Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Pokochać wroga - autorskie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:39, 03 Paź 2014    Temat postu:

Dzisiejsza część jakaś wyjątkowo długa. Mam nadzieję, że Was nie znudziła. Chciałam trochę rozjaśnić powojenne dzieje Eli i Dietera. A jeśli jest coś, o czym chcielibyście przeczytać - śmiało piszcie!

Maj 1945, Warszawa
Elżbieta
Tutaj już nie ma czego szukać. Wszystko umarło. Gruzy na ulicach, krzyże na podwórkach… Chciałam odwiedzić tatę, ale jego grobu już nie ma… Niczego już nie ma. Błąkam się po ruinach, szukając przyjaznej duszy. Trudno taką znaleźć – zresztą, nie dziwię się. Po latach w konspiracji, po przysiędze, po tym wszystkim, co nas łączyło tak po prostu wyjechałam jako narzeczona esesmana. Nikogo nie obchodzi to, że Dieter był dobrym człowiekiem. Nikogo nie obchodzi to, że go kochałam… nie, ja go dalej kocham. To wszystko jest tylko przejściowe. Niedługo wszystko się jakoś ustabilizuje, ja wrócę do Regen, do Dietera, będzie dobrze. Jestem coraz bardziej zmęczona, nogi mi puchną, w głowie się kręci. Ile oddałabym za łyk wody… Siadam na cegłach, przymykam oczy, usiłuje ignorować pulsowanie w tyle głowy.
- Wojna skończona! – dochodzą do mnie krzyki ludzi.
Jak to? Otwieram szeroko oczy, szybko podnoszę się i biegnę, na tyle, na ile pozwala mi mój stan, w stronę hałasu. Ludzie przytulają się, tańczą, całują… Skąd w tym wymarłym mieście tyle życia?
- Co się stało? – pytam, nie do końca rozumiejąc sytuację, której jestem świadkiem.
- Niemce się poddali! – przytula mnie jakaś staruszka, ma łzy w oczach – Niemce się poddali. Nie na darmo, nie na darmo – powtarza te dwa zdania jak mantrę.
- Jak to, poddali? – każda Polka powinna się teraz cieszyć. W końcu, po sześciu latach niewoli, będzie wolność, bezpieczeństwo! A ja…
- Wczoraj podpisano akt bezwarunkowej kapitulacji – wyjaśnia mi starszy pan w płaszczu, ale bez ręki – Hitler popełnił samobójstwo.
- A co… z jeńcami? – pytam, przerażona. Dieter był na froncie… Dieter walczył.
- Jeńcy do domu wracają. Wróci moja córka, Ania, ona jest w pani wieku – oczywiście, mężczyzna mnie nie rozumie. Wszyscy się cieszą, ich bliscy wrócą do domów – Tatuś też wróci – mówi, pokazując na mój brzuch.
Nie, proszę pana. Tatuś nie wróci. Bo tatuś jest… Niemcem. Nie zostałam zgwałcona, proszę się nie martwić. Bo widzi pan, ja kocham Niemca. Kocham wroga.
- To nie jest takie proste – mówię, odchodząc.
Kiedy czuję się wystarczająco oddalona od warszawiaków, pozwalam sobie na płacz. Nie, bynajmniej nie ze szczęścia. Co z tego, że odzyskaliśmy niepodległość? Ja sama wyrzekłam się polskości, ja już nie jestem Polką. Jasne, kocham Warszawę, kocham to miejsce, ale wybrałam Dietera. A teraz on… Boże, czy on jeszcze żyje? Czy mnie znajdzie? A może trafił w rosyjską niewolę? To najgorsze, już lepiej, by go od razu zabili. Jak ja mam wrócić do Bawarii, do Rosy i pani Charlotte? Przecież mnie z Polski nie wypuszczą, zamkną, zabiją za zdradę ojczyzny.
Muszę żyć. Chcę żyć. Chcę pokazać wszystkim, że nie dam się nikomu. Muszę żyć dla dziecka. To pewnie syn – mój i Dietera. Jak? Mam się wyrzec mojej miłości, przeszłości? Chyba tak będzie najłatwiej… Powinnam znaleźć Jurka. Nie widziałam go tyle lat, ale kogo jeszcze mam poza nim? Estera zginęła w getcie (nie chcę myśleć, że mógł zabić ją Dieter, nie, to niemożliwe), taty i mamy już nie mam. Niepewnie idę w stronę muru, na którym wszyscy piszą kartki z adresami. Nawinie wierzę, że trafię na jakikolwiek ślad Jurka. Nic. Żadnych wiadomości. Podchodzę do starszego mężczyzny, który handluje karteczkami.
- Dzień dobry, ja kogoś szukam – mówię niepewnie.
- Karteczka – dziesięć złoty, ołówek – pięć – mówi szorstko.
- Ja.. nie mam pieniędzy.
Jestem zaskoczona jego obcesowością. Wszyscy kogoś szukają, wszyscy są zrozpaczeni, usiłują karmić się resztkami nadziei, a on… tak z pieniędzmi od razu.
- Szukam ojca mojego dziecka – wskazuję na brzuch.
Przepraszam, Dieter. Tak trzeba. Robię to dla naszego dziecka. Zrozumiesz, prawda?
- I co z tego? Piętnaście złotych się należy – warczy handlarz.
- Ja pani kupię – do rozmowy przyłącza się starsza, zadbana pani, około sześćdziesiątki. Choć teraz wszyscy wyglądają na starszych – Na takich jak pan to nie ma kary… Żeby tak żerować na cudzym nieszczęściu!
- Ja też muszę z czegoś żyć, droga pani! – burzy się mężczyzna – Ja mam trójkę dzieci na utrzymaniu!
- To powinien pan zrozumieć to biedne dziecko! – źle się czuję, będąc przedmiotem kłótni. Zwłaszcza, że ja skłamałam. Nie szukam ojca mego dziecka.
- Proszę bardzo, pani Elu – kobieta wręcza mi karteczkę, a ja dębieję. Skąd ona zna moje imię? Czy wyda mnie na milicję? Przecież ja…
- Dziękuję – szepczę i zaczynam pisać. „Szukam Jerzego Bielskiego. Elżbieta Gojewska. Milanówek, ulica Miła 8” wpisuję adres domu mojej babci, który ona zapisała mi w testamencie. Mam nadzieję, że stoi jeszcze i nie zamieszkują w nim dzicy lokatorzy. Kobieta wciąż stoi mi za plecami.
- Jerzy nie jest ojcem pani dziecka – mówi zimno, bardzo zimno. Jej słowa mogą ciąć.
- Jest – Wybacz, Dieter. To dla dziecka.
- Jerzy nie żyje od dwóch lat. Poległ w 1943.
Jerzy? Jak to? Dlaczego? Nogi mi miękną, oczy zachodzą łzami. Jerzy, może go nie kochałam, ale przecież był taki ważny. Tyle cudownych chwil razem spędziliśmy… Nie żyje! Pewnie poległ w obronie ojczyzny, podczas gdy ja wylegiwałam się w ramionach Niemca! I jeszcze próbowałam wrobić go w dziecko! Nie mogę patrzeć na tą starszą panią, jest mi tak strasznie wstyd.
- Przepraszam, ja… nie wiem, co mam robić – mówię szczerze.
- Najpierw to pani odpocznie – decyduje kobieta – Pójdzie pani do mojego mieszkania, prześpi się, zje coś, porozmawiamy. A, proszę mi wybaczyć, ja się nie przedstawiłam. Alicja Bielska, byłam matką Jerzego. Jestem matką Jerzego – poprawia się po chwili – Wie pani, ja się cieszę, że on poległ. Że nie widział tego piekła. Że mogę odwiedzać jego grób, a nie szukać po ekshumacjach – zawiesza głos – No, nic. Idziemy. Musi pani o siebie zadbać.
1968, Paryż
Elżbieta
Wychodzę z restauracji. Co ja właściwie sobie myślałam? Że rzucimy się sobie na szyję i zatoniemy w pocałunkach? Jesteśmy dorośli, nie widzieliśmy się tyle lat. To, co między nami było, dawno temu się wypaliło. Ja mam dziecko, on też. I to trójkę, a w komplecie piękną żonę. Charlie. Ciekawe, czy mówił jej kiedyś to samo, co mnie? Ciekawe, czy ona w ogóle wie o moim istnieniu? Pewnie nie, bo kim ja byłam? Głupią, wojenną miłostką. To z Charlie Dieter założył rodzinę, to z nią przeżywał najpiękniejsze chwile swojego życia, to trzymając jej rękę, będzie umierał. A ja muszę się pogodzić. Tego właśnie się spodziewałam. Więc czemu jestem tak boleśnie rozczarowana? Czemu boli mnie świadomość tego, że Dieter kocha kogoś innego? Ja też nie byłam święta, ja też miałam męża i kochanków, ale on zawsze był dla mnie świętością. Niespełnioną miłością. Ciągle trzymam w portfelu jego zdjęcie. Nigdy nikogo tak nie kochałam. Ale Dieter ma rodzinę. Ja mam córkę, przyjaciół. Razem mamy wspomnienia i tyle…
- Lisette! – słyszę za plecami jego krzyk. Och, Dieter, dlaczego mi to robisz? Dlaczego za mną chodzisz? Ja chcę o tobie zapomnieć! – Lisette, musisz ze mną porozmawiać?
Jest obok mnie, chwyta mnie za nadgarstki.
- Nie, Dieter – mówię spokojnie – To ty musisz mnie zostawić. Dać mi spokój. Zapomnieć o mnie. Wrócić do Charlie. Żyć, jakby nie było tego spotkania.
- Chcesz tego? – pyta, odgarniając mi włosy z twarzy – Naprawdę tego chcesz, Lisette?
- Tak – kłamię mu prosto w twarz.
- A co z Irką? Mam prawo poznać własną córkę! – niemal skomle z żalu.
- Zapytam Irenę, czy chce się z tobą spotkać. Ale nie daję gwaranacji. I na pewno mnie nie będzie na tym spotkaniu – jestem chłodna, rzeczowa. On ma żonę.
- Lisette, myślałem o tobie codziennie przez te dwadzieścia dwa lata. Każdej nocy… Lisette, ja cię kocham.
Po co? Po co on mi to teraz mówi? Co mam zrobić, rzucić mu się na szyję? Zgodzić się na bycie kochanką? Dzielić się Dieterem z jego żoną i synami?
- Daj mi spokój, Dieter – wyrywam się z jego uścisku.
A on mnie całuje.
Maj 1945, okolice Berlina
Dieter
Jak dobrze, że nie ma tu Lisette. Jak dobrze, że wyjechała. To jest piekło. Wczoraj zostałem ranny podczas potyczki. W pierś. Trafiłem do szpitala, który jest nim tylko z nazwy. Leżę na brudnej podłodze, nie ma morfiny, nie byłem jeszcze operowany. Rana ropieje, sanitariuszki nie mają czasu zająć się rannymi. Chyba mam gorączkę. Usta mi spierzchły, marzę o kropli wody. Bo o lekarstwach nie mam co marzyć.
- Wody – szepczę, choć wątpię, by mój głos był słyszalny.
A jednak. Obok mnie pojawia się sanitariuszka. Piękna blondynka w zakrwawionym fartuchu.
- Już panu przyniosę, tylko najpierw – odkleja mi plaster. Syczę z bólu.
- Nie mamy morfiny – wyjaśnia, lekko zakłopotana. Ile ona może mieć lat? Chyba jest w wieku Rosy.
- Buziak wystarczy – mówię, uśmiechając się. Chce jeszcze skorzystać z życia. Lisette pewnie sobie wszystko ułoży.
Dziewczyna uśmiecha się, w jej policzkach pojawiają się dołeczki.
- A nie wolałby pan najpierw wiedzieć, jak się nazywam? – pyta beztrosko, przemywając mi ranę spirytusem. Szczypie, boli jak cholera, ale przy damie muszę być twardy. Nie mogę sobie pozwolić na ból.
- A owszem, byłbym zainteresowany – próbuję trzymać fason, choć ból niemal szarpie mi mózg.
- Charlotte Williams.
- Dieter Weyner. Proszę wybaczyć śmiałość, ale Williams to chyba brytyjskie nazwisko?
- Amerykańskie. Mój ojciec jest Amerykaninem, ale ja urodziłam się w Berlinie. Mieszkamy tu, tylko ja mam amerykańskie obywatelstwo. Nie powiem, miałam różne nieprzyjemności, dlatego długo pracowałam w ambasadzie, do ’41, potem powołałam się na pochodzenie mamy… ale ciężko było.
- To dlaczego pani tu jest? – pytam bezpośrednio – To jest piekło, dlaczego do cholery, pani nie ucieka.
- Jestem Niemką – mówi dumnie – A Niemki nie uciekają nigdy.
Już, już pochyla się nade mną, by dać mi obiecanego buziaka, gdy do szpitala wpadają bolszewicy. Wyglądają strasznie – choć ja chyba teraz nie jestem w lepszym stanie – cali obdarci, brudni, bez butów. Na powitanie częstują nas serią z cekaemów. Sanitariuszka Charlotte chroni mnie swoim ciałem.
I nagle słyszę jej przeraźliwy wrzask. To jakiś Rosjanin chwyta ją za plecy, bierze na ręce i rzuca na łóżko. Zamykam oczy. I tylko jej straszny, straszny krzyk.
Październik 1939, Warszawa
Elżbieta
Wygrałam. Pan Adam nie zamieszkał u nas. Przynajmniej tyle mogłam zrobić dla taty. Mama pomieszkuje u niego, często nie wraca na noc. Nic wielkiego, przywykłam. Kiedy czuję się samotna, wyciągam butelkę i piję. Najpierw mama robiła pretensje, że jestem jeszcze za młoda, że mam ledwo siedemnaście lat (urodziny w dzień śmierci taty i jak ja mam świętować?), ale teraz już nic nie mówi. Tylko wyrzuca kolejne puste butelki. Muszę zorganizować sobie więcej wódki. Wódka jest najlepsza. Najłatwiej przy niej zapomnieć.
Warszawa coraz bardziej się zmienia. Pojawiają się strefy „Nur für Deutsche”, okupanci zmieniają nazwy ulic. Coraz częściej na słupach wiszą czerwone plakaty. Listy aresztowanych. Sama elita. Czasem się zastanawiam, czy gdyby tata żył, też byłby na jednej z tych list. Dokucza mi bezsilność. Odkąd upadła Warszawa, zrzuciłam harcerski mundur. Wcześniej, gdyśmy się jeszcze bronili, pomagałam przy rannych, trochę na poczcie. Ja, Estera i Weronika. Nikę poznałyśmy na zajęciach PWK. A teraz możemy tylko stosować się do poleceń okupantów. I czekać, czekać, ale na co?
Zastanawiam się, co z Jerzym. Czy przeżył kampanię wrześniową? Czy jest w niewoli? A może po prostu zaszył się na jakiejś wsi? Kiedy przyszedł się pożegnać, bo dostał kartę mobilizacyjną, całowaliśmy się w ogrodzie. Czy on pamięta?
- Ela! – z rozmyślań wyrywa mnie głos Estery – Ela! Mam prośbę!
Podchodzę do niej. Rodzina Goldmanów źle znosi ostatni czas. Pan Goldman stracił pracę, Henryk jest w sowieckiej niewoli. Boją się prześladowań. Pani Goldmanowa mówi, ze trzeba przenieść się na drugą stronę Sanu, ale to bardzo droga wyprawa.
- Eśka! Co u ciebie? Jak żyjecie? Pan Aaron coś znalazł?
- Nie. Nieważne. Posłuchaj, kupiłabyś mi chleb? Poszłam do piekarni, a tu okazuje się, że – zawiesza głos i zaczyna mówić z kpiną – „Żydom i psom wstęp wzbroniony”. Ela, do czego to doszło, żebym ja nie mogła we własnym mieście kupić sobie chleba?
- Nie wiem. Kupię ci ten chleb. A to wszystko się skończy, wiesz?
- Tak. Ciekawe kiedy?
- Niedługo – mówię, ale bez wiary.
- Słyszałam, że Jerzy wrócił – mówi, uśmiechając się do mnie.
Jak to? Wrócił i nie przyszedł do mnie? Już zapomniał? A może nic dla niego nie znaczę?
- Nie wiem. Nie widziałam go – mówię spokojnie – Ale mnie to nie obchodzi.
- Ukrywa się, jeśli chcesz wiedzieć. Był u Heńka, prosił o pomoc… Kazał cię poprosić i dać swój adres – Estera patrzy na mnie poważnie. Szepcze – Jemu chyba zależy.
- Nie wiem. Idę do sklepu – zachowuję pozory obojętności.
Jest. Wrócił. Ukrywa się. Ale żyje. Chce się spotkać. Tęskni. Żyje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 8:55, 04 Paź 2014    Temat postu:

To też będzie komplement, tylko z serii tych nie oczywistych. Nie lubię po tej części Elżbiety, sprawia wrażenie jakieś takie naiwnej egoistki, trzpiotki a nawet powiedziałabym naiwnej gęsi biorąc pod uwagę jak Deiter szybko szuka pocieszenia o innych kobiet (vide: sanitariuszka w szpitalu), ale to dobrze, że jej nie lubię. Oznacza to ni mniej ni więcej, że stworzyłaś spójną postać bo nie ważne czy w tej części czytam o Elżbiecie z początku wojny, z końca, czy z '68 widzę w niej te same cechy. To sztuka tak spójnie stworzyć postać i to sztuka napisać taką postać, która w jednej części budzi współczucie (poprzednia część twojego opowiadania) a w drugiej złość. Bardzo lubię, że wywołujesz we mnie swoim pisanie emocje, które naprawdę się czuje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Nie 18:49, 05 Paź 2014    Temat postu:

Bardzo ciekawe! Szkoda mi Charlotte, szkoda mi Eli i Dietera. W wojennej miłości w sumie nie ma nic romantycznego. Tylko strach i rozpacz po ewentualnje śmierci lub rozejściu się dróg tych osób. Tak, właśnie tak to odebrałam.
Naprawdę jest bardzo, bardzo, bardzo piekne. Czekam na więcej... Smile No i fajnie rozkręciłaś wątek Jerzego i jego matki. :


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:01, 05 Paź 2014    Temat postu:

Cytat:
Jerzy? Jak to? Dlaczego? Nogi mi miękną, oczy zachodzą łzami. Jerzy, może go nie kochałam, ale przecież był taki ważny. Tyle cudownych chwil razem spędziliśmy… Nie żyje! Pewnie poległ w obronie ojczyzny, podczas gdy ja wylegiwałam się w ramionach Niemca!


zgadzam się z Pierniczkową co do wątku Jerzego i jego matki, powyżej zdanie, które chyba mnie najbardziej poruszyło w ostatniej części. Proszę o więcej i więcej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:03, 06 Paź 2014    Temat postu:

Specjalnie dla Lory, urywek, krótki "czas antenowy" Niemców
Lipiec 1939, Dachau
Dieter
Może Rosa ma rację… Może to wszystko nie jest do końca tak, jak na propagandowych filmach, jak na spotkaniach Hitlerjugend. Zawsze wierzyłem w moją ojczyznę i w Fuhrera, ale tutaj… to wszystko jest dużo trudniejsze. Mama uczyła mnie i Rosę szacunku do ludzi, a tu każą mi bić starców. Kobiety. Kiedy przechodzę przez obóz, czuję się winny. Pali mnie mundur, czuję na sobie pełne wyrzutu spojrzenie więźniów.
- Weyner! – przywołuje mnie gruby Unterscharführer Linde. Sadysta, wiecznie podpity. Brzydzę się nim. Tacy jak on zakatowali mi ojca.
- Herr Unterscharführer, melduje się Anwärter Dieter Weyner – regulaminowo stukam obcasami.
Obok Lindego stoi wychudzony więzień. W jego oczach maluje się przerażenie.
- Więzień 45687 został skazany na karę 50 pasów – mówi ten brutal z uśmiechem – I Ty, Weyner, ją wykonasz- Moja niechęć do przemocy stała się już słynna i jest obiektem wielu złośliwości.
- Herr Unterscharführer, odmawiam wykonania rozkazu – nie mogę odmówić sobie tej przyjemności. Widzę, jak twarz Lindego czerwieni się i już wiem, że popełniłem błąd. Karę za moją zuchwałość poniesie pewnie ten człowiek – Komendant Loritz mnie wzywa.
Wchodzę do kancelarii obozowej. Tu jeszcze można poczuć się w miarę normalnie – jest kantyna, kasyno, po korytarzach kręcą się nie wychudzeni, zaszczuci więźniowie, lecz przystojni oficerowie w nienagannie wyprasowanych mundurach.
Loritz siedzi przy biurku, pochylony nad jakimś kartkami. Gdybym nie widział go wyprowadzonego z równowagi, nigdy bym nie uwierzył, że ten mężczyzna jest komendantem takiego miejsca.
- Herr Kommandant, melduje się Anwärter Dieter Weyner.
- O, Weyner, dobrze cię widzieć – uśmiecha się i wygląda niemal sympatycznie – Przepustka dla ciebie – wręcza mi do ręki karteczkę.
Jestem zdezorientowany. Linde, co prawda nie szkoda mi go, ale nie dostał przepustki na chrzciny wnuka, a ja…
- Panienka von Witzleben poprosiła – wyjaśnił komendant. To tłumaczy, dlaczego był taki miły – O szóstej chcę cię widzieć w koszarach.
Greta! Teraz nie liczy się nic ponad to, że Greta tu jest! Nie wiem, jak to między nami… Kiedy jest w Monachium, spotykamy się, ale moje przepustki można policzyć na palcach jednej ręki. Zawsze byli wtedy z nami Rosa i Hans… A teraz przyjechała!
W pośpiechu opuszczam kancelarię. Na korytarzu wiszą lustra, chciałbym się przejrzeć, ale czy to nie śmieszne? Idąc przez lagerstrasse pierwszy raz nie czuję poczucia winy. Brama jest tuż-tuż! Podaję wartownikowi przepustkę, salutuję i niemal podbiegam do Grety.
Jest piękna. Za każdym razem, gdy ją widzę, stwierdzam to na nowo. Nie pasuje do świata, w którym ja teraz przebywam. Nie ma w niej tego brudu, zła.
- Witaj, Dieter! – krzyknęła, uśmiechając się. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem. Zapach różanych perfum skutecznie zadusił woń palonych ciał. Greta – Przejeżdżałam w okolicy i pomyślałam, że miło byłoby się spotkać. Mam nadzieję, że nie odciągnęłam cię od obowiązków – jest lekko zakłopotana.
Greta zakłopotana. Nigdy jej takiej nie widziałem, zawsze jest gwiazdą, królową, pewna siebie, wygadana.
- Co tu robisz – szepnąłem, nie wierząc w szczęście, jakie mnie dotknęło – Przyjechałaś do mnie?
- Jak ci się podoba służba w SS? – docieka.
- Nie tutaj, Greta, proszę – mówię, chwytając jej ciepłą dłoń – Zabieram cię na spacer. Byle dalej.
***
Dachau, poza obozem, to całkiem przyjemne miasteczko. Gdybym częściej miał przepustki, pewnie poznałbym je lepiej. Ale nie mogę narzekać. Teraz jestem wolny. Zabieram Gretę na pobliską dziką plażę. Rzadko przychodzi tu ktokolwiek. Ona zdejmuje sukienkę, jest w samym stroju. Nie mogę odwrócić wzroku od jej długich nóg i zgrabnych piersi. Ona, widząc moje spojrzenie śmieje się tylko. Chowamy się za wysoką trawą i całujemy, całujemy, całujemy.
- Dieter – ona w końcu odrywa się od moich ust – I jak ci tu jest?
- Greta – zanurzam dłoń w jej miękkich, puszystych i pachnących włosach – Nie mówmy o tym.
- Służba Hitlerowi nie spełniła twoich oczekiwań.
Prostuję się i rozglądam dookoła, szukając szpicli.
- Nie o to chodzi.
- A o co? – Greta zadaje to pytanie, przytulając się do mnie.
I teraz powiem jej wszystko. Byle tylko tak trwała.
- Nie potrafię sobie poradzić z tą przemocą. Nie potrafię być oprawcą. Wiem, wiem, że to wrogowie, bandyci, zdrajcy, ale nie umiem strzelić do człowieka. Nie umiem zbić kogoś za to, że głodny zjadł obierki od ziemniaków – nie mówię Grecie wszystkiego o obozie. Chcę ją chronić. Nie chcę niszczyć jej świata – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak jest ciężko.
- Czyli nie jesteś już narodowym socjalistą? – pyta ona, mocząc stopy w rzece. Jakbyśmy rozmawiali o pogodzie czy filmie w kinie.
- Dalej wierzę w ideę. Wierzę w wielką Rzeszę. Wierzę w Fuhrera. Tylko, sądzę, że jednostki potrafią zepsuć najlepszy nawet system.
- A Żydzi? – Greta jest przewrotna aż do bólu.
Nie wiem. Żydzi to pasożyci, to niszczyciele, żerowali na naszym kraju. Ale Żyda też nie umiałbym zabić.
Całuję Gretę. Chcę być młody, chcę mieć dziewczynę i nie myśleć przez chwilę o obozie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 6:16, 07 Paź 2014    Temat postu:

Piękne, strasznie lubię tę część. Może to zabrzmi dziwnie ale taki ludzkich aspekt ukazania też drugiej strony wojny "tych, którzy tylko wykonywali rozkazy" też jest potrzebny. I w tej części tkwi tak naprawdę cały dramat wojny, tego, że po żadnej stronie ani atakujących ani atakowanych nie ma ludzi do końca do tego przekonanych. Lubię Deitera w tej części, za umiejętność analizowania rzeczywistości, za posiadanie uczuć, ba, nawet lubię Gretę, za to, że ma taką zdolność wyłączenia się z tego wszystkiego, że potrafi tak bezrefleksyjnie siedzieć i moczyć nogi w wodzie, kiedy obok spaceruje śmierć - ale w końcu czego się nie robi, żeby nie zwariować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Wto 18:58, 07 Paź 2014    Temat postu:

Żal mi go. Wiele Niemców było dobrych, ale po prostu się bało. Bardzo podobają mi się takie cytaty, nawet nie wiem, czemu. Nie, one nie podoają mi się; po prostu zapadają w pamięć... Na przykład to : ,,Zapach różanych perfum skutecznie zadusił woń palonych ciał." Naprawdę, to było bardzo efektowne i bardzo straszne.
No i ta Greta... bardzo mnie zaintrygowała! Hej, nie było jeszcze o niej, prawda? Bo już sama nie pamiętam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:45, 07 Paź 2014    Temat postu:

Greta - przyjaciółka Rosy i Hansa, ta u której tańczyli swinga, kiedy przyszło gestapo. Część z soboty przed dwoma tygodniami.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Śro 15:35, 08 Paź 2014    Temat postu:

Dziękuję. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:51, 13 Paź 2014    Temat postu:

Listopad 1939, Warszawa
Elżbieta
Z pozoru wszystko jest takie, jak kiedyś. Ja, Estera i Jerzy. Mieszkanie Goldmanów i dużo alkoholu. A tak naprawdę, zmieniło się wszystko. Nie ma już tych pięknych obrazów, zamiast drogiego koniaku popijamy paskudny bimber. Ja nie mam ojca, Estera nie może chodzić po ulicach, a Jerzy żyje pod fałszywym nazwiskiem. A mimo wszystko, próbujemy się bawić. Patefon gra „Ostatnią niedzielę”, ja założyłam sukienkę i buty do tańca. Tylko mój partner nie kwapi się do wspólnej zabawy. Nagle zniecierpliwiona Estera wyłącza muzykę. Zapada cisza. To źle. Ja się chce bawić, ja chcę być młoda!
- Mam już dość – mówi moja przyjaciółka – Co my właściwie robimy? Słuchamy muzyki, pijemy, udajemy, że jest jak dawniej! A wokół giną ludzie! Nie ma ojczyzny, nic nie ma… Czemu my nie protestujemy, czemu udajemy, że tego nie ma?
- Kto nie prostestuje – zaczyna Jerzy, ale nagle urywa. Nie przywykł chyba jeszcze do konspiracji – Estera, musisz spróbować przedostać się na sowiecką stronę. Heniek pisał, wypuścili go z niewoli, urządził się jakoś.
- Nie zostawię rodziców – Esia zawsze robi to, co jest słuszne – I tak zginiemy. Lepiej razem.
- Możesz się uratować – próbuję ją przekonać – Estera, masz siedemnaście lat…
- I co z tego? Czy to mi daje jakieś większe prawo do życia? Jeśli mam zginąć, to… razem.
- A Heniek? - dociekam.
- A Heniek sobie poradzi. Znajdzie żonę, zapomni… - zniecierpliwiona, ponownie nastawia płytę – Tańczmy lepiej.
Jerzy wstaje, poprawia marynarkę. Czuję przyjemne dygotanie, ciepło rozlewa mi się w brzuchu… Uwielbiam jego dotyk, uwielbiam z nim tańczyć. Uwielbiam całego Jerzego. Ale on podchodzi do Estery. Z litości? A może przyjaciółka kolejnego owinęła sobie wokół palca? Zakładam płaszcz, wychodzę. Nie będę im przeszkadzać. Trzeba wiedzieć, kiedy odejść z godnością! Jeszcze na klatce słyszę słowa piosenki, w rytm której kołyszą się teraz Jurek z Esią.
To ostatnia niedziela, dzisiaj się rozstaniemy,
Dzisiaj się rozejdziemy na wieczny czas.
To ostatnia niedziela, więc nie żałuj jej dla mnie
Spojrzyj czule dziś na mnie, ostatni raz.

Idę Bracką, łykając gorzkie łzy. Czemu to wszystko jest takie trudne? Czemu wszyscy uważają, że żyję, jakby się nic nie stało? Czemu nikt nie widzi mojego bólu? Nikt nie spyta jak się czuję… Dlaczego mama zamiast mnie woli swojego kochanka, czemu to ja muszę utrzymywać naszą rodzinę? Dlaczego Jerzy już o mnie zapomniał?
- Elka! – słyszę jego głos, jego krzyk. Gonił mnie – Ela, głuptasie, gdzie ty poszłaś? – otula mnie swoim ramieniem.
- Nie chciałam wam przeszkadzać – wtulam się w jego płaszcz, chce, żeby ochronił mnie przed całym złem – Jerzy, ja już na nic nie mam siły… - wyznaję nagle, porażona jego bliskością – Co ja złego zrobiłam?
- Nic. Nic złego nie zrobiłaś… Tak już jest. Ela – chwyta moje dłonie i całuje – Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz?
A ja chcę mu wierzyć. Chcę wierzyć, że Jerzy będzie jeszcze długo, długo żył.
Maj 1945, Warszawa
Elżbieta
Jak ja mam zbudować sobie teraz życie? Jak ja mam funkcjonować? Czuję się winna. Zostawiłam moje miasto, gdy byłam najbardziej potrzebna. Codziennie przychodzą do mnie nowe informacje: „Sława” nie żyje, „Irga” nie żyje, „Halszka” nie żyje, a „Julii” ciągle szukają, bo nic nie wiadomo. Bo do końca trzeba mieć nadzieję. W Warszawie wszyscy się szukają, pytają, wymieniają informacjami. „Ekshumacja na Złotej”, „Znaleziono jakieś ciała przy cmentarzu ewangelickim”. Takie krótkie zdania powodują, że rzesze zrozpaczonych ludzi procesjami zmierzają w stronę grobowców. Atmosfera jest aż duszna – zapach rozkładających się zwłok i ta rozpacz, wszechobecna rozpacz. Nie mogę patrzeć na panią Bielską. Jest dla mnie zbyt dobra. O nic nie pyta, utrzymuje, pozwala mieszkać u siebie. To małe muzeum ku czci Jerzego. Jego pokój jest nietknięty – dokładnie taki, jakim zostawił go tego dnia, gdy poszedł na akcję… Przy łóżku zauważam moje zdjęcie – to, które zrobiłam po ucieczce, gdy potrzebowałam nowych dokumentów. Coraz mniej rozumiem samą siebie sprzed roku, kiedy wyjeżdżałam z Dieterem do Regen. Miłość… ale przecież przysięgałam. Tutaj zostawiłam całe życie i teraz nie ma do niego powrotu. Och, jak chciałabym zginąć jak bohaterka! W powstaniu, na akcji, zakatowana na Gestapo. Pasowałabym. Byłoby jak trzeba. To nawet pięknie brzmiałoby w opowieściach: „Elżbieta, pseudonim Betty, zaangażowała się w konspirację już w grudniu ’39. Zresztą, to była tylko kontynuacja znakomitych tradycji rodziny – przodkowie ojca walczyli w każdym powstaniu, począwszy od kościuszkowskiego. Betty pracowała jako łączniczka (ale nikt nie mówiłby o tym strasznym zmęczeniu, o odciskach i wiecznie niewygodnych butach). Wpadła w ’41, ale udało się jej uciec. Potem przybrała pseudonim „Lula”. W kwietniu (wtedy taka ładna pogoda) ’43 wyszła za mąż za podchorążego Jerzego Bielskiego, pseudonim „Huzar”. Niedługo później owdowiała. Po śmierci męża rzuciła się w wir konspiracji. Zginęła (wybrać odpowiednią opcję, ale bohatersko, to pewne”. A tak? Elżbieta Gojewska-Weyner, niemiecka szmata. Wybrała esesmana zamiast ojczyzny. Uciekła na trzy miesiące przed powstaniem. Jestem nikim, tylko tchórzliwą zdrajczynią. Duchy przyjaciół z konspiracji boleśnie mi to przypominają.
- Elu – głos pani Alicji wyrywa mnie z rozmyślań – Elu, musimy porozmawiać.
I chyba wiem, o czym. Długo nie było pytań, długo razem milczałyśmy. Albo zabijałyśmy jedyny temat rozmowy szczebiotaniem o zdobytej mące, o tym, że podobno niedługo znów będzie woda. I o tym, że to okropne, że ceny idą tak szybko w górę .
- Czyje to dziecko? – pyta zupełnie bezpośrednio – Czyje?
- Esesmana – mówię – Kocham go – dodaję po chwili wahania.
Dłonie pani Alicji zaczynają drżeć. Nie wiem, co myślała? Że zaszłam w ciążę przez niepokalane poczęcie? Jak mogłam zdradzić jej syna? I to jeszcze z wrogiem.
- Elu – pani Bielska jest nadzwyczaj spokojna – Nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Nikomu. Ja nie wiem, jak to było z tobą i tym mężczyzną, wierzę, że był dobry, bo Jureczek mi tyle wspaniałych rzeczy o tobie opowiadał… Ale ludzie tego nie zrozumieją. Musisz znaleźć męża.
- Kocham Dietera.
- Ale, dziecko! Do cholery! On jest w Niemczech, pewnie w obozie jenieckim, o ile w ogóle żyje! A ty jesteś w Polsce, w Warszawie. Tu ludzie nienawidzą Niemców. Jeśli powiesz prawdę, to ty ani twoje dziecko nie będziecie miały życia!
- Kocham Dietera – powtarzam uparcie. Tego jestem pewna. Może źle zrobiłam, wybierając miłość, a nie powinności, ale kocham. – Nie będę z nikim innym.
- Czemu ty jesteś taką egoistką? Pomyśl o waszym dziecku. Ono potrzebuje ojca. Ty potrzebujesz opieki. Jeśli ktoś, nie daj Bóg, odkryje twoją przeszłość, wylądujesz w więzieniu! – pani Alicja jest tak rozsądna, że nie mogę jej słuchać. Bo ma rację. Ale ja już raz zdradziłam – Polskę. Nie chcę znów – Dietera.
- Kocham Dietera – mówię – I tylko jego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lora
Generał



Dołączył: 04 Sie 2014
Posty: 518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 6:37, 14 Paź 2014    Temat postu:

Nie wiem czy byłaś kiedyś w Warszawie na Brackiej, ale jak czytam ten fragment to jest tak plastycznie napisany, że praktycznie człowiek ląduje myślami na Brackiej, nie na tej pięknej przedwojennej a na tej powojennej współczesnej (bo to pasuje bardziej do Elżbiety i jej czarnych myśli w głowie) i patrzy ze smutkiem na te stare nie remontowane kamienice, brudne, śmierdzące i zapomniane - myślę, że nastrój Elżbiety i jej łez na Brackiej był zwiastunem tego jak to teraz wygląda.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:30, 14 Paź 2014    Temat postu:

Na Brackiej w Warszawie nigdy nie byłam. Nie znam Warszawy w ogóle, byłam raz i to biegiem po najważniejszych zabytkach. Ale często chodzę po Kazimierzu, więc jestem w stanie wyobrazić sobie takie upadające miasto.
A, Lora, może coś o fabule?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Wto 14:16, 14 Paź 2014    Temat postu:

Nie no, to jest genialne:
Cytat:
„Elżbieta, pseudonim Betty, zaangażowała się w konspirację już w grudniu ’39. Zresztą, to była tylko kontynuacja znakomitych tradycji rodziny – przodkowie ojca walczyli w każdym powstaniu, począwszy od kościuszkowskiego. Betty pracowała jako łączniczka (ale nikt nie mówiłby o tym strasznym zmęczeniu, o odciskach i wiecznie niewygodnych butach). Wpadła w ’41, ale udało się jej uciec. Potem przybrała pseudonim „Lula”. W kwietniu (wtedy taka ładna pogoda) ’43 wyszła za mąż za podchorążego Jerzego Bielskiego, pseudonim „Huzar”. Niedługo później owdowiała. Po śmierci męża rzuciła się w wir konspiracji. Zginęła (wybrać odpowiednią opcję, ale bohatersko, to pewne”.

Bardzo prawdopodobne takie przemyślenia.

No i rozmowa z panią Bielską... Dosłownie w każdym opoaiwadaniu są takie fragmenty, które muszę przeczytać po kilka razy, bo są takie... świetne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:23, 24 Paź 2014    Temat postu:

Grudzień 1939
Elżbieta
- Aż do ofiary życia mego – powtarzam za Jerzym słowa przysięgi i, mówiąc te ostatnie słowa, czuję dreszcz przebiegający po plecach.
Śmierć. Czy się jej boję? A może mi spowszedniała? Coraz więcej takich informacji – rozstrzelali, wywieźli, zakatowali. Przywykłam. Może nie tak, jak Estera, której ojciec zginął dwa tygodnie temu ( a ona powiedziała, że może to i lepiej, bo nie widzi, jak jego córka sprzedaje się na ulicy za marne grosze) ani jak Jerzy, którego siostra została niedawno wywieziona do Dachau – pracowała na uniwersytecie – ale i tak widziałam jej za dużo. Jestem półsierotą… A może, może to nie strach, tylko zimno? O węgiel coraz trudniej…
- Przyjmuję cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem o wyzwolenie Ojczyzny. Obowiązkiem Twoim jest walka z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią.
Ale jaka zdrada? Przecież ja nigdy, przecież wiem, na co się decyduję. I kogo miałabym wydać? Esterę – najlepszą przyjaciółkę? Czy Jerzego, którego kocham tak bardzo, że zapiera mi dech w piersiach…
- Spocznij – uśmiecha się do mnie Jerzy – Gratulacje – po tych słowach delikatnie całuje mój policzek.
- Co będziemy robić? – pytam.
Nie chcę tracić już ani jednego dnia na bezczynne siedzenie w domu. Już wystarczająco…
- Najpierw musisz wybrac sobie pseudonim – chwyta mnie mocno za ramiona – Ela, to nie jest ani łatwe, ani widowiskowe, ani bohaterskie. To ciężka praca, naprawdę jej chcesz?
Denerwuje mnie to, że Jerzy nadal traktuje mnie jak dziecko. Nie widzi, że ja potrzebuję zajęcia, potrzebuję czuć się użyteczna? Że muszę pomścić tatę.
- Złożyłam już przysięgę. Nie wycofam się. Nigdy – jestem tego pewna.
- Jaki chcesz przybrać pseudonim? – pyta, brzmi, jakby był rozczarowany. Jeśli tak nie chce mojego towarzystwa, to po co proponował mi pracę?
- „Betty”.
- Jesteś pewna?
- Nie traktuj mnie jak dziecka. Jestem pewna – mówię, okropnie zirytowana - Co mamy robić?
- Pójdziesz jutro na Złotą. Spotkasz się tam z taką kobietą – wysoką brunetką, pulchną, około czterdziestki. Będzie spacerowała z pieskiem – pudlem. Zapytasz, czy jest zainteresowana kupnem fortepianu. Ona powie Ci wszystko. Jasne?
- To nie będziemy pracować razem? – pytam, rozczarowana. Chciałam być z Jerzym. Wszystko robić z Jerzym. Żyć nim.
- Nie. Ja mam swoje zadania, a ty swoje – mówi poważnie – No, już Ela, nie smuć się. Chyba nie chcesz walczyć tylko po to, by ze mną być?
- Nie, ale…
- Nadrobimy ty – całuje mnie delikatnie – Zapraszam Cię na kawę do Aktorek.
Niemal tak, jak przed wojną. Randki, całowanie się… Niemal nie widzę Niemców. Niemal zapominam, że dzisiaj stałam się częścią armii. Niemal jestem nastolatką, a nie żołnierzem.
Październik 1939, Monachium
Dieter
Wczoraj złożyłem przysięgę w SS. Jestem dorosły. Niedługo wyjeżdżam do Warschau, tam będę służyć jako śledczy. Rosa, gdy tylko się dowiedziała, poinformowała mnie, że moim zadaniem będzie bicie ludzi. Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Miesiące w Dachau, które miały mnie przygotować do tej roli, na nic się zdały. Liczyłem chwile do kolejnych przepustek, uciekałem od tego okropnego świata. Nie będę dobrym gestapowcem. Ale chcę sprowadzić do tego ponurego miejsca jedyny promyczek w moim życiu.
Greta. Chcę, żeby była moją żoną. Jeśli w życiu jest jedna miłość, to ja ją spotkałem. Nie chcę nawet próbować niczego innego. Dziś się jej oświadczę. To dzięki niej przetrwałem w Dachau. Jak to brzmi… Przecież ja byłem na lepszej pozycji.
Kiedy ją widzę, jak zwykle zapiera mi dech w piersiach. Dzisiaj założyła bardzo krótką i bardzo rozkloszowaną sukienkę w grochy. Wygląda jak te wszystkie gwiazdy na plakatach amerykańskich filmów, które razem oglądamy. Oczywiście, potajemnie. Co ze mnie za gestapowiec? Powinienem dbać o porządek,a sam nagminnie łamię prawo – tańcząc swinga, oglądając zakazane kino…
- Greta! – krzyczę, zachwycony jej widokiem.
Ona całuje mnie i prowadzi do swojego mieszkania. Po nocy, która była najpiękniejszym czasem w moim życiu, w czasie której pokochałem Gretę jeszcze bardziej, niż to możliwe, postanawiam zadać to najważniejsze pytanie.
- Nie – mówi ona – Dieter, ja nie chcę zobowiązań. Ja nie chcę się z nikim wiązać, ja nie chcę nikogo narażać…
- Greta, o czym ty mówisz? Przecież my…
- My się tylko tak bawimy, Dieter – śmieje się ona,
Bawimy? To wszystko, co dla mnie jest całym światem, to dla niej tylko zabawa? Przespała się ze mną, bo się jej nudziło?
- Kocham cię – mówię, brzmię chyba jak rozżalony szczeniak, który nie dostał zabawki.
- To niedobrze. Niebezpiecznie jest mnie kochać.
Styczeń 1942, Monachium
Greta
Staram się nie myśleć o tym, ile ryzykuję. Doskonale wiem, co stanie się ze mną, jeśli wszystko wyjdzie na jaw. Aresztowanie, przesłuchania, brutalne bicie, gilotyna lub obóz. Ile już osób spotkał taki koniec? Boję się, to jasne. Ale co zadręczanie się mi da? Powinnam skupić się na zadaniach.
Chyba zbyt długo jestem już Gretą von Witzleben. Za długo mieszkam w Monachium. Kiedy znów spotkam się z „Joe”, muszę poprosić o nowe dokumenty i adres. Ciekawe, co teraz dla mnie wymyśli? Byłam już prostytutką, byłam panienką z dobrego domu. Nie kazali mi chyba tylko wstąpić do BDM. Czy byłabym w stanie to zrobić?
Czasem zastanawiam się, co w moim życiu jest prawdą, a co kolejną przykrywką? Czy ja kocham, czy się przyjaźnię, a może robię to tylko na potrzeby tej całej gry… Kiedy to wszystko się skończy? Kiedy znowu będzie normalnie, kiedy będę miała prawo kochać?
Dziś jest wielki dzień Dietera. Wraca z Warszawy na przepustkę. Zaprosił mnie z tej okazji na obiad do siebie. Nie wiem, czy mogę zadawać się z obozowym strażnikiem… Jeśli „Joe” by się o tym dowiedział… Dieter. Co ja właściwie do niego czuję? Kocham? Czasem jestem tak strasznie zagubiona w uczuciach. Potrzebuję kogoś, komu mogłabym to wszystko powierzyć. Może Rosa? Rosa też jest przeciwna temu, co dzieje się teraz w Niemczech. Ale czy jest gotowa, by zacząć współpracę z wywiadem? Co innego „piraci”, unikanie Hitlerjugend, a co innego zdrada własnego kraju. Nie wiem. Potrzebuję przyjaciółki, potrzebuję wsparcia. Czasem to wszystko mnie już przerasta.
- Greta! – Rosa nawet do mnie nie puka – Aleś się wystroiła – zauważa, przyglądając się mojej nowej sukience – To dla Dietera, prawda?
- Może trochę – mówię, smarując usta szminką. Wyszłam z roli, muszę znów ją w sobie odnaleźć – Rosa, musimy porozmawiać. Być może niedługo będę musiała wyjechać…
- Jasne, będę Dietera pilnować – Rosa jest jeszcze młoda. Rosa się nie nadaje.
- Dzięki, przejrzałaś mnie! – śmieję się do lustra – I jak wyglądam?
- Pięknie. Wiesz, ja też chyba wyjadę. Na front – mówi pewnie.
- Na jaki front? – pytam. Rosa. Front. Jak ja się mogłam aż tak pomylić?
- Na wschód. Jako pielęgniarka.
Nie mogę słuchać tej patetycznej mówki! Gdzie jest Rosa, piratka, która walczyła z Dieterem? Która nie godziła się, by w Rzeszy było tak, jak jest teraz?
- Nie wiedziałam, że nóciłaś się na faszystowską wiarę – mówię gorzko – Rozumiem, że koniec ze swingiem? Hitler nie popiera tej muzyki.
- Greta, to nie tak… - próbuje tłumaczyć się Rosa – Hans trafił na wschód. Do karnej kompanii – łamie się jej głos – Ja go muszę znaleźć, rozumiesz?
- Rosa, a co z naszymi ideałami? Pamiętasz jeszcze? – krzyczę – Chciałyśmy być wolne, a ty pierwszym pociągiem pojedziesz sobie służyć Hitlerowi…
- Nie chodzi o Hitlera, tylko o Hansa.
- Hans zginie, nim ty zrobisz kurs sanitarny – jestem brutalna – W karnej kompanii nie przeżyje dłużej, jak tygodnia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pią 18:46, 24 Paź 2014    Temat postu:

Szkoda mi Grety. Ona ma ze sobą jakiś problem. Zszokowało mnie to, że Estera sprzedaje się na ulicy za marne grosze... Mimo wszystko uważam, że służba Dietera w Warszawie będzie lżejsza niż w obozie.
No i dużo opisu uczuć w tej części, to na plus. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 3 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin