Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Droga.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:32, 22 Kwi 2014    Temat postu:

Smutne, cholernie smutne, ale ukazujące całą beznadzieję tych dalszych dni powstania. Ola bez oka, udająca, że wszystko jest w porządku, a potem rozklejająca się i przewidująca śmierć Dzika. Zimnokrwista Celina. Podoba mi się to określenie.
I Eligiusz. Dzik to Eligiusz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Sob 22:28, 02 Sie 2014    Temat postu:

XVII

Czas bywa okrutny. Gna w momentach, gdzie chwila ma trwać wiecznie, a nie chce płynąć w rozpaczliwych sytuacjach. Tak właśnie było teraz. Siedziały z Olą w szpitalnej piwnicy całą noc nie mogąc zmrużyć oka. Dodatkowo Aleksandra rozpaczała i nie mogła się uspokoić, mimo wielu wysiłków Celiny. Siedziały i oczekiwały najgorszego. I doczekały się. Do Sali szpitalnej wszedł cicho Amadeusz, szurając nogami. Jego ramiona luźno zwisały, a hełm nasuwał się na czoło. Miał zakrwawione lewe ramię i był cały okurzony, ale postawa wskazywała, że coś się w jego życiu skończyło nieodwołalnie. Ola wstała i spojrzała na niego zrozpaczona.
- Chcia…
- Bolało go? – zadała szybko pytanie, po czym gorzko się uśmiechnęła. Wiedziała, że go strasznie bolało, cały miesiąc go bolało, to dlaczego w chwili śmierci miało tak nie być?
- Nie. – skłamał Amadeusz ściskając pieść. Ola odeszła od nich, aby rozpaczać w samotności. Chłopak usiadł obok Celiny i ściągnął hełm. Dziewczyna nie wiedziała jak ma się zachować. Sama na razie nie odczuwała bólu, nawet nie przeszło jej to do świadomości. To nie mogła być prawda.
- Nie mogłem wziąć jego ciała. Jest pod ostrzałem na terenie Niemców, na boisku Polonii. – westchnął ciężko i zamknął oczy. Siedzieli w takiej pozycji tak długo, że Dłużewska myślała, iż chłopak zasnął. Sama rozmyślała o takich osobach jak Dzik, pełnych energii, zapału, poczucia humoru i beztroski w najcięższych chwilach. A jeśli przeżyją powstanie, zostaną młodymi-starymi, bez zapału do życia, nie mogącym usnąć i normalnie funkcjonować. Chciała się zasmucić, ale nie mogła. Była w ogromnym szoku.
- Mieliśmy jechać nad morze. – odezwał się Amadeusz. – Z kim ja teraz pojadę? Muszę iść do plutonu, przeorganizować ludzi, zmotywować ich. Potem porozmawiać z dowódcą i zastanowić się co dalej.
- Może jeszcze chwilę odpocznij, co? – spytała go delikatnie. Wiedziała, że zachowywała samolubnie, ale pragnęła jeszcze chwilę go zatrzymać przy sobie. Strasznie bała się zostać sama.
Amadeusz wstał i zachwiał się, ale na pomoc Celiny machnął niecierpliwie ręką. Poprawił chustkę na szyi i nie patrząc na przyjaciółkę wyszedł ze szpitala.

Następnego dnia Celina wyszła z ruin szpitala i skierowała swe kroki do kwatery swojego plutonu. Po pierwszym spojrzeniu wiedziała, że wszystko nieodwracalnie się zmieniło. Iga skulona w kącie próbowała usnąć, a Żbik gwizdał cicho i strugał coś z kawałka drewna. Przy stole siedział Amadeusz razem z Pluto i omawiał szczegóły wyprowadzania plutonu ze Starego Miasta. Przyjrzała się im. Oboje nieogoleni, z czerwonymi oczami, brudni i czujni. Amadeusz stracił dynamiczność ruchu i osowiał. Bez Dzika wydawał się niepełny, jakby on był siłą napędową działań chłopaka. Nie chcąc myśleć o ludziach straconych usiadła obok nieznajomego chłopaka, który musiał dołączyć z innej drużyny.
- Jestem Scarlet, łączniczka Karola. – przedstawiła się i zamarła. Karola już nie ma, jej funkcja przestała istnieć. – Po prostu Scarlet.
- Jestem Staszek. – odpowiedział próbując uśmiechnąć się. Sięgnął do kieszeni po kostki cukru, aby poczęstować. Podziękowała mu serdecznie i poczuła przypływ sympatii do niego. Dawał aurę spokoju i opanowania mimo swojego młodego wieku. Po chwili wdali się w rozmowę odnośnie kanałów, gdyż okazało się, że on przechodził nimi kilkakrotnie. Celina była pewna po urywkach rozmów, jakie Dzik przeprowadzał kiedyś z Amkiem, że będą się nimi przedostawać, więc chciała się przygotować na najgorsze. Potem zaczął opowiadać szczegóły akcji, jakie ją ominęły.
-… i najgorsze jest dla mnie to, że potem na boisku wjechały czołgi i zmiażdżyły zwłoki, ale też ludzi żyjących i większość z nas to widziała. – dokończył przerywanym szeptem, a Dłużewska siedziała nieruchomo. Spojrzała na Amadeusza i zamarła. On musiał to widzieć, na pewno czekał, aby pochować ciało Dzika.Co czuł? Dlaczego nie pozwoli Celinie go pocieszyć? To wszystko było dla niej za trudne, ona jednak jeszcze była na to za młoda. Niedługo wyjdą na barykady, pomogą swoim kolegom z innych plutonów. Już nie zmieniają się, aby mogli odpocząć. Dwadzieścia osób siedziało półprzytomnych i czekało na rozkaz Gustawa – następcy Marszałka. W końcu przyszedł i zarządził – wszyscy, którzy są w stanie ustać na barykady, Iga do Jerzego, Amadeusz ma trzymać pieczę nad ludźmi, a Cela staje się łączniczką Gustawa i Amadeusza. Wyszli na pełne słońce, gdzie mrużyli oczy. Musieli wyglądać okropnie. Dłużewska jako że Gustaw jej nie potrzebował ruszyła za swoim przyjacielem. Nie poznawała tej dzielnicy. Jeszcze kilka dni temu była zniszczona, ale dało się poznać zarysy ulic, a teraz stanowiło to jedno wielkie gruzowisko. W oddali zobaczył zrujnowaną do połowy barykadę, na której odznaczały się hełmy powstańców.
- Amek, możesz na mnie liczyć, wiesz o tym? – chciała utwierdzić go w swojej lojalności i gotowości do służenia pomocą. On uśmiechnął się do niej krzywo i kiwnął głową. Lekko dotknęła jego ramienia, na co on się w końcu odezwał.
- Spokojnie, gra nadal trwa. – mruknął cicho, a jego przyjaciółka się przeraziła. Spojrzała na niego i dopiero teraz zauważyła malutkie przecięcie na policzku. – Znaczy, nie zrezygnuję, nie musisz obchodzić się ze mną, jak z jajkiem. A Dz… a to, co się stało wczoraj w nocy było kolejnym dniem, takim samym jak cała reszta. Jestem zastępcą Gustawa, muszę myśleć o wszystkich, od nas zależy życie wielu osób. – wyrecytował jak mantrę, ale szybko się opanował i po raz pierwszy postarał się prawdziwie uśmiechnąć.
- Mogę ci w czymś pomóc, jeśli chcesz. Teraz i tak nie mam, gdzie biegać.
- Masz jakieś opatrunki jeszcze w torbie?
- Tak. – odpowiedziała rumieniąc się, na co Amek zdziwiony spojrzał na nią pytająco. Celina nigdy by się mu nie przyznała, ale podczas pobytu w szpitalu na stoliku leżało trochę spirytusu i dwie rolki bandażu. Jako że wszystkie jej rzeczy zostały zasypane, a ona wiedziała, że one będą potrzebne plutonowi. Czuła się okropnie, ale nie zmieniła swojej decyzji. Amek zaczął się wspinać na swoją pozycję, a Celina przeszła się wokoło barykady opatrując rannych i wyciągając zwłoki z dołów. Podczas pracy spoglądała co chwilę w stronę pozostałości po piwnicach skąd dobiegał straszliwy smród. Nawet nie chciała o tym myśleć. Usiadła przy Idze, która poprawiała sobie bandaż na nodze.
- Wiesz, co dalej? – spytała ją, na co Celina zmarszczyła brwi.
- To samo. Pomagamy im, walczymy.
- Walczymy… - zironizowała Iga ze łzami w oczach. – Podbiegł dzisiaj do mnie sześciolatek i chciał mnie rozstrzelać patykiem. Biedne dzieci wojny.

Celina pomyślała, że oni są najlepszym i zarazem najgorszym przykładem dzieci wojny, ale nie umiała tego wypowiedzieć na głos. Ostatnio brakowało jej słów, aby rozmawiać z innymi. Czekała, aż ten dzień się skończy, bo pewnie następne będą lepsze.
- Bardzo chciałabym, żeby był tutaj Dzik. On zawsze umiał rozśmieszyć, dawał poczucie bezpieczeństwa, razem z Amadeuszem. – uśmiechnęła się gorzko. – Wiem, że to samolubne, ale tak właśnie czuję.
- To wcale… - zaczęła Dłużewska, ale przerwała, gdyż zauważyła przyzywający gest Amadeusza. Pożegnała się z Igą i podbiegła do przyjaciela.
- Chodź, pójdziemy na obchód, na razie jest spokój, a mnie niepokoi drużyna Wojka. Miała najgorszy odcinek. – powiedział z cieniem energii w głosie. Powoli wtłaczali się w powstańcze życie. Podeszli do piwnicy i już mieli tam wejść, gdy usłyszeli niemieckie głosy. Amek odciągnął Celinę na bok i wepchnął za ruiny.
- Zawiadom Gustawa. Niech przesunie się odcinek. – powiedział kącikiem ust. Dziewczyna puściła się biegiem.
Musieli odpuścić rozpacz osobistą. Walczyli w powstaniu, już nie należeli do siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:08, 03 Sie 2014    Temat postu:

Zacznę od tego, że byłam pewna, że "Drogi" już pisać nie będziesz, moje zaskoczenie było wielkie, gdy zobaczyłam, że opublikowałaś nową część. Bardzo się ucieszyłam Very Happy

Z tej części smutek wylewa się potokami, namacalnie czuję przygnębienie bohaterów po śmierci Dzika. Chyba już widzą, że nawet jeśli zdołaliby wygrać, to radość ze zwycięstwa nie będzie taka jaka być powinna. Minęła euforia, zaczęły się tragedie, kruszy się nadzieja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Nie 20:22, 03 Sie 2014    Temat postu:

Dłużewska staram się nigdy nie zostawiać niedokończonych tekstów, tylko przyznaję, że musiałam odpocząć od tego, nie miałam weny, ale teraz postaram się dodawać na bieżąco:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Pon 21:42, 04 Sie 2014    Temat postu:

XVIII

Kilka następnych dni były koszmarem. Kiedy Celina myślała, że nie mogło być gorzej, przychodził ranek o sytuacja stawała się bardziej dramatyczna. Zaniknęły już podziały. Cała kompania zamieniła się w jeden ogromny pluton. Co raz częściej szeptano o przedostaniu się do Śródmieścia. Koralowcy mieli pójść jako pierwsi. Ich starty na razie były najwyższe, a przez próbę połączenia Starego Miasta ze Śródmieściem stawali się tutaj prawie bezużyteczni. Zbliżał się 29 sierpnia, dzień ich wyjścia. Amek od rana wytłumaczył dwudziestu osobom, jaki jest plan. Około godziny dwunastej mają wszyscy zebrać się przed włazem. Ciężko ranni zostają. Celina przed wyjściem odwiedziła Olę, która zostawała w szpitalu, aby pomóc innym. Nie miała do niej żalu. Śmierć Dzika nie załamała jej, wyzbyła ją wszelkich uczuć. Stała się już tylko sanitariuszką, prawie nie była Aleksandrą.
- Jak przeżyjemy, musisz mnie znaleźć. – rozkazała Celinie uśmiechając się stanowczo. – Będzie mi łatwiej, teraz nie umiem myśleć. – Dłużewska krótko kiwnęła głową jednocześnie pomyślała, że pewnie żadna z nich tego nie przeżyje. Przytuliła ją i wyszła ze szpitala pachnącego moczem, potem i stęchlizną. Powoli ruszyła spakować swój plecak. Opuszczanie Starego Miasta nie wzbudzało w niej takich emocji, jak wycofywanie z Woli. Stało się to dla nich rytuałem - normalnym dniem powstańczym. W zniszczonym pokoju, w którym spała z dziewczynami z całej kompani stało ogromne lustro, które nikomu nie przeszkadzało. Rzadko też któraś dziewczyna w ogóle się w nim przeglądała. Celina świadomie podeszła do niego, otarła z kurza i przyjrzała się sobie. Stała w dużych spodniach od munduru, podziurawionych w kliku miejscach, granatowej bluzce i brudnej panterce. Włosy miała tłuste, ale przez pył stały się dziwnie puszyste. Z trudem przypomniała sobie swój kolor, który teraz stał się myszowaty. Jej twarz była trójkątna, z wydatnymi kościami policzkowymi, zaczerwienionymi oczami. Gdzieś w głębi czaiło się szaleństwo i rozpacz. Na łokciu miała poparzenia, bandaż założony na ramię był obrudzony, a buty zniszczone. Bardzo zeszczuplała. Przypatrywała się sobie bez emocji, nawet bez większej ciekawości. Po prostu zarejestrowała zmiany, wzruszyła ramionami i wróciła do pakowania bandaży.

Zbliżała się godzina dziesiąta, więc Celina postanowiła już ustawić się przy włazie. Zakładała, że wychodząc, pomoże w opatrywaniu. Tak też się stało, przy murach siedziało mnóstwo cywilów z otwartymi ranami po bombardowaniu jednej z kamienic. Spędziła tak półtorej godziny, po czym szybko chciała się dostać do włazu, jednak już przed wejściem na podwórze została powstrzymana przez tłum ludzi. Jakimś sposobem ludność dowiedziała się o przejściu podziemnym i pragnęła z niego skorzystać. Zagubiona szukała wzrokiem kogoś znajomego i zauważyła przy jednym mieszkaniu Igę, Zabawę i Sanoka, którzy cicho rozmawiali. Kiwnęła im, ale chyba tego nie spostrzegli. Na szczęściu doszedł właśnie do niej Domek, który także miał nietęgą minę.
- Nie wyobrażam sobie, abyśmy mieli kogoś nieść na noszach. – odezwał się obojętnie patrząc na tłum. –Słyszałaś jak jest tam w kanałach?
- Tylko to, co wszyscy. – odpowiedziała mu zgodnie z prawdą. Nie była pewna, czy chce dowiedzieć się więcej.
- Szczęściara. - Uśmiechnął się do niej pocieszająco i poklepał po ramieniu. W końcu zaczął się przepychać do włazu, torując dziewczynie drogę. Za piętnaście minut mieli zostać wpuszczeniu. Gdy dotarli do swojego celu, zebrało już się tam pół plutonu. Każdy nerwowo wpatrywał się w ciemność otworu, a jednocześnie był po cichu szczęśliwym, że wydostanie się z piekła Starego Miasta. Naokoło patrzyli na nich zazdrośni cywile, którzy wyglądali tragicznie. Celina łapała się na zamykaniu oczu, aby nie widzieć ogromnej rozpaczy mieszkańców. „My przynajmniej mamy przysięgę i rozkazy” – pomyślała. Odwróciła się i w końcu zobaczyła kulejącego Gustawa z resztą oddziału. Szli sprężystym, równym krokiem, starając wyglądać bohatersko w bandażach. Ostatni szedł Amadeusz, który trzymał w ręką mały brzozowy kijek. Dłużewska zbliżyła się do niego, aby choć trochę się uspokoić. Chłopak nie wyglądał zdrowo. Musiał przed wyjściem pewnie pomagać chłopakom na barykadach, gdyż było czuć od niego benzyną i spalenizną. Na szyi miał jednak nieśmiertelną pomarańczową chustkę, która zawsze poprawiała humor Celinie.
- Jak nastrój przed naszą małą podróżą? – spytał ironicznie, jednocześnie ściskając jej dłoń, co nie spowodowało zgorszenia dziewczyny, która nie lubiła powstańczego humoru.
- Nie wiem, czego mogę się spodziewać. Nie miałam czasu przysłuchiwać się opowieściom. – wyznała przerażona teraz nie na żarty. – Amek, obiecaj, że nie zostawisz mnie samej w ściekach.
- Obiecuję. – przyrzekł uroczyście widząc jej strach. Sam już go nie doświadczał, gdyż jak myślał, widział wszystko. – Wejdziesz przede mną. Jak nie będziesz mogła iść, pomogę ci. Masz ciężką torbę?
- Skądże. Tylko bandaże, spirytus i wódka. – odpowiedziała. Zobaczyła jak osoba odpowiedzialna za wpuszczanie do włazu ściska dłoń Gustawa i daje znak.
- Proszę wziąć tabletki przed wejściem. Do widzenia wszystkim! – krzyknął, aby cały pluton mógł go usłyszeć. Gustaw zaczął już schodzić na dół. Sznur dwudziestu osób powoli posuwał się naprzód.
- Może powinnaś sobie łyknąć przed wejściem? – zażartował chłopak patrząc na jej torbę, na co Dłużewska wzruszyła ramionami.

Dopiero teraz zaczęło do niej wszystko dochodzić. Zostawiają tutaj Dzika, Karola, Marszałka, Olę… już tutaj nie wrócą w powstaniu. Cywile zostaną zdani na łaskę Niemców. Nie będzie miała szansy tutaj walczyć… Złapała Amka za ramię i zmiażdżyła mu je. Przyszła na nią kolej. Wzięła od starszego mężczyzny tabletkę na kaszel, miała nawet problemy z przełknięciem, gdyż zaschło jej w gardle. Jakaś kobieta podała jej wodę. Przełknęła ją wdzięcznie i spojrzała w otwór. Na szczęście zobaczyła na dole Chudego.
- Niech panienka uważa, bo może się potknąć na drabince. – usłużnie doradził jej dowódca i zajął się Amkiem. Powoli zaczęła schodzić. Jeszcze usłyszała rozmowę mężczyzny z Amadeuszem, który cicho szeptał, że jest to niebezpieczne połączenie, ale już jedno z nielicznych. Przyspieszyła, aby już nic więcej nie usłyszeć. Przerażona stanęła na kamiennej posadzce i mile zaskoczona stwierdziła, że nie ma prawie w ogóle wody. Amadeusz zszedł jako ostatni. Na początku stał przewodnik z lampą. Miał znudzoną minę i czarną opaskę na czole. Praiwe nie było go widać.
- Z tego co mi wiadomo, na noszach trzy osoby. Zmieniać się. – mówił stanowczym szeptem, który odbijał się o ściany kanału. – Odzywać się w razie potrzeby, iść nie odrywając stóp od podłoża. Ruszamy.
Mignął lampką i zaczęli iść. Amek trzymał karabiny kolegów, którzy nieśli nosze, a Celina wzięła jedną dodatkową torbę. Na razie mogli iść wyprostowani. Lekki przewiew pozwalał im oddychać świeżym powietrzem. Jak na razie nie było źle, nawet lepiej niż na zewnątrz. Idą kilkanaście minut, a Dłużewska w końcu rozluźniła się. Mogła swobodnie iść, mimo że kanał się zniżał, widziała plecy Domka, więc tempo nie było za wolne. Szlam powoli wzrastał, ale nadal nie dosięgał kolan. Minuta przerwy. Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła, że Amadeusz musiał iść lekko pochylony. Widząc, że ktoś mu się przypatruje uśmiechnął się. Nawet tutaj nie mógł okazać chwili słabości.
-Ciężko ci z dwoma karabinami? – spytała go cicho. On machnął ręką, najwyraźniej nie mogąc złapać tchu.

Ruszyli dalej. Dopływ świeżego powietrza zniknął, teraz idą w całkowitych ciemnościach i okropnym smrodzie. Otaczała ich głęboka ciemność. Celina wyciągnęła dłoń przed siebie i natrafiła na pustkę. Spanikowana dotknęła Amadeusza i przyspieszyła razem z nim. Po kilku minutach szła za Domkiem. Teraz nawet dla Celiny kanał jest za niski. W pozycji schylonej szło się bardzo niewygodnie. Tępy i nieustanny ból karku zakłócał myślenie, a nawet później samo oddychanie. Zachciało jej się strasznie wymiotował, ale ostatkiem sił powstrzymywała się. Po chwili zdała sobie sprawę, że był to głupi pomysł, bo zaczęło jej się kręcić w głowie. Musiało dotknąć ściany, która okazała się być nieprzyjemnie śliska. Spowodowało to gwałtowną falę wymiotów, przez które zatrzymała Amka. Masował ją delikatnie po plecach, przekazując swoje wsparcie. Musieli znów zwiększyć prędkość, ale gdy doszli do grupy okazało się , że nastał odpoczynek. Celina wraz z kolegą usiadła w szlamie i głośno oddychała, a raczej rzęziła. Nagle nad nimi rozległ się potężny huk, który nie ustawał przez dłuższą chwilę. Dziewczyna szybki zbliżyła się do swojego przyjaciele i zacisnęła powieki. „Bombardują nas, bomby lecą prosto na nas. Ten beton tego nie przetrzyma” – jej myśli przelatywały jak błyskawica. Serce zaczęło strasznie kołatać, a ona na moment traciła oddech, po czym prawie się krztusiła przez okropny zapach powietrza.
- Scarlet, to czołgi. Czołgi idą nad nami. – uspokoił ją Amadeusz, jednocześnie pomagając jej wstać. – Musimy iść dalej.
Dłużewska wstała z trudem i nie odrywając stóp od podłoża ruszyła dalej. Noga za nogą, krok za krokiem. Dziewczyna straciła poczucie czasu, nie myślała, była na wpół świadoma. Kanał o chwilę zmieniał swoją wysokość, raz mogła iść wyprostowana, raz niewygodnie zgięta. Szlam podniósł się kilkakrotnie aż do pasa. Stąpała ciężko, patrzyła cały czas przed siebie. Nie przejmowała się zawrotami głowy, zapomniała dlaczego tutaj weszła, jaki jest ich cel. Amadeusz cały czas był za nią, niewyobrażalnie zmęczony, dźwigający dwa karabiny, ale nadal starający się pomóc swojej przyjaciółce. Gdy ścieki obniżyły się do kolan, Celina poczuła, że weszła na jakąś górkę. Otępiała prawie się poślizgnęła i upadłaby, gdyby nie szybki refleks Amka.
- Uważaj, na co deptasz. – szepnął cicho, co spowodowało kolejną falę wymiotów. Dziewczyna właśnie nadepnęła na ludzkie zwłoki, prawdziwego człowieka. Ze łzami w oczach przyspieszyła. Starała się o tym nie myśleć, skupić się na panterce Domka, ale myśl była bardzo uporczywa. Po kolejnym kwadransie zaczęło ją męczyć straszliwe pragnienie. Siłą woli przekonywała siebie, aby nie poprosić o łyk wody. Pot lał się z niej strumieniami, a ścieki nie dawały nawet chwili ulgi. Gdy myślała, że zemdleje kolumna przystanęła. Z ogromną ulgą kucnęła i oparła się o plecy odpoczywającego Domka. Amadeusz stał, aby nie zamoczyć zamków w broniach.
- Właz jest otwarty. Pojedynczo przeskakiwać. Noszowi sobie radzą? – pobiegł szept wzdłuż linii. Do odrętwiałej Celiny sens słów dotarł z opóźnieniem. Nie miała siły się przerazić. Poprawiła plecaki powoli wstała. Żółwim tempem zbliżali się do odkrytego włazu. Na kilka metrów przed nim do jej nosa dobiegło świeże powietrze z góry. Rozradowana robiła kilka bardzo głębokich wdechów, co dodało jej sił. W końcu nastała jej kolej. Słyszała kroki niemieckiego żołnierze, więc szybkim skokiem znalazła się po drugiej stronie tunelu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby poczekać, aż wartownik przejdzie. Amadeusz od razu skoczył za nią i obydwoje jak najszybciej oddalili się od otworu. Minęła następna godzina marszu i kilkanaście minut odpoczynku. Dla Celiny był to już cały dzień, a może dwa dni. Zobojętnienie i odrętwienie pozwalało tylko na marsz, nie mogła się odezwać, nie mogła się nawet odwrócić, aby zobaczyć, czy z Amadeuszem wszystko w porządku. W głowie kołatały niemieckie wiersze, głos Michała, uśmiechnięta i zawiacka twarz Dzika. Kanał z każdą minutą stawał się ciaśniejszy, że dziewczyna spokojnie mogła opierać się dwoma rękami o ściany tunelu.

Gdy ściany zaczęły się rozszerzać, zarządzono dłuższą przerwę. Dłużewska usiadła w ściekach, które sięgały tylko kostek. Oparła się o ścianę i wolno uspokajała oddech. Obok niej przykucnął Amek, który jeśli to możliwe wyglądał gorzej od niej. Na poprzednim odcinku niósł nosze i to go bardzo osłabiło. Teraz wytarł pot z czoła i oparł głowę o ramię Celiny. W takim odrętwieniu leżeli ponad dwadzieścia minut. W końcu przewodnik zarządził dalszą drogę. Zaznaczył jednak, że jest to najtrudniejszy odcinek, który stosunkowo przechodzi się bardzo szybko, bo czterdzieści minut. Scarlet nie była przekonana, czy może być coś gorszego od tego, co przeżyła. Natychmiast okazało się, że tak. Kanał strasznie się zwężał i co gorsza zniżał. Amek prawie szedł na czworaka, Celina zgięta wpół co chwilę upadała i życzyła sobie i wszystkim śmierci. Gdzieś przez głowę przemknęło jej, że wyczyszczone bandaże na Starym Mieście teraz się do niczego nie nadają. Wkrótce ból karku i pleców stał się tak nieznośny, że Cela zagryzała wargi, aby nie krzyknąć. Przez jej usta były pełne krwi. Poczuła, że czapeczka zsuwa się jej z głowy i spada w ścieki, ale nie przejęła się tym zbytnio i poszła dalej. Na skraju wytrzymałości, prawie ślepa, ogłuszona przez przejeżdżające czołgi broniła się tylko przed omdleniem i straceniem łączności. Dotykała rozdygotanych, mokrych pleców Domka, podczas których miała ochotę oprzec się o nie. Nagle kanał rozwidlał się w dwie strony, a kolumna stanęła na odpoczynek.
- Ostatni etap. – wyrzęził Domek cicho do Amka i Celiny. – Z tego co pamiętam, dwie godziny.
Czy to możliwe, że za chwilę wyjdą z tego piekła? Chłopak poprawił karabiny. Pomarańczowa chustka odbijała się w jego oczach.
- Scarlet, jakby coś, pomogę ci. – wymamrotał jakby w gorączce. Ruszyli dalej. Dla Dłużewskiej te godziny dłużyły się niesamowicie, myślała, że minęła już noc, następny dzień, a oni idą, idą, idą… Suchość w gardle strasznie drapała i powodowała u Celiny ataki krztuszenia się, gdyż z całej siły powstrzymywała kaszel. Ta nierówna walka spowodowała, że szybciej zaczął mijać czas kosztem większego zmęczenia. Zanim się spostrzegła zaczęła czuć lekki wiaterek na swoich ramionach, a także szarawą poświatę gdzieś w oddali. Czyżby koniec ich męki? Czoło kolumny dotknęło włazu. Pierwsze osoby zaczęły wydostawać się na powierzchnię. Celina odwróciła się do Amka i wykończona zdobyła na uśmiech. Nie umiała wydobyć żadnych słów. Wdychała świeże powietrze otwartymi ustami, pełną piersią. Przeżyła. Przeżyli cały dzień i noc. Teraz musi być lepiej.

Gdy przyszła kolej na nią podeszła spokojnie do klamer, chciała postawić na nich nogę, kiedy zauważyła, że cała się trzęsie. Dreszcze przebiegały jej ciało, uniemożliwiając jej wspinaczkę. Amadeusz resztką sił podsadził ją, rzężąc głośno. To dało jej szansę na wydostanie się. Wychyliła powoli głowę na powierzchni, gdzie uderzyło ją jasne, rażące powietrze, co prawie spowodowało upadek znów na dno kanału. Wtedy Dłużewska nie miałaby siły powrotem się wydostawać. Na szczęście jakieś silne ręce prawie ją uniosły i wyciągnęły całkowicie na ulicę. Nic nie widząc łapała szybko powietrze i powoli przyzwyczajała się do przestrzeni i słońca. Rozmazane obrazy zaczęły się robić coraz wyraźniejsze. Zauważyła przed sobą jakąś twarz, która przypatrywała się jej z niepokojem. Kiedy w końcu zaczęła normalnie widzieć, pomyślała, że majaczy.
- Szary? Szary? – wycharczała próbując bezskutecznie usiąść. Ostatecznie położyła się na ulicy. Twarz Konarskiego zbliżyła się jeszcze bardziej, a ręka odgarnęła z twarzy oszlamione włosy.
- Tak, to ja. A teraz spokojnie odpocznij. Amadeusz jest obok ciebie. Wszyscy przeszli. – głos Michała brzmiał jak kołysanka, ale Celina powoli odzyskiwała siły. Usiadła, ale nadal ściskała dłoń Szarego w obawie, że się oddali. Wzrokiem odszukała swojego przyjaciela z plutonu. Wyglądał tragicznie. Oddawał właśnie kolegom karabin. Był trupioblady, brudny i słaniający się na nogach. Usiadł obok Celiny i skulił się w sobie. Nie miał siły się odezwać.
- Jest już wrzesień? – spytała Konarskiego, a on spojrzał na nią z niepokojem. Ściągnął z niej torby i znów przytulił lekko.
- Niej, jest nadal dwudziesty dziewiąty. Szliście tutaj osiem godzin. – poinformował ją, na co dziewczyna rozbudziła się kompletnie. W kanałach czas musiał płynąć o wiele szybciej, albo tutaj wolniej. Nie możliwe, że przeszli to w jedno popołudnie.
- Mam prośbę. Dałbyś nam pić? – poprosiła, a Michał pomógł jej wstać i razem z Amkiem ruszyli do kamienicy.

Koralowcy wkraczali w nowy świat, z zadbanymi ulicami, szybami w oknach i polskimi flagami. Byli w Śródmieściu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:22, 05 Sie 2014    Temat postu:

Strasznie cenie to opowiadanie za ZNAKOMICIE oddany klimat powstania. Za to że czuję się prawie pod skóra to piekło, ten smutek. Ogromne ukłony dla autorki bo to świadczy o gigantycznym talencie.Lubie czasem popłakać się czytając opa a tu tak bylo. piękne Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:16, 05 Sie 2014    Temat postu:

Przeczytałam tę część na jednym wydechu. Do słów Lory dodam tylko, że to opowiadanie świadczy nie tylko o talencie, ale też o ogromnej wiedzy Eddy.

Dziś akurat czytałam rozdział "Kolumbów", w którym Kolumb i Niteczka przebywają taką samą drogę kanałami. Opisałaś to wszystko równie doskonale i namacalnie, co Bratny. Końcówka, w której Cela spotyka Michała, wymarzona! Very Happy Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Śro 21:59, 06 Sie 2014    Temat postu:

Chyba jeszcze tego nie pisałam. Jesteś moim guru w kategorii opisywania bólu, smutku i ogólnie - negatywnych emocji. Zagryzałam wargi, gdy to czytałam. Bardzo, bardzo mnie (sama nie wiem, czemu, ale zwykle tak mam) poruszyło mnie to zdanie:
Cytat:
Spowodowało to gwałtowną falę wymiotów, przez które zatrzymała Amka. Masował ją delikatnie po plecach, przekazując swoje wsparcie.

Że ludzie byli dla siebie tacy wyrozumiali w tak nieludzkich warunkach.
Wspaniale piszesz, masz na to pomysł, dobrze go realizujesz, no i, jak napisała Dłużewska, masz wielką wiedzę. Gratulacje. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 0:41, 14 Sie 2014    Temat postu:

Krótki wstęp. Niestety zamieniłam się z siostrą laptopami. Na moim była dalsza część "Drogi" oraz plan. Znalazłam na szczęście część planu w moich notatkach, ale niestety tę część pisałam od nowa. Mimo wszystko, mam nadzieję, że się spodoba.

XIX

Minęło kilka dni spędzonych na powracaniu do sił. Zostali ulokowani w jednej z kamienic przy ulicy Jasnej. Czekali na batalion „Zośka”, który miał przybyć ostatniego dnia sierpnia w nocy. Celina pierwszy dzień wykorzystała na odsypianie, podczas gdy Amek poznawał zwyczaje dzielnicy, próbował wprowadzać poprawki oraz rozmawiał z ludźmi. Podczas harcerskiego odcinka zorganizowanego drugiego dnia Celina zobaczyła jego podkrążone oczy i nieogoloną szczękę. Przysiadła się i przyłożyła mu rękę do czoła.
- Powinieneś się porządnie przespać. – zwróciła mu uwagę, gdy wszyscy słuchali deklamacji wierszy Kordiana – nieżyjącego już powstańca.
- Nic mi nie jest. – odpowiedział, odganiając jej dłoń.
- Chodzi mi o to, że gdy przyjdą działania, nie będziesz dostatecznie sprawny. – ucięła krótko sprawę. Przeżycia powstania powoli zamykała się w skorupie, która miała w przyszłości sprawić tyle problemów Michałowi.
- Jak zawsze masz rację. – przyznał ją cicho. – Wiesz, że nigdy sobie nie wyobrażałem tak powstania. Słuchając opowieści dziadka o powstaniu styczniowym , widziałem siebie na koniu ze strzelbą i ułańską czapką. Nigdy nie pomyślałbym, że będziemy siedzieć w mieście-klatce i czekać nie wiadomo na co.
- Twój dziadek był powstańcem? – spytała nie chcąc zagłębiać się w temat Warszawy.
- Tak, dostał Virtuti, tak samo ojciec. Pochodzę z rodziny z tradycjami. – uśmiechnął się przekornie. – Natomiast Dzik jest z rodziny inteligenckiej. Ojciec był wykładowcą, bardzo chciał, aby jego syn poszedł w jego ślady. – westchnął ciężko. – Cóż… obydwoje wiemy, że to się nigdy nie stanie. Stłumił ziewnięcie i popatrzył na swoich kolegów z plutonu. Każdy miał bandaż, poplamione ubranie, stalowy błysk w oczach, ale też niepowstrzymaną radość życia wynikającą z młodego wieku. – Z chęcią zostałbym dłużej, ale chyba zastosuję się do twojego rozkazu szybciej, niżbym się spodziewał.
- Poczekaj, wyjdę z tobą. – szybko odpowiedziała dziewczyna. Nie chciała się do tego przyznać, ale nie umiała wczuć się w harcerski klimat. Jakby Starówka coś jej odebrała. Pomachała do koleżanek i ruszyła za Amadeuszem. Stanęli przed kwaterą chłopaków, aby się pożegnać. Ulica była reprezentatywna. Pozamiatane chodniki, polskie flagi, całe szyby. Celina czuła się tutaj nieswojo, niemal odczuwała fizyczna potrzebę przebywania między gruzami, w ciasnych, zaduszonych piwnicach. Spojrzała w oczy przyjaciela, który chyba myślał o tym samym.
- Idziesz spać? – spytał się jej, poprawiając opatrunek zsuwający się z ramienia.
- Nie, godzina młoda, chyba się przejdę – odpowiedziała mu i wiedziona instynktem przywarła mocno do niego. – Amek… co z nami?
- Mała, hej… - zaskoczony jej wybuchem objął ją niepewnie i zakołysał. – Nie płacz mi tu.
- Tak mi brakuje szorstkości Karola, Dzika… co się ze mną dzieje? – wyszeptała przerażona. Nigdy nie reagowała tak gwałtownie. Odsunęła się od chłopaka bojąc się spojrzeć w jego twarz. Emocje opadły i spłynęła fala wstydu.
- Spokojnie, widziałem cię w gorszych sytuacjach. – spróbował zażartować, ale bladość jego cery zdradzała szok. – Scarlet, ostatecznie będzie dobrze. Nie jesteśmy tutaj dla siebie.
- Tak, wiem. Dobranoc. – pożegnała się szybko i ruszyła przed siebie. Musiała pozbierać myśli.
- Mała! – krzyknął za nią. Nazywał ją tak tylko w szczególnych sytuacjach. Odwróciła się. – Możesz do mnie przyjść z wszystkim.

Celina wtedy poczuła z mocą, że ten wysoki, postawny chłopiec, który był młodszy od niej stał się dla prawdziwą skałą, podporą, dzięki której ciągle na nowo odnajdywała sens. Pomachała do niego i wróciła do spacerowania. Z zaciekawieniem była oglądana przez mieszkańców Śródmieścia. Wskazywali palcem jej spodnie od panterki z powypalanymi dziurami oraz kurtkę ze śladami krwi. Ona patrzyła w dal. Wsłuchiwała się w warkot silników samolotów latających nad nią. Gdzieś za chwilę zostanie zniszczony dom a ludzie przestaną istnieć.

Spróbowała wyprostować plecy, aby poczuć się pewnie, ale nic to nie dało.
- Celinka, Celinka, czekaj! – krzyczał ktoś za nią. Na początku szła dalej, ale później zdała sobie sprawę, że to jest jej prawdziwe imię i zna osobnika, który zdradzał jej prawdziwą tożsamość.
- Janek, jak dobrze widzieć cię całego zdrowego… no prawie. – uśmiechnęła się lekko i pozwoliła objąć i pocałować w policzek. – Co z nogą?
- Głupstwo.
- Właśnie widzę. – ironicznie zauważyła. Bardzo mocno kulał. W normalnych warunkach pewnie leżałby w szpitalu. – Dobrze masz ją opatrzoną?
- No wiesz? – oburzył się szczerze. – nasze sanitariuszki są wspaniałe, a to jest dziełem Wandy. Zresztą organizujemy małe spotkanie, wszyscy nadal są… - nagle zamilknął, gdyż zdał sobie sprawę, że chciał powiedzieć: „gdyż są nadal żywi”. – Pewnie ucieszą się, gdy cię zobaczą.
- Nie chcę przeszkadzać. – próbowała się słabo wykręcić, ale ręka Janka już zatokowała jej możliwa drogę ucieczki. Prowadził ją do jednej z kamienic paplając wesoło. – Michał mówił, że wyciągał cię z kanału, ale musiałaś iść z plutonem, więc nie zdążył o nic wypytać. Jak się czujesz? Jesteś ranna? – nie czekając na odpowiedź, kontynuował swój monolog. – Jestem bardzo wdzięczny za Lenę. Wczoraj ją odnalazłem, wszystko w porządku. Niestety jutro wychodzimy już, więc nie mogę się nimi nacieszyć. Jaś rośnie jak na drożdżach.
- Gdzie was wysyłają? – udało jej się wtrącić, gdy pomagała mu wchodzić po schodach.
- Czerniaków. Jesteś w „Zośce”?
- Tak.
- Pewnie też tam się znajdziecie. To te drzwi. – wskazał schludne, drzwi. Nacisnął klamkę i przepuścił ją w drzwiach. Mieszkanie było w pełni umeblowane i w ogóle niezniszczone. Celina dotknęła czystej tafli lustra swoimi dłońmi, które miały pełno małych blizn. Janek zaprowadził ją do dużego pokoju, gdzie wszyscy już siedzieli przy stole i spokojnie rozmawiali. Lena na kanapie tuliła dziecko. Ona ją pierwsza zauważyła. Podbiegła do niej z okrzykiem radości.
- Ależ niespodzianka! Nie mogę uwierzyć. Mamy takie szczęście! – przytuliła ją z całej siły, uprzednio oddając dziecko. Następni już się ustawiali w kolejce. Michał z ognikami w oczach ucałował policzki i odszedł dokończyć papierosa. Wanda miała trudności ze wstawaniem, więc tylko uścisnęła jej dłoń. Za to Ruda nie miała widocznych obrażeń, ale stal w jej spojrzeniu mogła mrozić. Władek miał małe ranki na całym ciele. Na Bronka była już przygotowana – poparzony. Odetchnęła głęboko pozwalając usadzić przy stole.
- Spacerowała samotnie po ulicy, to sobie pomyślałem, że równie dobrze może odwiedzić nas. – poinformował wszystkich Janek, trzymając dziecko w ramionach. Zaraz usiadł przy swojej żonie. Próbowali stworzyć Jasiowi pozory normalnych rodziców.
- Jak wspominałem wcześniej, nie podoba mi się postawa Apacza i musimy z nim poważnie porozmawiać. – kontynuował Władek, a Celina spojrzała na niego z wdzięcznością. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, a starszy Konarski dał jej czas na ochłonięcie po tym nieoczekiwanym spotkaniu. Wpatrywała się w jeden punkt nie zważając na nikogo. Za chwilę rzuci się w wir pytań i opowieści. Nie spostrzegła, że Wanda uważnie się jej przypatruje.
- Celinko, co ci się stało w szyję? Masz taką dziwną, szarą smugę, jakbyś się o coś otarła bardzo mocno. – Wanda musiała przerwać jej ten moment, ale Dłużewska nie była o to zła. Mogło być to ich ostatnie spotkanie.
- Budynek się zwalił na połowę naszego plutonu jakiś kamień mnie tak drasnął. – odpowiedziała lakonicznie, żałując że nie ma żadnej apaszki. „Apaszki” – pomyślała sarkastycznie – „W powstaniu myślę o apaszce”.
- Musiało być to straszne. – współczująco powiedziała.
- Było. – po krótkim oświadczeniu Scarlet pogrążyli się przez chwilę w krępującej ciszy. Celina pomyślała, że jednak zawsze należało do innego świata. Czasami udało jej się to zakryć, ale w ostatecznym rozrachunku wychodziło to na jaw. Na pomoc przyszła Ruda, która poinformowała ją oględnie o ich poczynaniach.
-… a droga przez kanały była okropna. Na szczęście trafiliśmy na taki okres, kiedy szlam najwyżej podchodził do ud. Nosze ciężko szły. – podsumowała po chwili.

Atmosfera się rozluźniła, wszyscy poczuli, że są ze swoimi przyjaciółmi i dwie godziny minęły jak mgnienie. Celina użyczyła się Bronka papierosem i z zainteresowaniem oglądała ustawione talerze w gablocie. Podeszła do niej Wiktoria.
- Aż ma ochotę wyciągnąć je i pozbijać, co? – zaśmiała się cicho i oparła o ścianę. Czarny, nieśmiertelny warkocz jak zawsze dodawał jej ostrości.
- Szczególnie, gdy się myśli o tym, jak później te szczątki przeszkadzały w bieganiu. – dokończyła Celina uświadamiając sobie, że z Wiktorią nie jest dobrze. – W porządku?
- Przecież wiesz, że nie. – zripostowała szybko. – Każdemu z nas potrzeba tylko jednego bodźca i rozpadniemy się w drobny mak, ale po co mówić o rzeczach oczywistych? Jak dobrze, że akurat dzisiaj Janek cię spotkał. Wlałaś optymizm, pewnie nieświadomie. Coś jest innego w twojej postawie, świeżego… nie wiem jak to ująć.
- Harcerskiego? – podpowiedziała. – Nie jesteście do tego przyzwyczajeni, ja w tej atmosferze spędzam każdy dzień od kilku miesięcy. Musiało na mnie przejść, ale wy też daliście mi energię. Miło było was wszystkich jeszcze raz ujrzeć.
- Musisz już iść? – spytała Ruda, na co Celina pokiwała głową. Pożegnała się z wszystkimi, starając się nie patrzeć na łzy Leny i już otwierała drzwi, aby się wymknąć, gdy Michał zjawił się przy niej.
- Pozwól, że cię odprowadzę. – poprosił, na co ona bezwiednie przytaknęła. Gdy zamykały się za nimi drzwi, nie byli świadomi, ze reszta towarzystwa odprowadzała ich spojrzeniem.
- Ja już nie wiem, co to jest. – bezradnie podsumował Bronek.

Wyszli na ulicę i Dłużewska wskazała drogę. Konarski wyrzucił papierosa i dostosował tempo do jej wolnego chodu. Lekki wiaterek chłodził ich policzki. Gdzieś w oddali paliły się całe kamienicy tworząc ogromną łunę na zachodzącym niebie. Otaczała ich krwista czerwień i szarość. Dziewczyna zapragnęła zobaczyć słońce. W takiej sytuacji powinna założyć sukienkę, przyszło jej na myśl. Zachichotała cicho nie wierząc własnej głupocie. Michał spojrzał na nią zaskoczony, ale również się uśmiechnął. Cisza, która ich ogarniała koiła nerwy i odprężała. Celina poczuła, że chłopak ściska jej dłoń. Nie spojrzała na niego, dalej wpatrywała się w łuny pożarów, ale po raz pierwszy od dawna odzyskała na chwilę spokój ducha. Oddała uścisk i zwolniła jeszcze bardziej. Tak bardzo nie chciała wracać. To był zwyczajny pierwszo wrześniowy wieczór, a oni o prostu szli trzymając się za ręce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 6:50, 14 Sie 2014    Temat postu:

Nie wiem czy to mój nastrój, czy taki był zamysł aktorski ale o ile czytając poprzednią część miałam dreszcze i byłam zachwycona, tutaj mam wrażenie jakby wszystko nagle było takie "zwykłe", chociaż nie wiem czy to dobre słowo. Przeczytałam jakieś cztery razy tę część i tak wiem i widzę, że jest hiper poprawna językowo, gramatycznie jest w punkt perfekcyjna ale jakoś zabrakło mi klimatu. Natomiast nadal bardzo cenię Twoje pisanie i umiejętności.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 11:48, 14 Sie 2014    Temat postu:

Właśnie grupa przeszła ze Starówki na Śródmieście, do całkowicie innego świata, gdzie jeszcze żyło się na pozór normalnie. Atmosfera także jest inna. Nie ma brudu, gruzu i innych okropienstw, które przyjdą z czasem. W powstaniu też się zdarzały zwyczajne dni.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:54, 14 Sie 2014    Temat postu:

Wiem dlatego powiedziałam, że zwykłe nie jest odpowiednim słowem. Zwyczajnie zabrakło mi klimatu ot co! Ja chyba lubię jak jest dużo emocji a mniej poprawności, ale to tylko wyłącznie kwestia gustu (lub jego braku Razz)
Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 13:33, 14 Sie 2014    Temat postu:

Jeśli mówisz o tym, że moje teksty są super poprawne to niestety się mylisz. Wodze mnóstwo lieterowek, zjedzonych słówek i latających przecinkow. Też wolę emocje nad poprawnością, ale dużo błędów przeszkadza czytaniu. Oraz jak już się coś pisze, to trzeba przestrzegać zasad.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:19, 14 Sie 2014    Temat postu:

Ok, rozumiem. Nie czuj się urażona bo mam wrażenie, że powoli interpretujesz nawet moje komplementy jak ataki a tak nie jest Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Czw 15:55, 14 Sie 2014    Temat postu:

Daleko mi do urażonej, bo z tego co zrozumialam rozmawialiśmy ogolnie o tekstach, a nie o konkretnie moim, tak? Ataków nigdzie nie widzę, ale cóż Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin