Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Pokochać wroga - autorskie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:45, 14 Gru 2014    Temat postu:

Ogólnie staram się nie pisać tak bardzo o wojnie, tylko o tym, jak pogmatwane są ludzkie uczucia.
Tak, mniej więcej tak było z likwidacją. Tak objawia się mój sadyzm. Uwielbiam męczyć bohaterów psychicznie, powodować u nich wyrzuty sumienia... Aniu, jeśli jest coś, o czym byś chciała przeczytać, to pisz śmiało na privie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pon 16:41, 15 Gru 2014    Temat postu:

,,- Panienko – zaczyna, kiedy jesteśmy już schowani przed światem – Ja rozumiem, Bóg, Honor, Ojczyzna. Ja wiem, że wy młodzi chcecie być wolni. Ja was nawet na swój sposób podziwiam. Ale, na litość boską – kręci głową – Bądźcież choć trochę ostrożniejsi. Przecież od panienki na kilometr czuć konspirację. I niechże się panienka nowych danych nauczy. A teraz sio!, bo góra nie może czekać." - och, ja tak lubię tych, którzy się okazują dobrzy! Poza tym, wiele było takich osób w tych czasach, więc bardzo fajnie, że wkleiłaś do tej części coś takiego.

,,- A jeśli bym trochę się zmieniła? Ufarbowała na blond? Przytyła?" - bardzo gorzkie. Ona się jeszcze chwyta ostatniej nadziei, jest taka... bezsilna. To straszne.

,, I nagle uświadamiam sobie, że nie pamiętam, jak się nazywam." - myślałam, że padnę na zawał w tym momencie. Przez chwilę wyobrażałam sobie, jakbym ja się zachowała w takiej sytuacji... Brrr.

Bardzo dobrze opisujesz wszystkie przeżycia Estery i Eli. Dawno nie czytałam o Rosie, Grecie i Dieterze... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:14, 25 Gru 2014    Temat postu:

Totalnie niepotrzebna, nic nie wnosząca do fabuły część świąteczna :)Efekt oczekiwania na Pasterkę Smile Miłego czytania i błogosławionych Świąt!
Dla Magdy
24 grudnia 1932, Warszawa
Elżbieta
Pachnie świętami. Na stole leżą piękne pierniczki, w kuchni gotuje się mój ulubiony żurek. Panna Marynia, nasza gospodyni, krząta się, sprząta, poleruje. Mama szeleści piękną sukienką i stroi się. Jak co roku sięga po swoją „wigilijną”, czerwoną szminkę. Używa jej tylko raz w roku.
- Eluś – Mama zauważa, że stoję i wpatruję się w ten rytuał – Też chcesz być piękna, jak mama?
- Tak! – krzyczę. Moja mama jest najpiękniejsza na świecie. Wysoka, rudowłosa dama.
- Pomalujemy moje maleństwo – Mamusia bierze tę piękną, najlepszą, czerwoną, wigilijną szminkę. Serce omal nie wyskakuje mi z piersi! Teraz też będę piękna, będę taką damą, jak ona!
Przeglądam się w lusterku. Tak, dzisiaj jestem najpiękniejsza! Może nie taka, jak mama, ale…
- Ada! – Słyszę z kuchni ostry głos taty. Rodzice ciągle się kłócą, nawet w Wigilię… - Ela jest jeszcze za mała!
- Ela ma już dziesięć lat, nie obejrzysz się, a przyprowadzi do domu kawalera! – krzyczy radośnie mama – Należy się jej trochę luksusu.
- Moja córka nie będzie wyglądać jak ladacznica – stwierdza tata – Elu, zmyj tę szminkę!
Dlaczego? Dlaczego w ich kłótniach to ja zawsze jestem pokrzywdzona? Nienawidzę tego, że zawsze kłócą się o mnie, jakby mnie nie było. Mama mnie rozpieszcza, ojciec jest za surowy. Ale moimi uczuciami nikt się nie przejmuje…
- Elu! Nie musisz zmywać tej szminki – interweniuje od razu mama, a ja zastanawiam się, czy kłóci się o mój wygląd, czy tylko o rację.
Nienawidzę świąt. Wszystko jest pretekstem do kłótni.
- Siadajmy już – Mama mówi, obrócona w stronę lustra – Maryniu, proszę, podaj barszcz. Pan zaraz poprowadzi modlitwę.
Marynia za wszelką cenę próbuje udawać, że rodzice nie kłócili się przed chwilą. Choć może to nie była kłótnia. Przecież nikt na nikogo nie krzyczał.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – Tata nabożnym gestem wykonuje znak krzyża.
Znowu są Święta, takie jak zawsze. Wśród mnóstwa prezentów, życzeń, przepysznych dań nie zauważam (a może nie chcę zauważyć), że mama i tata nie złożyli sobie życzeń.
24 grudnia 1933, Regen
Hans
Mama zabrania mi spotykać się z Dieterem. Mówi, że to niebezpieczne. Nie wiem dlaczego, przecież jesteśmy nierozłączni od zawsze. Może czasem wracam do domu poobijany, ale potrafię przecież oddać.
- Maaamoo – zaczynam po raz setny ten sam temat – A może zaproszę Dietera do nas na święta?
- Dieter ma swoją rodzinę – ucina temat mama - Ubrałeś już choinkę?
- To zajęcie dla bab! – Wzdrygam się z obrzydzeniem na myśl o dekorowaniu, robieniu łańcuchów i całej tej robocie – Dieter mówił, że on nie ma już rodziny!
Mama nawet nie odrywa się od równo pokrojonych kawałków ziemniaków. To na wieczór. Mimo, że nie widzę jej twarzy, wiem, że już domyśliła się, co się stało Dieterowi.
- Pan Weyner nie wrócił do domu? – pyta, niby obojętnie.
Chociaż wie, że jeśli po kogoś przychodzą z SA, to ten ktoś nie wraca już nigdy.
- Dwa tygodnie temu dostali powiadomienie o jego śmierci. Zawał. – Pamiętam, jak rozmawiałem o tym z tą głupią Rosą, siostrą Dietera.
- Jak to? To Lotta nic mi nie powiedziała? – Mama jest zszokowana nie tyle odejściem pana Weynera, co tym, że nie miała o tym pojęcia.
- Pani Weyner nie wychodzi od tamtego czasu z domu. Rosie i Dieterowi kończą się pieniądze… - zaczynam.
Nie mówię już o tym, że chodzę z Dieterem kraść jabłka do sadów. To nie przystoi synowi członka hitlerowskiej partii. Czasem zastanawiam się, czy ja także nie straciłem ojca na rzecz Hitlera. Taty nie ma od dwóch tygodni w domu, jest na szkoleniu. Niewiadomo, czy wróci na dzisiejszy wieczór.
- Synku, wiesz, że musimy dbać o swoją opinię. Tata Dietera i Rosy nie był dobrym Niemcem, zdradził naszą ojczyznę, zdradził Hitlera… Ich matka to komunistka! – Ostatnie słowo mówi tak cicho, jakby samo jego wymówienie było przestępstwem.
Wiem, że mama już zgodziła się na zaproszenie młodych Weynerów. Mimo, że sprawia wrażenie zwykłej wiejskiej plotkary, jest naprawdę dobrą kobietą. Ostatnio oddała chleb Żydowi. Nie wiem, co zrobiłby tata, gdyby się o tym dowiedział.
- I dlatego Dieter na głodować w święta? – dolewam oliwy do ognia.
- No nie, to się nie godzi. W święta wszyscy powinni być szczęśliwi – mruczy mama – Ale co będzie, jak tata się o tym dowie? Przecież wiesz, że on teraz ma jednego boga … -Pierwszy raz słyszę z ust mamy jakąś krytykę Hitlera i tego, jak tata jest mu posłuszny.
- Przecież to nie wina Rosy i Dietera! – protestuję – Dieter jest w Hitlerjugend, Rosa jak tylko dorośnie…
- Nie wiem, czy Lotta się na to zgodzi. Ona wychowuje swoje dzieci dość… Niezależnie. Ale zgoda. Dzieciaki nie mogą być głodne w święta. Zaproś też panią Weyner – mówi, choć ja stoję już na progu.
Wieczorem przychodzą do nas młodzi Weynerowie. Są chudzi i jacyś tacy przygnębieni. Chyba nie powiniem się dziwić. Dwa tygodnie temu ich ojciec umarł.
- Dziękuję za zaproszenie – mówi Dieter i po raz pierwszy od dawna się uśmiecha.
- Nie ma za co, synku – odpowiada moja mama, wciskając w chudą rękę Rosy ciasteczka. Nie zważa na jej protesty. Cała mama.
Kiedy Rosa podchodzi do mnie, by złożyć życzenia, dochodzę do szokującego wniosku. Może jest śmiertelnie głupią smarkulą, ale z dnia na dzień staje się coraz ładniejsza. I ma taki miły uśmiech…
24 grudnia 1941, Regen
Rosa
Moje pierwsze święta w małżeństwie spędzę sama. Staram się nie myśleć o tym, że może nigdy nie będzie mi dane świętować z Hansem… On teraz jest na froncie, w Rosji. Miałam nadzieję, że uda mu się dostać przepustkę chociaż na kilka dni. Dobrze, że przynajmniej Dieter przyjedzie. Martwię się o niego. Odkąd zakochał się w tej Polce, jest taki przygaszony, smutny. Chyba wie, że nigdy nie będą razem. Ale z Gretą też się nie rozstał, przynajmniej nie oficjalnie. Teraz widzę więcej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Oni się nie kochają. Dieterowi pewnie moja przyjaciółka kiedyś zaimponowała, zauroczyła go, ale dlaczego sama z nim była? Nie wierzę w tę miłość. Ale i tak Greta przyjdzie do nas na wieczór.
Od rana nie mogę sobie znaleźć miejsca w domu. Strasznie, okropnie tęsknię za Hansem. Boli mnie jego nieobecność. Nie widzieliśmy się już od maja… Trzy dni byłam prawdziwą mężatką. Nadal mieszkam z mamą, nie mamy z Hansem żadnego swojego kąta. Ciężko nam planować jakąkolwiek przyszłość, kiedy on jest na froncie. Tak dawno nie wysłał mi żadnego listu… Ja nawet nie wiem, gdzie on teraz jest! Nie pozwalają mu o tym pisać. A jeśli te święta spędzi w niewoli?
- Rosa! – Do mojego pokoju wkrada się cicho Dieter. Jego również nie widziałam od dnia mojego ślubu. Pozwalam się wyściskać, wycałować . Tęskniłam za nim. Może nie podoba mi się jego służba w SS, ale… To mój brat.
- Dieter! Co u ciebie? Opowiadaj! – pytam.
- Długo by gadać, Rosa. Hans dostał przepustkę? – pyta, nie zdając sobie sprawy z tego, że mnie rani.
- Nie. Nie wiem, co się z nim dzieje, od miesiąca nie dostałam żadnej wiadomości, listu! Dieter, czy gdyby coś… Czy ja bym wiedziała? Powiedzieliby mi?
- Na pewno, mała. Wiesz, listy z frontu długo idą – mówi w zadumie.
Chyba wie, że ja mu nie wierzę. Ile jest takich, co „zaginęli”, a potem okazało się, że nie żyją…
- Co z tą Polką? – pytam.
- Nie wiem. Rosa, ona mnie nienawidzi. I ma rację. Ja siebie też zaczynam nienawidzić. Kiedy byłem w Dachau, widziałem rzeczy… Nie umiem nawet o tym opowiadać. Jak nisko może upaść człowiek. Pamiętam ten zapach palonych zwłok.– Głos Dietera trzęsie się, on sam patrzy na mnie taki szaleńczym wzrokiem – I wtedy obiecałem sobie, że nie będę zwierzęciem… A w Warschau… Ja zajmuję się przesłuchaniami. Brzmi niewinnie, prawda? – Widzę, że brat nie chce, bym przytakiwała. On chce z kimś porozmawiać. – Ja tych ludzi torturuję. Biję, szczuję psami, przypalam. I wiesz, chwalą mnie za to. W normalnym świecie za to wszystko, co tam robię siedziałbym w więzieniu. A teraz, tutaj, dostałem awans.
- Dieter… - Nie wiem, co powiedzieć. Nie wiedziałam, że Dieter jest w stanie kogoś torturować. To przecież mój brat! On wiązał mi sznurówki, kiedy byłam mała! Uczył mnie jeździć na rowerze! – Takie mamy czasy…
- Takie mamy czasy, Rosa, ale przecież pewne reguły, jakiś humanizm… To jest ciągle. Teraz złożę Wam życzenia i pobożnie pójdę do kościoła, a „Nie zabijaj”, to co?
- Hans pewnie też zabił wielu ludzi – mówię z zadumą. Mój mąż – mordercą. Zabił męża innej kobiety, która tak samo jak ja czekała…
- Ale Hans jest na prawdziwej wojnie. A ja?
- Każdy powinien służyć Furherowi, tak , jaka jest potrzeba – Mówię wyuczone regułki. Chociaż wiem, że Dieter też je zna – Ty coś czujesz do Grety? – pytam, chcąc zmienić temat.
- Nie. Nie wiem. Kocham Elżbietę, jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi. Tak, spotkaliśmy się dwa razy, ale czuję, że to kobieta mojego życia! – wybucha nagle Dieter.
- A Greta?
- Greta to przeszłość. Pierwsza wielka miłość, ale przeszłość. Szanuję ją, mam o niej jak najlepsze zdanie i tyle…
Przez chwilę siedzimy w milczeniu. Myślę o Hansie, mając nadzieję, że on teraz, chociaż przez chwilę myśli o mnie. Chciałabym znów znaleźć się w jego ramionach. Chciałabym, by te całe święta, chwile, w których muszę udawać silną, dumną ze swego męża Niemkę minęły.
- Kolacja! – słyszymy krzyk mamy.
Schodzimy na dół. Widzę, że mama zastawiła pięć nakryć, tak, jak dla Hansa… Albo dla taty. Ich nieobecność boli. Nakładam na talerz odrobinę sałatki i próbuję coś przełknąć. Dieter chyba także nie ma ochoty na jedzenie. Nie wiem, o czym myśli… O tej swojej Polce, czy może, może o pracy?
- Rosa – Mama patrzy na mnie czujnym wzrokiem- Widziałam się wczoraj z Anną Hesse. Jej syn też jest w Rosji i on był… -Mama urywa, jakby reszta zdania była dla niej nie do wypowiedzenia.
- Nie żyje? – pytam, zupełnie obojętnie.
Bo co mnie obchodzi jakiś Hesse, jeden z wielu poległych na tej wojnie. Mój Hans żyje. Na pewno.
- Nie, nie, wszystko w porządku. Wrócił na przepustkę. Był w jednej jednostce z Hansem.
- Był? – pytam, choć już znam odpowiedź. Był. Nie ma go. Nie żyje. Albo jest w niewoli. Lepiej, żeby nie żył.
- Miesiąc temu ich kompania miała starcie z Rosjanami. Teren był niesprzyjający, bagna. Nieprzyjaciel agresywny – Mama mówi to tak, jakby opowiadała mi bajkę. – Znaleźli mnóstwo zwłok. A niektórzy, niektórzy mogli w tych bagnach potonąć.
Jak ona może? Jak ona może tak spokojnie o tym mówić? Przecież to mój mąż! To na pewno nieprawda, Hansie żyje, chociaż ta wersja jest tak prawdopodobna. Ostatni list wysłał pod koniec listopada… Pisał, że nie dostanie przepustki. I że idą do ataku. Na myśl o tym, że sens mojego życia może leżeć na dnie jakiegoś bagna mam ochotę wyć. Wszystko, co zjadłam podchodzi mi do gardła. Na miękkich nogach wstaję. Chcę iść do łazienki, być sama. Nagle słyszę pukanie do drzwi. Kto to? Pewnie ten Hesse. Nienawidzę go, chociaż jedyną jego winą jest to, że przeżył. Jak on śmiał? Nie mam ochoty otwierać drzwi. Mam nadzieję, że ktoś, Dieter, mama, zrobi to za mnie.
- Rosa! Otwórz! –krzyczy z pokoju Dieter.
Podchodzę do drzwi. Jeśli to ten Hesse, to przysięgam, zabiję go. Zabiję każdego mężczyznę w mundurze Werhmachtu. Nawet, gdyby był to sam Himmler.
- Rosa! –Słyszę od progu ten jeden, jedyny, najpiękniejszy głos. I za chwilę tonę w jego ramionach. Chyba płaczę, ale nie wiem, nie muszę tego wiedzieć. Hans tu jest. Ze mną. Przytula mnie.Żyje!
- Hansie – szepczę w jego brudną koszulę – Co ty tu robisz? Tak się bałam, tak tęskniłam… - zasypuję męża potokiem słów - Dostałeś przepustkę?
- Sam ją sobie udzieliłem, Ro – mówi, całując mnie w czoło
Dopiero teraz widzę, że Hans zamiast munduru ma na sobie cywilną koszulę i spodnie. Zdezerterował. Pewnie go szukają, niedługo zorientują się, że nie zaginął w czasie tej potyczki…
- Dlaczego? – pytam słabo.
- Chciałem spędzić święta z małżonką.
- I co teraz, co teraz Hans? Przecież wiesz, że ja jestem na cenzurowanym. Jak cię ktoś tu znajdzie, doniesie… Zabiją cię, Hans! – krzyczę, będąc jednocześnie spokojna, przestraszona, szczęśliwa i wściekła.
- Rosa. – Całuje mnie w czoło – Daj mi się cieszyć, że w końcu jesteśmy razem. Tak za tobą tęskniłem, nawet nie wiesz, jak tam jest okropnie. Kochanie .- Cały czas trzyma mnie w objęciach. – Uciekniemy stąd, chcesz?
Uśmiecham się słabo. Staram się nie myśleć o przyszłości, skupić się tylko na tym, że jestem z Hansem. Tu i teraz. Tylko to się liczy. Nie mogą nam odebrać teraźniejszości.
- Hans! – Za moimi plecami stoi Dieter – Dostałeś jednak przepustkę?
- Jakoś się udało – kłamie z uśmiechem na ustach Hans. Nie ufa Dieterowi. Trochę mnie to boli, ale znam mojego brata. Hitler jest dla niego najważniejszy – Co tam w Warschau?
- W porządku. – Dieter także nie mówi prawdy. – Piękne kobiety mają.
- Ale chyba nie piękniejsze, niż ja. – Do mojego brata podchodzi Greta. Festiwal obłudy trwa w najlepsze. Dobrze, że w tym wszystkim jestem ja i Hans, dobrze, że przynajmniej nasza miłość jest prawdziwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pią 16:45, 26 Gru 2014    Temat postu:

Na początku bardzo dziękuję za ,,dziecięce" części. ^^
Jak już pisałam na FB, cały czas szokuje mnie to, w jaki sposób zginął ojciec Dietera. A Dieter to jeszcze dziecko...! No i nie wierzę, że potem zaczął być trybikiem w maszynie, która zabiła jego ojca. I bardzo mnie smuci to, że Dieter był w Hitlerjugend. Szkoda. Takie dobre dziecko!
Ela... Wiesz, aż mi łzy podeszły do oczu przy tej części o niej. Bo to ona cierpi w tych kłótniach rodziców, ona ponosi największą szkodę. Nie, nie zgadzam się na to! Dzieci powinny być izolowane od wszelkich kłótni. No ale nie zawsze tak się da. No i jeszcze mała Ela chcąca być taka jak mama... :') Tu jej mama mi orzypomina Małgorzatę z ,,Listów do M.", które wczoraj oglądałam. Smile
,,I wtedy obiecałem sobie, że nie będę zwierzęciem…"
Rosa jest taka trochę... No nie wiem. siedzi w tym domu, martwi się, ale właściwie to mało o niej wiem. Więcej o niej! Smile Oczywiście, martwi się, ale zaczyna mi przypominać taką... No nie wiem. Marudę? Nie mogę przecież tak o niej powiedzieć, skoro mało o niej wiem...
Bardzo mi się podoba! Szczególnie to, jak budujesz te wszystkie postacie. Smile Są niejednoznaczne, kolorowe! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:30, 26 Gru 2014    Temat postu:

Znowu fragmenty o Niemcach spodobały mi się najbardziej, wzbudziły największe emocje. Nie wiem, jak ta mama Dietera i Rosy mogła tak spokojnie mówić przy kolacji, że być może Hans nie żyje? Bardzo się ucieszyłam, gdy się zjawił i Rosa była taka szczęśliwa! No i Greta przyszła. Tak sobie myślę, czy ona coś do Dietera czuje, czy to wciąż tylko zabawa?

Dieter i Rosa są świetnym, ufającym sobie rodzeństwem.

Mała Ela, która od najmłodszych lat widzi brak miłości i zrozumienia pomiędzy rodzicami.

Czekam na więcej, bo wciąż nie wypadasz z rytmu, każda część jest tak samo świetna!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:56, 05 Sty 2015    Temat postu:

Kwiecień 1940
Adrianna
Nie wiem, co się dzieje z Adamem. Zniknął. Nie ma go w mieszkaniu, jego siostra twierdzi, że wyjechał. Co za bzdury, gdzie miałby teraz wyjeżdżać? Boję się, że mnie zostawił. Boże, jak to brzmi! Takie myśli, to może mieć Elka, a nie ja! Czemu wszystko jest mi teraz takie puste, teraz, kiedy nie ma przy mnie Adama? Przecież tyle lat przeżyłam bez niego…
Słyszę pukanie do drzwi. Tak, to na pewno on! Za chwilę mnie przytuli, pocałuje, a cały świat będzie pachniał nim, smakował nim…
- Mamo! – W drzwiach stoi Ela. Obca Ela, której nie widziałam od marca. Ela, która z dnia na dzień zniknęła.
A ja nie martwiłam się o nią tak, jak teraz martwię się o Adama. Dlaczego? Przecież ją kocham, przecież nie jestem złą matką. Ale wiem, czuję, że Elka sobie poradzi. Ona jest taka podobna do swojego ojca, silna, konkretna, zdecydowana.
- Eluś – mówię, wpuszczając ją do środka – Dziecko, tyle czasu cię nie widziałam.
- Przepraszam. Mamo, ja tu nie mogę być – mówi bezpośrednio, a ja już wiem, w co się bawi.
Właściwie, domyślałam się tego. Skóra zdarta z ojca, honor ponad wszystko, życie dla Ojczyzny. Nie mogłam liczyć na to, że zamknę ją w domu, że zakażę jej angażowania się. Pewnie Jerzy też miał na nią wpływ. Ciekawe, czy mieszkają teraz razem?
- Bałam się o ciebie. – Pomagam Elce powiesić płaszcz, sadzam przy stole i podaję ciastka – jak dobrze, że je upiekłam!
- Niepotrzebnie. Radzę sobie. Wszystko w porządku. – Głos Eli jest taki smutny, pusty. A jednocześnie brzmi tak, jakby się sama chciała przekonać. – Co u Adama? – pyta, pierwszy raz tak normalnie, bez wyrzutów.
- Elu – zaczynam, biorąc głęboki oddech – Ja kochałam twojego ojca, ale…
- Mamo! Nie kłam! Jakbyś go kochała, przyszłabyś na jego pogrzeb!
Ciągłe wyrzuty. Nikt nie rozumie, że nie pasowałam na tym pogrzebie, że nie nadawałam się do odgrywania roli zrozpaczonej wdowy. Nie, nie cieszyłam się ze śmierci męża, ale… On nie był taki idealny, jakim pamiętała go Ela, podkomendni i dowódcy. Ja też nie byłam święta, przyznaję. Po prostu, mieliśmy pecha, że na siebie trafiliśmy.
- Nie mówmy o tym – łagodnieje nagle moje córka. – Co u Adama?
- Nie wiem – przyznaję się, jednocześnie śmiejąc się z niedorzeczności tej sytuacji. To ja powinnam zadawać Eli takie pytania. – Zniknął. Tak nagle. Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje, tak strasznie się martwię.
- Wróci – ucina temat Ela.
I wtedy, pierwszy raz, odkąd miałam tę próbę samobójczą, przytula się do mnie. Już nie jest małą dziewczynką – ścięła włosy, schudła. Pachnie tanimi perfumami.
- Mamo… - zaczyna – Mamo, czemu to wszystko jest takie trudne? Po co ta wojna? Ona wszystko utrudnia.
- Eluś !– Głaszczę córkę po plecach – Wszystko się ułoży. Wojna się niedługo skończy – mówię te puste frazesy, mając nadzieję, że pocieszą moje dziecko – Co u Jerzego? Mieszkacie razem?
- Nie, nie. Jurek jest w górach, w lesie – Ela uśmiecha się, chyba jest z niego dumna – Mamo, martwię się, że on nie wróci. Że zginie. To jest straszne, ciągła tęsknota, niepewność. Tak dawno go nie widziałam.
Och, jakie my jesteśmy do siebie podobne – obie martwimy się o swoich mężczyzn, tyle, że w przypadku Eli to takie normalne, martwi się o… Ciekawe, czy się już zaręczyli? Elka jest niby jeszcze młoda, ma siedemnaście lat, ale i tak żyjemy już osobno. Do Jurka mam zaufanie, widzę jak patrzy na moje dziecko i wiem, że jej nie skrzywdzi.
- Wróci. Nie ma wyjścia.
- Adam też – pociesza mnie Ela. – Mama, muszę lecieć. Czekają na mnie. – Elka nagle wstaje, zakłada płaszcz i wychodzi.
Widzę jeszcze przez okno, jak się oddala. Zastanawiam się, kto teraz jej potrzebuje, kto jest ważniejszy od matki. I nagle sobie uświadamiam, że teraz to wszystko się odwróciło i to nie Elka potrzebuje matki, tylko ja córki.
Lipiec 1940
Jerzy
Ściany celi są takie przyjemnie zimne. Koją ból, ból, którzy rozrywa mi ciało, który sprawia, że mam ochotę wyć. Kiedy w końcu przyjdzie śmierć? Sunę palcami po napisach, które zostawili moi poprzednicy… „Jeszcze Polska nie zginęła”. „Władek Kownacki, 16 lat, 3 lutego ‘40”, „O, Panie Boże, przywróć nam Polskę”. Może i ja powinienem coś po sobie zostawić? Unoszę dłoń, wyciągam z kieszeni spodni scyzoryk. Co on tu robi? Dlaczego nie zabrali mi go w kancelarii więziennej? Nieważne. Zastanawiam się, co właściwie chcę napisać… „Słodko i szlachetnie jest ginąć za Ojczyznę”? Ale to nieprawda. Może i szlachetnie, ale gdzie ta mityczna słodycz? Co jest pięknego w tym, że cały jestem zakrwawiony, że nie mogę ruszać ręką, ani że nie mogę otworzyć oka? Może, tak jak Wieniawa? : „Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski.” Nie. Zbyt dwuznacznie. Nie mogę już o tym myśleć, wiruje mi w głowie, tak jakby Weyner znów uderzył mnie w nią gumową pałką. Zaraz, zaraz? Co on tu robi? Jakim cudem go nie zauważyłem? Kulę się w sobie na myśl o kolejnym biciu, czuję, jak ból szarpie mi mózg.
- No, Boćkowski. Przyprowadziłem ci twoją dziewczynę – mówi z uśmiechem.
- Wypuść ją! – krzyczę – Ona nic nie zrobiła!
- O, czyli jednak się przyznajesz? – Pozornie dziwi się Weyner. – To chyba czas na spotkanie kochanków.
Do celi wchodzi moja Elka. Jest taka blada, ale nie wygląda na pobitą. Ma na sobie białą sukienkę, aż do ziemi, nigdy nie w niej nie widziałem. Nic nie mówi, patrzy tylko z zadumą przed siebie.
- Ela! Elu, nic ci tu nie zrobią – Podchodzę do ukochanej. – Elu, nie bój się – pocieszam ją zupełnie irracjonalnie, bo przecież mogą ją tu skatować, zgwałcić, zastrzelić.
Ona nadal nie reaguje, wpatrzona gdzieś daleko. Usiłuję zajrzeć jej w oczy – są takie puste, martwe. Martwe! Dotykam jej zimnej skóry, usiłuję wyczuć oddech. Nic. Zimne puste oczy świdrują mnie.
- Elka! – potrząsam nią, marząc o tym, by się ocknęła. Bo przecież ona stoi, ona musi żyć. Nagle z jej oczu wypływa krew, spływa po twarzy, barwi blond loki, skapuje na sukienkę.
- Już zginęłam – mówi nagle ona, a ja uświadamiam sobie, że to nie Elka, tylko Polonia. O rysach mojej ukochanej, w sukience matki.
Polonia podchodzi do mnie, usiłuje objąć mnie swoimi martwymi rękami. Cofam się, cofam, dopóki za mną nie jest już tylko ściana. Krzyczę.
- Jerzy! – Czuję, jak ktoś szarpie mnie za ramię – Obudź się!
Rozglądam się. Wokół panuje kompletna ciemność. Jak w karcerze. Co ja robię w karcerze? Co z Polonią? Co z Elką?
- Jerzy! – Stojąca przede mną dziewczyna ciągle do mnie krzyczy, ale ma miły głos, nie taki jak Polska. Co ja wygaduję? – To tylko sen, Jerzy.
- Co się dzieje? – Ciągle nie potrafię wrócić do równowagi, rozglądam się po ciemnym miejscu.
- Miałeś zły sen. Krzyczałeś – uspokaja mnie dziewczyna. – Co się dzieje, Jerzy? Od jakiegoś czasu nie śpisz spokojnie, kręcisz się, krzyczysz… - pyta z troską w głosie.
Ten jej spokój udziela się i mnie. Choć może nie powinien, bo ciągle możemy zginąć. Najważniejsze, że nie jestem już skazany na czekanie i cierpienie, że teraz jestem w partyzantce, w Tatrach, że obok mnie siedzi zupełnie żywa sanitariuszka „Kozica”.
- Zanim tu trafiłem, napsułem Niemcom trochę krwi w Warszawie – Z uśmiechem wspominam walkę w Warszawie. Była zupełnie inna. Tutaj czuję się trochę bardziej wolny, ale tęsknię za Elką. Tyle, że to nie jest miejsce dla siedemnastoletnich panienek.
-Aresztowali cię? – pyta „Kozica”. Zastanawiam się, ile ona może mieć lat. Wydaje mi się starsza od Eli. Ale może to tylko dlatego, że jako góralka miała zupełnie inne dzieciństwo.
- Tak. Moja dziewczyna mnie wykupiła – ucinam temat. Nie chcę wspominać tych okropnych chwil. Tylko upewniły mnie w tym, że trzeba walczyć.
- Musi cię bardzo kochać, ta twoja dziewczyna – uśmiecha się „Kozica”.
Nie chcę rozmawiać na temat Elki. To tylko przynosi złe myśli, wątpliwości, strach. Weyner miał ją jak na widelcu. Czemu jej nie aresztował? Śledzi ją?
- A ty? – pytam bezpośrednio – Czemu ty nie spałaś?
- Spałam. Trochę.
- Coś się dzieje, „Kozica”?
- Nie mogę spać – mówi smutno – Ciągle mam to przed oczami.
- Co? – Czasem źle się czuję w tym oddziale, gdzie wszyscy znają się od lat. Nie jestem góralem, nie znam tutejszych plotek, zwyczajów.
- Kiedyś miałam dwóch braci, siostrę i rodziców. Nawet nie tak dawno. Kilka tygodni temu. Zawsze rodzice byli bardzo za Polską. Kiedy wybuchła wojna, zaczęło być źle. Mąż siostry zginął we wrześniu, a ona z córeczką zamieszkały z nami. Zresztą, wszyscy się szybko zaangażowaliśmy w konspirację. Ja poszłam na kurs sanitarny, jeden z braci, Jędrzej, że dobrze jeździ na nartach, był przewodnikiem. Tata do lasu. Dowodził kiedyś tym oddziałem, dopóki… - urywa nagle. Już wiem, dlaczego zdanie „Kozicy” liczy się bardziej, niż powinno. To niby tylko sanitariuszka, a słuchają jej, jak żołnierza. – Mama miała przyjaciółkę, Żydówkę. Ukrywała ją. Długo się nam to udawało, pół roku. Pani Stefa mieszkała w piwnicy, wychodziła czasem po zmroku. Myśmy się tak dobrze z tym kryli…
- Dowiedzieli się? – pytam, biorąc „Kozicę” za rękę.
- Tak. Tego dnia ja i Stasik, znaczy „Żubr” – nie wiedziałem, że potężny „Żubr” jest bratem „Kozicy”. Mało ze sobą rozmawiali, nie byli do siebie podobni. Ani fizycznie, ani, wydaje mi się, z charakteru. – Rodzice wysłali nas do ciotki, do Zakopanego. Byliśmy tam cały dzień. Wiesz, maj, już ciepło. Ciocia dała mi korale, czerwone, jak prawdziwa góralka mieć powinna – „Kozica” nieświadomie dotknęła paciorków, które wybijały się spod koszuli. – Wiesz, ja nie powinnam ich nosić tu, one są na święto. Ale ja się boję, że jak zdejmę, to zgubię – „Kozica” milczy przez chwilę – Kiedy wróciliśmy, chałupa się paliła. Słyszałam krzyk mamy, wrzask ojca, śmiech Niemców i wycie Janka… - Czuję, jak dziewczyna cała się trzęsie, wtula się w moją kurtkę i zaczyna płakać – Kiedy zamykam oczy widzę, jak tata, płonący tata, wyskakuje przez okno. Słyszę jego wrzaski: „Marysiu! Marysiu, ratuj!”
Przytulam Marysię. Jest taka mała, taka krucha. Pierwszy raz czuję, że tak naprawdę jest jeszcze dzieckiem.
- Od tamtej chwili nie przespałam ani jednej nocy. Nie rozmawiałam ze Stasikiem. Jerzy, powiedz mi, czy ja się nauczę żyć? Czy zapomnę?
- Nie wiem – mówię zgodnie z prawdą. Patrzę jeszcze raz na Marysię. Jest taka pogodna, nigdy bym nie pomyślał, że tyle przeszła.- „Kozica”, wojna się niedługo skończy. Trzeba być silnym.
- Nie mam już siły, Jerzy. Ja mam dopiero osiemnaście lat. Ja powinnam być młoda, a nie… - wzdycha – Nigdy tego nie zapomnę. Każdej nocy będę widzieć, jak umiera mój tata, mama, wszyscy!
„Kozica” przytula się do mnie. Nie wiem, jak się zachować, odtrącić ją, czy objąć. Kocham Elkę, nie wiem, jak taki gest potraktowałaby Marysia. Czuję zapach jej włosów, ciepło jej rąk na moim karku, potem na policzkach. Usta na ustach.
- Nie. – Odsuwam się od Marysi. – To nic nie da. Tylko się zranimy.
- Jerzy, ale… - zaczyna ona, lecz ja nie daję jej skończyć.
- Mam dziewczynę – mówię, wychodząc na zewnątrz.
Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Przypomnieć sobie, że kocham Elkę, że ona, choć tak daleka, ciągle jest dla mnie najważniejsza. Może ona też teraz patrzy w te same gwiazdy, co ja?
Lipiec 1940
Dieter
Oszalałem. Pierwszy raz oszalałem z miłości. I to na punkcie Polki, której właściwie nie znam! To jest chyba przestępstwo, kochać kogoś z rasy podludzi. Tylko, że ona, samym swoim istnieniem zaprzecza wszystkiemu, co mówi Hitler. Nie wygląda ani na nosiciela wszy ani przyczynę upadku Niemiec. Tylko na zwykłą, przepiękną kobietę. Ciekawe, ile ma lat. Osiemnaście? Dziewiętnaście? Nie wiem. W myślach porównuję ją do naszych niemieckich kobiet – do mojej smarkatej siostry Rosy, do uwodzicielskiej Grety. Może ona jest trochę podobna do mojej mamy – też z całej siły przeciwstawia się Hitlerowi. Nie myślę o tym, co robi Rosa, to zbyt głupie. Co jej da opuszczanie nauki? Moja Polka (moja?) na pewno by się uczyła.
- Weyner – Moje rozmyślania przerywa wtargnięcie starszego kolegi, Hermanna. Hermann jest zupełnie inny niż ja. Austriak, ma żonę i córkę na wydaniu. - Chodź się napić.
- Nie dzisiaj, Hermann. Nie mam nastroju – mruczę.
Dzisiaj zabiłem człowieka. Wiem, wiem, że moje śledztwa niejednego doprowadziły do śmierci, ale dzisiaj pierwszy raz ktoś umarł w czasie przesłuchanie. Zakatowałem kogoś na śmierć. Nie mogę się pozbyć tej myśli, że jestem jak ci, których tyle lat nienawidziłem. Jak zabójcy mojego ojca.
Pamiętam ten dzień, kiedy przyszła wiadomość o jego śmierci. Mama była wtedy na jednym ze spotkań z innymi… Potem przestała na nie chodzić. Odpuściła sobie z antyhitlerowską działalnością, chociaż myślę, że dalej, w głębi duszy popiera Stalina, myśli o komunizmie. Ale postanowiła zamilknąć, żeby nas nie narażać. Kiedy siedzieliśmy z Rosą sami (ja miałem czternaście, ona dwanaście lat), nagle przyszedł wujek Tommas, prowadzący za rękę bladą jak kreda mamę. Posadził ją na krześle, dał krople na uspokojenie. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Po chwili wujek podszedł do mnie, położył mi dłoń na ramieniu i powiedział: „Teraz ty jesteś panem domu”. Potem wyszedł, a ja zostałem z roztrzęsioną mamą i płaczącą Rosą.
Muszę nie myśleć o dawnym życiu. Tutaj jestem trybkiem w maszynie do zabijania, tutaj służę Hitlerowi i nie mogę myśleć o tym, że jestem podobny do zabójców ojca. Nie mogę zresztą mieć żadnych uczuć.
- Dziewczyna? – pyta Hermann.
- Nie, nie, śledztwo – mówię na poczekaniu, zachwycony swoją inteligencją. Już wiem, jak zbliżyć się do tej Gojewskiej. Jak poznać, czym się zajmuje (lub zajmowała), kim jest. – Nie mogę jej rozgryźć.
- Czyli jednak dziewczyna.
- Jedna z bandytów. Znam jej nazwisko, ale nie wiem, czy prawdziwe. Mam jej zdjęcie – pokazuję Hermannowi zdjęcie, jakie znalazłem przy Boćkowskim.
- No, to przejęliśmy akta wszystkich gimnazjów. Sprawdź sobie.
To wszystko jest genialnie proste, a zarazem niewykonalne. Tyle tych zdjęć, akt…A ja muszę pracować, pracować na chwalę Furhera!
- Hermannn – Nawet nie muszę kończyć.
- Zapomnij o tym. Mam swoje śledztwa.
- Przejmę je – deklaruję chęć torturowania jeszcze większej liczby osób. Chyba naprawdę oszalałem z miłości.
- Mnie się wydaje, Weyner, że nie chodzi tylko o śledztwo – uśmiecha się Hermann.
- Przestań, to Polka. A zresztą, ja już mam narzeczoną – oburzam się pozornie.
Oszalałem. Nienawidzę przesłuchań. Nienawidzę torturować ludzi. Ale teraz, teraz, kiedy mogę ją poznać, kiedy mogę dowiedzieć się, kim jest, to wszystko jest takie nieważne!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Konarska dnia Pon 21:58, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Wto 14:09, 06 Sty 2015    Temat postu:

Po pierwsze bardzo dziekuje za rozwinięcie wątków, o które prosiłam. Smile Smile Smile
Cała część o Adriannie bardzo przekonująca, o tym, jaka ona jest słaba, jak ta wojna jej w ogóle nie obchodzi, a jednak bardzo dotyka.
,, I nagle sobie uświadamiam, że teraz to wszystko się odwróciło i to nie Elka potrzebuje matki, tylko ja córki." Mistrzostwo.

Jerzy. Także zagubiony. Szkoda, że się całował (w sumie to tylko ona go całowała, ale...) z ,,Kozicą". Ale ona potrzebowała przez chwilę oparcia, opiekuńczości z czyjejś strony. Ale on się bardzo dobrze zachował. Teraz trzymam kciuki za to, żeby nie zwątpił w uczucie między nim a Elą.
Ach, no i jego sen o Polonii!

,, Po chwili wujek podszedł do mnie, położył mi dłoń na ramieniu i powiedział: „Teraz ty jesteś panem domu”." Biedny Dieter! Wiesz, cały czas się obawiam, że jak jakiś Niemiec odkryje to, że on się kocha w Polce, to zrobi coś świńskiego.

Wiesz, naprawdę widzę, że starasz się pisać o ludzkich uczuciach, a nie o wojnie, która jest tu jednak bardzo wyrazistym tłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:55, 10 Sty 2015    Temat postu:

Najbardziej uderzająca była dziś część o Jerzym, ale może po kolei.

Kiedy przeczytałam "Adrianna", pomyślałam, że wprowadzasz nową bohaterkę, bo zupełnie nie skojarzyłam, że tak ma na imię mama Eli. W pierwszych częściach przedstawiałaś ją jako matkę toksyczną, taką bardziej przejmującą się swoim życiem uczuciowym aniżeli córką. Teraz zaczynasz ukazywać jej wrażliwość, strach przed samotnością i niepewnością dnia codziennego. Cieszę się, że ją bronisz, że ona o Elę jest spokojna, bo wie, po prostu wie, że córka sobie poradzi. Teraz żal mi matki, szczególnie po tej krótkiej, chłodnej rozmowie. Ela bardzo mi tutaj przypominała Rudą!

Sen Jerzego mnie przeraził, zwłaszcza krew z oczu. Myślałam, że to dzieje się naprawdę, że on znowu wpadł. Kurczę, świetnie opisałaś ten góralski klimat, partyzantkę, no i ukłony za zachowanie Jerzego.
Cytat:
- Nie. – Odsuwam się od Marysi. – To nic nie da. Tylko się zranimy.
- Jerzy, ale… - zaczyna ona, lecz ja nie daję jej skończyć.
- Mam dziewczynę – mówię, wychodząc na zewnątrz.
Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Przypomnieć sobie, że kocham Elkę, że ona, choć tak daleka, ciągle jest dla mnie najważniejsza.

To się rzadko zdarza, ale jednak się zdarza, i kiedyś, i dziś. Cieszę się, że Jerzy tak się zachował, ale szczerze, to niczego innego bym się po nim nie spodziewała. Od początku widzę w nim najporządniejszego z porządnych.

Dieter jest dla mnie coraz większą, coraz obrzydliwszą bestią. Czuję, że on jest dla Eli niebezpieczny, ale z drugiej strony wiem, że ona z nim będzie, chyba szczęśliwa. Dieter niby zdaje sobie sprawę z tego, że jest mordercą, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, że mu to nie przeszkadza, a fakt, że zakatował człowieka jedynie popsuł mu dzień. Nie wywołał wyrzutów sumienia, lecz zniszczył poczucie estetyki. Dieter wychodzi z założenia, że lepiej kiedy jego ofiary umierają gdzieś tam w celach, gdzie on się nie pojawia, bo niby po co ma to oglądać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:53, 25 Sty 2015    Temat postu:

Coś strasznie krótka wyszła mi ta część. Miłej lektury!
Sierpień 1940, Monachium

Greta
Usiłujemy udawać, że jest, jak dawniej. Usiłujemy to bardzo dobre słowo, idealnie określa to, co dzieje się ze mną, z Dieterem, z Karlem, z Peterem i z żoną Petera, Johanną. Udajemy, że nie ma wojny. Czasem to wszystko mnie już przerasta, czasem nie mam siły udawać zblazowanej, pewnej siebie dziewczyny beztrosko popijającej szampana, kiedy tuż obok zabijani są ludzie. Muszę z kimś porozmawiać, muszę poprosić o zmianę zadania. Nie chcę już być beztroską, zakochaną w esesmanie Niemką.
- Greta! – Rosa podchodzi do mnie i dolewa nam szampana – Hans mi się oświadczył!
- Wspaniale. – Czasem irytuje mnie małostkowość, dziecinność Rosy. I nawet jej bunt wydaje mi się taki śmieszny.
- Jakie oświadczył! Ty masz dopiero siedemnaście lat, smarkulo – Dieter podchodzido siostry i czule g po głaszcze głowie. Zawsze chciałam mieć brata.
- Za tydzień mam osiemnaste urodziny, Dieter. Jestem już duża. Zresztą, Hans się mną zajmie.
- Żeby cię tylko nie zranił.
- Kocha mnie! – burzy się Rosa – Czemu Ty w ogóle nie wierzysz w miłość, co?
- Wierzę – burczy Dieter i robi się cały czerwony.
Żeby się tylko we mnie nie zakochał. Nie chce niczyjej miłości, nie chce kogokolwiek ze sobą wiązać. Jestem niebezpieczna. Lubię Dietera, lubię się z nim całować, bawią mnie jego żarty, ale…Boję się, że sama się przywiążę. To nie miało być tak.
- Greta? Chodźmy stąd – Dieter chwyta moją dłoń.
Wychodzimy. Czasem czuję się jak jego zabaweczka, dziewczynka do zabawy. Wiem, że tak nie jest, że on wolałby być ze mną naprawdę, że ta sytuacja jest tylko i wyłącznie z mojego wyboru. Ale to męczące. Kiedy tulimy się do siebie pod białą kołdrą w jakimś hotelu, przez chwilę pragnę normalności . Chciałbym mieć dom, mieć męża. Czy przez to, że jestem szpiegiem, tracę prawo do uczuć? Czemu moje życie ma być inne?
- Ożeń się ze mną – mówię, nie myśląc nad konsekwencjami – Ożeń się ze mną, miejmy dzieci.
- Niech zginą na chwałę Furhera – kończy Dieter.
- On nie jest wieczny.
- Jest. Tysiącletnia Rzesza.
- Rzesza nie wytrzyma długo. To zbrodnia, to co się dzieje z Żydami, z komunistami. Ze wszystkimi, którzy nie są tacy, jak on. – Wyjmuję nadpalonego papierosa z ust Dietera i rzucam go w portret Furhera, wiszący naprzeciwko łóżka. – Nasz drogi wódz patrzy nawet, jak się kochamy – kpię.
- On chce dobra dla Niemców, Greta.
- Nie rozumiesz, do czego to prowadzi? Pracujesz w Polsce! Widzisz, jak tam traktują Żydów, bandytów! Odpowiedzialność za nasze winy poniosą nasze dzieci. Świat nam tego nie zapomni! Nie wybaczy!
- Jesteś taka głupia. – Dieter przyciąga mnie do siebie i całuje. – O czym myślisz częściej, o niewolnikach rzymskich czy o rzymskim systemie praw?
- Rzesza nie wnosi nic nowego, nic dobrego. Tylko śmierć! Co to jest za świat, gdzie zabija się ludzi ze względu na to, że urodzili się w takiej, a nie innej rodzinie? Gdzie morderców, zwyrodnialców się nagradza? Czemu my się na to godzimy?
- Nie mamy wyjścia. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam.
- Ty już wybrałeś, prawda? – upewniam się, wtulając się w tors Dietera – Chcesz służyć Hitlerowi.
- Chcę być dobrym Niemcem.
- A nie dobrym człowiekiem?
- Nie ma dobrych ludzi, Greta. Trzeba służyć ojczyźnie, Nie chcę, żeby mój syn, mając szesnaście lat, musiał stawać się głową rodziny. Nie chcę, żeby moja żona była nazywana żoną zdrajcy.
- Wolisz, żeby była żoną zbrodniarza . – Wychodzę z łóżka i ubieram się. – Ty mnie w ogóle kochasz?
- Chodź już. Martwię się o Rosę.
Sierpień 1945, Bawaria
Charlotte
Nie tak wyobrażałam sobie mój ślub. Chciałam mieć piękną, długą sukienkę. Zaprosiłabym dużo gości. A tak? Jesteśmy z Dieterem w jakimś małym kościele, mam na sobie tę samą co od miesiąca sukienkę i nawet nie jestem pewna, czy kocham mojego męża. Ani, czy on kocha mnie.
Wychodzimy z kościoła. Patrzę na niego, na nową część mojego życia, na człowieka, przy którym do końca moich dni będę zasypiać i będę się budzić. Nie mam pojęcia, co mu powiedzieć. To jest moja wina. Jeśli nie będziemy umieli żyć razem, to będzie tylko i wyłącznie moja wina.
- Nie musieliśmy się pobierać – zaczynam.
- Żałujesz? – uśmiecha się do mnie tym samym uśmiechem, który witał mnie każdego poranka odkąd uciekliśmy z Berlina.
- Nie. Ale wiem, że mnie nie kochasz – mówię prosto z mostu.
- Charlie, to nie tak.
- Kochasz Lisette. Niedługo urodzi się wasze dziecko, a ty tymczasem wziąłeś ze mną ślub! Nie uważasz, że to bez sensu.
- Jesteś w ciąży. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny.
Rumienię się na myśl o tamtej nocy, którą spędziliśmy w stajni, ukrywając się przed rosyjskimi żołnierzami. Nigdy wcześniej się tak nie bałam.
- To nie musi być twoje dziecko.
- Wychowamy je razem, Charlie. Nie zostawię cię teraz samej.
Jestem mu wdzięczna. Nie wiem, jak, jako Amerykanka, która wybrała Rzeszę, poradziłabym sobie sama. Nie wiem, jak osiągnę to, jako żona strażnika z obozu, ale wierzę, że razem będzie nam łatwiej.
- Wiesz, tutaj niedaleko się wychowałem. W Regen, to takie małe miasteczko. Jak uda mi się je odnaleźć, wstąpimy do mojej mamy.
- Przedstawisz mnie? – pytam z kpiną – Ona czeka na Lisette i swojego wnuka.
Dieter chwyta mnie mocno za ręce. Całuje. Bez uczuć, może z obowiązku?
- Lisette jest w Polsce. To będzie dla niej niebezpieczne, jeśli będziemy utrzymywać kontakt. Ona nigdy do mnie nie wróci, Charlie. Ja chcę zacząć nowe życie.
Usiłuje mu uwierzyć. Może nie zostawi mnie, gdy tylko pojawi się wieść o tej mitycznej Lisette. Boję się jej. Z opowiadań Dietera wynika, że ona jest idealna. Dobra, uśmiechnięta. Tylko z miłością do ojczyzny u niej nie najlepiej. Pomogła Dieterowi okryć zło nazizmu.
- Nigdy mnie nie pokochasz – wzdycham.
- Charlie – Dieter przytula mnie mocno – Nie wiem, czy kocham cię teraz. Ale jesteś w ciąży. Niedługo urodzisz dziecko, będziemy z nim razem. Lisette to przeszłość, bolesna, ale przeszłość. Tamtego nie da się już naprawić.
- A twoje dziecko? Zapomnisz o nim? – pytam.
- Spróbuję. Uda się nam, Charlie, zobaczysz. Daj nam szansę.
Pozwalam się przytulić. Może on ma rację? Może nam się uda? Może będziemy szczęśliwi? Może pewnego dnia on wstanie, uśmiechnie się i powie: „Kocham cię, Charlie”?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Nie 11:53, 25 Sty 2015    Temat postu:

Ja. Go. Nie. Poznaję.
Przy ,,Niech zginą na chwałę Fuherera" potraktowałam jeszcze jako ironię, ale potem... Czy to próba przekonania mnie, że powinnam bardziej polubić Jerzego, a ie Dietera? ;D
,,Żeby się tylko we mnie nie zakochał. Nie chce niczyjej miłości, nie chce kogokolwiek ze sobą wiązać." - bardzo mi się podoba to, że na początku tak myśli, a potem jednak mówi mu, żeby się ożenili. Sama nie wiem, czemu. Gdyby to były inne postacie, pomyślałabym sobie ,,Co?!", ale tutuj to naprawdę pasuje.

Druga część... Wspaniale oddałaś jej swego rodzaju rozczarowanie i niepewność!
A to...
,,(...) nawet nie jestem pewna, czy kocham mojego męża. Ani, czy on kocha mnie." jest świetne!
A tu...
,,- Jesteś w ciąży. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny." Dieter mnie strasznie rozczarował! Myślałam, że jest wrażliwszy, że nie powie o dziecku jak o pomyłce... Co się z nim dzieje? ;-;
,,- Nigdy mnie nie pokochasz – wzdycham. " - takie prawdziwe. I znów mnie wkurza to, że Dieter właściwie sam nie wie, co robi, przy okazji raniąc innym.

Czy w kolejnym opowiadaniu postarasz się go zrehabilitować w moich oczach? Smile

Mimo tego, że zachowanie mojego ulubionego bohatera mnie rozczarowało, to i tak bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:12, 25 Sty 2015    Temat postu:

Ależ ten niby-związek Dietera i Grety jest toksyczny. Na początku to Greta bawiła się uczuciami innych, teraz, mam wrażenie, role się odwróciły - w niej odzywają się potrzeba normalności i miłości, a Dieter zwyczajnie się bawi. Bo chyba jego służba w Polsce zabiła w nim jakiekolwiek uczucia.

Związek Dietera i Charlie jest jeszcze gorszy. On jest podły, zwyczajnie podły. Chce wziąć odpowiedzialność za dziecko Charlie, choć ona prosto z mostu mu mówi, że ono niekoniecznie jest jego, a o swoim faktycznym dziecku i o Eli zamierza zapomnieć. Omotał Elę, a teraz chce zapomnieć. Oj, jestem do Dietera negatywnie nastawiona, on tylko krzywdzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:32, 25 Sty 2015    Temat postu:

Wena chwyciła i nie chce puścić
Sierpień 1940, Warszawa
Jerzy
Elka jest inna. Obca. Dorosła. To normalne, dojrzewamy, każdego dnia musimy podejmować najtrudniejsze decyzje. Ale ona patrzy na mnie jak na obcego. Nie powinienem jej zostawiać, nie powinienem znikać bez słowa. Nie mamy już o czym rozmawiać. Cały dzień spędziliśmy w milczeniu, na zmianę kochając się i patrząc na siebie bez słowa. Męczy mnie to.
- Elka. – Całuję leżącą obok dziewczynę – Kocham cię.
Elka milczy. Kiedyś, zanim wyjechałem, rzuciłaby mi się na szyję i krzyknęła: „Ja ciebie też!”. Była taką uroczą, zakochaną nastolatką. Teraz jest kobietą i coraz bardziej czuję, że już mnie nie kocha.
- Nie rozmawiajmy o uczuciach.
- Nie jesteś ich pewna?
- Nie jestem pewna niczego. Rok temu byliśmy na wakacjach. Moja matka próbowała się zabić z miłości. A ja zakochałam się bez pamięci w przystojnym podchorążym i byłam pewna, że on nigdy nie zwróci na mnie uwagi. A teraz… leżę z tym przystojniakiem w łóżku, wiem, że on mnie kocha, ale sama nie wiem, czy mam jeszcze jakieś uczucia. Na ulicach giną ludzie. Moja przyjaciółka nie chce się ratować, od dawna jej nie widziałam, bo nie możemy utrzymywać kontaktów. Wszędzie jest śmierć, nie mam ojca. Niedawno uczestniczyłam w zabiciu młodej kobiety – Eli łamie się głos, przytulam ją mocno do siebie. Czemu aż tak naciskałem? Czemu nie zauważyłem, że tak jej ciężko? Dlaczego ją zostawiłem? – A ty mnie pytasz, czy cię kocham. Jerzy, jesteś teraz jedynym dobrem w moim życiu. Nie mogę cię stracić.
Patrzę na nią z uwagą. Nie było mnie przez dwa miesiące, nie mogłem jej wspierać. Może ona teraz potrzebuje po prostu być z kimś? Może ona potrzebuje siły? Może ona się boi? Całuję ją, próbuję przekazać odrobinę spokoju. Czy udałoby mi się zabrać ją do lasu? Byłaby sanitariuszką, tak jak Marysia. Miałbym ją przy sobie. Może nie byłoby wtedy tych wszystkich głupich myśli o „Kozicy”? Czy powinienem powiedzieć Eli o tamtym pocałunku, o tamtej pełnej zwierzeń nocy?
- Myślisz, że Niemcy to też ludzie? – pyta nagle Ela.
- Nie wiem, Eluś. To wrogowie. Staram się tak myśleć, kiedy do nich strzelam. Nie o tym, że to młodzi chłopcy, tacy jak ja. Że też na nich czekają narzeczone.
- To wrogowie. Nie mają uczuć, a my mamy prawo się bronić. To oni napadli nas, a nie my ich.
- Widzę, że jesteś bardziej przekonana niż ja – całuję Elę w czoło – Po co pytasz?
- Nie wiem. Chodziło mi raczej o to… Bo my wierzymy, że kiedyś, niedługo, Polska będzie wolna. A w co wierzą oni?
- Nie wiem. Musimy rozmawiać o Niemcach? – krzywię się na wspomnienie Weynera, esesmana, który mnie torturował – Dał ci spokój?
- Kto? Weyner? – Nie mogę zauważyć, że gdy Elka wypowiada te słowa, ręce jej drżą – Tak. Wszystko jest w porządku. Nic ode mnie nie chciał.
- Martwię się o ciebie. Może powinnaś pójść ze mną?
- Nie, Jurek. – kręci głową ona – Tutaj jest moje miejsce. Tutaj są moje zadania, tutaj jest grób mojego taty, tutaj jest Eśka.
- Eśka, tata, wojna… A co ze mną?
- Ty jesteś już duży, poradzisz sobie – śmieje się Elka.
Dobrze znów widzieć ją uśmiechniętą. Kiedy słyszę jej śmiech, kiedy widzę iskierki w oczach, zapominam nawet o tym, że za oknem Niemcy zabijają ludzi. I o tym, że sam jestem mordercą.
Wrzesień 1940, Warszawa
Estera
Spakowałam już walizkę. Nie ma odwrotu. Trzeba będzie zrezygnować z życia, z wolności, z Jurka, z siebie samej. Staram się zagłuszyć lęk, wszystkie złe myśli. Przeżyjemy. Hitler przecież nie jest wieczny, niedługo wszystko wróci do normy.
- Estero! – Do pokoju wchodzi mama ubrana w jakąś starą, elegancką sukienkę. – Spakuj naszą zastawę, z czegoś jeść musimy.
Nie wiadomo nawet, czy będziemy mieli co. Mam już dosyć tego, że mama udaje, że nic się nie dzieje. Heniek miał rację, kto musi jej pokazać prawdę. Robaki nie jedzą z porcelanowej zastawy.
- Mamo, możemy wziąć tylko po dwie walizki. Zastawa się nie zmieści.
Mama energicznie podchodzi do jednej z walizek i otwiera ją. Ze zdegustowaniem wyrzuca nasze zimowe płaszcze.
- Po co to? Do zimy wyjdziemy!
- A jeśli nie? Mamo, jestem już na tyle odpowiedzialna, że… Zostaw to mnie. Poradzę sobie.
Mama patrzy na mnie rozbawiona moim uporem. A ja się boję. Ona tak bardzo wierzy, że to wszystko niedługo się skończy… Jak wytrzyma w getcie? Jak przeżyje mieszkanie w dwupokojowej klitce? Bez łazienki!
Może jednak powinniśmy byli się ratować. Może były jakieś szanse? Czemu ten głupi Heniek wracał? Dołączyłybyśmy do niego z mamą, ale nie, on postanowił być bohaterem! U Sowietów pewnie nie jest idealnie, ale tam byłabym człowiekiem, a nie szczurem, szkodnikiem, pasożytem! Tam mogłabym oddychać, chodzić ulicami, a nie bać się wyjść z domu. Wyciągam z szafy kolejne sukienki. Ta w kwiaty jest taka ładna, może uda mi się ją sprzedać. Mamy jeszcze cztery dni. Miałam ją na sobie rok temu, w szpitalu, kiedy Elce umarł ojciec. Był tam też Jerzy. Brudny, zmęczony, ale pełen nadziei żołnierz. Tak dawno go nie widziałam. To było takie głupie, ale on powiedział, że do twarzy mi. A potem całował płaczącą Elkę. I zniknął.
Ciekawe, czy jeśli umrę, on kiedykolwiek dowie się, że go kochałam? Oczywiście, że nie, bo skąd! On będzie żył długo, długo, długo. Ożeni się z Elką. Będą mieli dzieci. Czasem wspomną mnie, może będą po mnie płakać? Wątpię. Szkoda, że to wszystko się tak skończy… Co ja bym mu dzisiaj powiedziała: „Kocham cię”? „Jesteś dla mnie najważniejszy”?
- Estero - Mama znowu wchodzi do pokoju – Elżbieta do ciebie przyszła.
Czemu zawsze, gdy zaczynam myśleć o Jurku, pojawia się Ela? Uśmiechnięta, chociaż schudła i też wygląda biedniej. Tyle, że ona ma przynajmniej po co żyć. Walczy, ma Jerzego.
- Eśka! – Elka przytula mnie mocno. Pachnie jakimiś ładnymi perfumami. Czy to prezent od Jurka? – Mam dla was papiery. Nie chcę słyszeć odmowy. Jurek jest w Warszawie, jutro wraca, weźmie Heńka ze sobą. Ty i pani Goldmanowa wyjeżdżacie do mojej ciotki, do Milanówka.
Przez chwilę wierzę, że to możliwe. Ale potem przypominam sobie, że już tak właściwie pogodziłam się z tym, że umrę. I chcę być do końca z Heńkiem i mamą. I że nigdy się nie rozstaniemy.
- Nie mogę. Chcę być z mamą i z Heńkiem. Nie chcę żyć dzięki czyjejś łasce – mówię, całkiem wbrew sobie. Bo tak naprawdę nie pragnę niczego, jak być wolną, jeść do syta i mieć nadzieję.
- Estera, proszę. Proszę uratuj się. Daj sobie szanse! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Potrzebuję cię.
- Nie, Ela. Nie mogę. Nie chcę żyć na łasce! Chcę…
- Chcesz umrzeć, tak? – krzyczy moja przyjaciółka.
Właściwie to ma rację. Jeśli skorzystam z jej oferty, nie wybaczę sobie do końca życia. A jeśli coś się jej się stanie? Przeze mnie? Gdyby Jerzy mnie pokochał, z poczucia przyzwoitości nie mogłabym być z nim.
- Tak. Chcę umrzeć z rodziną.
- Czemuś się tak uparła? – Elka patrzy na mnie ze łzami – Co ja mogę dla ciebie zrobić?
- Nic. Po prostu, pamiętaj o mnie – uśmiecham się.
- Będę wam pomagać, obiecuję. Będę przysyłać pieniądze, jedzenie. Będzie dobrze, prawda?
- Prawda – mówię, drżącym głosem.
Tak bardzo chcę żyć!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pierniczkowa
Generał



Dołączył: 24 Sty 2014
Posty: 632
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ziemie odzyskane

PostWysłany: Pon 12:39, 26 Sty 2015    Temat postu:

Nie wierzę, że ona to zrobiła! Nie, nie, nie! Gdybym nie czytała części, w której się spotykają po wojnie, chyba bym się popłakała... (to moja ulubiona postać zaraz po Dieterze)
Bardzo dobre oddałaś zagubienie Jerzego! To, że on jej trochę już nie poznaje, jaki jest szczęśliwy, gdy ona się śmieje... Dobra, ociepliłaś mi jego wizerunek. Udało ci się, ech! Very Happy Myślę, że gdyby powiedział o sprawie z ,,Kozicą" nie wybaczyłaby mu. Albo dopiero po długim czasie. A może by zrozumiała? Nie wiem, Elka wciąż jest dla mnie tajemnicą... Ciekawie by było, gdyby ją wziął do swojego oddziału. Bardzo chętnie bym o tym przeczytała! Smile

Co do Estery, jest mi taka bliska! Bardzo realistycznie pokazujesz tę postać. Ma twardy charakter, nie chce żyć ,,z czyjejś łaski", choć sama sobie szkodzi, eksponując tę twardość... I to jej zdenerwowanie na matkę, ach! Prawdziwe.

Wiesz, Twoja Estera bardzo mi przypomina moją Michaelę z Gwizdy Dawida. Czy to tylko moje spostrzeżenie? o.O

Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dłużewska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 2938
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:08, 26 Sty 2015    Temat postu:

Ela staje się coraz bardziej chłodna, a biedny Jerzy się domyśla, że ona już go nie kocha i w dodatku się obwinia, bo mógł ją wziąć ze sobą do partyzantki. Jerzy jest cudowny.

Estery nie mogę zrozumieć. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pomoc z rąk najlepszej przyjaciółki uważa za robienie łaski? Gdyby to był ktoś obcy, ale taka przyjaciółka... No i ten pesymizm Eśki! Ona już się położyła w grobie - siebie, matkę, Henia. Już godzi się na śmierć. Dobrze, że choć Goldmanowa ma jeszcze jakieś odruchy nadziei.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konarska
Marszałek



Dołączył: 02 Sty 2013
Posty: 1756
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:21, 31 Sty 2015    Temat postu:

Aniu, Estera nie chce korzystać z pomocy Eli ze względu na Jurka. Ma wyrzuty sumienia, bo kocha narzeczonego przyjaciółki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.czashonorupl.fora.pl Strona Główna -> Fan made / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 7 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin