm wyrzucał wszystkie toksyny i cały kurz. W końcu została tylko żółć i gorycz. Ze łzami w oczach i jeszcze gorszym samopoczuciem zauważyła okropnie chudą twarz Amadeusza w hełmie powstańczym. Na szyi miał nieśmiertelną pomarańczową chusteczkę.
- Jesteś. Jak dobrze, że jesteś. – powiedział, a dziewczynie wydawało się, że przeżywa dejavu, gdyż gdzieś już te słowa musiała słyszeć. Tylko od kogo i w jakiej sytuacji? Na razie zawstydziła się, że ktoś ją widział w tak wstydliwej i żenującej scenie, ale mężczyzna w ogóle nie zwrócił na to uwagi, albo po prostu udawał, jak na dżentelmena przystało. Usiadł na skrawku jej wąskiego łóżeczka i przyjrzał jej się z troską. Wygląd jego oczu było podobny do Igi. Ta sama rozpacz, starannie skrywana przez zmarszczenie brwi, czy delikatny, sztuczny uśmiech. Jednak Amadeusz nie uśmiechał się, wyglądał strasznie, ale był żywy i w całości.
- Mógłbyś dać mi coś do picia? – wyszeptała do niego, wygodnie sadowiąc się na poduszce. Chłopak kiwnął głową i bezszelestnie ruszył w stronę małego kantorka, gdzie czasami odpoczywał doktor Orzeł. Leżała w nieswoich spodniach i fioletowej koszulce, pod prześcieradłem wyczuwała panterkę. Wkrótce przyszedł Amadeusz z filiżanką zimnej wody. Ona wypiła łapczywie i odkaszlnęła. Z zaciekawieniem podziwiała naczynie, które trzymała w dłoniach. Była to najdelikatniejsza chińska porcelana. A na spodzie miała wymalowane jakieś inicjały. Pewnie jakiś bardzo bogaty mieszkaniec zostawił te skarby w swoim mieszkaniu i teraz one służą szpitalowi. Odważyła się w końcu i spojrzała w końcu na przyjaciela, bez obawy, że się rozpłacze.
- Nie oszczędzaj mnie, nie ma po co. Co z resztą?
- Nie żyją, Marszałek był dowódcą, ale zginął w akcji. Z Dzikiem wszystko dobrze, a Ola straciła oko. – wyrzuciła z szybkością karabinu maszynowego. W tym czasie miętosił swoją chusteczkę. – Z tobą chyba wszystko dobrze. Budziłaś się kilkakrotnie w ciągu tych dni, nawet czasami podczas mojej obecności, ale pewnie nic z tego nie pamiętasz. – szybko zmienił temat. Celina pomyślała, że ona bardziej jest gotowa na przyjęcie złych wiadomości, niż Amek. – Co dziwne, każdy kogoś wołał przez sen, a ty… ty chyba recytowałaś fragmenty jakiegoś wiersza… po niemiecku… Tak mi się wydaje, gdyż były to tylko pojedyncze słowa. I tak się zastanawiałem, masz kogoś, kto na ciebie czeka?

Celina poruszyła się na łóżku i niezdecydowana przygryzła wargę. Sama się zastanawiała, czy w ogóle ktoś taki istnieje i nie mogła udzielić jednoznacznej oceny. Czasami jej się wydawało, że są to setki osób, które myślą o niej ciepło, ale częściej nachodziły ją myśli, że jest samotna i zdana tylko na swój rozum, spryt i inteligencję.
- To chyba nie jest istotne. W końcu, przecież nawet mogę nie mieć swojego grobu. – odpowiedziała zgodnie z tym, co myślała, na co Amadeusz pokręcił głową. Kiedyś skoczyłby na równe nogi i próbowałby to wyperswadować każdym możliwym sposobem, teraz po prostu spuścił głowę a jego ramiona zwiotczały. Gdzie podziała się jego energia?
- Dzik zaczął żartować. – kontynuował swój monolog, jakby nie zadał żadnego pytania wcześniej. – On po prostu… jego żarty są próbą ucieczki, formą terapii, więc nie zwracaj na nie uwagi, proszę cię.
- Obwinia się o wszystko? – próbowała zgadnąć Celina, ale od razu po wypowiedzianych słowach, wiedziała, że to nie to. To nie były czasy wyrzutów sumienia i roztrząsania, co się mogło stać, gdyby…
- Wszystko go przerasta, więc stara się to wyrzucić ze świadomości. – słowa przychodziły mu z trudem. Chyba po raz pierwszy zdobył się na tak otwartą krytykę swojego przyjaciela. – Stał się jakby… niezrównoważony.
- A ty jesteś wypalony, Amek. To widać.
- Wcale nie. – odpowiedział ostro. – Minęło tyle lat, że chyba nic nie będzie mogło mnie wypalić, jeśli będę widział jednoczących się ludzi. Mimo wszystkich trudności, pomagających sobie. Ja wierzyłem zawsze w to, a Dzik w wojsko. Zobacz, kto się zawiódł. – podsumował. Celina czuła się, jakby spała przez kilka lat, a nie zaledwie dzień. Każdy zmienił się nie do poznania i było jej z tym ciężko. Sama czuła się tak samo, jak przedtem. Może naprawdę była zimnokrwista?
- Rozmawiałem z Orłem i prawdopodobnie po nocy wyjdziesz, więc będzie mi bardzo przyjemnie powitać cię w naszym malutkim plutonie. – chłopak wstał i uścisnął dziewczynie dłoń. – Muszę odwiedzić jeszcze kilku kolegów, bo będą zawiedzeni, jeśli tego nie zrobię, a potem na służbę. Chyba szykują dla nas coś ciekawego.
- Amek… - Celina przerwała i poczekała, aż on znów spojrzy na nią swoimi pięknymi, głębokimi i zielonymi oczyma. Chciała go pocieszyć, powiedzieć, że będzie dobrze, albo po prostu sprawić, że jego oczy przestaną być takie smutne, ale nie mogła. Ją samą zaczęło ogarniać uczucie rozpaczy i potrzebowała, jak zawsze zresztą, aby on ją wyciągnął, a nie odwrotnie. – Janusz?
- Nie, aż tak nie. – zaśmiał się szczerze po raz pierwszy. Kiwnął ręką i zniknął za poszarpaną kotarą, zostawiając dziewczynę samą. A więc Olka straciła oko. To musi być dla niej straszne przeżycie, ale też oznacza, że pewnie jest gdzieś w szpitalu.

Dochodziła godzina dziewiętnasta, gdy Celina odnalazła koleżankę leżącą na kocu przy ścianie. Miała obandażowane pół twarzy, ale poza tym wyglądała naprawdę znośnie. Celina dosiadła się do niej i uspokajała oddech przez chwilę. Aleksandra uścisnęła jej dłoń i z uśmiechem połowicznie widzianym przez opatrunek, mówiła o różnych bzdetach, byle nikt nie poruszał tematu jej zdrowia.
-Eu.. znaczy Dzikuś był tutaj dosłownie sekundę temu, ale wątpił byś się obudziła i wyleciał. – zaświergotała lekko. Celina nie umiała się normalnie przy niej zachować, gdyż cały czas miała w pamięci niezniszczoną niczym twarz Olki.
- Bardzo mi przykro. – szepnęła nieśmiało. Dziewczyna na nią spojrzała ze łzami w oczach, które starała się powstrzymać. Płacz nie zdawał się na nic, tylko popsuje morale większości ludzi w szpitalu. Bo tak było: gdy jedna osoba załamie się i okazuje to na zewnątrz, wszyscy nie boją i nie wstydzą się ukazywać swojego lęku, a tak każdy jak w skorupie trzyma wszystkie emocje i mierzy się nimi samotnie.
- Nigdy nie chciałam zarabiać twarzą na życie. – próbowała zażartować, ale jej głos brzmiał żałośnie słabo. – Po prostu, nie mogę o tym myśleć, wtedy będzie dobrze. A ty jak się czujesz?
- Zamroczona, na pewno. Nie mogę się dopasować do tej rzeczywistości, nie wiem dlaczego, ale minie mi to. Strasznie mnie rwie lewe ramię.
- Paskudnie wyglądało, gdy zmieniałam ci dzisiaj popołudniu opatrunek.
Do szpitala wszedł Dzik z nieodgadnioną miną, ale gdy zobaczył Dłużewską uśmiechnął się szeroko i szczerze. Podbiegł do nich truchtem, kulejąc po postrzale w udo w pierwszych dniach powstania i przytulił ją, po czym usiadł obok Olki i wziął jej malutkie dłonie w swoje. Miał problemy ze spojrzeniem jej w oczy.
- Jest akcja. Ponowna próba odkorkowania Starego Miasta. Bardzo ważna i bierze w niej udział chyba cała Północ. Chciałem się powiedzieć, że dlatego nie będzie mnie tutaj całą noc. – powiedział, w końcu spoglądając na swoją żonę. – Amek kazał was pozdrowić, gdyż sam nie mógł się tutaj zjawić. Ja też wpadłem dosłownie na minutę.
- Mo.. – zaczęła Celina.
- Nie idź! – przerwała jej stanowczo Olka patrząc na swojego męża. Spojrzeli na nią z ogromnym zdziwieniem. Dłużewska na początku myślała, że mówi do niej, ale szybko została wyprowadzona z błędu. Naprawdę chodziło o Dzika, który wstał i włożył ręce do kieszeni, jakby szukając papierosa.
- Co ty pleciesz? Wiesz, że nie mogę.
- Jeśli mnie kochasz, zostań. – zażądała rozpaczliwie. Cała jej twarz była wykrzywiona bólem, niezwiązanym z fizycznymi ranami. Scarlet zawstydzona nie chciała słyszeć pierwszej kłótni małżeństwa, a stała się jej mimowolnym świadkiem. Próbowała swoją postawą zaprezentować, że wcale nic nie słyszy.
- Kocham cię, ale…
- … ale Polskę kochasz bardziej. – dokończyła za niego z mściwą satysfakcją.
- Nie, to nie tak. – skłamał. A może to wcale nie było kłamstwo? Może on naprawdę najbardziej na świecie kochał Olę, a ojczyzna stała się jego częścią? Może był to święty obowiązek, święta sprawa, która stała się niezauważalnie najważniejsza. Może gdyby został, do końca swojego życia czułby obrzydzenie, że stchórzył? Może gdyby został, przeżyłby?
- Eligiusz… - załkała Olka, tracąc kontrolę nad sobą. Celina skamieniała, gdyż bezwiednie usłyszała prawdziwe imię Dzika. Zadziwiona popatrzyła na niego, ale na to nie zwrócił uwagi. Co prawda, zmarszczył brwi, co oznaczało, że bardzo długo nikt go tak nie nazywał, ale złapał swoją żonę i przytulił. Potem pochylił się na Celą i pocałował ją w czoło.
- Trzymaj się, mała. – zaśmiał się cicho. – Po tym wszystkim wyjedziemy całą paczką nad morze.
- Oczywiście. – odpowiedziała mu.
Dzik ogarnął ich wzrokiem, który dłużej zatrzymał na Olce i prostując plecy wyszedł ze szpitala lekko kulejąc.
- Ola, co się stało? – zapytała Dłużewską przytulając swoją koleżankę, która zupełnie się rozkleiła.
- Właśnie zostałam wdową. – zawyrokowała i pogrążyła się w rozpaczy, mocno trzymając Celinę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin