Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:26, 11 Lut 2014    Temat postu:

Rozumiem. Też zawsze uważałam, że potencjał Celiny nie został wykorzystany. Dobrze, że w VI scenarzyści dali jej pobiegać z bronią i ubrano ją w partyzanckie ciuchy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:30, 21 Lut 2014    Temat postu:

Zaakceptujecie Crossover z "Domem"?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Sob 16:19, 22 Lut 2014    Temat postu:

Za "Domem" nie przepadam, gdyż propaganda mnie zbyt dotkliwie kluje po oczach, chociaż moja mama przepada za serialem, więc oglądałam kilka odcinków. Ale zrób, gdyż prawdopodobnie zakochał się i tak w twoich postaciach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:36, 22 Lut 2014    Temat postu:

Już myślałam, że pojawiła się kolejna część... Pisz, Olu, pisz!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karolina
Porucznik



Dołączył: 25 Paź 2013
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:52, 22 Lut 2014    Temat postu:

Ja akurat jestem wielką fanką "Domu", dla mnie to najlepszy serial jaki kiedykolwiek nakręciliśmy, więc jestem bardzo na tak Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 2:22, 02 Mar 2014    Temat postu:

4 SIERPNIA
9.00, Lena
Znowu była w Warszawie, jednak to, co zastała, w niczym nie przypominało miasta, które opuszczała kilka dni temu. Wszystko było tak pełne paradoksów – z jednej strony ulicy powiewały polskie flagi, a powstańcy śmiali się, rozmawiali, natomiast z drugiej kamienice były zajęte przez Niemców, którzy zabijali cywilów. Cudem udało jej się uniknąć jednej z egzekucji, ukryła się w komórce, gdy z innych pomieszczeń hitlerowcy siłą wyciągali ludzi. Obiecała sobie, że przeżyje, dla Jasia, Romka i Janka. To, co zrobiła, nie było może najrozsądniejsze, ale przecież jak miała wracać, gdy tu był jej ukochany, jej serce. Jaś był pod troskliwą opieką Klary i pani Rozalii, na które oko obiecał mieć Romek. A ona musiała odnaleźć Janka, wyzwolić wraz z nim kraj. Potem będą żyli – odbudują Warszawę, wychowają Jasia na porządnego człowieka, odnajdą groby swoich bliskich.
Lena przemykała ulicami, szukając kogokolwiek, kto miałby jakieś informacje o Janku. Nie znała jego pseudonimu, przydziału, niczego. Chwilami wydawało jej się, że nie ma żadnych szans, ale wtedy stawał jej przed oczami Janek, jego walka o wyzwolenie Leny, o wyprowadzenie jej z getta. Nie mogła się poddać. Była już na Żelaznej, tam do niedawna mieszkali. To irracjonalne, ale wierzyła, że w tym miejscu stanie się coś, co pomoże jej znaleźć męża.
- Przepustka – droga zastawił jej młody mężczyzna w furażerce z orłem w koronie.
- Szukam męża – zaczęła.
- To źle pani szuka, ja mam już narzeczoną – odburknął żołnierz.
- Proszę pana, ja już mam męża. Nie słyszeli państwo może, gdzie podziewa się porucznik Jan Markiewicz?
- Nie, nie słyszeliśmy. A pani, przepraszam, zaangażowana?
- Tak – Lena nie wiedziała, jaka odpowiedź pomoże jej odnaleźć męża.
- To pani dołączy do naszego oddziału. Proszę wybrać sobie pseudonim – na twarzy powstańca po raz pierwszy zagościł cień uśmiechu. Niestety, nie był przeznaczony Lenie, lecz podchodzącej do nich blondynki z opaską Czerwonego Krzyża na ramieniu – Basiu, co ty tu robisz?
- Zmienili mi przydział. Idę teraz do „Chrobrego”, postanowiłam, że po drodze cię odwiedzę.
- Chodź, przejdziemy się.
Odeszli kawałek i usiedli na ziemi. Kiedyś Basia, panienka z dobrego, lekarskiego domu, nie usiadłaby w takim brudzie, jednak ostatnio wszystko było jej jedno. Łukasz przytulił ją, jakby chcąc nacieszyć się jej obecnością.
- Myślałam ostatnio o twoim wierszu. Teraz liczymy celne strzały/Bogu dziękując za każdą ofiarę
- Lecz kiedyś przyjdzie kochać wroga/ I następcy będą tańczyć na naszych grobach – dokończył Zbożny.
- Naprawdę jesteś aż takim pesymistą? Myślisz, że nikt o nas nie będzie pamiętał, o tym wszystkim, co się dzieje? Trudno mi w to uwierzyć?
- Basiu, wszystko się zmienia. Wczorajszy wróg może być jutro naszym przyjacielem, a ten, kto dziś zdaje się nam pomagać, niedługo być może wbije nam nóż w plecy.
- Mówisz o czymś innym. Ja zastanawiałam się nad ostatnią strofą, I następcy będą tańczyć na naszych grobach. Będą następcy? Będzie ktoś jeszcze po nas? Czy dalej będziemy musieli walczyć o niepodległość?
- Walka o niepodległość będzie trwała zawsze. Nawet, gdy kraj jest w niewoli, my możemy być wolni i na odwrót. Ważne, by podejmować w życiu słuszne decyzje.
Lawinówna wstała i otrzepała spodnie. Musiała już się zbierać, jeśli chciała zdążyć na odprawę.
- Muszę już iść do swoich. Przepraszam. Dokończymy jeszcze tę rozmowę, dobrze?
- Dobrze. Posłuchaj, mam prośbę, przyplątała się tutaj taka, nie przedstawiła, twierdzi, że należy. Weźmiesz ją ze sobą?
- Dobrze – Basia podeszła do Leny – Jestem „Sarna”, a ty?
- „Janka” – użyła swojego pierwszego pseudonimu, który lubiła najbardziej.
- Idziesz ze mną do „Chrobrego”, tam jest silna kobieca drużyna.
10:00, Ruda
Źle czuła się ze wszystkim, co ostatnio się stało. Nie chodziło tylko o tamten nieszczęsny pocałunek, ale przede wszystkim o ciągłe oddalanie się od Władka. Wolała rozmawiać z Michałem, który słuchał, pocieszał, niż z odważnym bohaterem – Władkiem. Pierścionek zaręczynowy zdjęła parę dni temu, gdy Michał uratował ją przed czołgami. Przyznała się przed sobą, że Guzik coraz częściej w jej myślach. Mogła na niego liczyć, ufała mu, coraz częściej rozmawiali. Nie tylko o wojnie, śmierci, walkach, ale też o sobie. O uczuciach, marzeniach. Tylko do tamtej chwili nie wracali. Było, minęło, nikt nie wiedział. Dręczyło ją to, czy ma opowiedzieć o wszystkim Władkowi. To było strasznie głupie, wokół szalały walki, a ona rozmyślała o mężczyznach. Ostatnio nie zrobiła niczego pożytecznego. Zajęła się czyszczeniem swojej broni.
- To kiedy ten ślub? – usłyszała głos „Sarmaty”.
- Jaki ślub? – odwróciła się i z pobłażaniem spojrzała na kolegę.
- No właśnie, co ja słyszę o ślubie? – do rozmowy ni stąd, ni z owąd dołączył się Władek.
- Wygląda na to, że ojciec Piotr odpocznie od pogrzebów. Bo się nam w oddziale weselisko szykuje – uśmiechnął się chłopak.
- A to niby czyje? – zapytał, trochę rozbawiony sytuacją „Kmicic”.
- „Rudej” i „Szarego”, a czyje? – zirytował się „Sarmata”.
- Muszę cię uprzedzić, że „Ruda” to moja…
- Przyszła bratowa, wiem, wiem. Ale, swoją drogą, jesteście ładną parą. Takie gołąbeczki . Gdyby nie wczoraj, to w życiu bym nie wpadł na to, że wy…
- Jakie wczoraj? – dociekał Władek.
- Władek, chodź, porozmawiamy. Sami.
Kapitan był coraz bardziej zdezorientowany. Owszem, zauważył, że Ruda spędzała coraz więcej czasu z Michałem, ale przecież oni tylko się przyjaźnili. Guzik miał podejście do kobiet, a Władka bardziej pochłaniały sprawy walki, oddziału, niż Wiktoria. Wiedział, że ona sobie poradzi, tak jak zwykle. Gadanie „Sarmaty” to pewnie tylko jakieś plotki…
- Władek, ja mam dość – wyznała Ruda, gdy odeszli od grupy chłopaków, zgromadzonych, oczywiście, wokół Michała.
- Tak? To możesz odejść, proszę bardzo – Nie rozumiał problemów narzeczonej. Oni byli żołnierzami, nie mogli mieć słabości.
- Nie o to chodzi… Władziu, proszę cię, raz mnie posłuchaj, wiem, że masz jakieś ważniejsze sprawy na głowie, ale błagam…
- Co masz mi do powiedzenia?
- Brakuje mi ciebie. W ogóle mnie nie zauważasz ostatnio, wiesz?
- Ruda, radzisz sobie, a ja muszę… - nie wiedział właściwie, co jest jego obowiązkiem- To nie jest czas na romansowanie – uciął temat.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – chciała powiedzieć mu o tym pocałunku, przecież na pewno by jej wybaczył, kochają się, ale w tej chwili znów rozległa się kanonada wystrzałów.
- Kocham cię – usłyszała jeszcze głos Władka.
Kule przecinały powietrze, odbijały się od ścian. Strach znów ją sparaliżował, nie miała sił na ucieczkę, a co dopiero na walkę. Sięgnęła jednak po pistolet, ale nim uniosła go, poczuła dziwny ból brzucha. Dotknęła bolącego miejsca i ze zdumieniem odkryła, że ręka lepi się od krwi. Przed oczami stanął jej „Kamiś’, to jak ranny biegnie na spotkanie śmierci. Była żołnierzem, przysięgała „aż do ofiary życia mego”. Tak zachowałby się Władek. Drżącą ręką uniosła pistolet i strzeliła, nawet nie mierząc do nikogo. Na chwiejących się nogach ruszyła do przodu. Przed oczami, poza malutkimi, wirującymi, czarnymi plamkami, pojawił się obraz mamy, żegnającej córkę przed wyjazdem na studia do Warszawy. Potem Władek, taki uroczo nieśmiały, kiedy zobaczyła go pierwszy raz. Nogi znów ugięły się pod nią, stawianie kroków było coraz trudniejsze. Nie mogła się poddać, zmrużyła oczy, by widzieć coś, poza coraz większymi plamami. Znów nacisnęła spust. Za to pobicie, za tamtego konfidenta, który ją wykorzystał, za „Ernesta”… Nie miała już sił nawet na złapanie oddechu, wszystko wirowało jej przed oczami. Upadła, widząc jeszcze Michała, który pochyla się nad nią i całuje.
- Wycofujemy się! – krzyknął Władek, jak zawsze szukając wzrokiem narzeczonej i młodszego brata. Obiecał sobie, że będzie ich pilnował, ze nie pozwoli, by cokolwiek im się stało.
Michał kierował walkami od drugiej strony, ale ukochanej nigdzie nie było.
- Ruda jest ranna! – usłyszał krzyk „Sarmaty”.
Szybko pobiegł w tamtym kierunku. Kobieta leżała na bruku, pochylał się nad nią „Sarmata” i „Fryderyk”. Z brzucha wylewała się krew.
- Wiktoria! – krzyknął, łamiąc chyba wszystkie zasady. Nic jednak nie obchodziły go te regulaminy, gdy tuż obok umierała jego kobieta – Wiktoria, co się stało?
Nie odpowiadała, chociaż była przytomna. To dobrze, czy źle? Ruszała tylko ustami, więc Konarski pochylił się, by lepiej ją usłyszeć.
- Nie zapomnij o mnie – tyle zdołał zrozumieć.
- Przestań pieprzyć, Ruda. Będziesz żyła, jasne? – trzymał ją za coraz zimniejszą rękę – Musisz żyć.
Pierwszy raz był tak roztrzęsiony, że nie mógł zebrać myśli. Codzienny racjonalizm ustąpił wszechogarniającemu strachowi o ukochaną. Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez Wiktorii, to ona była słońcem w jego życiu, to o niej myślał przed zaśnięciem. Może nie był w związku ideałem, ale przecież kochał Rudą.
- Michał, ratuj ją! – Brat już do nich podbiegał. Władek zdał sobie z tego, brzmi, jakby płakał.
- Co jest? – Guzik jak zawsze w takich sytuacjach był opanowany.
- Dostała w brzuch.
- Trzeba ją jak najszybciej przetransportować do szpitala – zadecydował Michał – Idę z wami.
- Nie, ty musisz tu zostać, ktoś musi dowodzić – Mimo, że bardzo chciał, by Guzik był z nimi, kapitan Konarski musiał zachowywać się jak żołnierz.
- Poradzą sobie. A ja cię nie zostawię, jesteś moim bratem. Weź ją na ręce,
Władek spełnił polecenie brata. Ruda była strasznie lekka, miękko ułożyła się w jego ramionach. Spojrzał na ziemię – kałuża krwi była olbrzymia, barwiła bruk. Czy Wiktoria dożyje, nim dotrą do szpitala? Pomimo chłodu, zdarł z siebie sweter próbował zatamować krwawienie.
- Wiktoria, błagam cię, zostań ze mną.
- Chodź – Michał próbował wyrwać go z rozpaczy. Czy on był dla niego oparciem po śmierci Karoliny? Czy nie pozostawił go samego sobie?
- Kochanie, błagam, musisz żyć – głaskał dziewczynę po blednącej twarzy.
- Jeśli chcesz jej pomóc, musimy się pospieszyć – powiedział Guzik, biorąc przyszłą bratową na ręce – Idziemy.
11:40, Maria
Nie miała czasu na odpoczynek, liczba rannych przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Kończyła się morfina, jej sił zaczęło już brakować. Razem z Otto i asystującą im siostrą Józefą przyjęli zasadę, że znieczulenie dostaną tylko ci naprawdę bardzo ranni i, co najważniejsze przytomni. Maria usiadła na krześle, próbując nie myśleć o pacjencie, któremu przed chwilą amputowała nogę. Bez morfiny. Jego krzyki i jęki brzmiały w jej uszach, mieszając się ze szczekaniem obozowych psów, wrzaskiem strażników i płaczem małego, gorączkującego Michała.
- Pani doktor, stało się coś? – podeszła do niej siostra Józefa.
- Nie, już idę. Wszystko jest w porządku. Coś nowego?
- Bogu dzięki, nie. Niech się pani położy na chwilę, trzeba odpocząć.
- Ma siostra rację, ale proszę mnie obudzić, jakbym była potrzebna – Maria weszła do dyżurki i położyła się na kozetce.
- Jest doktor Kirchner, doktor Baranowski, poradzimy sobie, pani doktor. A pani należy się chwila odpoczynku, od kilku dni pani nie spała.
Maria zamknęła oczy. Mimo ogromnego zmęczenia, nie mogła zasnąć. Dręczyła się myślami o Władku i Michale – to, że walczyli, było niemal oczywiste, ale gdzie? Żyli? Może byli ranni i potrzebowali jej pomocy? Już dwa razy, gdy byli na Gestapo, nie mogła nic zrobić, by ich ratować. Ta bezradność prześladowała ją nadal w koszmarach, w których Niemcy torturowali jej dzieci, a jej kazali patrzeć. Mocniej otuliła się kocem, jakby to miało być jej tarczą przed wspomnieniami i strachem.
- Mamo! – do pokoju wpadł Władek. Był roztrzęsiony, głos mu drżał, a oczy błyszczały jakiś złowieszczym blaskiem – Mamo, musisz ją ratować.
- Uspokój się, synu – Maria przytuliła pierworodnego – Wszystko będzie dobrze. Co się stało?
- Ruda… - głos mu się załamał – Wiktoria jest ranna. Mamo, powiedz mi, ze ona będzie żyła.
- Uspokój się, Władziu. Gdzie ona jest?
- U Michała.
Maria założyła brudny kitel i ruszyła korytarzem. Rzeczywiście, przy drzwiach stał Guzik, trzymając w ramionach bladą dziewczynę. Z rąk ściekała mu krew. Konarska chciała rzucić się synowi na szyję, ucałować go, przytulić, ale w tej chwili życie narzeczonej Władka było najważniejsze.
- Straciła dużo krwi, mamo – powiedział, także roztrzęsiony, Michał.
- Jest przytomna?
- Tak. Przed chwilą się przebudziła.
Ból był oszałamiający. Wiktorię bolał każdy mięsień, świat wirował jej jak karuzela, a głosy ludzi dochodziły jakby zza grubej ściany.
- Słyszysz mnie, dziecko? – między ciemnymi plamkami widoczna była twarz pani Marii, która pochylała się nad nią i próbowała zatamować krwawienie – Jaką masz grupę krwi?
- Zero plus – wyszeptała dziewczyna.
- Masz taką krew, mamo? – do rozmowy wtrącił się Władek – Jaką ja mam?
- A plus – odpowiedziała fachowo Maria – Tak jak ja. Ale Czesiu miał zero plus, więc Michał powinien…
- Uratujesz ją? – Władek spojrzał głęboko w oczy brata.
Michał miał powody, żeby mu nie pomagać. Przez niego zginęła Karolina, on wykonał niesprawiedliwy wyrok, nie przejmując się prośbami brata, by chwilę poczekać. Kilka tygodni temu sytuacja była taka sama – życie narzeczonej jednego z braci, zależało od decyzji drugiego.
- Oczywiście – powiedział „Szary”, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie.
Nie rozpatrywał tego w kontekście śmierci Karoliny. Te sytuacje były zupełnie różne, a Ruda potrzebowała pomocy. Byli żołnierzami, wszyscy, Wiktoria została ranna, walcząc za Polskę.
- Musimy się pospieszyć – orzekła Maria – Bo za godzinę będzie za późno.
13:00, Celina
Od wczoraj Dłużewska nie mogła znaleźć sobie miejsca. Czy była winna śmierci „Idy”? To ona mówiła jej o bohaterstwie, o tym, że trzeba pokonywać strach. „Zając” próbował odwieść ją od tych myśli, opowiadając jakieś bzdury, jednak myśli Celiny krążyły gdzieś daleko.
- „Lili” – zawołał ją „Klim” – Chodź, pomożesz nowym się zaaklimatyzować.
Niechętnie wstała z podłogi. Całą noc nie spała, poprzedniego dnia zerwała się w nocy, była naprawdę zmęczona. Dodatkowo, w jej myślach znów zagościł Michał.
- To „Janka” i „Sarna” – przedstawił nowoprzybyłe porucznik.
Celina uniosła wzrok. Jako pierwszą zauważyła szeroko uśmiechniętą dziewczynę z długim, jasnym warkoczem. Tuż obok stała… Lena.
- Zwariowałaś? Co ty tu robisz? – krzyczała, przytulając przyjaciółkę do siebie.
- Musiałam wrócić. Muszę dowiedzieć się czegoś o Janku.
- Nic nie wiem, straciłam kontakt ze wszystkimi. Ale znajdziemy ich, zobaczysz – powiedziała dziarsko – Przepraszam, „Sarna”, że się nie przedstawiłam. Jestem „Lili”.
- Szefowa? – zapytała blondynka.
- Nie, zwykły, szeregowy żołnierz. Dobrze, że jesteś, potrzebujemy sanitariuszek – uśmiechnęła się Celina – A ty, „Janko” – zaakcentowała pseudonim Leny - Jesteś wariatką.
17:00, Władek i Michał
Czas dłużył się Władkowi okropnie. Patrzył na białe drzwi, za którymi mama ratowała jego narzeczoną. Marzył o tym, by w końcu się uchyliły, by ktoś powiedział mu, co się stało.
- Boisz się? – zapytał Michał.
- Tak. Boję się, że ją stracę, ze jej nigdy nie zobaczę… - westchnął Władek.
Na myśl o tym, że jego życie mogłoby dalej toczyć się bez Rudej, Konarski miał ochotę wymordować wszystkich Niemców. Nie, przecież to było niemożliwe, ukochana zawsze ze wszystkiego wychodziła cało.
- Poradzisz sobie. Z tym da się żyć – stwierdził gorzko Guzik.
- Michał, przepraszam za tą sprawę z Karoliną. Zachowałem się jak idiota. Zabiłem niewinną kobietę, bo tak kazał mi jakiś przeklęty pułkownik.
- Nie wiedziałeś, że była niewinna. Dostałeś taki rozkaz.
- Tak, ale ty byś do Rudej nie strzelał. A ja zabiłem kobietę, którą kochałeś.
- Słuchaj, Władek – popatrzył bratu w oczy – Tyle razy ratowałeś mi dupę, że, jakkolwiek głupio to nie brzmi, kocham cię bardziej niż Karolinę, Hanię, Betty i wszystkie razem wzięte. Dziewczyn można mieć wiele, ale takiego cudownego brata tylko jednego, rozumiesz?
- Cudownego? Przeze mnie zginął tata, przeze mnie…
Michał miał dość. Nienawidził, gdy Władek wyrzucał sobie śmierć ojca. Guzik wiedział, że to była tylko jego wina – to on namawiał tatę do odbicia brata, to on nie udzielił mu pomocy.
- Daruj sobie, Władziu. Tata wiedział, co robi. Zresztą, to ja powinienem się obwiniać. To ja namawiałem go na tą akcję, tak? Bo bym ciebie tam nie zostawił.
- Zebrało nam się na szczerą braterską rozmowę, nie? – zakpił Władek.
- Czasem trzeba. Jeśli chodzi o Karolinę, to nie mam do ciebie żalu. Miałem, ale już nie mam. I nawet nie o to, że ona nie żyje, tylko o to, że mi nie uwierzyłeś. A zresztą, ja zrobiłem ci większe świństwo.
- Zapowiada się ciekawie – uśmiechnął się pod nosem kapitan – No, mów.
- Wczoraj, jak szukaliśmy Rudej… Ona była w złym stanie, rozmawialiśmy i ja ją… Całowaliśmy się. I nie wiem, może doszłoby do czegoś więcej. Ale Ruda mi się nie podoba, to znaczy jest ładna i tak dalej, ale ja…
Co? Świat Władka runął. Michał z jego Wiktorią? Mieli romans? Niósł ją, bo się kochali? I to w jego oddziale? Za jego plecami?
- Co ty? Chciałeś ją tylko zaliczyć, tak?
- Co ty pieprzysz, Władziu? Ja kocham Celinę. Dopiero ostatnio sobie to uświadomiłem.
- Tak? Kochasz Celinę i najpierw zaręczasz się z Osmańską, a potem uwodzisz moją narzeczoną? A teraz chcesz szczęścia z Celiną, tak? Tak? – Władek nie mówił, on krzyczał – Obyś nigdy z nią nie był szczęśliwy, bo ty nie umiesz kochać!
Odszedł od brata. Uchylił okno. Do korytarza wpadło gorące od ognia pożarów powietrze. Władek zaczerpnął świeżego powietrza. Usłyszał kroki Michała za swoimi plecami.
- Przepraszam, Władziu. Dla mnie to nic nie znaczyło, dla niej też.
W tym momencie z sali operacyjnej wyszła blada Maria. Ręce jej się trzęsły, w oczach miała łzy.
- I co z nią?
- Ona…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Nie 10:40, 02 Mar 2014    Temat postu:

Ruda nie żyje!!!!!!!!? D: Tak zrozumiałam. Bardzo dobtze przeprowadziłaś rozmowę Michała i Władka. Chciałabym jeszcze zobaczyć, czy Władek będzie obwiniać Michała za śmierć (?) Rudej. Trochę za mało Celiny (sama się sobie dziwię, że to piszę), a u Leny zawarłaś wszystko, co chciałam wiedzieć (gdzie jest Jaś itd.). Jednym słowem: czekam, czekam na kontynuację!

PS Twoje urodzinowe jest już dokończone i opublikowane, jak chcesz, to sobie przeczytaj. ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krasiwaja
Generał



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 15:48, 02 Mar 2014    Temat postu:

A gdzie tam, Ola jej nie zabiła, bo dobrze wie, że straszyłabym ją za to po nocach. Very Happy
Wreszcie się Maria (I OTTO!!!!) pojawiła... ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:37, 02 Mar 2014    Temat postu:

Na kolejną część czekajcie kolejne 3 tygodnie Smile
Dziękuję, Pierniczkowa, za opinie.
Klaudia, ja się Ciebie nie boję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:18, 02 Mar 2014    Temat postu:

Kolejna cudowna część, tak pięknie i prawdziwie to wszystko opisujesz - rozmowa Basi i Łukasza o wierszu, spotkanie Leny z Celą, postrzał Rudej... Bardzo ciekawa jest Ruda w tym opowiadaniu, przestraszona, pragnąca obecności drugiej osoby, czułości. Nie podoba mi się jednak, że tak często myśli o Guziku. Rozumiem, że "Sarmata" coś musiał zauważyć, jakąś bliskość Michała i Rudej skoro mówił o ich rzekomym ślubie? Rolling Eyes

Świetna rozmowa braci, choć może Michał potem niepotrzebnie przyznał się do tamtego pocałunku Rolling Eyes
Cytat:
- Słuchaj, Władek – popatrzył bratu w oczy – Tyle razy ratowałeś mi dupę, że, jakkolwiek głupio to nie brzmi, kocham cię bardziej niż Karolinę, Hanię, Betty i wszystkie razem wzięte. Dziewczyn można mieć wiele, ale takiego cudownego brata tylko jednego, rozumiesz?


Mam nadzieję, że jednak nie będziemy znowu tak długo czekać na kolejną część. Musiałam sobie odświeżyć wszystkie poprzednie przed przeczytaniem dzisiejszej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krasiwaja
Generał



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 21:32, 02 Mar 2014    Temat postu:

Konarska napisał:
Na kolejną część czekajcie kolejne 3 tygodnie Smile
Dziękuję, Pierniczkowa, za opinie.
Klaudia, ja się Ciebie nie boję.


No to zaczniesz. Bo ja jestem zuuuaaa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 2:52, 23 Mar 2014    Temat postu:

Kolejna część. Starałam się poprostwoać to, co ostatnio rozwaliłam, ale i rozwaliłam nowe rzeczy:
5 sierpnia
9:00, Ruda
Jasne światło było coraz bliżej… Odgłosy rozmów dochodziły do Wiktorii jak zza grubej ściany, mieszając się jednocześnie z kołysanką, śpiewaną jej dawno temu przez mamę i melodią z pozytywki, którą mała Wikusia dostała na urodziny od cioci Emilii z Ameryki. Ciocia zawsze kojarzyła jej się z wróżką i każda jej wizyta była dla dziewczynki ogromnym wydarzeniem. Nadal słyszała szelest długich sukienek z tafty i czuła lekki różany zapach perfum. Ciocia Emilia wyemigrowała do Stanów, bo zakochała się w bogatym amerykańskim przedsiębiorcy. Jej american dream nie trwał jednak zbyt długo, pięc lat po ślubie, w 1926, wuj George stracił wszystko i razem z ciotką popełnili samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Wiele lat wcześniej, to Wiktoria pamiętała dobrze, mimo, że miała wtedy chyba trzy czy cztery latka, Rudnicka, jeszcze panna, zarzekała się, że nie będzie potrafiła żyć w ubóstwie. Może to dobrze, że nie doczekała tych okropnych czasów? Czy jej delikatna, artystyczna dusza, wytrzymałaby wojnę? Chociaż w Ameryce to wszystko nie było aż tak przytłaczające, jak tu… Światło było coraz bliżej, i bliżej. Wiktoria słyszała głośny, radosny śmiech cioci Emilii i niemal widziała radosny, dziewczęcy uśmiech błądzący na jej ustach. Kobieta wyciągała rękę do ukochanej bratanicy, jakby chcąc ją zaprowadzić na drugą stronę, do siebie. Tam, gdzie nie będzie już wojny, smutku, bólu, głodu, upokorzeń. Rudnicka już, już miała iść za ukochaną ciocią, gdy poczuła czyjś silny uścisk.
- Jestem przy tobie… Proszę cię, obudź się – usłyszała głos Władka.
Delikatnie uchyliła powieki. Uderzyło ją mocne światło, wkradające się przez szybę. Jednocześnie poczuła ostry ból w brzuchu. Wykrzywiła twarz, jakby to miało choć trochę pomóc.
- Władek – powiedziała, walcząc z suchością w gardle – Pić.
- Nie możesz pić, kochanie. Masz ranę – Po chwili zwilżył wacik i moczył nim usta narzeczonej.
- Gdzie jestem? – zapytała, gdy zaspokoiła pragnienie.
- W szpitalu. U mojej mamy.
- A jaki mamy dzień?
- Piąty sierpnia. A wiesz, że dzisiaj pierwszy raz od dawna zaświeciło słońce?
Wiktoria uśmiechnęła się, jakby słowa narzeczonego ją rozbawiły. Dawno nie rozmawiali o pogodzie, dawno nie rozmawiali w ogóle…
- A ty nie jesteś na Woli? Powinieneś, panie kapitanie.
- Nie jestem. Jestem z tobą.
- A oddział? Przecież Polska, Bóg, Honor…
- Są w życiu ważniejsze rzeczy – powiedział pewnie mężczyzna – Wiktoria, muszę cię o coś zapytać – dodał po dłuższej chwili milczenia.
Rudą aż zatkało. Nie dość, ze Władek miał dla niej czas, to z nią rozmawiał i przyznał, że jest dla niego najważniejsza. A teraz nagle chce o coś zapytać.
- Tak? – wiedziała, czego może dotyczyć to pytanie.
- Rozmawiałem wczoraj z Michałem – Nie pomyliła się – Powiedział mi o tym waszym pocałunku. On coś dla ciebie znaczy? Czujesz coś do niego?
Taka urocza była ta niepewność w jego głosie. Wiktoria zastanawiła się, dlaczego zwątpiła w to, że Władek ją kocha. Przecież to było widać jak na dłoni. Zawsze był przy niej, gdy kończyły się strzelaniny, przyniósł ją tutaj, troszczył się. A ona go zdradzała, może nie czynem, ale myślą z Michałem, bo co? Bo ten raz wyciągnął ją z dołka? Ona mu też niejednokrotnie pomagała, byli przyjaciółmi…
- Nie. Nic. Michał i ja się tylko przyjaźnimy.
- Na pewno?
- Na pewno. Nawet jeśli coś, to było to dawno.
- Przepraszam – powiedział cicho Konarski.
- Za co?
- Za to, że nie było mnie, gdy mnie potrzebowałaś. Jestem okropnym narzeczonym, wiem.
- Jesteś najlepszym narzeczonym, jakiego można mieć. Bardzo cię kocham.
- Bałem się, że cię już nigdy nie zobaczę – powiedział, zbierając się na szczerość.
Przyznał się do słabości, a przecież, jako żołnierz, nie miał do niej prawa. Jak Ruda na to zareaguje? Czy go wyśmieje?
- To ty się czegoś boisz? – zakpiła dziewczyna.
9:30, Lena, Basia i Celina
Leżały w krzkach, patrząc na dwie skrzyneczki, które miały dostarczyć. Niby nic prostszego, przebiec ulicę i wziąć pudełka, a jednak, Niemcy swym ostrzałem skutecznie to uniemożliwiali. Kobiety bały się, czuły, że „Klim” je przecenił, że nie nadają się do tej roboty.
- Idziemy – zadecydowała Celina, która była szefową tej wyprawy.
- Nie ma po co. Nie przejdziesz trzech kroków, a cię dostrzelą – zauważyła „Sarna” – Lepiej poczekać.
- Na co? Myślisz, że odpuszczą? – ironizowała Dłużewska – I pójdą sobie na obiadek czy może dlatego, że im się nudzi.
- A jaki sens, żeby nas zabili, co? Poczekajmy.
Nadal wpatrywały się w leżące nieopodal skrzynki, wsłuchując się jednocześnie w odgłos wystrzałów. Krótkie serie, za długie jednak, by przebiec pomiędzy nimi. Celina próbowała wyłapać rytm, odkryć jakąś rutynę, moment, który pozwoliłby im na przejście. Strzał, dwie sekundy przerwy, strzał, dwie sekundy przerwy… Nie, to nie miało sensu.
- „Sarna” – zwróciła się do blondynki – Ty masz jakąś rodzinę? Narzeczonego, męża?
- Mam rodziców i narzeczonego. Jak to się skończy, bierzemy ślub. A co?
- Pójdę sama po te skrzyneczki.
- Po co tak ryzykować? – zapytała Lena – Co chcesz udowodnić?
- Nic nie chcę udowadniać. Ktoś musi to zrobić, a wy macie rodziny. Dlatego pójdę ja – podjęła już decyzję i nie zamierzała jej zmieniać.
I tak nie miała dla kogo żyć, a chciała się przydać. Udowodnić całemu światu, że też jest odważna, że też coś potrafi. Ale, jak za każdą jej decyzją, stała chęć zapomnienia. Celina Dłużewska była uzależniona od ryzyka. Tylko wtedy, gdy adrenalina buzowała w jej krwi, a myśli skupiały się tylko na wykonaniu zadania, potrafiła oderwać się od rozmyślań, tęsknoty i zadręczania się. Mogła być tą dziewczyną, która przed wojną bawiła się mężczyznami i skakała ze spadochronem.
- A co jeśli on cię kocha? – zapytała „Janka”.
- Kto? Michał? To nie ma żadnego znaczenia, on nie ma żadnego znaczenia, a ja pójdę i zaraz wrócę, tak?
Była wściekła, że przyjaciółka przypomniała jej o Konarskim. Chciała zapomnieć, już prawie się jej udało, już była zdecydowana, a tu znowu wątpliwości. Może naprawdę… Może po powstaniu, po co przekreślać ich szanse. Nie, już dawno wybiła sobie z głowy romanse. Michał na pewno kogoś miał, a ona i tak nie chciała być jego kolejną dziewczyną na chwilę.
- Cela, nie idź - poprosiła łagodnie Lena.
- A kto pójdzie? „Sarna”, która ma narzeczonego i ustaloną datę ślubu? A może ty, matka dwumiesięcznego dziecka, co?
- Przecież oni stąd pójdą – zniecierpliwiła się Basia – A z Łukaszem to jeszcze nic pewnego.
- A co, odkochałaś się? – zażartowała Lena.
- Nie… Ale jest wojna, on w każdej chwili może zginąć.
Zapadła cisza. Jest wojna. Czy Janek, Łukasz, Michał byli bezpieczni? Czy żyli? A może umierali, myśląc o Polsce, jak żołnierze, a nie o swoich ukochanych? Czy teraz w ogóle poświęcali im choć sekundę uwagi?
- Koniec tego zadręczania. „Janka”, jeśli mi się coś stanie, to masz znaleźć Michała i…
- I powiedzieć mu, że go kochałaś – dokończyła pani Markiewicz. Odpowiedziała jej głucha cisza – O, widzę, że mam rację.
- Może i masz, ale to nie jest temat na rozmyślania. Zaraz wracam.
Wykorzystując chwilową, dwusekundową przerwę, Celina podniosła się z klęczek i wydostała zza krzaków. Jej piękna, biała koszula była cała ubrudzona ziemią. Włosy, wilgotne od porannej rosy, kleiły się do twarzy. Zbliżyła się do krawężnika, położyła i czołgając się, zaczęła poruszać się do przodu. Nie, w tym tempie nigdy nie dojdzie do skrzyneczek. Trzeba było zachować się jak wariatka. Wyprostowała się i popatrzyła w słońce. Miała w sobie siłę, czuła się gotowa. Pobiegła przed siebie. Znów rozległy się wystrzały. Strach, zamiast ją jak zwykle paraliżować, dodał skrzydeł. Była już prawie u celu, mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Złapała skrzynkę, niezwykle ciężką. Co kryło się w środku? Wiedziona ciekawością, znów ruszyła biegiem, tym razem w stronę kryjówki. Wokół leciały kule, jedna z nich drasnęła Celinę w ramię, jednak ona starała się nie myśleć o tym. I kolejna, tym razem uderzyła o łydkę. Dłużewskiej zaczęło być słabo. W końcu poczuła strach. Ale nie, teraz musiała przeżyć. Była już kilka metrów od Leny. W końcu. Położyła pudełko na ziemię i usiadła.
- Boże, „Lili”, co się dzieje? – „Sarna” już była przy niej – Przed wojną zaczęłam studia medyczne, powinnam ci umieć pomóc. Gdzie dostałaś?
- W ramię.
- I w łydkę – dodała Lena – Ale i tak jesteś w czepku urodzona.
- Gdzie tam… I tak mnie trafili.
- Ale mogli zabić. Strasznie się o ciebie bałam.
- Ja też się o siebie bałam. Że nigdy nie zobaczę tych, których kocham… I że się poddam – dodała, próbując udawać twardą.
Lena już ją przytulała. Jak ona to robiła, że zawsze potrafiła rozpoznać każdy nastrój Celiny i doskonale przejrzać każdą jej maskę. Od przyjaciółki zawsze biło niezwykłe ciepło i radość. Takie wrażenie Dłużewska odniosła już na pierwszym spotkaniu. Lena, mimo getta, które cudem opuściła, zarażała jakąś pozytywną energią. Tego właśnie było trzeba, najpierw Wandzie, by pogodzić się z traumatycznymi przeżyciami, potem Celinie, by zapomnieć o Krzysztofie i Michale, a ostatnio Wiktorii, by zachować resztki normalności. Bo Sajkowska właśnie taka była – zwyczajna. Pomimo wojny, szczęśliwa, żyjąca całkiem normalnie. Mężatka, ciężarna, a przy okazji łączniczka.
- No już, Cela, przy mnie nie musisz udawać – mówiła tak, gdy Celina pierwszy raz zaprzeczyła, że kocha Michała. Powiedziała to także teraz, gdy „Lili” próbowała być żołnierzem.
Janek, 11:06
Rano „Eliza”, łączniczka, przekazała mu wiadomość od Władka. A więc Konarscy żyli, byli bezpieczni w szpitalu. Janek nie posiadał się z radości. Gdyby tylko miał jakieś wiadomości o Lence i Jasiu, ale oni przecież żyli normalnie w Otwocku. Nic im nie groziło. Tylko to uspokajało Markiewicza w tych dniach. Ostatnio ciągle walczyli. Od drugiego nie zmrużył oka ani na chwile. Niemcy chcieli zdobyć całą Wolę, ale on i jego chłopcy nigdy jej nie oddadzą. Praga była już podobno w sowieckich rękach. Ciekawe, czy kamienica, w której dorastał, nadal stała? Otrząsnął się z tych sentymentalnych rozważań. Jeśli miał być dobrym dowódcą, musiał nie wspominać. Walka, walka, tylko walka. Aż do zwycięstwa.
- Poruczniku! –„Eliza” zawsze biegła – Poruczniku, oddział „Kmicica” prosi o wsparcie. Zostali sami, dowódca i jego zastępca gdzieś zniknęli. A Niemcy ciągle na nich napierają, brakuje kogoś, kto wydawałby rozkazy.
Gdyby to był jakikolwiek inny oddział, Janek wysłałby któregoś ze swoich ludzi, niech się szkolą, ktoś przecież będzie musiał go zastąpić. A jednak, teraz szansa spotkania z chłopakami była duża, kiedyś wrócą do swojego oddziału. Markiewicz podjął szybką decyzję – dowodzenie przekazał „Mędrcowi”, a sam ruszył do oddziału Kmicica.
Widok miasta nie należał do najprzyjemniejszych. Niby wszędzie wisiały biało-czerwone flagi,a z każdej kamienicy wychodzili uśmiechnięci powstańcy, ale powietrze gorące było od pożarów, słychać było ciągłe wystrzały, a z niektórych ulic na świat wyglądały lufy panter. Skręcił w Złotą. Czyjaś silna ręka wciągnęła go do piwnicy.
- O, pan generał – To dozorca Popiołek znów uratował Janka – Niech generał spojrzy – zaprowadził Janka do okienka – Od rana tak strzelają.
Na podwórku stali Niemcy, mierzący do czegoś lub kogoś. Dopiero po chwili Janek zauważył, że ich celem byli ludzie, młodzi, starzy, dzieci, kobiety. Jedna z nich wyglądała zupełnie jak Lena. Jakiś wysoko postawiony SS-man skinął ręką. Rozległ się huk wystrzałów, a cywile upadli na ziemię.
- Skąd oni biorą tych ludzi?
- A, bo druga część kamienicy zajęta – powiedział dozorca – Ale myśmy ich wszystkich tutaj zamelinowali, może pan generał raczy poznać.
Zaprowadził ich do państwa na oko czterdziestoparoletnich. Kobieta była bardzo zadbana, brązowe włosy miała spięte w nienagannego koka, paznokcie równo obcięte i pomalowane, a w uszach wisiały jej kolczyki. Mężczyzna natomiast przykryty był kocem, pot zlewał mu się z twarzy, a oczy miał utkwione gdzieś w oddali.
- To państwo Lawionwie, pan doktór Leopold Lawina i pani Marta. Ich córka, Basia, poszła z narzeczonym do powstania.
- Co się stało z panem doktorem? – zapytał cicho Janek.
- A, to przykra historia. Nie dalej, jak wczoraj, pan Lawina wyszedł do powstańców z zupą. Wybuchł granat i doktorowi rękę oderwało. Ale chodźmy dalej.
Teraz podeszli do starszych od Lawinów ludzi, którym towarzyszył syn, liczący pieniądze.
- Zostanie nam tatuś, jeszcze na parę tygodni – powiedział.
- To są państwo Lermaszewscy i ich syn, Heniek.
- Porucznik Jan Markiewicz- Janek podał rękę panu Lermaszewskiemu, ucałował dłoń Lermaszewskiej, a Heńka poklepał po ramieniu.
- Panie poruczniku, nie przydałby się panu zegarek? Szwajcarski, prima sort – zachwalał towar chłopak.
- Przydałby, przydałby. Ale nie mam pieniędzy. Może papierosy – pokazał pudełko.
- Dwie paczki amerykańskich! Wchodzę w to! – zawołał głośno najmłodszy z Lermaszewskich, wkładając do rąk Janka zegarek.
- Znowu przyprowadzili jakichś – zawołała wysoka blondynka, stojąca przy oknie – Jacek, nie patrz – zakryła oczy chłopcu.
Rzeczywiście, podwórze znów zapełniło się od cywilów. Teraz jednak Niemcy wpadli na inny pomysł, oddzielali mężczyzn od kobiet i dzieci, którym na siłę zakładali białe chusty.
- A to, panie generale, pani Bawolikowa. Żona Bawolika, tego piłkarza. I ich synek, Jacek.
- Miło mi poznać. Porucznik Jan Markiewicz.
- Mamo – Jacek szarpnął mamę za spódnicę – Czy to tata?
- Nie, Jacku, to nie tata.
Chłopiec nie miał jednak zamiaru odpuszczać i przytulił się do nogi Janka.
- Jacek, daj panu spokój.
- Nie, nic się nie dzieje – powiedział Janek, biorąc chłopca na ręce – Co, zuchu? Pewnie też chciałbyś być żołnierzem, co?
- Nie, ja chcę być piłkarzem, jak tata.
- Aaa, piłkarzem, to wszystko jasne – postawił Jacka na ziemię – Państwo wybaczą, ale obowiązki mnie wzywają.
- A gdzież to pan idzie, mężczyzn wyłapują – zawołała pani Lermaszewska.
- Ku chwale Ojczyzny. Muszę iść.
Rozmowę przerwał okropny krzyk. Nie, to nawet nie był krzyk, to był skowyt. Janek spojrzał w stronę okienka. To Niemcy dobrali jakąś kobietę z dzieckiem. SS-man uśmiechnął się do niemowlaka, po czym cisnął nim o ziemię. Z małej główki wylała się krew, brudząc białą czapeczkę. Matka rzuciła się na Niemca, bijąc go po mundurze. W końcu klęknęła przed nim, prosząc o coś. O co? Janek po raz kolejny ucieszył się, że jego bliskich tu nie było. Gdyby to Jaś był na miejscu tego chłopczyka, to porucznik chyba zabiłby wszystkich, którzy choć raz w życiu powiedzieli słowo po niemiecku.
- Niech pan generał idzie w imię Boże – powiedział Popiołek, klepiąc Janka po plecach.
14:54, Michał
Z Rudą wszystko było już w porządku. Powinien chyba wrócić do oddziału, objąć dowodzenie, ale bał się, że umrze, nim pogodzi się z Władkiem. Nie rozumiał, o co brat miał pretensje, bo przecież ani dla Michała, ani tym bardziej dla Rudej, ten pocałunek nic nie znaczył.
- Co się stało, synku? – Maria widziała, że Michał od wczorajszego popołudnia jest jakiś osowiały, nie rozmawia z bratem.
- Nic. Po prostu jestem trochę zmęczony.
- Pokłóciłeś się znowu z Władkiem? – zapytała, jak zwykle trafiając w sedno.
- Mamo, my już jesteśmy za starzy, żeby się kłócić.
- Oj tam, wiesz, co miałam na myśli – Konarska uśmiechnęła się do syna.
- Chodzi o Rudą. Ona ostatnio nie jest w najlepszym stanie, nie mówię tylko o ranie, ale o wszystkim. Jest jakaś rozbita. A Władek, wiesz, jaki on jest…
- Wiem.
Dobrze znała syna, on, tak jak jego ojciec, zawsze Polskę uważał za najważniejszą. Nie umiała mieć o to pretensji do Czesława, dla niej także szpital i pacjenci byli ważniejsi. Jednak ich czasy nie były aż tak ekstremalne, więc rozumiała Rudą, to, że ta chciała być doceniona.
- Pocałowałem ją wtedy. Wczoraj powiedziałem Władkowi, nie umiem go okłamywać – przyznał Michał – A już wszystko się układało… Tyle, że to dla mnie nic nie znaczyło, dla Rudej też. Nie wiem, czy go przepraszać, bo to nie było nic ważnego.
- A co jest w takim razie ważne?
- Taka jedna dziewczyna.
Uśmiechnął się na myśl o Celinie, o ich ostatniej nocy. O każdej chwili z nią spędzonej. O jej śmiechu. Ciekawe, gdzie walczyła. Pewnie gdzieś na samej górze, wyglądała na dość ważną. To dobrze, ci u góry mieli większe szanse na przeżycie. Kiedy już wygrają powstanie, przeprosi ją za te wygłupy z Karoliną, poprosi o rękę, a potem zabierze nad morze. To był naprawdę świetny plan na przyszłość.
- Dziewczyna? Powiesz mi coś więcej?
- Nie powiem, nie chcę zapeszać. Boję się, czy przeżyje.
- A jak ma na imię? – zapytała Maria.
- Celina.
- Aaa, to trzeba było od razu, że Celina. Całkiem, całkiem masz gust, synku – uśmiechnęła się Konarska.
- Skąd ty znasz Celę?
- Leczyłam ją kiedyś.
- Pamiętasz wszystkie swoje pacjentki?
- Nie. Ale na tamtą tak patrzyłeś…
- No, dobrze, mamo, daj już spokój.
W tej chwili z pokoju, w którym leżała Ruda wyszedł Władek. A za nim Wiktoria, zupełnie nie przejmująca się swoją raną.
- Wracamy, „Szary”! – Michała dotknęło to, jak brat obco się do niego zwraca.
- Możemy pogadać?
- Jak wrócimy. Żeby mógł cię sprać.
- Dzieci – do rozmowy wtrąciła się Maria.
- Mamo, tak trzeba. Wolisz, żeby on się do mnie nie odzywał? – zapytał Michał – A ty, Ruda, żegnasz narzeczonego?
- Nie. Wracam z wami.
- Na pewno – powiedzieli wszyscy Konarscy naraz.
- Nigdzie nie pójdziesz, wczoraj miałaś poważną operację – zaprotestowała Maria.
- Zostaniesz, odpoczniesz sobie – kusił Michał.
Kobietę to denerwowało. Czemu wszyscy myśleli, że zostawi Władka samego, że ona będzie odpoczywała, a jej przyjaciele zginą? Była żołnierzem, chciała być z nimi. A zresztą, tu wcale nie było bezpieczniej.
- Idę z wami.
- Nigdzie nie idziesz. To rozkaz – powiedział stanowczo Władek.
- Idę. Nie zostawię cię.
- Wiktoria, bądź mądra – Władek przytulił narzeczoną.
Dobrze było czuć znowu jej ciepło czy sobie, jej oddech na swoim policzku. Tak łatwo mógł to wszystko stracić. Teraz nie zamierzał jej już narażać. Musi być dobrze, muszą przeżyć. Ona musi przeżyć. Dlatego powinna tu zostać, odpocząć, nie wychylać się.
- Obiecaj mi, że zostaniesz. Przyjdę do ciebie, dobrze? Jutro, tylko tu zostań.
- Władek, ja się boję… Że cię już nie zobaczę.
- Zobaczysz. Zostań, proszę. Jutro przyjdę.
- Ale przeżyjesz? – musiała się upewnić, musiała usłyszeć to z jego ust.
Bała się, że nigdy się już nie spotkają. Dlatego musiała iść, jeśli mieli zginąć, to razem, ramię w ramię. Czemu on próbował ją za wszelką cenę chronić? Czy nie rozumiał, ze bez niego nie ma jej życia, że sama nie ma po co żyć?
- Przeżyję – zapewnił ją ukochany.
Nie miał na to żadnego wpływu, ale te słowa pocieszyły ją. Będzie dobrze, jutro z nim pójdzie.
- Obiecaj.
- Obiecuję.
17:46, Celina
W końcu wróciły do kamienicy, w której stacjonował oddział „Chrobry I”. „Sarna” uparła się, że rany Celiny musi zobaczyć lekarz. Poszły do szpitala, gdzie zajął się nią niemiecki medyk, który przeszedł na stronę Polaków, niejaki Otto Kirchner. Druga lekarka, Polka, była czymś zajęta, dlatego nie mogła jej przyjąć. Teraz, gdy niebezpieczeństwo zostało zażegnane, kobiety w końcu wróciły do siebie. Dumne z wypełnionego zadania, ale i śmiertelnie zmęczone. „Klim”, po odebraniu skrzyneczek, jak się okazało, pełnych broni, kazał im się wyspać. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Celina ułożyła się w korytarzu, oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy. Od razu ujrzała twarze trupów, które dzisiaj widziała. Mieszały się w jej głowie z zapłakaną „Idą”, żalącą się, że nie umie być bohaterką i z niezadowolonym spojrzeniem „Bora”… Komendant… Ciężko pomyśleć, że jeszcze tydzień temu była jego łączniczką. Teraz wszystko się zmieniło, zdawało się, że od tamtego niedzielnego popołudnia, gdy została wyciągnięta ze spaceru po parku na odprawę, minęły wieki. A kiedyś myślała, że jako współpracowniczka „Bora” jest najbardziej dojrzałą osobą, jaką może być. Ciekawe, czy Komendant jest w Warszawie? A może wyjechał, ukrył się gdzieś? Czy zabrał ze sobą „Marcina”? A może kolega, tak jak ona, był teraz zwykłym szeregowcem? Też zmagał się ze zmęczeniem, z bólem, z poczuciem winy? Wstała i wyszła na zewnątrz. Walki na cmentarzu nadal trwały. Wystrzały, ciągle wystrzały. Chciała zatkać sobie uszy, wypić ciepłe kakao, dostać buziaka od mamy i położyć się do łóżka, ale było to niemożliwe. Od dawna nie była przecież Celinką, ukochaną córeczką pana profesora, teraz była niezłomną „Lili”. Musiała się przespać, choć chwilę, by następnego dnia znów być ze stali.
- O, „Lili”, jesteś! – podszedł do niej uśmiechnięty Zając – Martwiłem się.
- Nic się nie stało. Musiałyśmy iść do szpitala, ale grunt, że mamy broń.
- Kto był ranny?
- Ja. Ale to nic poważnego – lekko odchyliła bluzkę – Widzisz, sytuacja opanowana.
Widok jej nagiej skóry zapierał mu dech w piersiach. Wyobraźnia dopowiedziała to, co jeszcze było zakryte. A gdyby ją tak teraz pocałować w to ramię?
- Widzę, widzę. Co się dzieje? Wyglądasz na zmęczoną – odgarnął jej włosy z czoła.
- Wczoraj z „Sarną” i „Janką” całą noc czekałyśmy na zrzut. Potem próbowałyśmy odebrać broń, a później musiałam ranna iść do szpitala. Mam chyba prawo nie być w najlepszym stanie.
- Idź spać, musisz odpocząć – „Zając” uśmiechnął się znowu.
- Próbowałam, ale nie mogę.
- Chodź, uśpię cię – uśmiechnęła się, słysząc tę deklarację.
Znowu usadziła się przy drzwiach. Oparła głowę o ścianę i kątem oka przyglądała się „Zającowi”.
- Nie zimno ci? – zapytał kolega, ściągając sweter – Okryj się.
- Nie przesadzaj, jest sierpień.
- Przykryj się. Zamknij oczy i spać.
Spełniła jego prośbę. Znów widziała te przerażające obrazy, dodatkowo spotęgowane przez słowa Michała: „To tylko chwila”. Otworzyła oczy na oścież. „Zając” ciągle był przy niej.
- Nie możesz spać? – zapytał z troską.
- Nie. Wiesz, chciałabym być teraz małą dziewczynką.
- A dlaczego? Bo byś nie widziała tego wszystkiego? – dociekał.
- Nawet nie. Bo wtedy by mnie ktoś przytulił – powiedziała ze szczerym uśmiechem.
- Ja cię mogę przytulić. Chodź tu, „Lili”.
Przyjemnie było znów wtulić się w mężczyznę. Ciepło bijące z ciała „Zająca”, działało na nią kojąco, zabierało jej złe wspomnienia, usypiało. Jego silne ręce głaskały ją po głowie, a on mruczał jakąś kołysankę.
- Jak dobrze – westchnęła dziewczyna.
- „Lili”, ja ci muszę coś powiedzieć.
Nie potrafił dłużej ukrywać swoich uczuć. Chciał, żeby „Lili” wszystko wiedziała, żeby powiedziała, co ona czuje.
- Słucham cię.
- Podobasz mi się. Chociaż nie, to złe słowo. Bo podobasz się każdemu.
„Oprócz tego, który podoba się mnie” dodała w myślach Dłużewska.
- Odkąd cię zobaczyłem, to poczułem, ze między nami coś jest. A im bardziej cię poznawałem… Ty jesteś, „Lili”, niesamowita. Taka silna, niezniszczalna, a jednocześnie czasem tak bardzo krucha. Ja chcę być z tobą, kiedy masz chwile załamania. Ja chcę przy tobie trwać, chcę cię pocieszać, chcę się z tobą cieszyć każdym zwycięstwem. Ja ciebie kocham, „Lili”.
Zszokowało ją to wyznanie. Michał nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Krzysztof też. Żaden mężczyzna przed „Zającem”. Jak miała to wszystko przyjąć? Odrzucić chłopaka? Przecież jest jej bliski, jest przy niej, daje jej swoją miłość. Nachyliła się nad nim i musnęła wargami jego usta. Potrzebowała ciepła, stałego mężczyzny, który będzie ją wspierał.
Jej usta były tak niesamowicie miękkie, tak przyjemnie było ją całować. Była jego. Kochała go, czy nie? Nieważne, po co się tym przejmować, skoro jutro mogą zginąć?
- Mam na imię Wiktor – powiedział, gdy w końcu oderwał się od jej ust.
- Celina.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Edda
Pułkownik



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łagiewniki

PostWysłany: Nie 18:36, 23 Mar 2014    Temat postu:

Masz wspaniały warsztat techniczny. Tylko, że... czy twoje postacie nie są troszeczkę schematyczne? Znaczy, takie bez uczuć... nie, to nie to. Nie umiem tego nazwać, ale są stalowe, np. Wiktoria, która nie myśli o ranie, nie jest zmęczona, tylko chce iść walczyć. Może ja po prostu nie umiem wczuć się w postać? Ale tylko to mi przeszkadzało. Reszta jest świetna, lubię Zająca, a Michała już trochę nie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:49, 23 Mar 2014    Temat postu:

Wiktoria miała już strasznie długo załamanie, ona się boi, że straci Władka. Dlatego chce być z nim, ma także poczucie winy, że go tak jakby zdradziła w myślach z Michałem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Nie 19:11, 23 Mar 2014    Temat postu:

Muszę się przyznać, że lubię czytać tylko o bohaterach, których lubię - więc pozwól proszę, że ocenię fragmenty o moich ulubionych postaciach. Gdybym komentowała inne, nie byłabym obiektywna.
Więc, pierwszy fragment o Rudej: cudeńko. Wspaniałe opisy i ciekawa retrospekcja, w ogóle... takie dopracowanie tego, za to mam do Twojej twórczości (właściwie do Ciebie) respekt - tyle cierpliwości do dokładnego opracowania tego.
Drugi o Michale i Władku - wsiadłaś na swojego konika, czyli na ich relacje. Michał, który nie chce przepraszać bo wie, że właściwie nie ma za co. Władek, który nie umie wyrażać uczuć i jest w tym wszystkim taki nieporadny. I przenikliwa Maria oczywiście.
Jednym słowem: ciekawe! ładne!. No i jeszcze więcej proszę. ; )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierniczkowa dnia Czw 18:01, 19 Cze 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin